Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Wszystko co Ci się przydarza na planie tej gry, tworzysz swoimi myślami. Rzeczywistość jest Twoim lustrem, a tego odbicia nie da się oszukać. Jednak każda zmiana myślenia sprawi, że po pewnym czasie obraz się zmieni. I taki komć Moje ego robi ze mną co chce. Całe moje jestestwo skupia się na tym, że nie jestem w stanie funkcjonować w związku, w sensie żadne mi nie wychodzą. Faceci pojawiają się i znikają na miesiąc, góra 3. Raczej traktują mnie jak zabawkę, a jak któryś traktuje mnie poważniej, to albo kompletnie i totalnie mi nie odpowiada i w jego obecności dostaję „wkurwa”, albo jak skłonię się ku rozsądkowi, bo inteligentny, niebrzydki, dba o mnie, to nie ma kompletnie chemii, w łóżku jest do bani i też się rozsypuje. Już nie wiem co jest ze mną nie tak, czy jestem trędowata? Mam jakąś skazę na duszy, charakterze? A obiektywnie jestem ogarnięta, niebrzydka, zadbana, wykształcona, i zawsze słyszę zdziwienie, że nie mam nikogo. A z drugiej strony faceci jacy do mnie ciągną, to praktycznie same przebrzydłe żmije i oszuści. Żonaci, albo prawie żonaci, grający na dwa fronty, chcący tylko mnie przelecieć. Zaczynam nimi gardzić. W mojej głowie jest kompletny chaos. Jak mam ruszyć ze skrzyżowania? HELP
Wszystko, co się dzieje na niby kłopotliwego, zawarte jest w pierwszych dwóch zdaniach, a przede wszystkim w jestestwie, które skupia się na „niewychodzących” związkach. Bo co innego mogłabyś zobaczyć w lustrze własnej rzeczywistości? Zawsze zobaczysz, to co myślisz, a myślisz zgoła obsesyjnie, że faceci, których spotykasz to „przebrzydłe żmije i oszuści, i chcą Cię tylko przelecieć”. I takich właśnie yyy … spotykasz. Jesteś całkowicie pod wpływem przekonań i lęku o samotną przyszłość, dlatego ego niczego innego nie może wypocić, niczego ponad to, co Ci podpowiada. No więc myślisz właśnie to, i to otrzymujesz. Wszechświat daje Ci zawsze to co myślisz. Starcy myślą o tym, że są starzy, że niewiele mogą zdziałać, zresztą życie teraz to kiszka, kiedyś to było o ho ho, i otrzymują te rzeczy w lustrze rzeczywistości. Otrzymują kiszkę. A Ty jeszcze dodatkowo piętrzysz swoją ważność, porównujesz się z innymi, gorszymi, brzydszymi, mniej wykształconymi, którym udało się wyhaczyć fajnych chłopaków, mężów, przyjaciół, kochanków, cokolwiek. A każde porównanie, poczucie nieodoborowości tylko podbija potencjały i życie łup. Otrzymujesz kolejnego zdrajcę w pakiecie z żółtą piętą.
