fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 108 555
100 online
46 121 VIPy

Twój wrodzony apetyt na zieleninę

Twój wrodzony apetyt na zieleninę

Kim byś był, jakby człowiek, Twój prapraojciec nie zaczął kombinować z prowiantem? Jadłbyś zielone liście, czy nie? Siedziałbyś w ostępach zimnego klimatu, z dala od słońca przez pół roku, albo i dłużej, czy nie? Zastanów się, czy Twój prapraojciec był mędrcem, żeby go słuchać? Czy raczej wylęknionym dzikim barbarzyńcą?

Jest wiele, tysiące, miliony osób, które twierdzą, że odżywiają się zdrowo i faktycznie skupiają się na tym co jedzą, a i tak według wielu wyników badań okazuje się, że tylko mniej niż 5% ludzi je wystarczającą ilość zielonych warzyw liściastych.

Niby wiemy, że zielonki są doskonałe i bardzo ważne i właśnie dla człowieka jakby dedykowane, ale i tak nie jemy ich wystarczająco dużo. Często nie zdając sobie z tego sprawy. Często myślimy, że jemy ich wystarczająco.

Tymczasem powinniśmy jeść minimum 20 dkg, a lepiej pół kilo liści dziennie

Mój organizm pod wpływem dwóch i pół roku witarianizmu 811, mniej więcej w 80% surowego w zimie, w lecie więcej, do tego stopnia ewoluował w tak krótkim okresie, może raczej nie ewoluował, tylko niejako cofnął się i odszukał w sobie praprzodka szympansa, że na widok zielonych liści mam nieodpartą ochotę je jeść.

Marzę, trzęsę się, drżę, żeby się nażreć zielskiem. Nawet jak patrzę na zielone pastwisko, łąkę, czy zwykły trawnik.

Będąc odtrutą, odkwaszoną, nawodnioną, aktywną i przede wszystkim świadomą osobą, możesz swojemu apetytowi zaufać?

Czy można wielką chęć do jedzenia zielonych warzyw liściastych porównać do chętki kogoś, komu ślina cieknie na widok panierowanego udka, frytek, czy bajaderki? Czy te apetyty są jednakowo zdrowe? Czy można swoim apetytom jednakowo zaufać? Że kogoś ciągnie do bagiety i kawy z rana, a innego do misy pełnej jarmużu? Gdy nie możesz na każdym rogu kupić organicznej zieleniny, tylko musisz czekać na nią jak narkoman, bo dostawy są dwa razy w tygodniu, a niekiedy raz. Zaś w okolicach świąt wcale nie ma dostaw. Są tylko słoiki, tubki, pasteryzowane wsady, tego jest pod dostatkiem. Niestety sklepy ze zdrową żywnością, jak i hipermarkety zawsze chętnie oferują przetwory. Przez całą zimę w sklepie wsiowym, który już jest małym hipermarketem Euro, nie znajdziesz zieleniny, chyba że zgniłą, bo została z hucznego otwarcia sklepu. Jaki jest chłop polski? Marzy tylko, żeby liść zielony zjeść? Nie marzy czasem o słoninie, o ziemniaku z GMO, a na pewno z pestycydem, zamiast o głowie sałaty? No raczej. Ostatnio właśnie nadziałam się na dostawcę zieleniny organik do sklepu ze zdrową żywnością. Czekałam na niego z wytęsknieniem, bo się spóźniał i przyszedł w końcu z paką jarmużu. Rzuciłam się na zielsko i trzęsąc się ze wzruszenia wybierałam co lepsze okazy, a dostawca ze zdziwieniem i pewnym niesmakiem zapytał: – A co z tym zrobi miastowa? Zje to? Tyle w temacie polskiego rolnika, który niby przynajmniej dla siebie zieleninę hoduje bez pestycydów. Faktycznie nawet nie ma pojęcia po co miałby to jeść. Czy on nazywa się krowa? Nie, on nazywa się totalny ignorant z zachorowanym apetytem. Jak większość.

Tymczasem musimy jeść więcej zieleniny

Bez względu na to, czy nas od niej odrzuca, czy mamy na jej widok ślinotok. Z pomocą przychodzą oczywiście zielone koktajle. W ten sposób zieleni niejadkowie mogą przemycić naprawdę sporo szympansich liści.

