😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Ahoj Przygodo, pozwolicie Koleżeństwo, że palnę szmatkę na czasie, czyli o podróżach,
Wiem, że zabrzmi to może nawet obrazoburczo, a z pewnością anarchistycznie, ale: n i e z n o s z ę p o d r ó ż o w a n i a.
Gdyż podróż wnosi rozkojarzenie, a to tylko rozprasza moje pełne, czyli kompletne życie. Czyż mnich buddyjski ma ochotę podróżować? A po cóż to? Czy zatem uważam się za kogoś w tym kształcie? Niech to na razie pozostanie naszym sekretem, ale coraz bardziej na ten mimetyzm przystaję.
No tak, ale on ma swoje Himalaje. Faktycznie, jedyne miejsce ku któremu się przemieszczam to góry, ale trudno to nazwać podróżą, bo na upartego mogę tam przybiec. Właściwie tak, podróż, która jest dla mnie dedykowana, to w takie miejsce, do którego mogę przybiec.
Życie nomady, nawet współczesnego z wygodami, jest przeze mnie świadomie odrzucone, dobrze, że Islenski już w swoją daleką podróż się udał, boby się wzdrygnął.
Kiedy więc widzę wakacyjne landszafty z palemkami, maniakalnie wrzucane na Fejsbunia przez jednych, a przez oszołomionych drugich lajkowane do upadłego, to powiem analogicznie, to samo myśląc, kiedy widzę pierogi pszeniczne z soczewicą i zlane oliwą, którymi nieustająco podniecają się na socjalu wegetariańskim, czy wegańskim, że to mnie nie rusza. Po prostu, to nie dla mnie są podniety. Powiem więcej, po sprawiedliwości, że mam też gdzieś, zdjęcie szejka zielonego, czy jagódek, moje codzienne z rutyną jedzenie i nie chce mi się go fotografować, ani tym bardziej lajkować, chyba mnie wypierdolą ze socjalu, chociaż rozumiem, że zdjątko może działać propagandowo na fastfoodowców i chociażby z tego powodu, perhaps warto to robić. Jednak nie robię, gdyż il ne m’excite pas.
Nie lubię też i wręcz odnoszę się nonszalancko negatywnie do uczucia szczęścia. Szczęście to mocna przesada i w związku z tym zwykle dozowana cyklicznie, albo wcale, więc przywiązywanie się, do czegoś tak nie pewnego jest już formą osobistej destrukcji. Cenię sobie za to i to bardzo, pogodną prze zwykłą codzienność i drobne radości z małymi spełnieniami. Gdyż lekkie dźwięki, niefrasobliwość i co najważniejsze ciągłość są dla mnie istotne. Na marginesie wtrącę, że nie chciałabym nic wygrać na loterii, przezornie w związku z tym nigdy o fanty nie gram.
Uczucie, że jestem właśnie tu, gdzie chcę być stale i nie muszę się w tym celu nigdzie przemieszczać jest dla mnie samo w sobie dosadną i skończoną wartością. Nie tęsknię za miejscami, a nieznane moskity są mi całkowicie obojętne, żeby nie powiedzieć obce.
Czuję się jak taka wielka małpa stale w tym samym gaju, a jednak sfinalizowana, bo nie chcę użyć słowa szczęśliwa, gdyż tak jak napisałam, uważam, że szczęście to kicz i raczej przesada.
Jako dość refleksyjna osoba, chociaż nie wszyscy by się pod tym podpisali, ale też z powodu odpuszczenia w kwestii poszukiwania szczęścia, często bywam radosną i co tu dużo mówić zadowoloną. Nie mam jeszcze wprawdzie tego mnisiego przygłupiastego półuśmiechu na fizis, ale wszystko zmierza w tym kierunku. Delikatnej błogości. To jest raczej dobry kierunek.
Nie chcę teraz bawić się w małego, przenośnego psychologa i twierdzić, że podróż to ucieczka, a ci co lubią podróżować, to ludzie spierdalający od siebie w pogoni za nowym stresem, niekiedy faktycznie prze ciekawym i przepięknym. Z drugiej strony, nie chcę też dawać za przykład ogromnego sukcesu książek o Winnetou i Apanaczi, oraz Old Shatterhanda, które Karol May napisał będąc w więzieniu, bez wcześniejszego kontaktu z Ameryką, w tym z Dzikim Zachodem. Miał to wszystko w swojej dyni.