Jest taka propozycja dla Ciebie, miej zamiar siebie pokochać, bo Ty nie kochasz siebie. Ludzie, którzy kochają troszczą się o tych, których kochają. Ty się nie troszczysz o siebie. Narażasz swoje uczucia na niskowibracyjne doznania, swoją pochwę narażasz na kontakt z penisami należącymi do osób, których również nie kochasz. Używasz bardzo istotnego fragmentu swojego awatara, żeby sprawdzić coś co, od początku wiesz, że nie działa. Zresztą nie pokochasz nikogo naprawdę, dopóki nie zaczniesz kochać siebie. Zamiar pokochania siebie, to może być jeszcze za mało, bo zacznie się rozkminianie siebie i piętrzenie potencjałów się zacznie. Trzeba je rozproszyć działaniem. Proponuję, żeby pierwszy krok, to była jakaś zmiana w Twoim wizerunku, może magiczny tatuaż, może zmień swoją szafę? I, gdy łaziłaś w mini i szpilkach przerzuć się na styl Acne, luźno, wintydżowo, dresiarsko, ale wyrafinowanie. Wskocz w adidaski. A gdy odwrotnie, bujałaś się w skejterskich gaciach z krokiem w kolanach, ubierz się w coś lekkiego. Nie pokazuj tyłka, ani piersi ale skontaktuj odzież z ciałem. Zaakceptuj wszystko, zgódź się na siebie taką jaką jesteś Bridget. Te działania, owszem matrixowe dla swojego awatara, będą już jakąś formą troski, rozkochania się w sobie. Dołóż dobre suple, odżywczy pokarm, wodę w dużych ilościach i powiedz sobie szczerze to, co myślisz teraz. W tym momencie, gdy zaczniesz siebie kochać, inaczej spojrzysz na świat i na mężczyzn. Gdy kochasz siebie rozumiesz, że jesteś doskonale skończona, że nie jesteś niedoborowa, co oznacza, że tak naprawdę nie potrzebujesz nikogo obok siebie, aby być szczęśliwą i spełnioną. Że jest idealnie tak jak jest.
W jednym momencie odpadną od Ciebie mężczyźni, którzy szukają niedoborowych kobiet, wolących zagówniony związek niż żaden. Faceci to wiedzą, a żonaci wiedzą swoim penisem, niby siódmym zmysłem, absolutnie bezbłędnie. Nie zbliży się taki teraz do Ciebie, bo jakby usiadł na kaktusie, wie, że byłyby tylko kłopoty. Ta laska nie zechce byle czego, erzacu, namiastki, surogatu. Ona siebie kocha, nie zrobi tego sobie. Będę miał z nią kuku, spadam. Gdy zajmiesz się sobą, naprawdę swoimi sprawami, a nie przyduszaniem siebie, rozglądając się za własną drogą, mimochodem zejdziesz z tego skrzyżowania, na którym ugrzęzłaś i ruszysz do własnego celu. Ludzie, którzy kochają siebie, potrafią dawać i kochać innych, nie podbijają swojej ważności, bo nie mają parcia na szkło, po prostu promienieją gdziekolwiek się pojawią. Kochając siebie zmienisz spojrzenie na otaczający Cię świat i ludzi, przestaniesz widzieć tylko pojebów, po prostu zobaczysz jasność. I prawie wkrótce (nie bądź niecierpliwa, bo rzeczywistość materialna ma swoją dość dużą oporność), niczego nie poganiaj, nie naciskaj, nie napinaj cięciwy łuku, na luzie, lewą nogą do lusterka, wtedy gdy najmniej się będziesz spodziewać, z włosami odrobinę nie ten teges, z pryszczem na brodzie, może nawet spocona i czerwona na siłce, spotkasz go.
Co dziwniejsze, pojawią się jeszcze inni, ale Ty nie będziesz miała żadnych wątpliwości.
z miłością.
Powiązane artykuły
Komentarze
Kocham Cię Pepsi. Na początku czytania twoich postów nie do końca kumałam jak to się je ale z czasem wszystko się rozjaśniło. Otwirzyłaś mi oczy za co wielkie dzięki a ja Cię wytrwale szukałam za co sobie tez dziękuję.
