😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Dowiaduję się ostatnio newsów na swój temat, w tym, że jestem nieukiem, mam pisać raczej o bananie, oraz robię kardynalne błędy orto i to prawie w każdym wpisie. No i hój. Jednak i tak ani na chwilę nie zamierzam przestać, bo jestem sama ogromnie ciekawa czego się dowiem primo, po drugie mam również wielki pozytywny odzew od Drogiej Socjety, która właśnie potrzebuje pepsi jak tlenu, czyżby?
Za to gorące soreczki, ale ktoś musi nad Socjetą czuwać, żeby Socjeta mogła spać spokojnie. Biorę na siebie tę misję. Ludziom, którzy napisali do mnie po wczorajszym poście po poradę, mówię, będę szukać, a jak znajdę dam znać. Wszystkim innym bardzo dziękuję za śliczne słowa, które się mało ślicznej pepsi na prawdę przydadzą.
Dzisiaj zamierzam nawinąć o dwóch skrajnych postawach jakie urodziły się na świecie w związku ze zwiększoną świadomością dotyczącą otaczającego nas świata, tego co nam współcześnie świat oferuje, a przede wszystkim skutków jakie możemy się po tej ofercie spodziewać.
Istnieje grupa ludzi, stale powiększająca się, która odbiera świat nie tylko jako totalne zagrożenie dla człowieka, ale również jako bombę zegarową. Oni spodziewając się najgorszego, zaczęli się do rzeczonego przygotowywać od już. Są to tak zwani preppers. Preppers, to nie jest jakiś tam kolo uprawiający w chwilach wolnych, na wakacjach surwiwal, albo odludek na wsi.
Preppersem może być już nasz sąsiad mieszkający za ścianą w bloku. Fakt, że jest mu trudniej gromadzić przedmioty i sadzonki, żeby mógł się stać w razie czego jak najdłużej samowystarczalnym, jednak robi to, gdyż wierzy, że umiejętność przetrwania będzie najlepszą z możliwych umiejętności.
Ja sama niedawno poznałam preppersa, który obmyślił nawet strategię spalania dębowego parkietu na trzecim piętrze w razie czego. Zgromadził masę wody i ziaren, które również w razie czego mogą być ekwiwalentem złota.
Ameryka zwykle ma we wszystkim większy rozmach, dlatego jest tam najwięcej preppersów, którzy wydają masę dolarów, aby przygotować się na niepewną przyszłość. Gromadzą nie tylko żywność i narzędzia, ale nade wszystko umiejętności, żeby nic nie przeszkodziło im w realizacji ciągu dalszego własnego życia, ani huragan, ani pandemia. Ale przede wszystkim obawiają się tego, co dla nich przygotował świat farmaceutyczny, medyczny, finansjera, iluminaci, biotechnologie i Monsanto z Big Pharmą.
Życie w strachu przeobraziło się w chęć zbudowania fortecy, która pozwoli za wszelką cenę przetrwać. W odpowiedzi na tę nową falę zainteresowań, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać firmy, które swoimi merkantylnymi kichawami zwęszyły co w trawie piszczy.
W ich ofercie są już nie tylko urządzonka klasyfikowane stereotypowo jako preppers, jak amunicja, kusze i sprzęt biwakowy, ale także banki nasion, ule, poradniki zarządzania mikro finansami i wytyczne do akupresury.
Oferta pomocnych produktów ma bardzo długą cięciwę. Obok zajawki jaskiniowca, rozpałka i zapałki, można zakupić za na prawdę konkretne pieniądze, wyposażenie medyczne do zamontowania w terenowym pojeździe. Zdarzają się też na prawdę dziwaczne oferty, jak mini gospodarstwo dżdżownic, albo za 30 dolars można sobie zafundować sesję, uczącą zmniejszania bólu.
Tak na prawdę jest to smutne, gdyż nie wynika z chęci poczucia siły i mocy jaką można czerpać z uczucia samowystarczalności, ale wręcz przeciwnie. Człowiek nie ma zaufania do otaczającego go świata i robi to ze strachu.
Drugim, wręcz krańcowo odrębnym nurtem jest jeszcze większe uzależnienie się od innych, pomimo bardzo świadomego podejścia do zdrowego odżywiania i całej współczesnej afery pro zdrowotnej. Każdego dnia wielu ludzi na świecie budzi się niejako z letargu, nagle ocknięci obywatele świata uświadamiają sobie, że jeżeli sami się za siebie nie wezmą, świat w imię pieniądza, czy też absurdalnej chęci dominacji, raczej ich zgładzi.
Jednak wiele z tych osób, chociaż w pełni już uświadomionych jak dbać o zdrowie, na myśl, o konieczności wyciągania sokowirówki, czy też krojenia warzyw na sałatkę przebiegają ciarki obrzydzenia po plecach. I dla takich świrów powstała niezwykle wygodna oferta codziennych butelkowanych zielonych soków, a każdy w cenie powyżej 10 dolars.
Z tego powodu owe soki wyrażają znacznie więcej niż zdroworozsądkowe podejście do pożywienia, a mianowicie stały się symbolem statusu.