Byłabym idiotką odradzając geografom, etnologom, Dzikowskiej, pani Martynie, czy też przesławnemu wkrótce Islenskiemu, któremu z powodu buńczucznego rozmnożenia grozi jednak zaprzestanie, przynajmniej na pewien czas podróżowania, a więc odradzania podróży napawającej tych Państwa z pewnością pewnym frasunkiem, jednak jak narkotyku podróży spragnionym. Nie wnikam, gdyż nie wszystko muszę kumać.
Czy podróż może dać poczucie wolności? Być może przez chwilę poczucie tak, ale faktycznej wolności nic i nikt nikomu nie może dać, gdyż jest to pojęcie z serii absolutnych. Gdyż idealna wolność nie istnieje. Droga Socjeto, moim zdaniem, nie uwolnimy się nigdy, gdyż zawsze będziemy w coś uwikłani, a z dwojga złego wolność jest bardziej prawdopodobna kiedy się w najlepszym miejscu dla siebie osadzisz niż kiedy się w popłochu przemieszczasz, bo podróżować dobrze jest widziane.
Może więc, by tak w niespieszną podróż się udali, zagrzewając tu i tam na dłużej gawry legowiska?
Chcę tylko doradzić, żeby człowiek spróbował osiąść w miarę możliwości w jak najdogodniejszej dla siebie miejscówce, a potem siedział tam i zajął się już zupełnie czym innym. Czyli spokojną, żeby nie powiedzieć błogą egzystencją, nie zakłócaną hałasem, zapachem smażonych zwierząt, spalinami i takimi tam. Człowiek nie musi nigdzie gnać. Chyba, że codziennym kłusem o poranku. Przecież już dobrze wiemy, co jest za horyzontem.
Dostanę za to kopa w mordę?
Zastanawiam się niekiedy, że ludzie bardzo bogaci mają masę domów, masę samochodów i ciągle muszą się jachtem czy prywatnym odrzutowcem gdzieś przemieszczać. Może tam gdzie ich akurat nie ma jest teraz lepiej?
Gdy tymczasem człowiekowi potrzebna jest jedna przystań, ale na prawdę pod niego, pod jego osobiste preferencje wypasiona. Dla jednego to będzie szałas, półka na K2, a dla innego designerski loft, jednym słowem własna, odpowiednio zlokalizowana chata.
Dobrze więc, ale jeżeli człowiek podróżując szuka właśnie tego spełnienia, idealnego miejsca dla swojego odwłoka? To już zupełnie inna faza, poszukiwanie siedziby, to nie podróżowanie.
Nawet mogę zwolnić, chociaż niechętnie zwykłe wakacje z tego wywodu, chociaż po zastanowieniu wiemy jak bardzo wakacje mogą nam zaszkodzić w docenianiu prozy życia, dzieląc go na niemiły czas pomiędzy nimi połączony z na nich oczekiwaniem. Wakacje wytrącają z równowagi i mogą być przyczyną nie doceniania swojego codziennego, zwykłego dnia.
Podróż to nieustająca tęsknota za niespełnionym, a to rozprasza życie i to bardzo. Podróż wiąże się też z powrotem, a to może być jeszcze bardziej rozczarowujące.
Chociaż są tacy, co wolą wracać niż być.
Jest jeszcze inna forma podróży, czyli życie w podróży, raz, podobnie, jak ci bardzo bogaci ludzie, którzy marzą, żeby posiedzieć na ganku wiejskiej chaty, ale muszą zwiedzać własne i cudze rezydencje i jeszcze wakacjuszować obowiązkowo na dodatek, a dwa, niby wieczny podróżnik, alias wieczny tułacz.
Żyd wieczny tułacz, to tak na prawdę cierpiąca osoba. Gdyż podróż to forma dyskomfortu, tułaczki, a niekiedy aż cierpienia.
Tak na prawdę współczuję podróżującym. Siądźcie se w piknym miejscu i siedźcie tam z błogim grymasem w połowie kretyna, a w drugiej połowie jeszcze czegoś gorszego, czyli nigdzie nie gnającego sierściucha.