kocham2
„Co w środku, to i na zewnątrz”. Inni mówią „co w niebie, to i na ziemi”. Przy czym niebo to nic innego jak głowa… psyche/dusza/serce/umysł wszystko co duchowe, ukryte tam się mieści. A więc najpierw wewnątrz zmiana musi zajść, aby ją można zobaczyć, aby inni z zewnątrz ją też dostrzegli w człowieku, w rzeczywistości danej osoby, która jednocześnie emanuje na inne osoby z otoczenia. Nie uczynimy tej zmiany w sobie przechodząc najbardziej spektakularną metamorfozę wizerunku z ochami i achami otoczenia. To będzie tylko opakowanie, powierzchowność, może uwierzymy w to opakowanie, że ładne, bo się ludziom podoba i nam, bo się rumienią na nasz widok i lusterko też się rumieni, ale po pewnym czasie wizerunek jakże nowy spowszednieje. Bo co, nagle kocham siebie, bo w końcu atrakcyjnie wyglądam? Ludzie szybko się nudzą powierzchownością, kolejne komplementy przestaną bawić ego. A echo pustki z opakowania będzie dudniło na zewnątrz. Zmiana może zajść tylko od wewnątrz, z potrzeby i tylko w odosobnieniu. Jak dawniej w pustelni. Bez względu na czas, szczególnie upływający czas. Jego nie ma, nie jest teraz ważne, że inni już coś osiągnęli. Teraz czas zająć się swoim doświadczaniem siebie bez udziału osób trzecich, bez przeszkadzaczy oddalających od siebie. Poczuć, że istnieję bez nich, bez ich narkotyku. Uniezależnić się od siły zewnętrznej. Dbaniem o swoje serce. Troska/troszczenie się za bardzo przyciąga mentalnie zmartwienie, niepokój, rozmyślanie co to będzie w niedalekiej i dalszej przyszłości, tworzy skojarzenie z matką wiecznie zdenerwowaną, na płytkim oddechu bacznie obserwującą dziatwę, uprzedzającą każdy energiczny ruch, żeby przypadkiem się nie spociły, bo przeziębienie tylko czyha. Dbanie to inne, spokojne wibracje, z tą pewnością, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo taką stworzyłyśmy projekcję.
Niki, zawsze uważnie czytam Twoje komentarze.
I teraz to:
„Troska/troszczenie się za bardzo przyciąga mentalnie zmartwienie, niepokój, rozmyślanie co to będzie w niedalekiej i dalszej przyszłości, tworzy skojarzenie z matką wiecznie zdenerwowaną, na płytkim oddechu bacznie obserwującą dziatwę, uprzedzającą każdy energiczny ruch, żeby przypadkiem się nie spociły, bo przeziębienie tylko czyha. Dbanie to inne, spokojne wibracje, z tą pewnością, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo taką stworzyłyśmy projekcję.”
To sedno. Dziękuję.
Pepsi kochana,a co zrobić gdy sie uciekło przed miłoscia swojego zycia, czas mijał, ze strachu wyszlo sie za maż za kogoś innego, urodziło sie dziecko a z tyłu głowy ciagle wspomnienia z tym ukochanym 🙁 Nagle on odzywa sie,też ma juz rodzine,ale ciagle kocha,ciagle pamieta wspolne chwile…co robić? Serce peka, ale tez dopomina sie miłosci 🙁
bardzo naciągana historia, nic nie robić, kochać wszystkich <3
Niestety nie naciągana…Teraz jestem zmęzem a myślami z Tamtym …
nie, że nienaciągana na tym poziomie, po prostu jak masz mysleć o tamtym to odejdż od tego, po prostu chcesz tylko sobie robić dobrze, więc rób to ale świadomie. Tu naciągasz.
Piękne!
Pepsi, czy w Geens&Fruits jest cos światłoczułego? Zbliża mi się depilacja laserowa i nie wiem czy odstawić na chwilę.
B2, odstaw
Pepsi,zbierałam się nie raz żeby napisać jakiegoś wyszukanego posta w którym to opiszę jak bardzo się cieszę że tu trafiłam, jak na początku z wielką nieufnością…
Ale napiszę krótko..dzięki za to co robisz,dzięki za pobudkę ,nie przestawaj budzić innych…I nie przestawaj budzić mnie jak będę przypadkiem wpadać w drzemki…pozdrawiam
z miłością do Izabelliny
I znowu przyszło samo to, co mi jest potrzebne.
Mój świat troszczy sie o mnie; nawet wtedy, kiedy ja o tum zapominam.
