Jeżeli jesteś do czegoś przekonany, albo nawet gdy pragniesz jedynie czegoś nowego spróbować na chwilę, jak na przykład witarianizmu 811, albo treningów biegaczych, to jakim prawem nie masz dość siły, aby zrealizować swoje plany? Jak to możliwe, że w tym samym momencie chcesz i jednocześnie nie możesz czegoś zrobić z tak prozaicznego powodu, jak ten, że do dzisiaj, jak bebe, nie nauczyłeś się sobie odmawiać? Jak do tego doszło? Jest maj. Miesiąc romantyczny i wymagający, a Ty w kolejny maj zamierzasz wejść bez siły woli?
Jolanta Laski, Faceci, Śliczni i Ci z ariergardy urody. Kulom też się kłaniam.
Czasami zadaję sobie pytanie jak z filmu, co jest dla mnie najważniejsze? Jeżeli miałabym na to wpływ, albo mogłabym wybierać. Kiedyś pewnie miałabym idealistyczne i co tu dużo mówić, naiwne, gdyż nierealne odpowiedzi, jak ciągłe zdrowie swoje i najbliższych, urodę, tutaj skupiłabym się już raczej na własnej, zapewnione środki na wygodne życie, zadowolenie z pracy, pokój, sytość i brak cierpienia na świecie, żeby nie było, że patrzę tylko na koniec własnej kichawy i temu podobne truizmy.
I żeby ojciec mojej przyjaciółki Basi, uwierzył w Boga. W tym czasie byłam wierzącą osobą i zamierzałam nawet spędzić swoje dorosłe życie w klasztorze. A więc wracając do moich odpowiedzi w sprawie priorytetów dodatkowo były nie możliwe do spełnienia w realu.
Ale o co teraz zabiega duża pepsi eliot? O coś, co sprawia, że wszystko inne przy tym blednie.
Mianowicie yyy … o siłę i moc. Only.
O coś, co sprawia, że na kacu jesteś w stanie iść na umówione ćwiczenia na siódmą rano. Aby następnym razem się zastanowić, czy kac jest ci do czegokolwiek potrzebny. Że potrafisz jeść to co sobie założysz według własnego kodu.
Jak stwierdzisz i postanowisz, to tak zrobisz. Że potrafisz być konsekwentny. Że potrafisz zignorować samego siebie, gdy widzisz, że stajesz się dla siebie samego … destruktem?
Że jesteś na tyle silny, żeby przyznać się, że tkwiłeś w błędzie. Żeby w razie czego mieć siłę, aby się diametralnie zmienić, nawet kosztem tego, żeby obwieścić sobie i światu – Łi, myliłem się.
Kiedy suniesz sobie perpedes trotuarem to z każdym jednym krokiem czujesz, że ta moc idzie wraz z Tobą. Ta niesamowita siła, która pozwala Ci być spójnym, a nie ciągle rozdwojonym, czy nawet roztrojonym. Idziesz na trening i nic nie jest w stanie cię z tego postanowienia wytrącić. Ani gwałtowna zmiana pogody, ani brak towarzystwa, ani spuchnięta pęcina.
Na tym polega Twoja moc, że spełniasz powinność wobec siebie. Robisz to na co masz wpływ. Nie jesz rafinady i nie jesz kazeiny, nie kusi Cię więc widok lodów w gorący dzień, bo nie nudnego cukru pragniesz, tylko zimnej czystej wody źródlanej.
Doświadczyłeś już wielokrotnie spełnienia swoich zachcianek i wiesz, że nie przyniosło to ukojenia, a tylko zabrało siłę woli. Czyli osłabiło Cię.
Bo tak naprawdę tylko wytrenowana moc zawsze zadziała na Twoją korzyść. Będziesz mógł się na niej oprzeć.
Powiesz prawdę mówiąc: – Znam siebie i się siebie nie boję. Bo ja sobie nie zrobię przecież krzywdy.
Chociaż takie zdanie wydaje się oczywiste, to jednak niewiele osób może coś takiego powiedzieć z ręką na sercu.
Później.
Najwyższą mocą jest pokonanie strachu istnienia.