Auwiderzeń Państwu. Lece peps.
Powiązane artykuły
Komentarze
Jeszcze nie wiem czy Ci współczuć czy zazdrościć:)
Dziwna sprawa. Nie pierwszy raz, podoba mi się Twój tekst, choć raczej jestem innego zdania. Bardzo lubię podróże, przemieszczanie się, kontemplowanie inności. Nie kłóci się to w żaden sposób z gawrą, legowiskiem, osiedleniem, medytacją itd. W życiu jest miejsce na wszystko, a przynajmniej – na dużo 🙂
Tak piszą tylko osoby zazdrosne (i których pewnie nie stać na podróżowanie) to się nazywa słodkie cytryny. Porównując się do mnicha buddyjskiego zagalopowałaś się heheh. Podróże dają ci żywą perspektywę jak wygląda dany kraj, poznajesz kulturę i doceniasz piękno natury i tylko ograniczeni ludzie piszą takie rzeczy. Ty pewnie zajarasz się tym negatywnym komentarzem bo ciągle zerujesz na negatywizmie lubisz się taplać w toksycznym klimacie. W tym poście właśnie opisałaś siebie, mi jest zal ciebie.
ale jaja, faktycznie się zajarałam 🙂
A mnie jest żal Ciebie, nawet się nie domyślasz, o co tu rzeczywiście chodzi…Sorry 🙂
(Tak wiem, też jestem ograniczona :))
p.s. moj post jest dedykowany dla „powodzenia”
Podróżowanie nie jest związane z kwestią finansową – to raczej sprawa wyboru, bo można ruszyć w drogę za bardzo małą kasę.
Dość chamski twój komentarz – ja na przykład nie wyobrażam sobie mieć wesela, zwłaszcza w kościele i z suknią ślubną. Większość ludzi myśli że chyba jest mi smutno, że nie jestem jeszcze mężatką i na pewno dlatego tak mówię, a ja naprawdę jak myślę o tej obscenicznej imprezie w śmiesznej sukience, z tłumem ludzi to jest mi słabo, a na weselach znajomych zawsze się nudzę. Ludzie mają rózne upodobania, serio…
Podzielam zdanie i Basi i Pepsi. Całe życie walczę o to by nie rzucać się w oczy i taka impreza ślubna byłaby masakrą dla mojej psychiki, mam niechęć do spędów, paplaniny i cudzych oczu w moim kącie. Ciągłe migrowanie kojarzy mi się z bałaganem i biedą, dwiema rzeczami o których nienawidzę nawet słuchać. Co do kwestii finansowych to masa ludzi zasuwa do ful inkluziw na kredyt, a te są chętnie dawane osiemnastolatkowi po dwóch miesiącach w pracy, po prostu burżujstwo na miarę możnowładców ;p
Pepsi, a jak teraz masz się do tego wpisu? Pytam się, bo po iluś tam latach, gdzie wyjazdów było sporo, od jakiegoś czasu pozmieniało się u mnie o 180 stopni. Już mi wyjazd, zagraniczny na przykład, nie jest czymś, za czym mogłabym teraz szaleć. To samo tyczy się imprezy, czy gadania z ludźmi o byle czym, żeby gadać przy piwie, wódce itd. Wydaje mi się, że siłą nie dałoby się mnie już zaciągnąć na coś takiego. Podpisuję się pod Twoim zdaniem: „to nie są dla mnie podniety”. Alkohol mi odpadł chyba już zupełnie. Znajomości odpadły w 90 %. Mam tylko garstkę osób wokół siebie, za resztą jakoś nie tęsknię. Obojętne mi, co tam sobie w życiu robią i jak im jest. Pewnie dobrze, więc dobrze. Mi też jest dobrze (rzecz jasna, raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie raczej nie ma co narzekać). „Kariery”, czy jakieś ciągoty do wyścigów poodpadały. Coś tam robię, rzecz jasna, mam swoje zamierzenia/ plany i na co dzień działam w tym temacie, a tym działaniem, mam nadzieję, rozpraszam czarnowidztwo i nadmierne jaranie się sprawą (pisałaś o tym ostatnio i to mi bardzo pomogło). Pytam się, bo jestem ciekawa, jak u Ciebie jest teraz? 🙂 Z miłością Pepsi…
w sumie, bardzo stary wpis, teraz jakoś nie rozkminiam, jak jestem w podróży, to fajnie, jak w domu też fajnie. Akceptuję to co jest, daję sobie przyzwolenie na to co robię teraz. tak jakoś. Z miłością Ae
Zrozumienia nie mam, ale wyborów i gustów nie oceniam.