Jestem wdzięczna
Peps, ależ tatuaże, nawet te „małe, to przecież niskowibracyjna rzecz. To b. niezdrowa rzecz dla fizis i psyche. To naznaczanie się w matrixie. Czytałam, że skład preparatów do tatuaży, skrzętnie skrywany przez matrix, to m.in.metale ciężkie. Czytałam, że komórki zatatuowane cierpią, zmienia się ich bioinfromacja.
oj tam oj tam, czytaj inne rzeczy, wszystko truje
Ależ mi ten artykuł dał do myślenia. Wiem, że co wewnątrz, to na zewnątrz, ale ciągle się próbuje oszukać, że wystarczy po prostu kochać, a nie piętrzyć te potencjały, że jakoś jest nie ten teges, ale to przecież tylko nasza potrzeba ważności więc daj już siana kochana? Sęk w tym, że usiłuje to kierować na zewnątrz, a z pustego się nie da się. Nie ta kolejność, choćby nie wiem jak się to rozciągało w czasie. Pustka chociaż pusta wylezie na wierzch prędzej czy później.
Chociaż zastanawia mnie, czy jednak istnieje możliwość, że mimo pustki w sobie, otrzymamy cudzą miłość? Nie robienie krzywdy, jakieś zdrady, cokolwiek tylko akceptacje naszego pomieszania? Taki błąd systemu? Czy w tym zawsze będzie ukryty jakiś podstępny bicz w naszym kierunku, którego nie zawsze dostrzeżemy?
W odniesieniu do komentarza, potwierdzam! Tak to działa i lepszej rady nie można udzielić tej kobiecie jak poprawa związku ze sobą samą. To był mój pierwszy krok by stać się tarcza „antydupkowa” oczywiście z przymróżeniem oka ?
Czytam pierwsze zdanie, niby takie oczywiste, niby wiem od jakiegoś czasu ze tak a nie inaczej to działa, ale mimo tego czuje się jakaś olśniona za każdym razem.
Wiem, ze zazdrość to niska wibracja, jakoś odzwyczajam się by ja czuć. Ale dość często mysle o byłej kobiecie mojego partnera. Co więcej zdarzy mi się „podglądać” ja w wirtualnej rzeczywistości. I ona tez dość często się przewija w moim życiu, wiem ze mój
partner nie chce być z nią, czuje to. Ale tez czuje ze w jakimś stopniu coś mu daje kontakt z nią, gdyby to było zdrowe i przyjacielskie not my buissnes. Ale ona po każdej rozmowie robi sobie nadzieje na coś więcej, wpycha się między nas. Można powiedzieć, ze robi się z tego malutki odcinek telenoweli, czuje ze ona chce być na moim miejscu,
Teraz czy to moja delikatna obsesja na jej punkcie powoduje ten stan? Albo jak się wyleczyć z tego? I czy to jest tylko moja kwestia i mojej głowy czy jednak to ze mój facet pozwala jej być może tak myśleć tez jest moim problem. I co jeśli w sercu nie boli mnie to gdy dowiaduje się o jakiś spotkaniach, ale mam potrzebę żeby on lekko czuł się winny. Nie bawi mnie rola kata, ale odczuwam przyjemność przez chwile gdy on się biczuje przede mną, gdy przeprasza etc.
Z jednej strony myśle, ze nie mogę pozwolić na takie sytucje, i w jakimś
Stopniu należy pokazać charakter, ale czy w prawdziwej miłości jest miejsce na gierki damsko męskie? I co jeśli w duszy nie cierpie ale mam ochotę by on czuł sie winny i chwile program w role „ pokrzywdzonej”? I co robić jeśli chce się tego faceta, ale jednocześnie nie podoba się gra w troje?
A może tworzysz w swojej przestrzeni okoliczności, które mają pomóc Ci w odnalezieniu Miłości? Tej właściwej, bezwarunkowej, nie oszukanej umysłem? Już prawie ją masz, jest na wyciągnięcie ust, musisz tylko wysłać mesydż do swojego Ego z treścią – A co tam, bawmy się. Przecież i tak wszystko będzie się układać po mojej myśli.
