Jest wiele rodzajów negatywnych emocji, z którymi trudno jest nam sobie poradzić. Złość, zazdrość, wstyd, zwątpienie, zamartwianie się, natręctwa i lęki, z których to strachów większość tych emocji wypływa. Właściwie wszystkie. W pewnym wieku jednak ujawniają się dwa największe lęki, ludzie boją się biedy i starości. Jest to zjawisko powszechne, a jednocześnie absurdalne, co zaraz wytłumaczę.
Depresyjne jednostki tylko na to czekają, żeby rzucić się w gorycz, chandrę i żałosność, czemu towarzyszy zwykle uczucie bezsensu życia i wypalenia z chęci do działania. Ruszenie ze skrzyżowania staje się jeszcze trudniejsze. Gdy się nie ruszyło wcześniej, to teraz jeszcze bardziej nie.
Taki strach dopada człowieka (w zależności od przekonań i oprogramowania, którym jest szczelnie otulony) zwykle zbliżającego się do milowego słupa 40 roku życia. Niedobrze, bo właśnie DOPIERO W TYM WIEKU osobnik zaczyna dojrzewać umysłowo.
Gdy w końcu jest zdolny ujrzeć, zrozumieć i przyswoić rękopisy natury wypisane szumiącymi lasami, górami o urodzie dostojnej i tęsknej, rwącymi potokami, twarzami poczciwych ludzi i rączkami małych dzieci. A jednak strach o przemijanie i przyszłość rzuca uśpionego w labirynt przeciwstawnych pragnień.
Zamiast uchwycić się sił natury, których dowody są wszędzie wokół i pozwolić tym siłom wznieść cię na szczyty wielkich osiągnięć, ty właśnie wtedy zaczynasz przyduszać się do źle ukierunkowanej orki, niszcząc swoje ciało i możliwości. Dokładnie tego chce od ciebie Matriks, żebyś co najmniej pół życia ze strachem myślała o przyszłości, a pierwszą połową rozpamiętywała przeszłość.
Kończysz kurs za kursem, zbierasz zylion poświadczeń, uzdatnień i pieczęci co do swojej osoby. Wysłuchujesz dziesiątki szkoleń, jedynie słusznych idei, i motywacyjnych programów kolejnych wahadeł, ale nie ruszasz ani o krok ze skrzyżowania, gdyż wciąż nie czujesz się gotowa. Albo przeciwnie, dajesz się sparaliżować strachem i zalegasz na skrzyżowaniu, podświadomie uciekając w auto sabotaż, potrącenie, zatrucie, chorobę na własne życzenie, aby dostać się pod skrzydła alopacji i opieki społecznej.
Tak jak Tesla dał ludziom możliwość poruszania się czterokołowcem cichostępem, tak prąd pokopał śmiertelnie niejednego. Podobnie jest z autosugestią, może cię wykończyć, ale może też wynieść cię radośnie na szczyty.
Lecz powszechna nieznajomość tej siły prowadzi człowieka do stosowania jej w taki sposób, że działa jak przeszkoda, a nie jak pomoc.
Jeśli powiesz sobie, że masz mało czasu, albo zmarnowałaś dużo czasu i zaczniesz się obwiniać, że nic nie robisz, a w torbie od wakacji czekają kotyliony i odznaki z ukończonych kursów, twoja silna autosugestia wywoła do tablicy siły równoważące, które potwierdzą. Owszem masz rację. Jest bojno, a ty niczego nie osiągniesz dziewucho starcze średniaku.
Boisz się tego, co następnie wywołujesz strachem.
Na zawsze twój
Horry Porttier
PS
Wkrótce opowiem ci co usłyszałem od Taygetan o nas i Kosmitach:)
Powiązane artykuły
Komentarze
R E W E L A C Y J N Y test!
Przeczytany wczoraj… jednak uszedł uwadze… dzisiaj, mimo zmulenia po pracy, dotarl do mnie lepiej jeden akapit w całości, a nie w połowie, i już zarezonowało mocniej 🙂
Bo tak, my z natręctwami lubimy skrajności, albo spoczywamy na laurach i potem płaczemy z bezczynności, albo rzucamy się w zdobywanie poświadczeń ze strachu, wpadamy w pułapkę ich ulotności, łańcuszkowości, niekompletności, uciekamy do góry po zanikających schodach…
Niech siły natury będą drogowskazem – jeśli czujemy odprężenie i piękno, to znaczy, że teraz jest ok i nie trzeba szukać dziury w całym. Jest ok, ale to nie jest raz na zawsze, za tym kryje się nasza praca. A więc działajmy dalej, juz wiemy, że z obniżania wibracji nie będzie tego poczucia odprężenia… podpowiada natura na zewnątrz, podpowiada natura odczuć własnego ciała… ile strasznych labiryntów trzeba przejść, żeby choć trochę nauczyć się te siły natury dostrzegać i nie rzucać się w natrętne, obsesyjne myśli… ale wyjście z ich dominacji jest możliwe, jest!
A u mnie też wreszcie powrót do biegów w parku 🙂 dotąd tylko na siłowni na bieżni nieśmiało 15 minut co któryś raz, z achillesem nic się nie działo, to buty biegowe w końcu kupione i był już wczoraj pierwszy parkowy bieg 20 minut. A jutro będzie drugi 🙂 Teraz nie zwiększam juz minut programem sierżanta, tylko będę iść na wyczucie, żeby dobić do 30 minut lewą nogą 🙂
Odczucia? 15 minut luzik, po biegu prawie brak zmęczenia. 20 minut – nawet do końca biegu w miarę luzik, ale po ustaniu… oj, zmęczenie duże jednak 🙂
Jesteś dzielna <3
<3
<3
A dzisiaj bieg mi szedł bardzo powoli, na luzie… wolniej niz poprzednio… i coś mi podpowiedziało (ego? a może jednak słuszna ambicja?) żeby na ostatnim kółku przyspieszyć ten wolny trucht… no i udało sie, nagle bieg 2x szybszy, ale… po zatrzymaniu się samopoczucie było jednak ciężkie…
Ale to pewnie też jednak niedostatki techniki, najpierw tak bardzo wolno, brak mozliwości mniejszego przyspieszenia bo jakis dyskomfort… a potem nagle mocny wznios na palce i zaczęło ponosić bardziej w prędkość, ale brak wydolności jeszcze 🙂
Tętno przed 52 a po 80 (już po 10 minutach od ustania), więc niby ok, ale czy w ogóle warto się orientować na te tętna?
Chyba ze wszystkich celów biegowych, o ktorych wspominasz, najbardziej mi się podoba… poruszanie limfy 🙂 Ogólnie nie jest zle to całe bieganie 🙂 jeszcze trochę brak stabilizacji w stopach mi przeszkadza w pełnym skupieniu, jeszcze troche się potykam o te myśli a jak stopy, itp… ale w parku alejka po pelnym remoncie, wygodniejsza się zrobiła, i do tego… jaśniutki piasek, wiec potencjalne miny (psie 🙂 ) widać z daleka nawet przy podniesionej głowie – więc wymówek nie ma, trzeba biegać patrząc przed siebie i nie marudzić 🙂
Kochana Pepsi, strasznie spierniczylam sobie życie. Od 6 lat jestem w związku z chłopakiem którego bardzo kocham i który niewątpliwie bardzo kocha mnie. Ten związek nie jest jednak idealny. Jest tu sporo gry zależności, ja mu matkuje, sprzątam, wspieram, tobie dla niego wiele. On mi za to daje poczucie bezpieczeństwa tez finansowego. Jestem 29cio letnia młoda kobieta, po studiach, która nigdy normalnie nie pracowała. Boje się naszego rozstania, nie wiem jak mam bez niego żyć, jak się odnaleźć, nie wiem czy nie umrę, czy nie przymre z głodu lub zimna. Jak można być takim mięczakiem? Taka ofiara życiowa? Z drugiej strony jest najwspanialszy człowiek na świecie, o tak pięknym sercu i umyśle, tak idealnym ze aż strasz bierze zbliżyć się do niego. Znamy się od liceum, kupę lat i stało się po wielu latach podkochiwań nadszedł pocałunek, cała noc pocałunków i pieszczot. I stoję w tym rozkroku. Wiem co muszę zrobić, przede wszystkim zmienić siebie, znaleźć jaja i zaradność życiowa, sile i odwagę i zmienić obraz tej beznadziejnej siebie i dać jednemu i drugiemu to na co zasłużyli: wolność lub miłość. Tylko jak to zrobić? Lęk mnie ściska, paraliżuje, a ja leżę w łóżku i marze by być z drugim, marze ze jestem zaradna i niezależna, ale nie jestem.
Kochana Pepsi co zrobić jak żyć, jak odnaleźć sile i odwagę. Jak sir odnaleźć po wielu latach zaniedbywania swoich potrzeb i obowiązków względem samej siebie? Jak wypić to piwo?
Kocham Cię
Też Cię kocham, odpowiem, może nawet postem, ale troszkę poczekasz, bo jestem strasznie zarobione <3
Jest odpowiedź <3 https://www.pepsieliot.com/strasznie-spierniczylam-sobie-zycie-co-robic/
Prawda. Czasem coś, co wydaje się tragedią, jest błogosławieństwem, trzeba tylko to dostrzec. Jestem wdzięczna za każdą tą „tragedię” choć bolała, przyniosła za sobą mądrość i ja sama o to prosiłam, sama tego chciałam, sama do tego dążyłam choćby nieświadomie, ale jestem za to wdzięczna. Nie będę zwalać winy na innych bo każdy ma swoje sumienie. Dróg jest wiele, wierzyłam i nawet „widziałam” ślepkami wyobraźni, że może być dobrze, jednak nie było i teraz widzę, że to było jasne od początku, ale ignorowałam czerwone światła wierząc w człowieka, bo mogłam poświęcić ten czas sobie. I była złość, był wstyd, niemoc, załamanie, szukanie pomocy u niewłaściwych ludzi, jak czas pokazał. I była bezsensowna walka o dobre imię, a walczyc nienawidzę, tym bardziej z kłamstwem, ale teraz jest ten błogi spokój i wybaczenie samej sobie. I za to czuję wdzięczność. Powiedziałabym-do BOGA? ale przeciez jestem agnostykiem i jestem zbyt mała by wmawiać sobie, że to ja jestem taka cudowna i mądra, ten wewnętrzny głos pojawiający się nie wiadomo skad w tych gorących momentach. I teraz ufam każdej czerwonej lampce, jak i tej zielonej, choć ego by wybierało inaczej- i skończył się czas „naiwnosci”. Dzieją się takie cuda, że zapiera dech. Kocham Cię Pepsi, za to co robisz. Tak, jakze to naturalne szukać potwierdzenia swoich tez, ale TO działa. Powinni Ci za to płacić, a Ty chcesz dzielić się tą mądrością za darmo ❤️ ale spokojnie, czas zawsze pokazuje prawdę
😀 <3 <3 Też Cię kocham