slepej wierze źle z oczu patrzy.
prawda pewnie jak zwykle lezy gdzies posrodku
Każdy, każdziuteńki może zostać mentalnie, mnichem buddyjskim, każdy jeden, bo to zwykły człowiek, który wybrał. Żmudnie pracując nad sobą i ciesząc się z tego co ma. Miałam na myśli życie składające się ze świadomych wyrzeczeń, na rzecz najważniejszych dla danego człowieka spraw. Jeżeli każdy, to również pepsi eliot.
Dzień w dzień, słyszę pierdolenie, jaki to beznadziejny klimat ma Polska, jak dużo zim i mało lata. Jak owoce nie chcą się obradzać. Ludzie narzekają i siedzą tutaj, z różnych powodów, często finansowych, czy więc takim malkontenctwem nie jebią sobie życia?
Czy nie lepiej byłoby ze stoicyzmem mnisim, się z tym pogodzić, skoro nie możemy tego jak na razie zmienić?
Czy moje życie jest uboższe od człowieka, który widział Wielki Kanion, czy jadł sushi na Manhattanie? Czy od tego, który przemieszczał Półwysep Indyjski wzdłuż i wszerz, czy jestem wyjałowiona, bo tylko te wschody w pobliskich Tatrach lubię oglądać?
Czy podróżnik doświadczy wszystkiego? Czy umrze spełniony? Może tak, wszystko jest przecież prawdopodobne, ale to akurat bardzo mało.
Ludzie stale chcą więcej i więcej, przedmiotów, podróży, wykończeni koniecznością robienia tysiąca zdjęć, są przez swoje tak na prawdę nie do zaspokojenia potrzeby zdominowani, a wkrótce zagubieni.
Czy kiedy codziennie biegnę leśną ścieżką, bez względu na pogodę i wdycham świat, to byłoby o wiele dla mnie lepiej, żebym robiła to w Meksyku? Ja codziennie podróżuję sobie znanymi sposobami.
Ludzie nawet nie wiedzą, czy faktycznie lubią podróże, bo dajmy na to, nie stać ich na to i umierają sfrustrowani, że wiele stracili, nie wiedząc o tym, że niekoniecznie. Gdyż nie każdy podróżujący powie Ci, że poprzez podróże się odnalazł.
Nie zapominajmy o tym, że razem z nami w podróż udaje się ten sam sagan z odwłokiem.
Wchodzę na różne blogi, zdarza się i to nawet często, że widzę, iż to pomyłka, więc uciekam w podskokach, jednak nie rozumiem postawy, żeby śledzić rzecz w ogóle nie w moim temacie, nie mówiąc o klimacie. Nie szkoda na to życia?
Nie lepiej udać się w pouczającą podróż i poznawać nowe kultury? Może jest taki kraj, który składa się z samych pepsi eliot?
Na koniec anegdota:
pytam kolegi z pracy, akurat też krakusa, w paryskim biurze projektowym się to działo: – dlaczego tak bardzo chcesz iść do Luwru oglądać akurat Mona Lizę, czy może zachwyciła Cię, Dama z Łasiczką?
A on odpowiada: – nie, nie widziałem jej, a dlaczego pytasz?
Pepsi, z tego co pamiętam to mieszkałaś za granicą przez czas jakiś i teraz mieszkasz w Polsce – to był Twój świadomy wybór, zobaczyłaś kilka miejsc, podróżowałaś i stwierdziłaś, że chcesz sobie mieszkać na podkrakowskiej wsi. Niektórzy nie mieli takiej możliwości i dlatego czują się czasem sfrustrowani, chodzi o to że Ty wybrałaś, a ktoś może czuje się zmuszony do mieszkania tutaj, marzy o słonecznej Italii, choć może na miejscu przekonałby się że niejest wcale tam tak jak sobie wymarzył.