I niezwykle uważaj na te „swoje myśli” 😉
Ja tam postanowiłam zacząć wypełniać swoje życie tym co kocham i co mi sprawia radość, wolę to niż marnowanie czasu w jakimś związku, czy związkach które niczego nie wnoszą pozytywnego tylko same nerwy. Żyję sobie z dnia na dzień, już trwa to sporo czasu, nie poznalam nikogo, nic się nie wydarzyło, mam to gdzieś bo mam super hobby i nie wyobrażam sobie że jakiś samiec mi to zabierze. I jest fajnie dopiero teraz, bo się wreszcie niczym nie przejmuję. A jak komuś coś nie odpowiada to jego problem nie mój.
hej Pepsi
od pół roku stosuję się do miłości ponad wybryki drugiej połówki….
półroku temu dowiedziałam się o romansie męża…..mówił, że przestał….a teraz wyszło że praktycznie od początku związku miał masę kobiet z którymi wchodził w romansowe relacje- najbardziej lubił faze uwodzenia…..gapił się na kobiety, uprawiał z jedną co najmniej seks……przyznał się jak nakryłam jego maile do jednej z nich……meile, które bolą jak cholera- bo to kłamstwo i zdrada do żywego – oszukiwał mnie i zapewniał, że nie ma nikogo a w tym czasie dzwonił do swojej kolejnej osoby, której potrzebował do podbudowania ego??? mówi, że nie ma nad tym kontroli i czuje się jak gówno, że kocha mnie i dziecko…ale nie umie tego okazywać. możliwe, że to nałóg- seksoholizm- nie wiem, albo jakies zaburzenia osobowości…….
siedzę i myślę od miesiąca- nawet mu powiedziała, że kocham i współczuję i jestem z nim i ze mu pomogę, bo chce z tym skonczyc……..naprawde bardzo mi go żal…..
z drugiej strony nie wiem, czy może on znowu mnie nabiera i okłamuje i co jest tak naprawdę prawdziwe.
nie boję się, ale nie wiem czy chce takiego życia. chce by nasze dziecko miało ojca, bo to ważne, tylko czy to wszystko ono czuje podswiadomie ( ma dopiero 2 miesiące:-((((
Pepiakumój kochany….strasznie to wszystko boli….staram się trzymać i wiem, że emocje mijają i że tak naprawde spokój jest ważny……ale nie wiem czy mam siłę żyć z kimś takim. kocham go- bo pewnie też coś we mnie powoduje, że litowałam się nad pokrzywdzonymi……..broniłam ich….
wydaje mi się że potrafiłąbym stworzyć super relacje z facetem- jestem mądra i otwarta- nie fochuje się i nie jestem czepialska szczególara……….ale nie wiem co mi pisane….nie wiem co począć…na razie nic nie robię……ale dopada mnie uczucie- takiespokojne, że już nie chcę tutaj być…na tym kretyńskim świecie- ja tu nie pasuję……..nie mam siły, chciałabym mieć tę harówkę już z głowy……tym bardziej że życie z seksoholikiem jest pierońsko trudne- tak czytam z różnych żródeł……jak chronić siebie??? kiedy ja zawsze dla innych……. pomóż proszę, wesprzyj słowem
z miłością JOT
Wzruszający komć Droga Jot, ciekawe dlaczego tego doświadczasz? Zastanawiałaś się nad tym? Dlaczego Twoje lustro odbija właśnie taki obraz rzeczywistości? O czym Ty na codzień myślisz? Nie wierzysz mu od dawna. Boisz się, martwisz o dziecko, masz depresję, zastanów się po co to wszystko się dzieje? Kiedy zmienisz myślenie?