Zielone koktajle są świetne!

Mieszanka owoców i zieleniny daje zaskakujący wynik. Radzę Ci spróbować, bo bardzo się zdziwisz, jak zielone liście ożywią Ci szejka.

Podaję kilka przepisów na zielone szejki z książki Frederica Patenaude:

Green smoothie

1 jabłko 1 gruszka 2 banany 1 i 1/ 2 szklanki jarmużu 1 łodyga selera Blenduj z wodą w ilości, aby otrzymać ulubioną konsystencję szejka.

Szejk rzymskie szaleństwo

4 banany 1 do 1 i 1/2 szklanki wody 2 szklanki sałaty Blenduj banany z wodą, a następnie dodaj sałatę rzymską stopniowo. Mieszaj, aż będzie gładka konsystencja.

A tu coś dla bardziej wdrożonych w temat, czyli sałatka

Przepis na Sałatkę mieszaną Posiekać: 2-3 średnie pomidory 2 żebra selera 4 liście sałaty ( duże) 1 duża garść szpinaku 1 zielona cebulka 1/2 awokado 1/4 filiżanki pietruszki 1 łyżka stołowa płatków nori, albo innych warzyw morskich (opcjonalnie) Mieszamy.

Sos sałatkowy

Ostatnio podałam przepis na kapitalny dip z jednego awokado, pięciu rzodkiewek, dwóch ząbków czosnku, garści koperku, soli himalajskiej i pieprzu, dajmy na to cayenne, zmiksować. (Oczywiście wtedy nie dodajemy już do sałatki awokado)

A do powyższego składu i do setek innych sałatek dobry byłby sos

1 szklanka świeżego lub mrożonego mango 1 szklanka świeżych pomidorów 1 lub 2 łyżki stołowe octu balsamicznego Wymieszaj i baw się.

Atansią!

Nie można na siłę jeść nawet zdrowego pożywienia, bo można sobie zaszkodzić. Nie zmuszaj się do jedzenia zieleniny, jeżeli jej nie lubisz. Zacznij delikatnie przemycać ją właśnie w szejkach i sałatkach, gdy nawet nie będziesz jej wyczuwał.

Po pewnym czasie Twój wrodzony apetyt na zieleninę wróci naturalnie

A na razie jedz ile możesz zielonego w szejkach i sałatkach. Kiedyś zobaczysz ze zdziwieniem, a wtedy Twój apetyt będzie już wyleczony i będziesz znowu mógł na nim polegać, że zjesz misę samych liści z radością jedzenia czipsów. Jak szympans, który nie zaczął kombinować.

(Visited 1 812 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Summer Breeze 11 marca 2014 o 10:24

    Dzięki za ten wpis. W skali do 10, dałbym mu 11. hociaż ja nigdy nie jem tych waszych mieszanin. U mnie to poprostu biorę główkę i liść po liściu. Mogę to połączyć z owocami lub gotowanymi węglowodanami. Nawet ostatnio owoce już nie szkodzą moim zębom. Ale trochę muszę uważać na szczawiany.
    A ludzie to już całkiem głupieją. Nic dziwnego, że można im potem dać chleb, a zabrać miejsca pracy. Tak trudno zrozumieć im zależność pomiędzy żywnością i stanem zdrowia. I szkoda się odzywać. Przeciętny człowiek tego nie zrozumie, a najlepsze, że sam potrafi pouczać mimo tego, że ma poważne problemy ze zdrowiem.

    1. avatar Not Milk 15 marca 2014 o 20:49

      Summer-w przypadku owoców mam podobnie. Kiedyś, jedząc jeszcze chleb i mięso, zjedzenie większej ilości świeżych winogron było dla mnie czymś bolesnym i nieprzyjemnym. Teraz, choć czasami skuszę sie na owoce morza (ostatnio 2 tyg temu na kalmary) to i tak stan uzębienia jest bez zarzutu.
      *
      Dziękuję Tobie za wpis u Joanny na chooselife, bo nie miałem okazji Tobie wcześniej podziękować. Przykład z Brusem Lee był neizwykle trafny, ponieważ też mam 171 cm wzrostu i taką mase, jak on 😉 Sam podjąłem przez pewien czas zmniejszenie ilości pokarmu i szybko powróciłem do wcześniejszych większych porcji, bo waga zaczęła mi spadać nawet do 56,5 kilo. Teraz wróciła znów do pierwotnych wartości. Nie wiem, jaki rodzaj treningu siłowego wykonujesz. Może to ma znaczenie dla utrzymania stałej masy przy mniejszych porcjach?
      *
      Pozdrawiam!!!