Mam wrażenie że w poście piszesz o takim turystycznym podrożowaniu w stylu – gonimy na miejsce, cykamy fotkę i dalej, żeby tylko zaliczyć. Ale można podróżować na wiele sposobów. Po pierwszym roku studiów wyjechałam do Portugalii, praktycznie bez pieniedzy, przerażona, nigdy wcześniej nie jechałam na tak długo, miałam na miejscu znaleźć sobie jakąś dorywczą pracę. Spędzilam tam dw amiesiące, w czasie których poradziłam sobie i nabrałam wiary w siebie – jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi, to prawda:). Z odległości kilku tysięcy kilometrów łatwiej było mi też przemyśleć moje pokręcone relacje z rodziną, odciąć sie od osób, od których czułam sie uzależniona, sprawdzić się w sytuacjach, o których normalnie myślałam, że sobi enie poradzę. A fakt, że zawsze znajdę chwile by celebrować codzienną kawę to też pamiątka stamtąd.
czytałaś „ponowoczesne wzory osobowe” Baumana? Turysta, włóczęga, spacerowicz i gracz – ten pierwszy to trochę jak z Twojego posta – w poszukiwaniu wrażen, któ®e nigdy nie będą zaspokojone
Basiu wiesz jak to jest, kiedy pisze się takiego posta, to przedstawiasz tylko tę jedną dominującą sprawę, wiadomo, że wszystko jest wieloaspektowe i zostawiłam okno otwarte, taki miałam przynajmniej zamysł. Nie wybrałam Polski, po prostu po pewnym czasie wszędzie, gdzie są góry i las czuję się dobrze, ja tylko nie widzę radości w przemieszczaniu, a raczej, żeby przemieszczać się daleko. Jest też coś na rzeczy w tym, że dodatkowo nienawidzę latać, a ponieważ planujemy z G. emigrację w dalekie góry, do dziczy, kiedy się wszystko dobrze ułoży, to polecę i znowu osiądę. Sama siebie dziwię, z tą niechęcią do podróży, gdyż większość architektów, wielbi podróże, no i ci to dopiero zanudzają zdjęciami, bez cienia umiaru.
No i znowu mi lajcia ubyło, chyba się nadetnę.
hej, a juz mysłałam, że to mój jakiś dziwny strach, że nie lubię się przemieszczac…raz do roku jadę do rodziny do Włoch i nie lubię tego,ale po 2, 3 dniach, kiedy pójdę w góry, to czuję, że mogłabym tam żyć, że mogłabym mieć tam swoją przystań, ale jezdzić co pół roku w inne miejsca, chyba bym nie chciała, ja ZAWSZE muszę mieć swoją przystań, swoje miejsce,a w górach jak po nich się szwędam, to zdarza mi się raz na dwa lata przeżyć SATORI, stoję i patrzę i ryczę i całuję się z drzewem….love
Ależeś Kochana stary wpis przypomniała, nawet nie pamiętałam, że taki powstał. Z miłością 😀
można nie lubić podróżować ale pisać ze podróżnicy są żałośni to przegięcie. To pokazuje tylko jak zawistna i zgorzkniałą jesteś osoba.
Tom mądry Ty jesteś?
Pepsi z tego co piszesz wynika ze Ty juz znalazlas swoje miejsce i szczescie, ale pamietaj ze wiele osob nie znalalzlo tego miejsca i poszukuje je. Dla mnie osobiscie podrozowanie nie kojarzy sie z rozstrojeniem, pospiechem, zgubieniem siebie itp co Ty opisujesz. Wrecz przeciwnie, podruzujac wlasnie laduje baterie i wracam z checia do domu. Nie podruzujac wlasnie bylabym ta nieszczesliwa , sfrustrowan i znudzona osoba. Lubie poznawac innosc i wracac potem do swojej nory, wtedy czuje spelnienie. Ale mozliwe ze i ja nie znalalzma tego swojego miejsca, i poszukuje.
