Krytycy pracy Campbella, w tym Denise Minger, 23-letnia filolożka mają nadzieję i chętkę znaleźć błędy w pracy przeglądanej przez naukowców z Oxford University, Cornell University i Chińskiej Akademii Medycyny Prewencyjnej. Ale o tym za chwilę.
Hejstwo Społeczności wątpiącej i pewnej swojego zdania, jak samurajskiej katany,
Postanowiłam sobie, że jak nikt się nie upomni o dalszą/obiecaną część moich dywagacji o China Study, to nie będzie wpisu w tym temacie. Ale kilka osób się o wpis upomniało. Więc jest.
Jeżeli chodzi o ostatnią zagadkę Gdzie jest Pepsi?, to w mojej subiektywnej ocenie wygrała Kasia Z., chociaż trafiła jak kulą w płot, ale tendencyjnie wybrałam Ją, bo nie odpuszczała, pomimo, że nie wiedziała, a jednak walczyła o Znachorów. Kasiu Z. wypełnij formularz zakupowy Znachorów, czyli uzdrawiającej manify, z dopiskiem konkurs. Gratulacje.
Jednakowoż widzę, że moja książka natenczas nie jest dostateczną zachętą, żebyście masowo komentowali moje posty, więc nie pozostaje mi nic innego, tylko napisać nową książkę. Uśmieszek.
Ale teraz do istoty rzeczy
Generalnie było tak, że zarzuca się (Kto zarzuca? To też jest istotne pytanie) Campbellowi tendencyjność we wnioskach w swoim wielkim chińskim badaniu, gdyż niejako i jak pierwszy z brzegu naukowiec zrobił sobie odgórne założenia. A to raczej błąd jest, bo można nie dowieść tego czego by się chciało.
Ależ pospolity jest ten Campbell.
Dr. Campbell podobno założył, że białko zwierzęce jest nie halo. Potem już było z górki. Odrzucał czy też wypłaszczał dane, które nie pasowały do teorii, a te które potwierdzały rzecz uwypuklał.
Yyy …. łi.
Do tego wszystkiego pod nieprzyjemną kazeinę (białko mleczne) w połączeniu z aflatoksyną fatalnie rakotwórczą pleśnią ( przy czym nie sama pleśń jest dla nas szkodliwa, tylko produkty jej przemiany materii, czyli trujące mikotoksyny, o których wspominałam wczoraj w kontekście wątroby). A więc pod nieprzyjemną kazeinę, podłączył całe białko zwierzęce.
Zarzuca mu się również, że nawet w tym przypadku przedstawił wyniki tylko części doświadczeń. Tych potwierdzających.
Dodatkowo wali się go po saganie za to, że nie napisał złego słowa o pszenicy, a raczej o białku roślinnym, zwanym glutenem. Nie zająknął się w tym temacie.
No właśnie, a kto go krytykuje?
Facet zajmował się przedmiotem dziesiątki lat, po czym zebrał rzecz w książkę, która została adresowana do prawie laika. Czy mógł w niej umieścić wszystko? Czy nie musiał podjąć trudnych decyzji eliminacji?
Oraz nie zapominajmy o jednym istotnym aspekcie, mianowicie o cenach wołowiny. Jaki ta książka może mieć, miała i ma wpływ na sprzedaż, podaż i popyt na wołowinę, albo produkty mleczne z kazeiną? Bo wiadomo, że nie wszystkie zawierają akurat to białko mleczne, tak jak nie wszystkie zawierają laktozę, czyli cukier mleczny. Ale dla amatorskiej części społeczeństwa nabiał to nabiał.
Książka China Study, dr T. Colin Campbell stała się wydarzeniem. Uzyskała ogromną, jak na dzieło w końcu popularno-naukowe, czy zgoła naukowe ilość czytelników. Było realne zagrożenie poruszenia giełdą spożywczą.
Hajs to raz, ale nie chcę być tendencyjna i założyć z góry, że powstała jakaś anty teoria spiskowa. Dlatego dotarłam do źródeł, czyli do tego, jak Campbell i inni naukowcy, którzy zgodzili się z nim, odpierają te (o których pisałam w części I i II na temat chińskiego badania) zarzuty.
Czyli TUTAJ CZĘŚĆ I i TUTAJ CZĘŚĆ II Krytycy pracy Campbella, w tym Denise Minger, 23-letnia filolożka mają nadzieję znaleźć błędy w pracy przeglądanej przez naukowców z Oxford University, Cornell University i Chińskiej Akademii Medycyny Prewencyjnej.
Łi.
Profesjonalni naukowcy, którzy muszą pracować w najbardziej rygorystycznych standardach w środowiskach akademickich nie mogli się przyczepić, ale mały internet owszem. Ale to dobrze, tak działa dzisiejszy świat, że każdy z nas może pogadać, przywalić, dotknąć swojego, albo lepiej cudzego guru.
Tylko proszę Ciebie, nie podejrzewaj mnie o stronniczość, bo raz mówię o naukowcach, jak o sprzedajnych pannach, a teraz nagle gloryfikuję ich autorytety. Wszystko rozchodzi się o to, czy na tym ktoś może zarobić. A jak tak to kto? Nie widzę tutaj wielkiego interesu. Raczej potężną stratę, jak ludzie w to uwierzą i się przestraszą.
Tak naprawdę krytyka dokonania dr. Campbella przez domorosłych erudytów, jest jak ukąszenie komara. Co nie znaczy, że należy ignorować kąsanie komarów.
Przede wszystkim wyłaniają się takie zagadnienia, jak:
Nie zrozumienie celów, czyli powodów z jakich książka została wydana. Nadmierne poleganie na niedostosowanych korelacjach, które zostały udostępnione w bazie China Study. Oraz niedostrzeżenie znacznie szerszych konsekwencji w wyborze stylu życia, a przede wszystkim diety.
Wielu ludziom wydaje się, że rozumują prawidłowo i logicznie, ale wystarczy, że zrobią jakiś błąd w założeniach, albo zwrócą szczególną uwagę, na faktycznie rzecz drugoplanową, to całe ich rozumowanie będzie błędne. Na tym polega sofizm, czy też moje ulubione słowo, za którym inni nie przepadają, czyli kazuizm.
Trzeba być prawdziwym mędrcem, żeby nie wpaść w sidła kazuizmu.
Nie zrozumienie książki, to raz.
Odkrycia, opisane w China Study nie są oparte wyłącznie na danych ankietowych przeprowadzonych w Chinach. Nawet jeśli ta ankieta była najbardziej kompleksowa i największa, jaką kiedykolwiek przeprowadzono na ludziach, a nawet w ogóle. W książce Campbell wyciąga wnioski z kilku rodzajów ustaleń, ponieważ dostrzegł spójność pomiędzy wynikami, które mają największe znaczenie.
Przede wszystkim ta obszerna praca miała jeszcze bardziej obszerne podwaliny. Były to biochemiczne wnioski wyciągane z wpływów kazeiny na raka u zwierząt doświadczalnych, w warunkach laboratoryjnych, co tylko częściowo zostało opisane w książce.
W rzeczywistości i na podstawie wielu doświadczeń, okazuje się, że to co szkodzi niektórym zwierzętom, również jest bardzo niekorzystne dla człowieka. Natomiast wyniki doświadczeń laboratoryjnych były tak przekonujące, że założono iż można będzie odnieść je do człowieka. Chodziło oczywiście o składniki odżywcze, a potem odpowiedź organizmu chorobą, czy zdrowiem.
Zagadnienia, którymi się zajęto to kontrola ekspresji genów odżywczych, multi- mechanistycznej przyczynowości, odwrócenie rozwoju raka, ale nie odwrócenie jego inicjacji, szybkość reakcji odżywczych i temu podobne.
Zasady/odkrycia/wnioski – te okazały się bardzo podobne, co pozwoliło uogólnić stwierdzenie o ogromnych korzyściach zdrowotnych ze spożywania żywności pochodzenia roślinnego.
Należy mieć na uwadze również ten fakt, że zanim rozpoczęto chińskie badanie, wcześniejsze opracowania laboratoryjne na zwierzętach, były szeroko publikowane w najlepszych recenzowanych czasopismach.
Te wyniki pozwoliły na ustalenie biologicznych prawdopodobieństw, a jest to jednym z najważniejszych filarów ustanawiających niezawodność badań epidemiologicznych. Wiarygodność biologiczna ma swoją definicję ustaloną przez pioniera epidemiologii, Sir Bradforda Hilla i jak ktoś ma czas i chęci, może rzecz rozkminić bardziej. Mnie się chciało.
Niestety, właśnie kwestia wiarygodności biologicznej zbyt często umyka uwadze statystyków i epidemiologów, którzy uwielbiają liczby/statystyki i wolą je od zjawisk biologicznych.
Dr. Campbell twierdzi, że pierwsze 15-20 lat pracy jego i zespołu nie było wcale, jak niektórzy spekulowali, dochodzeniami wyraźnie koncentrującymi się na rakotwórczym działaniu kazeiny.
A był to przede wszystkim szereg badań mających na celu zrozumienia podstawowej biologii raka i roli żywienia w tej chorobie. Wpływ białka, oczywiście okazał się niezwykły i z tego powodu potraktowano białko jako nowe narzędzie w nowoczesny wgląd w funkcjonowanie procesu raka.
Nikt z nas nie wiedział do końca– twierdzi dr., Campbell -, jakie mogą być rezultaty tego wielkiego badania mieszkańców chińskich prowincji, ale wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem tego co zostało ujawnione.
Sama definicja żywienia nie jest wszystkim, bo w grę wchodzi bardzo wiele innych czynników i nigdy nie zamierzałem izolować poszczególnych skutków zdrowotnych wynikających z jedzenia określonych składników odżywczych.Chiński projekt zachęcił nas właśnie, aby nie polegać na niezależnych korelacjach statystycznych, z małym lub żadnym uwzględnieniem wiarygodności biologicznej.
W książce zostało ustalonych kilka modeli takich jak: rak piersi, rak wątroby, rak jelita grubego (w najmniejszym zakresie) kontrola masy ciała, oraz termogenezę po posiłkową. A także choroby zamożnych Chińczyków w kontrze do tych żyjących w ubóstwie. Wszystko w kontekście spożywania białka i zachorowalności na różne choroby w tym wymienione powyżej.
Korelacje, które przedstawiono w książce to tylko mały ułamek z tego, co prowadziło do jednoznacznych wniosków, że właściwie cała dieta na bazie roślin sprzyja zdrowiu. Książka z wiadomych powodów, to bardzo okrojone fragmenty badań.
Tak naprawdę tylko jeden rozdział z osiemnastu poświęcono projektowi chińskich badań, gdyż to badanie stanowiło tylko jedno z ogniw w łańcuchu podejść eksperymentalnych. Należy zadać sobie pytanie, czy chińskie badanie było w stanie poprzeć istniejące biologicznie wiarygodne dane, które Campbell uzyskał już wcześniej w swoim laboratorium.
Ze względu na olbrzymią bazę możliwości, wielki kraj, wielka ilość ludzi, różny sposób odżywiania, chińskie badanie mogło stać się przełomowym. I się stało.
Czyli, że ustalenia końcowe w książce miały znacznie większe znaczenie, niż tylko statystyczne wnioski z odpytania Chińczyków, których dieta w dużej mierze składa się z pokarmów roślinnych.
Tymczasem wielu lekarzy i naturopatów poszło na to i zaczęto na znacznie większą skalę promować dietę roślinną w celach leczniczych, a wśród nich są ludzie z naprawdę poważnymi osiągnięciami w korelacjach diety roślinnej z poważnymi chorobami.
Wymieniam w kolejności alfabetycznej, tych którzy już wsławili się zanim dr. Campbell opublikował swoją ksiażkę: Diehl, Esselstyn, Goldhamer, Klaper, McDougall, Ornish, Shintani. Oraz tych z wielu innych, którzy zaczęli działać po jej publikacji: T. Barnard, N. Barnard, Corso, Fuhrman, Lederman, Montgomery, Popper, Pulde, Schulz, Shewman.
Nie da się w żaden sposób przecenić niezwykłych osiągnięć tych lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. W efekcie, ich praca również potwierdziła wcześniejsze badania laboratoryjne Campbella.
Krótko jeszcze o wykorzystywanie statystyk w korelacjach jednowymiarowych, czyli, że jedli taki prowiant, chorowali na to i na to.
To nie jest takie oczywiste.
Tutaj należy się wystrzegać bardzo pochopnych wniosków. Gdyż przyczyny i skutki bywają o wiele bardziej złożone. I nigdy w całym badaniu, tak twierdzi dr. Campbell ta jednotorowa korelacja nie była brana pod uwagę, jako powód do nadrzędnych wniosków.
Po pierwsze, zmienna może odzwierciedlać wpływ innych czynników, które zmieniają się wraz ze zmienną, którą obejmuje się badaniem. Dlatego zawsze wymagają takie wnioski korekty czynników zakłócających.
I tak dalej, a teraz następuje cała litania warunków, które muszą być spełnione, w tym zakres badania, aby można było pokusić się o wyciąganie ostatecznych wniosków.
Oto komentarz epidemiologa pod wpisem Denise (kto to jest Denise, patrz moje dwa wpisy zlinkowane powyżej), który został przez nią usunięty, a następnie przywrócony, kiedy zrobiło się o tym głośno w necie:
„Twoja analiza jest w całości nadmiernie uproszczona. Każdy dobry epidemiolog/statystyk powie, że korelacja – nie równa się – pewność łączenia danych. Uruchamiając serię korelacji wskazała pani jedynie liniowe, kierunkowe i niedostosowane relacje między czynnikami. Proponuję zakupić podstawową książkę dotyczącą biostatystyki, aby dowiedzieć się, jak poprawnie analizować dane. Jestem doktorem specjalistą od nowotworów i epidemiologiem i chętnie pomogę pani zrobić to prawidłowo”.
Jednym słowem korelacje opublikowane w China Study nie mogą być na ślepo komentowane, a jedynie w połączeniu z wiarygodnością biologiczną mogą być właściwie zinterpretowane.
Masa ludzi jest uczulona na gluten, w tym autorka krytycznej rozprawy o książce Campbella, ale ten ostatni twierdzi, że jednowymiarowa korelacja pomiędzy mąką pszenną i chorobami serca, o której wspomniała Denise jest owszem ciekawa, ale osobiście nie jest świadomy jakichkolwiek wcześniejszych i biologicznie wiarygodnych, czyli przekonujących dowodów na poparcie tej hipotezy. Że pszenica powoduje choroby serca.
Trzeba by wprowadzić znacznie więcej korelacji, w tym o wiele więcej zmiennych jak, mąka pszenna, jej rodzaj, oraz jakie jest faktyczne spożycie mąki z pszenicy. Wiele zmiennych i korelacji.
Na przykład może być tak, że większe spożycie mąki pszennej jest skorelowane ze zmniejszonym spożyciem zielonych warzyw, co ma miejsce na przykład w bardziej suchych regionach Chin. I wiązało się też ze zwiększonym spożyciem mięsa, zamiast zielonymi warzywami.
To jak można to skorelować jednowymiarowo? Więcej pszenicy, to więcej chorób serca? Skoro jednocześnie było mniej zielonych warzyw i więcej mięsa w żywności ludzi zamieszkujących te regiony.
Przy okazji wyjaśniło się, dlaczego Campbell nie wziął pod uwagę wyników statystyk z prowincji Tuoli (co mu zarzucano) i bynajmniej nie był to grzech zaniechania. Ale dane statystyczne dotyczące ilości konsumpcji mięsa dla tej prowincji były sprzeczne.