      1. avatar Summer Breeze 15 marca 2014 o 22:40

        Nie, to nie ma znaczenia. Wiesz dlaczego? Bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy treningi mógłbym zliczyć na palcach jednej ręki. Dosłownie! Przede wszystkim wróciłem do normalnych ilości kalorii. I powoli zabieram się za treningi znowu. Chcę odzyskać tą parę jaką miałem wcześniej. Co spowodowało, że miałem okres fascynacji postami? Nie mam bladego pojęcia. Aczkolwiek ostatnio miałem beznadziejny okres i czasem to mi się nawet rano nie chciało wstać z łóżka. Ale nie o użalanie nad sobą mi chodzi. Na tyle pocieszałem się, że odpuściłem trochę surowe roślinki, poszedłem w słodycze i gardełko mnie boli po raz drugi w ciągu miesiąca. Odporność mi spadła od tego beznadziejnego żarcia. I nie rozumiem dlaczego ząbki bardziej akceptują mi owoce, skoro jadłem właśnie słodycze. Poza tym zawsze, również na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy unikałem zimnych płynów, takich z lodówki, bo zawsze w moim przypadku groziło to chorobą. Mam wrażliwe gardełko na to. A teraz mam to od zimnych płynów właśnie.
        Ale dziś jest już z moim gardłem lepiej, psychicznie też będę żył i w przyszłym tygodniu wznawiam treningi, które będę opisywał. Zrobię z mojego bloga dziennik treningowy. Moje treningi nie będą tajemnicą dla Ciebie i innych.
        I jeszcze jedna rzecz, nawet w tym tygodniu miałem taki dzień z jednym posiłkiem. Teraz po prostu nauczyłem się panować nad głodem i to tak bez żadnych problemów. Mam zresztą zamiar przez 2 lub 3 dni w miesiącu nie jeść w ogóle. Po takim jednym dniu poziom insuliny niższy przez okres 30 dni.
        Mam zamiar zmodyfikować dietę bardziej pod kątem siłowym, ale bez białka zwierzęcego. Ale to się okaże w praniu.

        1. avatar Not Milk 16 marca 2014 o 18:36

          Mam nadzieje, że uda Ci się bez białka zwierzecego. Powiem Tobie, że sam zrobiłem próby i różnicy żadnej nie było. Moim zdaniem większa wytrzymałość i siłę mam po pokarmach typu: zakwas/sok z buraków, migdały, kokos, nasiona i kiełki słonecznika. Mięsne mnie zawsze osłabiały, a owoce morza jakoś tak działały neutralnie – ciekawe doznanie smakowe, ale brak efektów. Chyba jestem jednak typem wegetariańskim, który najlepiej radzi sobie z pokarmami roślinnymi i czerpaniem z nich sił witalnych, że tak powiem Powered by plants 🙂
          *
          Zamierzam wypróbować wkrótce wypróbować serki orzechowe na bazie kefiru grzybka tybetańskiego. Zobaczę, co z tego wyjdzie 😉 Bardzo mnie to cieszy, że zrobisz dziennik treningowy na swoim blogu. Życzę powodzenia!!!
          *
          P.S. też miałem przed dwoma tygodniami chwilową niedyspozycję, ale trzeba się cieszyć, że organizm jest w stanie podjąć silne próby detoksykacyjne i potrafi zniwelować niekorzystne skutki naszych „wybryków” 🙂

          1. avatar Summer Breeze 16 marca 2014 o 19:29

            Na początku to wielka porażka będzie, bo już wypróbowałem, że siła spadła do zera, ale potem nie będzie lipy.

  2. avatar Summer Breeze 11 marca 2014 o 10:25

    Chociaż

  3. avatar Summer Breeze 11 marca 2014 o 10:31

    Prośba, bo nie jestem zorientowany. Jeśli pójdę do pierwszego lepszego sklepu np. hipermarketu to rzeczywiście tam są ziemniaki GMO? Jak to jest z nimi naprawdę?