Pepsi nie odmawiaj innym szukania tego szczescia, zycie jest zbyt pokrecone aby takie ogonikowe wnioski wyciagac.
Paula o czym Ty piszesz? ja mówię i piszę tylko o sobie i podobnie do mnie czujacych ludziach, którzy może nawet nie uświadamiają sobie, że nie lubią podróżować, bo obowiązkowa podróż tak jak przedmiot, stały sie wyznacznikiem szczęścia, dobrobytu i wolności. A mię to wali. Nie każdemu podróż służy, a ja niczego nie wybierałam, po prostu to zrozumiałam, co jest dla mnie istotne. Mogę wyruszyć w podroż w każdej chwili, nic nie stoi na przeszkodzie, oprócz tego, że tego nie lubię i to wszystko. Pisząc współczuję, nie mam na myśli sarkazmu, tylko przerażenie, ze ja musiałabym sie w podroż udać i tylko w tym znaczeniu.
Dla mnie mnich buddyjski nie jest autorytetem,wolę raczej wyznawców hedonizmu i sama taką staram się być 🙂
Co do podróży-miałam takie przemyślenia jak zaczęliśmy budować swój własny dom…że właśnie trzeba mieć swoje miejsce,swój raj na ziemi,tutaj inwestować czas i pieniądze aby potem z tego czerpać.I nic się nie zmieniło,to świeta prawda co piszesz !! Jednak lubię tez wyjechac,zmienić perpektywę,iść własnie w góry / szacun za to bieganie 🙂 i iść w doliny :))
A czy w życiu właśnie nie chodzi o to, żeby mieć odskocznię od „prawdziwego” życia? Ja uwielbiam podróże i pomimo tego, że najlepiej czuję się we własnych czterech kątach z kotem na kolanach, to nie wyobrażam sobie tylko tak trwać. Wstać rano, zjeść, pójść do pracy, wrócić, pobyć w domu, spać, wstać rano…. Dla mnie podróżą jest nawet wyjazd do miasta/wsi/rejonu/pagórka oddalonego o 10 km, ale za to odwiedzanego rzadko lub wcale… I jak dla mnie „podróż”, to stan ducha 🙂 Mój widocznie lubi odmiany, żeby nie napisać „zmiany”.
Ale w pewnym sensie szanuję Twoje zdanie – mało znam domatorów/ludzi mających swoje miejsce.
Euforia, ja NIE JESTEM domatorem, ja jestem czlowiekiem lasu i gór, tam stale siedze, albo biegam i wdycham, albo tylko wdycham i kontempluje
Pepsi w tym jest problem, ze nie piszesz tylko osobie ale doradzasz „swoje szczescie” innym i wmawiasz ze ty masz racje przytaczajac rozne teorie , dlaczego inni podrozuja .
Paula ja nic nie wmawiam, ja od czasu do czasu radzę weryfikację, a czytelnicy mogą do tego podejść na wiele sposobów, jak dajmy na to pogodne wzruszenie ramion, po drugie ja od zawsze byłam dziwolągiem i wcale nie spodziewam się, żeby moje zdanie stało się popularne, raczej nigdy tak nie jest
czemu ludzie tyle rzeczy biorą do siebie? ja zrozumiałam post Pepsi w ten sposób, że trzeba nauczać się doceniać to co się ma, nauczyć się dostrzegać piękno wokół, blisko siebie i tez doceniać siebie, ale nie poprzez pryzmat innych, przez pryzmat tego co się ma. dokąd się pojechało, co zwiedziło
A ja tak z innej beczki, chociaż z podróżą związanej. Wybieram się w podróż samolotem, ale tylko z bagażem podręcznym. Czy mogę do tegoż wrzucić suple w opakowaniach, oczywiście w formie tabsów? Może to pytanie wydawać się dla kogoś śmieszne, ale do tej pory nie musiałam się tym martwić, bo brałam bagaż rejestrowany i teraz nie wiem czy mi tego na odprawie nie zarekwirują. Nie powinni, ale wolę się upewnić. Lecę Wizzairem pierwszy raz i nie wiem jakie mają „zwyczaje” szanowni celnicy. 😉
Wreszcie nareszcie! Nie lubie i dziwie sie, ze inni lubia… Podrozowac znaczy sie…