Tylko właśnie nie mogę zrozumieć dlaczego mnie to doświadcza? próbuję to rozkminić, ale może czegoś nie widzę. pewnie na siebie jestem ślepa. Pomagam jemu, wiem, że przez to pomogę też sobie i dziecku. możliwe, że to ryzyko dalszych zranień i nie wiem czy będę na to odporna. Jestem odważna ale czy to myślenie o innych mnie samej nie zgubi?
o lękach staram się nie myśleć- jak przychodzi rozpacz, to wiem, że chwilowe, popłaczę chwilkę i przejdzie- jak pogoda za oknem. wiem że mam swoje obowiązki i je wykonuję. wiem też że to poczucie ogromnej samotności i opuszczenia (zaniedbania) przez męża już raczej zostanie ze mną i będzie na mnie patrzeć z boku. nie udaję, że go nie ma….przyglądam mu się i akceptuję, że jest.
wiem, że jak jestem słabsza, albo chora- to wzmaga się to gadanie w głowie…….czasem udaje mi się się popatrzeć z boku ……najlepiej jak minie trochę czasu i popatrzę z dystansem…o wiele lepiej widać wtedy. rozwiązanie poprzez odejście od niego tak naprawdę niczego nie załatwi.
ja będę nieszczęśliwa/ on / dziecko…… staram się zrozumieć, czy on faktycznie mnie tak kocha jak twierdzi, tak nienormalnie, czy to w ogóle jest możliwe. może to faktycznie co czuje jest miłością, chociaż równolegle istnieje z kłamstwem i oszustwem tej jego drugiej natury?.
nie mogę go zmienić i nie mam wpływu na to. sama też mogę być- bo byłam długo i wiem, że po czasie można sobie z wszystkim poradzić i odzyskać radość życia…….ale nie potrzebuję być sama.
Sobie też bardzo chcę pomóc- widzę jedyne wyjście w poczuciu samowystarczalności i spokoju.
Jak mam zmienić myślenie?
gadasz o tym, myślisz o tym, nie wiesz dlaczego Cię to spotkało, rozkminiasz jak starzec o swojej starości i to dostajesz. Przestań o tym myśleć, zajmij się czymś, swoją pasją, sprawy rozwiążą się same
można i czy warto pracować nad pewnością siebie? Czy to jest ważne ? I czy to pomoże ograniczyć te „złe mysli” ? Nie jest dobrze czuć się lepszym od innych by nie piętrzyć potencjałów , ale tez równie zle jest czuć się niedoskonałym. Gdzie jest ten złoty środek? I jak przestać porównywać się z innymi kobietami ? Czy to nie przyciąga do związku tych innych kobiet?
możesz sobie powiedzieć, że fajnie dzisiaj wyglądam i to jest obojętne stwierdzenie, albo, że coś tak dzisiaj gorzej wyglądam, zrobię sobie maseczkę, i to też jest obojętne dla sił równoważących, ale jak zaczniesz poorównania na plus czy minus, bez różnicy, oooo, to już piętrzysz potencjały, siły róznoważące zostają przywołane. Ale nieporównywanie jest tak samo trudne, jak znikni^ęcie programu ego, to ego wciąż porównuje i ocenia w kontekście innych,.
fajnie i czytelnie mi wyjaśniłaś 🙂 dziękuję <3
odpisywałaś JOT, i ten komentarz trochę trafił i do mnie,
"o czym Ty na codzień myślisz"?
ja za często myślę o byłej kobiecie mojego partnera, jakąś mam obsesję na jej punkcie, i pewnie dlatego tak często pojawia się w naszym życiu bo ją namiętnymi myślami zapraszam, jak wyplewić to zielsko w głowy?
kiedyś myślałam, że im bardziej on będzie mnie oblewał cukrem i miodem tym będę pewniejsza siebie, ale wiem że to bullshit i moje lustro to moja głowa.
Zatem jak pomóc sobie ?
Też wokół niej zrobił się temat drama, ona stara się cały czas przypominać o sobie, ja za bardzo emocjonalnie podchodzę do tego, zamiast prześmiewczo ciut?
Czy czasem wyśmianie naszych problemów już ociupinkę nie pomaga?:)
o sposobach, pierwsze kroki, wprwadzemie, będą też warsztaty na początku 2019 jak wyłączać głowę będzie sporo na blogu wkrótce,
grejt !! zatem nie mogę się doczekać jednego i drugiego !! 🙂
Hej, Pepsi pewnie nie odpiszesz …
nie odpisuję …