Kiedy w pewnym momencie poczujesz, że nie ma w Tobie strachu istnienia. Że jesteś bytem pogodzonym osiągniesz moc najwyższą. Osiągniesz równowagę, która daje szczęście i spokój spełnienia.
To mówię ja i prosto z mojego sagana to mówię, ale wiem, że to jest prawda. Chociaż nie podam żadnego linku, adekwatnego do moich słów.
Ale jest taka moc, że masz uczucie totalnej harmonii ze wszystkim. I akceptujesz wszystko na co nie masz wpływu i jednocześnie nie godzisz się na nic, co Ci nie odpowiada, a możesz to zmienić. To jest moc przetrwania w szczytowej formie.
Faktycznie często, bardzo jest nam daleko od tego ideału, nie mówiąc nawet o takich, którym taki ideał jest całkowicie obojętny. Wali ich to. Ten ideał ich wali. Nie zaprząta ich ani jednej myśli. Oni chcą z życia brać najlepsze, a w rzeczywistości biorą tylko stolce.
W takim razie w jaki sposób nie brać z życia stolca?
Gdyż zapewniam, że na dłuższą metę, nie będziemy z tego zadowoleni. Bo kto by się szczerze cieszył w rezultacie, że osiągnął stolec zdrowotny, stolec niezależności, stolec woli, albo stolec niedołęstwa mocy? Po prawdzie nikt.
Według mnie najlepszym momentem do rozpoczęcia ćwiczenia swojej mocy, a raczej propedeutyki jej ćwiczenia, niezmiennie jest każdy poranek. To poranki decydują o całym naszym dniu, a następnie o całym naszym życiu. Proza poranka.
Witam szanowną Pepsi, a co zrobić z uporczywą depresją i niechęcią do robienia czegokolwiek? Biorę prochy od paru lat, ale tak się nie da. Niby już samobójczych myśli nie mam, ale jedyną aktywnością jaką przejawiam, to około godziny 11/12 gdy się budzę, przejście do innego łóżka w drugim pokoju i gapienie w TV. Ratuj Pepsi i doradź coś, bo to ciągłe leżakowanie z eterycznej blondynki zrobiło ze mnie 85 kg kulkę.PozdrawiamKamila
Współczuję Kamili, bo ewidentnie na ten moment dostała od życia stolec. Albo go sobie sama wzięła.
Depresja to poważna rzecz, a gdy jeszcze skutkiem choroby jest nadwaga, to jest jeszcze gorzej. Gdyż nadwaga sama w sobie może wywołać u osobnika depresję. Nadwaga wiele kobiet bardzo przygnębia. Nawet niewielka.
Wczoraj oświadczyłam, że nie jestem felczerką i nie zajmuję się chorobami, ale patrząc na sprawę z drugiej strony, oczywistym jest, że Kamili przede wszystkim niezbędna jest silna i nieugięta wola. Jednym słowem moc. Dlatego bardzo słusznie zwróciła się do eliota, jako trenera silnej woli.
Niewiele wiem o Kamili. Nie wiem ile ma lat, ani skąd się wzięła u niej depresja. Nie wiem jakie psychotropy jej przepisano. Jedno jest pewne już na gałkę, że gdyby Kamila potrafiła wykrzesać z siebie siłę o poranku wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
Jest jeszcze jedno ale.
Zdarza się, że ludzie nie pragną mocy. A to jest podstawowy warunek, żeby móc moc osiągnąć. Żadnego innego nie potrzeba.
Musisz naprawdę chcieć być silnym.
Byłam słaba, chora, z ogromnym poczuciem strachu, niemożności, napadami paniki i też wpisana w kulę, tyle, że nie ze strachu. Tylko tak po prostu. Z powodu histerii o brak czucia kłułam się dotkliwie cyrklem. I chociaż ewidentnie czułam, nadal się kłułam, żeby się jeszcze bardziej upewnić, że mam czucie, którego spodziewałam się, że nie będzie.
Jednak pomimo tego wszystkiego dobrze wiedziałam, byłam pewna, że nie chcę się zdawać na innych. Bo mi i tak nie pomogą, co najwyżej dadzą jakiś kolejny psychotrop, po którym będę jeszcze bardziej spanikowana.