    1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 10:50

      podobno odmiana Amflora wszędzie się panoszy, a to tragiczne są ziemniaki GMO, szczury od nich dostawały raka w dwa tygodnie, mam całe badanie przysłane mi przez dziennikarkę śledczą, zresztą tak czy siak ziemniaki są z parszywej dwunastki i ich na pewno nie powinno się jeść nie organik,

      1. avatar jacekzimek 11 marca 2014 o 12:02

        Pepsi a te ziemniaki bio z lidla są spoko?

        1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 13:41

          całkiem spoko, zawsze dobre w smaku i szybko się psują, nie to co amflora, która jest wieczna 🙂

  4. avatar Edyta 11 marca 2014 o 11:54

    te zielonki na zdjeciacj tu przepieknie wygladaja, w sklepie sa nie takie, w sklepie sa zwykle takie…zdechle. A na ta zielona trawke przy lesie to faktycznie czlowiek milaby ochote sie rzucic; pozazdroscic krowom 🙂
    dziekuje za inspiracje szejkowe.

  5. avatar dorota 11 marca 2014 o 12:08

    Jak wspaniale jest znać uczucie, o którym piszesz (mimo, że nie jestem witarianką). Doznawałam już euforii na widok bananów, jarmużu, brokułów, sałaty, szpinaku etc. Jest tez druga strona tego medalu – zapach frytek, kebabów i innych tego typu jadłodajni wywołuje mdłości. Potwierdzam – u mnie to tez tak działa mimo, że mam objawy braku równowagi hormonalnej i nurtuje mnie jak to ugryźć – tzn. co jeszcze dołożyć aby wyjść na prostą…

    1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 13:46

      Dorota może użyj tego kremu z progesteronem Biovea w drugiej połowie cyklu, to jest proste i podobno daje świetne rezultaty,

    2. avatar Basia 11 marca 2014 o 13:59

      Dorota, mam ten sam problem – na witarce i przy bieganiu 60km tygodniowo estrogeny tak mi spadły, że od kilku miesięcy mozolnie się z tego wygrzebuję. W takim codziennym życiu, że rano wstajesz i gonisz do pracy ciężko ten witarianski tryb życia zbalansować, zamiast polepszać, bywa że dokłada on obciążenia i stres dla organizmu(sport). W idealnym świecie, że mieszkasz w słonecznym miejscu, pracujesz na swój użytek bez wielkiego stresu i nadgodzin dieta surowa działa idealnie. Jest zaprojektowana do funkcjonowania w raju:)Natomiast dla tych którzy ten Eden musieli opuścić bywa że się nie sprawdza, przynajmniej nie taka 100% surowa. Co nie zmienia faktu, ze dużo zielonego to doskonały wybór, szkoda że tak ciężko u nas z eko zielonkami, jarmuzu nie mogę na ten moment nigdzie dostać, na sałaty i szpinak nie ma sezonu. Może kiedyś będzie lepiej z ofertą w sklepach.

  6. avatar ewa 11 marca 2014 o 12:48

    Odkąd zmieniłam dietę na zdrowszą ciągle mam ochotę na zielone itp:)

  7. avatar Basia 11 marca 2014 o 14:07

    Jak już Pepsi podajesz przepisy to i ja dorzucę moje ostatnio ulubione kombinacje: szpinak/roszponka+banany+truskawki+mała garść listków bazylii
    Albo: szpinak/roszponka+banany+wiśnie lub jagody+mała garść listków świeżej mięty

  8. avatar BACARRAT 11 marca 2014 o 14:41

    Co jest lepsze : szejki z blendera czy zielone soki z wyciskarki do warzyw i owoców. Na pewno oba są wspaniałe ale które stawiasz na miejscu pierwszym?

    1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 17:00

      ja używam tylko blendera, nic nie wyrzucam
      ale jak ktoś jest chory, to prawdopodobniej lepiej z wyciskarki

  9. avatar Avka 11 marca 2014 o 15:39

    A co powiesz o nieorganicznej zieleninie, z hipermarketu?
    Podejrzewam, że większość społeczeństwa pojęcia nie ma o zielonych koktajlach. Dość często widzę to zdziwienie i współczucie na widok moich zielonych soczków przynoszonych do pracy. 😉

    1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 17:05

      niestety liściaste nie nadają się, jest lista szczęśliwa piętnastka, ale akurat szpinaki, sałaty, seler naciowy, kapusta i takie tam, znajdują się na parszywej dwunastce.