Dlaczego są takie drogie? Zwykle zawierają mieszankę surowych, organicznych składników, zwykle nie występujących w ogólnie dostępnych sokach. Składniki są wyśrubowane, mainstreamowe i szalenie cool. W szklanej butelce można kupić wyciśniętą kapustę, ogórki, buraki, imbir, pietruszkę, miętę i seler. Jest też wiele miksów. Dodatkowo integralność tych surowych składników utrzymuje się w dużej mierze nienaruszona dzięki zaawansowanym procesom prasowania na zimno, aby uniknąć tradycyjnej pasteryzacji. Jak wiemy pasteryzacja niszczy korzystne enzymy i inne składniki odżywcze.
Czynniki te nieuchronnie przełożyły się na wyższe koszty ponoszone przez producentów, a więc wypasione zielone butelki są na prawdę drogie i szpanerskie, chociaż mają na celu tylko zaspokojenie najprostszej potrzeby człowieka na świeżą żywność bez domieszek.
Producenci zielonych soków mają też swoich konkurentów, którzy po prostu dostarczają na żądanie w dowolnie wyznaczone miejsce świeże soki wyciśnięte najbardziej wypasionymi prasami z produktów organicznych i beż żadnej oczywiście pasteryzacji. Firmy dostarczają soki tak szybko i wygodnie jak to tylko jest możliwe.
Początkowo rynek soków miał za zadanie wspieranie ludzi, którzy byli na diecie oczyszczającej i soki wprowadzono do obrotu, wręcz jako lekarstwo, aby jak najszybciej pozbyć się z ciała toksyn i wzdęć.
Jednak sprawa wymknęła się całkowicie spod kontroli i obecnie przechadzka ulicami Nowego Jorku z butelką zielonego soku jest tak samo niezwykle miejska i wyrafinowana, jak jeszcze do niedawna per pedes z kubkiem od Starbucksa.
Do tego coraz więcej konsumentów pije sok jako zamiennik posiłku, korzystając z szybkiej infuzji warzyw, jednocześnie w najlepszy sposób dbając o swoje zdrowie i wzmacniając dyscyplinę.
O ile preppersa spotkałam już w Krakowie, o tyle z zielonymi sokami jest kiła. Nawet do Momo na marchewkę incognito nie mogę pójść , bo widzę, że mnie rozszyfrowano, a w miłej Spółdzielni stale zepsuta jest sokowirówka. W Almie sok z nieekologicznej pomarańczy, ale fakt, że świeży wlewają do butelek plastikowych, które mają niekiedy dziwny zapach randapu. Starbucks jest już w każdym mieście, ale zielony eko sok bez pasteryzacji raczej długo nie będzie symbolem statusu nawet wąskich hipsterskich trendów, gdyż zielony sok to wciąż anarchia.
papeps
Powiązane artykuły
Komentarze
Z natury jestem preppersem, z zawodu technologiem chemikiem i …leniem, cały czas kombinuję jakby tu sobie zrobić (albo ktoś by zrobił wg moich wskazówek) sok z trawy pszenicznej tak na pół roku z góry, by nie zniszczyć wartości, nutrientów, barwy, dobrych mikrobów, jest ciężko, nie wiem czy tak się da…(ale próbuję, przygotowuję się!)
Lucjan , podobno lenistwo jest matką wynalazków 😀
Więc jestem wynalazcą! 😉
Pepsi. Twoje wpisy są niezbędne do normalnego funkcjonowania. Rób błędy ( ja też robię ) i nie pisz tylko o bananie. Pisz o wszystkim co chcesz. Dla mnie wszystko jest ciekawe. Od niedawna jestem absolutnie bezkrytycznym wyznawcą Pepsi.
Kiki dzięęęękóóówkaaaaaaaa i pozdrowionka
Ja zawsze czegos nauczę się od 'nieuków’, często bardzo ważnego.
Czy może przeoczyłam Twojego nowego e-booka? Wszystko slędzę co piszesz, ale być może porażona peppersem nie dopatrzyłam.
Dobrze, że natrąciłas o zapałkach, nie mam ich jeszcze w zapasie. Zapisuję na listę zakupów.
Dzięki Pepsi za każdy Twój wpis. Kopalnia wiedzy, nawet 'byki’ ??? tu nie straszne.
Big hug.
miało być – preppersem…a to trochę różnica.
Krystyna sie pisze and kissssssss
No i Hoj. Tak trzymaj Pepsinko
Siada 😀
Mój 9-io letni syn Wiktor powiedział wyszłem. Mama zwróciła uwagę, że mówi się wyszedłem.
A on na to:I co z tego ?
Tak więc pisz jak chcesz byleby codziennie,bo ja tu codziennie zaglądam 🙂
Jaspis dzięki, jutro idzie banan na tapetę
Pepsi też czekam codziennie na wpis, możesz robić jakie tylko chcesz błędy ortograficzne, bo dla mnie ó i u to jedno i to samo. I tylko o jedno naprawdę Cię proszę, nie pisz „na prawdę”, bo to już ma inne znaczenie.
Ależ pepsi pisze „na prawdę”, bo na prawdę zarzeka się, że to, co pisze jest naprawdę najprawdziwsze:)
Sie będzie pisało: istotnie, nie inaczej, owszem, rzeczywiście, tak, w istocie, ano, faktycznie, no, no tak, w gruncie rzeczy,prawdziwie, doprawdy, zaiste,w rzeczy samej, realnie, fizycznie, de facto , zaś sie skończy z naprawdę raz na zawsze!