A więc pomimo wszystkiego pragnęłam własnej mocy.
Chciałam dostać moc, która pozwoliłaby mi krok po kroku, od zera, a nawet z pozycji na znacznym minusie wydostać się z tego stolca w którym tkwiłam. Bo na pewno nie żyłam. Pragnęłam silnej siebie, żeby móc się oprzeć na sobie.
Bo gdy jesteś silny Ty, to już masz dla siebie oparcie.
Wracam więc do poranków.
Kamila bierze już prochy, zadanie będzie utrudnione. To są narkotyki, a trzeba będzie je powoli odstawić. Ale z drugiej strony wróciła jej chęć do życia, skoro napisała do mnie. Dodatkowo środki uspokajające spowalniają metabolizm, więc tyje się nawet wtedy, gdy się mało je. A Kamila do tego bardzo mało się rusza.
Na razie wszystko co dzieje się z Kamilą, niejako się samo z nią robi.
Narkotyki sprawiają, że zniknęły jej myśli samobójcze, ale spowodowały, że w charakterze worka na ziemniaki przemieszcza się po domu, jakby nadal była w depresji. Jest bezwolna.
Nie wiem tylko, czy Kamila chce mieć moc.
Czy tego pragnie z całego serca, żeby móc mieć w sobie oparcie, czy też chce, żeby ktoś coś tam z nią jeszcze zrobił. Tego nie wiem.
Zakładam jednak, że Kamila ma dość brania od życia stolca. Słusznie, bo stolec służy tylko do jednego. Żeby go wydalić.
Jutro ciąg dalszy treningu mocy, na przykładzie historii przypadku Drogiej Kamili.
Żeby w razie czego mieć siłę, aby się diametralnie zmienić, nawet kosztem tego, żeby obwieścić sobie i światu – Łi, myliłem się.
Prawda, że gdyby nie to dziadowskie, niewygodne, kłujące i najbardziej ze wszystkich dokuczliwe nawet to wszystko by było banalnie proste? 🙂
Błędne koło pepsi – trzeba mieć moc żeby sobie to nawet powiedzieć…
Ale na szczęście każdy ją ma 🙂
ups, no to mi dalas do myslenia w taki cudny wolny leniwy dzien!!! Na dodatek z ulewnym deszczem, ktory szczęsliwie jest cudownym pretekstem aby nie wychodzic na zaden rower, spacer, whatever, bo tak pada ze najlepiej jest na wlasnej kanapie! Zawsze szukam usprawiedliwień przed skrywanym – nawet przed samą sobą – „nie chce mi się”, bo to obiektywne przeszkody stają na drodze moich planów, a nie ja sama (czyli mój osobisty LEŃ)! Własnie, słaba silna wola to moja chyba najgorsza wada. Moja Mam zawsze pękała ze śmiechu, jak wieczorem snułam ambitne plany na następny poranek, bo wiedziała że obowiązkowo COŚ obiektywnego stanie mi na drodze. Jedyna konsekwencja w moim życiu, którą NAPRAWDĘ zadziwiam wszystkich znających mnie bliżej, to decyzja odstawienia mięcha z dnia na dzień, i 2 dziesięciolecia trwania w niej bez żadnej skuchy. Potem nabiał wyleciał do kosza, cukier, gluten, wyciskam soki i targam bagazniki pelne warzyw od ekochlopa, czyli niby dbam o siebie. Niby! Bo ciagle pale! I nie jestem w stanie za nic w swiecie rzucic, nic nie moge zrobic bez papierosa, nie napisze mila, nie odbiore telefonu, nie pogadam ze znajomymi. Probowalam na sile rzucic, ale syndrom odstawienia jest taki, że nie radze sobie – bole glowy, drazliwosc, bezsennosc, i jedna jedyna mysl w glowie – zapale i wszystko minie! Wiem ze musze najpierw poprzestawiac sobie wszystko we własnym łbie, ale jak się do tego zabrac????
Wpis prawie religijny z bogiem we wlasnej osobie (ta moc wlasna najwyzsza) ale przebrnelam.
Co do stolca to rzucilo mnie na kaloryfer. Jak juz dawno zauwazylam, nie da sie Ciebie Pepsi wsadzic do szufladki 😉
Kamilki mi szkoda- ja tez kiedys w takiej kupie siedzialam, ale rzeczywiscie – i tu se zgadzam z Twoim Pepsi wywodem- podswiadomie czulam ze jedynym czolwiekiem ktory mi moze pomoc jestem ja sama. To byl proces, to dopuszczanie instynktu samozachowawczego do glosu…qrde ale to jest trudna droga. Ale nie bylo wyjscia, bo alternatywa bylo kalectwo psychiczne i fizyczne pod czula opieka i kierownictwem robotolekarzy.
peps to zaleć jej może wysokie dawki zwierzęcej D – http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23609390
może Kamila jest wege i nie suplemenci B12 i to przez to.
Niektórzy tak odstawiają to mięcho bezmyślnie i nie zastanawiają się co dalej nic-a-nic.
pozdrówy
ps nawiązując do poprzedniego posta zdaje się, że jestem wilkiem
Osobiscie trwam w stagnacji, skuta jakims niewidzialnym lancuchem a tu dzien za dniem plynie i od pierwszych objawow beznadziejnosci mija 4lata! Uwstecznilam sie we wszystkim kim kiedys bylam. Teraz jestem maska. Lecz…
Od 3 tygodni, wstaje przed 12stogodzinnymi dyzurami i biegne 5km, a potem smothie (800kcal),na shower czasu brak wiec ide wyperfumowana;)), na sniadanko nr2 zielony soczek a potem albo jest dobrze ale niegrzecznie. I jest kondycja fizyczna lepsza,ale cos w tej glowie siedzi, nie pozwala zbytnio sie cieszyc I znow pojawia sie beznadzieja… Prochow n i e chce. Posiluje sie z ta moca, nic do stracenia nie mam!
Trudno jest podjac decyzje, w ktorej oznajmiasz calemu swiatu ze to Ty jestes swoim bossem i oparciem w kazdej sytuacji. Wygodniej zyc w zludzeniu ze jest inaczej.
Dzieki za posta
Pa Peps! :*
Gabi, to nie złudzenie, to fakt, że w znakomitej większości nie jesteśmy panami/paniami swego życia. Rządzą nami różne skłonności (wewnętrzny leń, nałogi i przyzwyczajenia, jak zwał, tak zwał), ale najczęściej nie my sami. I ta znakomita większość musi to sobie najpierw uświadomić, potem dokopać się do pokładów głęboko ukrytej, oj głęboko, silnej woli, aby na koniec móc się nazwać WOLNYM człowiekiem, czy też silnym, względnie mocnym :-).
Dzięki Pepsi za super tekst, który jak dotąd najbardziej do mnie przemówił, choć koks nie jest dla mnie nowością :-). Ja jeszcze silna nie jestem, ale już świadoma tego, co mnie ciągnie w dół. Teraz jeszcze dokopać się do tej silnej woli muszę… 🙂
O matko. Byłam Kamilą, byłam kulką z nerwicą, byłam workiem ziemniaków. Moc zawdzięczam sobie i to jest chyba jedyna taka rzecz w życiu. A z mocą jest tak, że się namnaża. Najbardziej, kiedy, jak ja teraz, możemy mówić o sobie – niegdysiejszej słabiźnie, w czasie przeszłym.
Ja też tam byłam…w kącie znienawidzonego dziennego pokoju mojego kiedyś upragnionego domu….na kanapie z szeroko otwartymi ze strachu oczami w środku nowy…. lęk przed wyjściem z domu paraliżował, każdy krok wymagał nadludzkiego wysiłku. Byłam tam….z receptą w reku, bo psychiatra – kolega powiedział „sama sobie nie dasz rady” (poszłam, bo rodzinny chciał mieć podkładke pod kolejne L4). Pomyślałam, do bata, jak to sobie nie poradzę?? Jak zjem prochy, to nie będe wiedziała, co ze mną było, że tak się porobiło i skąd mi się to wzięło. Na jak długo się podniosę po prochach i na jaką wysokość? Co w końcu pomogło? Poddanie się. dziwne? A jednak…poddałam się, powiedziałam „rób ze mną, co chcesz, a ja pokaże swoją moc, nie walcząc, nie bijąc się. Odejdziesz, franco, kiedy zobaczysz, że nie masz mocy nade mną, że nie sprowokujesz mnie po raz kolejny do bitwy”.I odeszło. cztery lata temu, na dobre. Pozdrawiam moc w Was!
Temat bardzo aktualny, a sądząc po komentarzach wszyscy na własnej skórze wiedzą co oznacza : ) Zaczęłaś od nibyparadoksu, ale żadna tajemnica, że pieprzyć ze sobą czy do innych racjonalnie nie wystarczy, trzeba jeszcze cokolwiek poczuć, a potem ruszyć tyłek. Ach to ciężkie dupsko, na taczkę i na wysypisko stolców : D
Moim zdaniem jest jeden mały problem. Trzeba mieć wielkie przekonanie, że WARTO walczyć o tę moc w sobie. Do tego jest bezwzględnie potrzebne wielkie poczucie własnej wartości – przeświadczenie, że na to zasługujemy. No i jakaś ciągłość jednak. T.zn. perspektywa przyszłości. No bo jeśli nie wierzymy w naszą przyszłość i na nią nie czekamy ani jej nie planujemy to po prostu nie warto się o nic starać. Nie warto się wysilać. I liczy się tylko chwilowa przyjemność, czy folgowanie sobie, bo przecież teraz nie ma znaczenia co będzie jutro…
Tak więc chyba pierwszym krokiem jest wielka akceptacja i docenienie siebie.
Dzięki Pepsi za bardzo fajnego (znowu) 🙂 posta trochę z innej beczki.
Serdecznie pozdrawiam Ciebie i wszystkich tu bywających!
Otoż to! Pożyteczne jest lubienie siebie jako istoty niedoskonałej, takim jakim sie jest. I patrzenie z ufnościa,ciekawościa w przyszłość. Brzmi jak utopia, co? Nie ma lekko gdy nasz najwiekszy wrog spoczywa w naszej glowie, pomiedzy uszami!
w mej głowie krzątało się ostatnio pytanie-co jest w życiu ważne? mam zamiar zadawać je ludziom, bo jestem ciekawa odpowiedzi, serio-co dla kogo jest ważne. jedno z lepszych pytań otwartych na dzień dzisiejszy dla mnie:) wpis Twój okazał sie akurat lekko nawiązujący, z czego sie cieszę, podobnie jak z całego tego wpisu który ma MOC a nawet możliwość posunięcia/popchnięcia kogoś o krok do przodu, wow!
Żeby w razie czego mieć siłę, aby się diametralnie zmienić, nawet kosztem tego, żeby obwieścić sobie i światu – Łi, myliłem się.
Prawda, że gdyby nie to dziadowskie, niewygodne, kłujące i najbardziej ze wszystkich dokuczliwe nawet to wszystko by było banalnie proste? 🙂
Błędne koło pepsi – trzeba mieć moc żeby sobie to nawet powiedzieć…
Ale na szczęście każdy ją ma 🙂
Anno łi 🙂
ups, no to mi dalas do myslenia w taki cudny wolny leniwy dzien!!! Na dodatek z ulewnym deszczem, ktory szczęsliwie jest cudownym pretekstem aby nie wychodzic na zaden rower, spacer, whatever, bo tak pada ze najlepiej jest na wlasnej kanapie! Zawsze szukam usprawiedliwień przed skrywanym – nawet przed samą sobą – „nie chce mi się”, bo to obiektywne przeszkody stają na drodze moich planów, a nie ja sama (czyli mój osobisty LEŃ)! Własnie, słaba silna wola to moja chyba najgorsza wada. Moja Mam zawsze pękała ze śmiechu, jak wieczorem snułam ambitne plany na następny poranek, bo wiedziała że obowiązkowo COŚ obiektywnego stanie mi na drodze. Jedyna konsekwencja w moim życiu, którą NAPRAWDĘ zadziwiam wszystkich znających mnie bliżej, to decyzja odstawienia mięcha z dnia na dzień, i 2 dziesięciolecia trwania w niej bez żadnej skuchy. Potem nabiał wyleciał do kosza, cukier, gluten, wyciskam soki i targam bagazniki pelne warzyw od ekochlopa, czyli niby dbam o siebie. Niby! Bo ciagle pale! I nie jestem w stanie za nic w swiecie rzucic, nic nie moge zrobic bez papierosa, nie napisze mila, nie odbiore telefonu, nie pogadam ze znajomymi. Probowalam na sile rzucic, ale syndrom odstawienia jest taki, że nie radze sobie – bole glowy, drazliwosc, bezsennosc, i jedna jedyna mysl w glowie – zapale i wszystko minie! Wiem ze musze najpierw poprzestawiac sobie wszystko we własnym łbie, ale jak się do tego zabrac????
Kasiu muszę więc podać kilka sposobów treningowych na rzucenie fajek
Wpis prawie religijny z bogiem we wlasnej osobie (ta moc wlasna najwyzsza) ale przebrnelam.
Co do stolca to rzucilo mnie na kaloryfer. Jak juz dawno zauwazylam, nie da sie Ciebie Pepsi wsadzic do szufladki 😉
Kamilki mi szkoda- ja tez kiedys w takiej kupie siedzialam, ale rzeczywiscie – i tu se zgadzam z Twoim Pepsi wywodem- podswiadomie czulam ze jedynym czolwiekiem ktory mi moze pomoc jestem ja sama. To byl proces, to dopuszczanie instynktu samozachowawczego do glosu…qrde ale to jest trudna droga. Ale nie bylo wyjscia, bo alternatywa bylo kalectwo psychiczne i fizyczne pod czula opieka i kierownictwem robotolekarzy.
peps to zaleć jej może wysokie dawki zwierzęcej D – http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23609390
może Kamila jest wege i nie suplemenci B12 i to przez to.
Niektórzy tak odstawiają to mięcho bezmyślnie i nie zastanawiają się co dalej nic-a-nic.
pozdrówy
ps nawiązując do poprzedniego posta zdaje się, że jestem wilkiem
Kurkur jesteś może polonistą ? 🙂
Osobiscie trwam w stagnacji, skuta jakims niewidzialnym lancuchem a tu dzien za dniem plynie i od pierwszych objawow beznadziejnosci mija 4lata! Uwstecznilam sie we wszystkim kim kiedys bylam. Teraz jestem maska. Lecz…
Od 3 tygodni, wstaje przed 12stogodzinnymi dyzurami i biegne 5km, a potem smothie (800kcal),na shower czasu brak wiec ide wyperfumowana;)), na sniadanko nr2 zielony soczek a potem albo jest dobrze ale niegrzecznie. I jest kondycja fizyczna lepsza,ale cos w tej glowie siedzi, nie pozwala zbytnio sie cieszyc I znow pojawia sie beznadzieja… Prochow n i e chce. Posiluje sie z ta moca, nic do stracenia nie mam!
Trudno jest podjac decyzje, w ktorej oznajmiasz calemu swiatu ze to Ty jestes swoim bossem i oparciem w kazdej sytuacji. Wygodniej zyc w zludzeniu ze jest inaczej.
Dzieki za posta
Pa Peps! :*
Gabi, to nie złudzenie, to fakt, że w znakomitej większości nie jesteśmy panami/paniami swego życia. Rządzą nami różne skłonności (wewnętrzny leń, nałogi i przyzwyczajenia, jak zwał, tak zwał), ale najczęściej nie my sami. I ta znakomita większość musi to sobie najpierw uświadomić, potem dokopać się do pokładów głęboko ukrytej, oj głęboko, silnej woli, aby na koniec móc się nazwać WOLNYM człowiekiem, czy też silnym, względnie mocnym :-).
Dzięki Pepsi za super tekst, który jak dotąd najbardziej do mnie przemówił, choć koks nie jest dla mnie nowością :-). Ja jeszcze silna nie jestem, ale już świadoma tego, co mnie ciągnie w dół. Teraz jeszcze dokopać się do tej silnej woli muszę… 🙂
O matko. Byłam Kamilą, byłam kulką z nerwicą, byłam workiem ziemniaków. Moc zawdzięczam sobie i to jest chyba jedyna taka rzecz w życiu. A z mocą jest tak, że się namnaża. Najbardziej, kiedy, jak ja teraz, możemy mówić o sobie – niegdysiejszej słabiźnie, w czasie przeszłym.
Pepsi, gdzież ten fotomontaż był robiony. Jakież to nowohuckie osiedla?
Fila, to bardzo stare zdjęcie, teraz korzystam z aktualńie robionych
Niech Moc będzie z Tobą… Luck B-)
Ja też tam byłam…w kącie znienawidzonego dziennego pokoju mojego kiedyś upragnionego domu….na kanapie z szeroko otwartymi ze strachu oczami w środku nowy…. lęk przed wyjściem z domu paraliżował, każdy krok wymagał nadludzkiego wysiłku. Byłam tam….z receptą w reku, bo psychiatra – kolega powiedział „sama sobie nie dasz rady” (poszłam, bo rodzinny chciał mieć podkładke pod kolejne L4). Pomyślałam, do bata, jak to sobie nie poradzę?? Jak zjem prochy, to nie będe wiedziała, co ze mną było, że tak się porobiło i skąd mi się to wzięło. Na jak długo się podniosę po prochach i na jaką wysokość? Co w końcu pomogło? Poddanie się. dziwne? A jednak…poddałam się, powiedziałam „rób ze mną, co chcesz, a ja pokaże swoją moc, nie walcząc, nie bijąc się. Odejdziesz, franco, kiedy zobaczysz, że nie masz mocy nade mną, że nie sprowokujesz mnie po raz kolejny do bitwy”.I odeszło. cztery lata temu, na dobre. Pozdrawiam moc w Was!
Temat bardzo aktualny, a sądząc po komentarzach wszyscy na własnej skórze wiedzą co oznacza : ) Zaczęłaś od nibyparadoksu, ale żadna tajemnica, że pieprzyć ze sobą czy do innych racjonalnie nie wystarczy, trzeba jeszcze cokolwiek poczuć, a potem ruszyć tyłek. Ach to ciężkie dupsko, na taczkę i na wysypisko stolców : D
Jakby co, dopiero idę spać, ale zainspirowałaś mnie do paru skłonów hehe
Moim zdaniem jest jeden mały problem. Trzeba mieć wielkie przekonanie, że WARTO walczyć o tę moc w sobie. Do tego jest bezwzględnie potrzebne wielkie poczucie własnej wartości – przeświadczenie, że na to zasługujemy. No i jakaś ciągłość jednak. T.zn. perspektywa przyszłości. No bo jeśli nie wierzymy w naszą przyszłość i na nią nie czekamy ani jej nie planujemy to po prostu nie warto się o nic starać. Nie warto się wysilać. I liczy się tylko chwilowa przyjemność, czy folgowanie sobie, bo przecież teraz nie ma znaczenia co będzie jutro…
Tak więc chyba pierwszym krokiem jest wielka akceptacja i docenienie siebie.
Dzięki Pepsi za bardzo fajnego (znowu) 🙂 posta trochę z innej beczki.
Serdecznie pozdrawiam Ciebie i wszystkich tu bywających!
Otoż to! Pożyteczne jest lubienie siebie jako istoty niedoskonałej, takim jakim sie jest. I patrzenie z ufnościa,ciekawościa w przyszłość. Brzmi jak utopia, co? Nie ma lekko gdy nasz najwiekszy wrog spoczywa w naszej glowie, pomiedzy uszami!
Anko ja zakładam że ostatecznie większość ludzi jest w sobie bardzo zakochana, ale wiem też czym jest destrukcja, serdecznie Cię pozdro
w mej głowie krzątało się ostatnio pytanie-co jest w życiu ważne? mam zamiar zadawać je ludziom, bo jestem ciekawa odpowiedzi, serio-co dla kogo jest ważne. jedno z lepszych pytań otwartych na dzień dzisiejszy dla mnie:) wpis Twój okazał sie akurat lekko nawiązujący, z czego sie cieszę, podobnie jak z całego tego wpisu który ma MOC a nawet możliwość posunięcia/popchnięcia kogoś o krok do przodu, wow!
N xoxo
Przychodzi mi na mysl serial “Grimm” – zmieniajacy sie ludzie w szaraki itp cos w nim jest 🙂 przyjemnie sie oglada.. polecam 😀