W rankingu powiat Tuoli miał bardzo wysokie spożycie mięsa, a co innego zostało udokumentowane w czasie badania, gdy ludzie udzielali odpowiedzi w kwestionariuszach. Okazało się, że miała na to wpływ duża migracja ludności tych terenów i na część bardzo suchej pory roku ludzie przenosili się do innej części doliny, gdzie jedli znacznie więcej warzyw i owoców, a faktycznie mniej mięsa. Dlatego lepsze wyniki zdrowotne nie korelowały w rzeczywistości ze zwiększonym spożyciem mięsa.
Najbardziej prawdopodobne korelacje:
Prawdopodobnie właśnie niższe poziomy jednonienasyconych kwasów tłuszczowych w surowicy krwi zwiększają ryzyko chorób serca.
Tutaj nie ma mowy nic o tłuszczach nasyconych i ich wpływie na choroby. Można się pokusić, że ten tor badań został celowo przez Campbella pominięty, albo Chińczycy jedli tych tłuszczów na tyle mało, że nie dokonano odpowiednich korelacji. Ale to tylko moja hipoteza.
Wyższe poziomy mocznika w surowicy (biomarkery spożycia białka) powodują poważne choroby
Większa masa ciała to większe ryzyko chorób serca
Co ciekawe, te korelacje już były wcześniej znane Campbellowi na podstawie wiarygodności biologicznej skojarzonej z wyższym ryzykiem chorób serca. A badanie tylko je potwierdziło.
Samo badanie chińskie miałoby tylko znamiona hipotezy, dlatego dopiero w połączeniu z wcześniejszą wiarygodnością biologiczną dla takiej hipotezy nabiera całkiem innego wymiaru. I ci co się trochę na tym znają dobrze o tym wiedzą.
W chińskim badaniu, tak jak wspomniałam na początku badano sześć modeli, a mianowicie: Rak piersi (kobiety lat 55, umieralność, porównanie Chiny i Europa), następnie, Rak wątroby (powiązanie aflatoksyny z pierwotnym rakiem wątroby, oraz przed nowotworowych ognisk, nowotworów i diety nisko białkowe) Wykorzystanie energii ( diety o niskiej zawartości białka, zmniejszenie rozwoju AFB1 ognisk przed nowotworowych indukowanych w wątrobie szczura, termogeneza w dietach niskobiałkowych) Rak jelita grubego (spożycie błonnika w diecie, a umieralność na raka jelita grubego w Chińskiej Republice Ludowej) Choroby zamożnych kontra choroby biedy (choroby cywilizacyjne kontra choroby na które zapadają ludzie ze stref ubóstwa). I w końcu, Stopa wzrostu chorób w zależności od spożycia zwierzęcego białka (przewlekłe choroby zwyrodnieniowe, podsumowanie wyników dotyczących obszarów wiejskich Chin)
Okazało się, że odnotowano mnóstwo istotnych statystycznie wyników potwierdzających korzyści zdrowotne z diety na bazie roślin, dla tych wszystkich, wyżej wymienionych sześciu modeli.
Czy uważam więc, że wyniki China Study stanowią absolutny dowód naukowy? Oczywiście, że nie. Absolutu przecież nie ma.
Ale to co przekazano nam w Chińskim Badaniu zapewnia mi wystarczającą ilość informacji, abym mogła podjąć praktyczne i osobiste procesy decyzyjne? Uważam, że we wszystkich krytykach dzieła Cambella brakuje jednego.
Mianowicie brakuje proporcjonalności.
Wyrwane z kontekstu, pojedyncze uwagi ludzi, którzy albo zbyt krótko sprawę studiują, albo nigdy nie osiągną na tyle biegłości umysłowej, a przede wszystkim chęci, aby rzecz lepiej rozkminić.
Rzuca czeladź w eter: – A pszenica?
A ja się pytam mało uczenie, czy sprawa w ogóle dotyczyła białka pszenicznego? Czy Chińczyk je/jadł głównie pszenicę? Czy sprawy pszeniczne należałoby badać akurat w Chinach, czy może w USA, albo na polskiej wsi?
Czy wyobrażamy sobie, że dr. Cambell bada rzecz przez 20 lat, a nawet 30 i wydaje książkę, którą przy pomocy internetowych statystyk jest w stanie obalić/podważyć laik?
Że nie liczył się Campbell, że będą najtęższe łepetyny podważać jego badanie, bo chodzi przecież o wielki rwetes moralny, emocjonalny, obyczajowy.
No i o wielkie, ogromne, niewyobrażalne pie.
Przyznaję, że nasycone kwasy tłuszczowe zostały faktycznie wylane z kąpielą, ale niech Droga Socjeta ma na uwadze, ten jeden drobny szczegół. Że nasycone kwasy tłuszczowe, mam na myśli oczywiście nie olej kokosowy, ale nasycone kwasy tłuszczowe pochodzące od zwierząt. A więc najczęściej duża podaż tych tłuszczów łączy się z mocną zwiększoną podażą białka zwierzęcego.
Czyli mielibyśmy tutaj bardzo przekłamane korelacje.
Jedzenie tłuszczu nasyconego zwierzęcego i choroby, ale przy tym o wiele większe spożycie białka. I znowu wniosek nasuwa się sam:
Wśród chińskich chłopów raczej nie było wielkiego bogactwa, nawet wśród tych tak zwanych bogatych, tak jak nie ma jeszcze baardzo baardzo bogatych Polaków, więc badanie nad wpływem jedzenia dużej ilości tłuszczu zwierzęcego właśnie tam, nie miałoby sensu.
Już o wiele bardziej przemawia do mnie Szwajcar żyjący średnio ponad przeciętną europejską, ale tam są jeszcze inne korelacje, jak poczucie bezpieczeństwa.
Zbadajmy więc bogatego z domu Szwajcara pliiiiiiiiiisssss, ale nie chińskiego biedaka z lepianki w kontekście nasyconych odzwierzęcych kwasów tłuszczowych.
To sie może czegoś dowiemy w konkrecie.
Czego i Drogiej Socjecie życzę. Tego bezpieczeństwa Szwajcara. pepsik konstatns Jor
wg mnie nie ma tak dużego znaczenia czy jest się vegan czy wszystkożercą. ja za weganizm już raczej bym się nie wzięła, bo moje doświadczenia z tą dietą są nienajlepsze mówiąc delikatnie. wręcz później się dowiedziałam sporo rzeczy o których wcale nie wiedziałam będąc weganką. nikt mi nie powiedział, i w żadnej mądrej książce nie było napisane. a dodam nieskromnie, że moja lekarz z okresu wegańskiego twierdziła, że chyba mało jest osób które prowadzą dietę lepiej niż ja 😉
jest mnóstwo ludzi, którzy nie jedzą mięsa i super się czują. ale są też osoby jedzące mięso i które wcale nie chorują od tego, a wręcz czują się równie super co weganie. a co Samburu czy Masajami? oni jedzą tylko mięso i mleko. natomiast roślinami bardzo gardzą. i są bardzo szczupli, nie chorują na serce, ogólnie są zdrowi. ja zauważyłam, że na każdy argumnt za dietą roślinna przypada drugi za dietą zawierającą mięso. myślę, że nie ma reguły.
podam taki przykład: miałam w bliskiej rodzinie osobę która jadła bardzo tłusto i dużo mięsa. właściwie to niesamowicie tłusto. całe życie jadła bardzo naturalnie: miała warzywa z własnego pola, bardzo długo mleko od własnej krowy, mięso z dobrego źródła (a wcześniej od zwierząt wyhodowanych przez siebie). i nigdy nie miała ta osoba problemów ze zdrowiem. zmarła chyba z tęsknoty za mężem. nie chciała już żyć.
myślę, że jakość jedzenia ma duże znacznie. plus tryb życia i nastawienie do życia. ja przestałam patrzeć na badania, bo one są sztuczną uśrednioną wartością. a każdy z nas jest przecież inny.
będę szczera: nie mam pocjęcia. zmarł w sędziwym wieku (około 90 lat) ale nawet jeśli by miało to związek z jedzeniem to i tak pozostaje przykład żony, której nic nie było.
tam się jadło bardzo tradycyjnie. mleko od krowy, wieprzowina, drób przeróżny, kiełbasa trzymana w tłuszczu (bo długo nie było lodówki), jaja od kur. na strychu zawsze wisiała słonina. myślę, że najważniejsze było to, że jedli to co sami „wyprodukowali”. oczywiście warzywa i owoce zawsze mieli własne. tam nikomu nawet nie przyszło do głowy by coś kupować (oprócz mięsa – ale to było później). zresztą w dużej części nadal tak jest – bardzo mało się tam kupuje owoców i warzyw. ale już mięsa mają od znajomych, więc już nie do końca wiedzą co jedzą. ale z pewnością to lepsze niż ze sklepu…
nie chodziło mi o to kto ma rację. podałam po prostu przykład, że spokojne życie i proste jedzenie bez sztuczności (a najlepiej wyprodukowane przez siebie) są najlepszą drogą do zdrowia.
Statystyka to rodzaj kłamstwa (Statistica zaś to pakiety programów firmy StatSoft, dzięki której ostatni raz byłem w Krakowie), żeby je ograniczyć trzeba stworzyć dobry model badania. Najlepiej badać w układzie zamkniętym, tak jak doktor, badacz wpływu surowej diety na cukrzycę, albo jak badanie w zamkniętym obiekcie osób poddawanych różnym dietom. Opieranie się w badaniach statystycznych na ankietach jest narażone na dość duże ryzyko błędu…
Ciekawe, że o ile głęboką troskę o nienaganne zdrowie społeczeństwo skłonne jest oceniać a priori jako przymiot to głęboką troskę o inne dobra osobiste jak na przykład o dolary i diament w pępku już jakby mniej.
Na ceny wołowiny? A może przy okazji na wypromowanie czegoś prawie niejadalnego jak soja?
Skierowana jest ta książka do laika, tzn.do jakiegoś bezmózga którego nie będzie interesowało nic poza świętymi słowami Campbell’a.
Jak to czytałem pierwszy raz(będąc jeszcze weganinem), to szukałem czy napisze coś o tym co złego siedzi w białku zwierzęcym.
Napisał że roślinne jest tak samo dobre jak zwierzęce, ale od zwierzęcego dostaniemy raka!
No i że roślinne jest lepiej przyswajalne od zwierzęcego, to też ciekawe bo ludzie nie trawią celulozy.
Tak jak napisałaś Pepsi, facet uwziął się na białka zwierzęce, ogólnie na całe amciu odzwierzęce i jechał po nim ile tylko się dało.
Chcąc być wiarygodnym powinien porównać różne kraje, różnych ludzi, środowiska itp.itd. na nie skupić się tylko i wyłącznie na kurduplach z meyra ciętych jakim są chińczycy(tacy oni rośli i wielcy, to nie chyba od nadmiaru kwasu firynowego?)
Łysico cały czas robisz to samo, wtedy szukałeś potwierdzeń dla swojego weganizmu, obecnie dla mięsożerstwa. Wystąp na chwilę z siebie i spójrz na świat jak najbardziej obiektywnie. Nie jak mięsożerca, ani nie jak weganin. Spójrz jak mędrzec i stoik. Ludzie o podobnych cechach zewnętrznych mają podobne organizmy, ba nawet głosy. Jak jesteś do kogoś podobny z facjaty będziesz miał również podobny do niego głos i jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz miał predyspozycje do podobnych chorób. A także podobny pokarm będzie dla tych osobników najlepszy. Spójrz na najbardziej podobne do człowieka zwierzęta. To roślinożercy, ale nie weganie. Bo niewielka ilość pokarmów odzwierzęcych zawsze będzie nam potrzebna, cokolwiek nie mówią weganie.Campbell w tej dziedzinie też nie jest ortodoksem. Wolałabym, żeby okazało się jednoznacznie , że tylko 100% weganizm, ale tak nie jest. Ale na pewno również nie mięsożerstwo. Po prostu odżywianie.
Masz trochę racji, bo szukałem cały czas potwierdzeń, że to co jem ma dobry lub neutralny wpływ na moje zdrowie, a tak jak napisałaś, jakis czas temu wyszedłem z siebie, stanąłem obok i patrzę na to wszystko przez różowe okulary. W sensie bez zbędnej podniety i przywiązywania się lub stosowania jakiejkolwiek diety. Nie wiem po co mam patrzeć na zwierzęta podobne do człowieka? Zwierze to zwierze, a człowiek to człowiek, wg.mnie to głupie i bezsensowne porównywanie ludzi do zwierząt i/lub zwierząt do ludzi.
Na koniec, jak może on polecać dietę złożona z produktów sezonowych?
Ale mamy demokrację, każdy wybiera to co komu się podoba.
Witaj panno Pepsi,
Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że trafiłem na Twój blog i na wpisy dotyczące „chińskiego badania”. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Jakiś czas temu na własnym blogu napisałem o mleku i o tym, że nie jest takie straszne jak je malują. Wiele osób jak się okazało było trochę oburzonych tym, że uważam mleko za całkiem zdrowe i bezpieczne. Jako argument przytaczali pozycję dr Campbella, że niby 20-letnie badania i że ciężko podważyć, a jednak nie tak ciężko 🙂 Wychodzę z założenie, że ludzki organizm ma zdolność do dostosowywanie się do diety i warunków w jakich żyje. Nie ma jednej właściwej diety. Liczę się umiarkowanie, harmonia i nasze nastawienie, a nawet jedząc trawę i pijąc wodę z górskich źródeł będziemy zdrowi i szczęśliwi. Jeden ważny wniosek mi się nasunął odnoście tego mleka. W Chinach 95% dorosłych osób nie trawi laktozy, więc siłą rzeczy ich kuchnia pięciu przemian odrzuca kategorycznie mleko jako złe dla człowieka – logiczne, ale Europa czy Ameryka to nie Chiny. Można by było jeszcze pisać o różnicach genowych, ale to inna historia. Pozdrawiam serdecznie Rafał http://naturalniezdrowy.com.pl/
Droga Pepsieliot – właśnie odkryłam Twojego bloga, przeczytałam kilkanaście artykułów i przyznam, że w idei jest naprawdę super – czegoś takiego po prostu nigdzie nie ma. Natomiast mam zastrzeżenie co do Twojego stylu pisania – jest ciężki, nieprzyjemny, często chaotyczny i czasem sama nie wiem o czym czytam. Gubiłam się w tej wielowątkowości, przeskakiwanej to tu to tam. Być może dla Ciebie – osoby obytej z tematem – jest to logiczne. Dla mnie niekoniecznie, a szkoda, bo tematy są niezwykle istotne i interesujące. Proszę Cię zatem o jedno – pamiętaj, że czytamy Cię my – totalni laicy – i chcemy zrozumieć to co czytamy. Czasem pominięcie kilku zawiłych (a przy ZBYT skompensowanych) argumentów i ubranie to we własne, logiczne wnioski byłoby lepsze i przyjemniejsze w odbiorze. A tu, w tym gąszczu niezrozumiałych informacji często brakuje Ciebie i Twojej opinii. (Nie mówię o tym wpisie. Mówię ogólnie). Pozdrawiam!
PS. Zapomniałam dodać, że mówię tu oczywiście to postach stricte zdrowotnych i żywnościowych, gdzie analizujesz argumenty ze źródeł – podejrzewam, w większości – nieznanych przeciętnemu czytelnikowi (takiemu jak ja). 😉
dziękuję !:)
Basiu ływ pleżyr 🙂
wg mnie nie ma tak dużego znaczenia czy jest się vegan czy wszystkożercą. ja za weganizm już raczej bym się nie wzięła, bo moje doświadczenia z tą dietą są nienajlepsze mówiąc delikatnie. wręcz później się dowiedziałam sporo rzeczy o których wcale nie wiedziałam będąc weganką. nikt mi nie powiedział, i w żadnej mądrej książce nie było napisane. a dodam nieskromnie, że moja lekarz z okresu wegańskiego twierdziła, że chyba mało jest osób które prowadzą dietę lepiej niż ja 😉
jest mnóstwo ludzi, którzy nie jedzą mięsa i super się czują. ale są też osoby jedzące mięso i które wcale nie chorują od tego, a wręcz czują się równie super co weganie. a co Samburu czy Masajami? oni jedzą tylko mięso i mleko. natomiast roślinami bardzo gardzą. i są bardzo szczupli, nie chorują na serce, ogólnie są zdrowi. ja zauważyłam, że na każdy argumnt za dietą roślinna przypada drugi za dietą zawierającą mięso. myślę, że nie ma reguły.
podam taki przykład: miałam w bliskiej rodzinie osobę która jadła bardzo tłusto i dużo mięsa. właściwie to niesamowicie tłusto. całe życie jadła bardzo naturalnie: miała warzywa z własnego pola, bardzo długo mleko od własnej krowy, mięso z dobrego źródła (a wcześniej od zwierząt wyhodowanych przez siebie). i nigdy nie miała ta osoba problemów ze zdrowiem. zmarła chyba z tęsknoty za mężem. nie chciała już żyć.
myślę, że jakość jedzenia ma duże znacznie. plus tryb życia i nastawienie do życia. ja przestałam patrzeć na badania, bo one są sztuczną uśrednioną wartością. a każdy z nas jest przecież inny.
a na co umarł tej osoby mąż?
będę szczera: nie mam pocjęcia. zmarł w sędziwym wieku (około 90 lat) ale nawet jeśli by miało to związek z jedzeniem to i tak pozostaje przykład żony, której nic nie było.
rawbitt chodziło mi tylko o to ile żył na zapewne podobnej diecie, ale widzę, że herlok szolms, czyli ja poszedł złym tropem
tam się jadło bardzo tradycyjnie. mleko od krowy, wieprzowina, drób przeróżny, kiełbasa trzymana w tłuszczu (bo długo nie było lodówki), jaja od kur. na strychu zawsze wisiała słonina. myślę, że najważniejsze było to, że jedli to co sami „wyprodukowali”. oczywiście warzywa i owoce zawsze mieli własne. tam nikomu nawet nie przyszło do głowy by coś kupować (oprócz mięsa – ale to było później). zresztą w dużej części nadal tak jest – bardzo mało się tam kupuje owoców i warzyw. ale już mięsa mają od znajomych, więc już nie do końca wiedzą co jedzą. ale z pewnością to lepsze niż ze sklepu…
nie chodziło mi o to kto ma rację. podałam po prostu przykład, że spokojne życie i proste jedzenie bez sztuczności (a najlepiej wyprodukowane przez siebie) są najlepszą drogą do zdrowia.
Statystyka to rodzaj kłamstwa (Statistica zaś to pakiety programów firmy StatSoft, dzięki której ostatni raz byłem w Krakowie), żeby je ograniczyć trzeba stworzyć dobry model badania. Najlepiej badać w układzie zamkniętym, tak jak doktor, badacz wpływu surowej diety na cukrzycę, albo jak badanie w zamkniętym obiekcie osób poddawanych różnym dietom. Opieranie się w badaniach statystycznych na ankietach jest narażone na dość duże ryzyko błędu…
Dlatego Campbell tak bardzo podkreśla ważność biologicznego prawdopodobieństwa
Ciekawe, że o ile głęboką troskę o nienaganne zdrowie społeczeństwo skłonne jest oceniać a priori jako przymiot to głęboką troskę o inne dobra osobiste jak na przykład o dolary i diament w pępku już jakby mniej.
Piotrek nie koniecznie.
Pierwszy raz w życiu coś wygrałam…serio 🙂 Jestem przeszczęśliwa,niesamowite uczucie 🙂 senkju,fenkju 🙂
Hm, czyli konkursików o Znachorach już nie będzie? :/
madame będą Kochana, ale minimalna przerwa dobrze zrobi 🙂
Na ceny wołowiny? A może przy okazji na wypromowanie czegoś prawie niejadalnego jak soja?
Skierowana jest ta książka do laika, tzn.do jakiegoś bezmózga którego nie będzie interesowało nic poza świętymi słowami Campbell’a.
Jak to czytałem pierwszy raz(będąc jeszcze weganinem), to szukałem czy napisze coś o tym co złego siedzi w białku zwierzęcym.
Napisał że roślinne jest tak samo dobre jak zwierzęce, ale od zwierzęcego dostaniemy raka!
No i że roślinne jest lepiej przyswajalne od zwierzęcego, to też ciekawe bo ludzie nie trawią celulozy.
Tak jak napisałaś Pepsi, facet uwziął się na białka zwierzęce, ogólnie na całe amciu odzwierzęce i jechał po nim ile tylko się dało.
Chcąc być wiarygodnym powinien porównać różne kraje, różnych ludzi, środowiska itp.itd. na nie skupić się tylko i wyłącznie na kurduplach z meyra ciętych jakim są chińczycy(tacy oni rośli i wielcy, to nie chyba od nadmiaru kwasu firynowego?)
Łysico cały czas robisz to samo, wtedy szukałeś potwierdzeń dla swojego weganizmu, obecnie dla mięsożerstwa. Wystąp na chwilę z siebie i spójrz na świat jak najbardziej obiektywnie. Nie jak mięsożerca, ani nie jak weganin. Spójrz jak mędrzec i stoik. Ludzie o podobnych cechach zewnętrznych mają podobne organizmy, ba nawet głosy. Jak jesteś do kogoś podobny z facjaty będziesz miał również podobny do niego głos i jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz miał predyspozycje do podobnych chorób. A także podobny pokarm będzie dla tych osobników najlepszy. Spójrz na najbardziej podobne do człowieka zwierzęta. To roślinożercy, ale nie weganie. Bo niewielka ilość pokarmów odzwierzęcych zawsze będzie nam potrzebna, cokolwiek nie mówią weganie.Campbell w tej dziedzinie też nie jest ortodoksem. Wolałabym, żeby okazało się jednoznacznie , że tylko 100% weganizm, ale tak nie jest. Ale na pewno również nie mięsożerstwo. Po prostu odżywianie.
Masz trochę racji, bo szukałem cały czas potwierdzeń, że to co jem ma dobry lub neutralny wpływ na moje zdrowie, a tak jak napisałaś, jakis czas temu wyszedłem z siebie, stanąłem obok i patrzę na to wszystko przez różowe okulary. W sensie bez zbędnej podniety i przywiązywania się lub stosowania jakiejkolwiek diety. Nie wiem po co mam patrzeć na zwierzęta podobne do człowieka? Zwierze to zwierze, a człowiek to człowiek, wg.mnie to głupie i bezsensowne porównywanie ludzi do zwierząt i/lub zwierząt do ludzi.
Na koniec, jak może on polecać dietę złożona z produktów sezonowych?
Ale mamy demokrację, każdy wybiera to co komu się podoba.
Łysico ja znajduję człowieka, jako zwierzę
rawbbit,
A jak wyglada Twoja dieta teraz?
Witaj panno Pepsi,
Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że trafiłem na Twój blog i na wpisy dotyczące „chińskiego badania”. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Jakiś czas temu na własnym blogu napisałem o mleku i o tym, że nie jest takie straszne jak je malują. Wiele osób jak się okazało było trochę oburzonych tym, że uważam mleko za całkiem zdrowe i bezpieczne. Jako argument przytaczali pozycję dr Campbella, że niby 20-letnie badania i że ciężko podważyć, a jednak nie tak ciężko 🙂 Wychodzę z założenie, że ludzki organizm ma zdolność do dostosowywanie się do diety i warunków w jakich żyje. Nie ma jednej właściwej diety. Liczę się umiarkowanie, harmonia i nasze nastawienie, a nawet jedząc trawę i pijąc wodę z górskich źródeł będziemy zdrowi i szczęśliwi. Jeden ważny wniosek mi się nasunął odnoście tego mleka. W Chinach 95% dorosłych osób nie trawi laktozy, więc siłą rzeczy ich kuchnia pięciu przemian odrzuca kategorycznie mleko jako złe dla człowieka – logiczne, ale Europa czy Ameryka to nie Chiny. Można by było jeszcze pisać o różnicach genowych, ale to inna historia. Pozdrawiam serdecznie Rafał
http://naturalniezdrowy.com.pl/
Droga Pepsieliot – właśnie odkryłam Twojego bloga, przeczytałam kilkanaście artykułów i przyznam, że w idei jest naprawdę super – czegoś takiego po prostu nigdzie nie ma. Natomiast mam zastrzeżenie co do Twojego stylu pisania – jest ciężki, nieprzyjemny, często chaotyczny i czasem sama nie wiem o czym czytam. Gubiłam się w tej wielowątkowości, przeskakiwanej to tu to tam. Być może dla Ciebie – osoby obytej z tematem – jest to logiczne. Dla mnie niekoniecznie, a szkoda, bo tematy są niezwykle istotne i interesujące. Proszę Cię zatem o jedno – pamiętaj, że czytamy Cię my – totalni laicy – i chcemy zrozumieć to co czytamy. Czasem pominięcie kilku zawiłych (a przy ZBYT skompensowanych) argumentów i ubranie to we własne, logiczne wnioski byłoby lepsze i przyjemniejsze w odbiorze. A tu, w tym gąszczu niezrozumiałych informacji często brakuje Ciebie i Twojej opinii. (Nie mówię o tym wpisie. Mówię ogólnie). Pozdrawiam!
Miniomki ostrzegam Cię więc lojalnie, nie kupuj mojej książki Biegam bo muszę, bo to laaaasssssss, knieja, bór, nie do odnlezienia sensu
PS. Zapomniałam dodać, że mówię tu oczywiście to postach stricte zdrowotnych i żywnościowych, gdzie analizujesz argumenty ze źródeł – podejrzewam, w większości – nieznanych przeciętnemu czytelnikowi (takiemu jak ja). 😉
Fajny blog, świetny język, komunikacja, dobra praca i jej owoce.
Dziękuje, powodzenia i rozwoju na przyszłość.
<3