Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Ludzkie kubeczki smakowe są naturalnie zaprogramowane by kochać cukier. Z perspektywy ewolucji słodki smal jest sposobem natury na sygnalizację zerowej lub niskiej toksyczności produktu i zwróceniem uwagi na to, że roślina jest dobrym źródłem energii. Dla „dzikich”ludzi słodycz była kompasem pomocnym w odnajdowaniu bezpiecznej żywności. Niestety, podczas gdy naszym antenatom słodycz pomogła przetrwać, obecnie jest ona jedną z głównych przyczyn kiepskiego stanu współczesnej cywilizacji.
I tak oto mamy lucumę. Lucuma to peruwiański owoc nazywany „złotem Inków”. W rejonie Andów od tysiącleci stanowi ona nie tylko przysmak, ale także składnik istotny dla tradycyjnego ziołolecznictwa. Owoce lucumy są bardzo słodkie. Ich smak przyrównuje się do połączenia syropu klonowego, karmelu i batata, podczas gdy zapach zbliżony jest do dojrzałej gruszki. Lucuma zawiera β-karoten, niacynę, potas oraz wapń, a także przeciwutleniacze jak katechiny i epikatechiny. Jej zaletą jest też niski indeks glikemiczny (IG=5). W rejonie Andów stosowaną ją także jako substancję leczniczą, która – jak wierzono – działała przeciwgrzybiczo, antybiotycznie i przeciwdrobnoustrojowe. Ma ona także poprawiać trawienie. Wszystkie te właściwości, od stuleci sprawdzone, potwierdza obecnie nauka czyniąc lucumę jednym z najgorętszych superpokarmów!
Wiecie, ja ogólnie na targu dostaję małpiego rozumu. Chociaż coraz częściej eko roślinki zamawiam od rolnika i odbieram swoją skrzyneczkę w drodze do domu, lubię czasem poprzechadzać się między straganami, porozmawiać z zaprzyjaźnionymi sprzedawcami, pomacać warzywa, wypytać co nieco i płynąć na fali tej swawolnej energii. I nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że płynę na tej fali popychana wiatrem sezonowych wspaniałości tak, że czasem ledwie udaje mi się doczłapać z torbami do domu. I tak też zrobiłam ostatnio zaopatrując się w arsenał pachnących przemijającym lipcem owoców. Nie uważam tego swoistego owocowo-warzywnego zakupoholizmu za szkodliwy, bo owoce się zjedzą tudzież zamrożą na lepsze, chłodniejsze czasy. No i z nadmiaru owoców, jak wiadomo, najlepiej jest zrobić smoothie. A ja, tak się składa, kupiłam całe naręcze czerwonych porzeczek i zmęczona wyjadaniem ich z miseczki uznałam z zaskoczeniem, że jest to coś, co jeszcze nigdy nie gościło w kielichu mojego blendera. I tak też powstał ten zdrowy, słodko-kwaśny, szczerze doskonały przepis.
– szklanka wody, – szklanka czerwonych porzeczek (może być też czubata łyżka Czarnej porzeczki This is BIO), – dwa banany, – 2 daktyle (u mnie surowe), – odrobina startej skórki limonki, – łyżeczka suszonych jagód goji, – czubata łyżeczka lucumy. Miksujesz, jeśli jest zbyt gęste dodajesz wody i pijesz. Dzięki dodatkowi lucumy i daktyli koktajl jest rozkosznie słodki, a tonujące to kwaśne porzeczki sprawiają, że to napój idealny na lato. Z dodatkiem któregoś z naszych roślinnych białek może on być doskonałą potreningówką. Czego chcieć więcej?
uściski:)
Powiązane artykuły
Komentarze
Pepsi, jaki jest Twój stosunek do płatków owsianych i kasz? Bo to jednak stanowi podstawę mojego śniadania…….
pozytywny
czy sprawdzi się np do dodania ciasta na gofry bezglutenowe zamiast 2 łyżek cukru ? Ciasto robię z mąki owsianej bezglutenowej, dodaje kakao, mleko Kokosowe (sama robię ), cynamon i właśnie zamiast 2 łyżek cukru dałabym lucume. Powinno chyba przejść?
myślę, że do tego ona służy