      1. avatar Aga 11 marca 2014 o 19:06

        tylko skąd to brać, pepsinku. W krakowie jest melasa, ale w innych miastach naprawdę bieda pod tym względem. człowiek chce, a nie może. wiec chyba lepiej jesc nieorganiczne, niz zadne no nie..

        1. avatar pepsieliot 11 marca 2014 o 19:51

          Aga, wiem, że w necie można zamówić jarmuż, firma z Wrocławia jest, poszukam, bardzo dobra cenowo oferta. Poszukam też przepisu jak potraktować zieleninę, żeby pesty zmyć. Wiem że moczenie z sodą, ale co i jak poszukam, a może ktoś ma przepis pod ręką?

          1. avatar kurkur 11 marca 2014 o 19:57

            o tak peps, poszukaj. Ja bym sobie włączył jakieś zielone do szamania, bo bardzo mało szamam, liściastych to w ogóle nie ruszam, ale po prostu nie mogę. Chociażby zwykłą sałatę bym zjadł, ale od razu po niej puchnę, chociaż tak naprawdę to nie wiem czy to stricte od niej czy od pestów na niej, bo dużo detergentów mnie uczula : (

          2. avatar Avka 11 marca 2014 o 21:01

            Ja zwykle robię wg tego przepisu: http://www.akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
            Jak tak dalej pójdzie chyba posadzę w tym roku szpinak i jarmuż, może wyrosną 😉 chyba to jedyny sposób by być w 100% pewnym że są eko i nie będę się wkurzać na niedostępność mego ukochanego jarmużu.

        2. avatar Edyta 12 marca 2014 o 11:01

          Avka, a czy lisciaste tez mozna tak plukac?

          1. avatar Avka 12 marca 2014 o 13:50

            Jak najbardziej, liściaste też można tak płukać 😉

        3. avatar SAJAN 12 marca 2014 o 19:53

          „no właśnie na miejscu nic nie ma -bywa w auchan, ale nie eko, ja zamawiam – http://ekolud.pl/1-O_nas.html i dogadałam się na 12 zeta za kilo. Mają certyfikat, biorę też dynie, buraczki, marchew. Nie rozumiem czemu z tym jarmużem taki problem jest, pora na niego świetna, ale kiedyś surowy szpinak to była egzotyka, więc może i na jarmuż przyjdzie pora. Pozdrawiam”

          1. avatar pepsieliot 12 marca 2014 o 21:01

            Pozdro Sajan, no właśnie jarmuż jest taki łatwy w hodowli i rośnie nawet pod śniegiem

  10. avatar Anka 12 marca 2014 o 11:51

    Zielone górą, choć niestety są problemy z zaopatrzeniem. Ja od 2 tygodni ślinię się na widok marchewek i pochłaniam ich ogromne ilości (bio z Lidla), zastanawiam się czy to jakieś niedobory czy po prostu taki okres.

    1. avatar jacekzimek 12 marca 2014 o 21:50

      Myślę, że okres;)

    2. avatar Not Milk 15 marca 2014 o 20:50

      Widzę, że nie jestem w pochłanianiu Lidlowych bio marchwi osamotniony 😉

  11. avatar Not Milk 15 marca 2014 o 21:25

    Szkoda, że we wpisie nie pojawiają się kiełki. Podchodziłem do nich sceptycznie, ale od dwóch tygodni włączyłem do własnego menu ich różne rodzaje. Szczególnie smakuja mi organiczne (nasiona z ogrodu mojego wujka, mieszkającego na wsi) kiełki słonecznika w fazie dwóch listków, które są zarazem chrupkie i soczyste. Nie pogardzam też fasolką mung, rzeżuchą, brokułem, czy młoda alfalfą, którą jadam od czasu do czasu w małych porcjach (około 20-25 gram). Zamierzam wypróbować również pozostałe kiełki, m.in. czerwoną kapustę (teraz jadam wersję „dorosłą” w postaci modrej kiszonej kapusty-jest pycha a z kupną nie ma porównania), buraka, gorczycę, cebulę i koniczynę.
    *
    Mocny ścisk!!! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum