Drogi Dżejsonie,
Dzisiaj skończyłam czytać Twoją książkę „Bloger i social media” i natychmiast zasiadłam do napisania tego listu, żeby nie było, że się za długo namyślam. No właśnie, ludzie sadzą, że są swoimi myślami, a to nieprawda. Niech Burżuazja się nie martwi, Wasze myśli, to nie Wy. Jednak w rzecz wstępując. Muszę Ci się przyznać Jasonie Huncie, że należałam do tej grupy osób, która na hasło Kominek, mówi z nonszalancją i krzywymi mordami: „nie rozumiem tego fenomenu”. Gdzie pod słowem fenomen kryje się zjawisko być może jasne dla fanów blogosfery, ale zupełnie cudaczne zarówno dla korporacyjnego gryzonia, związanego jak diabli z posiadaniem przedmiotu, jak i dla uduchowionego odbiorcy stron z przeciwstawnym motto, czyli „minimalnie, będzie git”. Odszczekuję, bo słowo „fenomen” nie ma tutaj pozytywnego wydźwięku, a jedynie obrazować miało jakieś bliżej nieokreślone, zejście na psy zasad. Też blado zdefiniowanych. Jednak niekonsekwentnie jak kobieta, kupiłam Twoją książkę, chociażby po to, aby skonfrontować ją z moją drogą do zarabiania w sieci i na blogu, oraz, co tu dużo mówić, dowiedzieć się co jeszcze masz do powiedzenia w temacie? Czytając Twojego poprzedniego „Blogera”, okazało się, że większość rad zastosowałam już wcześniej intuicyjnie, ale dopiero „Blogerem” przekonałeś mnie do opuszczenia ciepłego i wygodnego WordPress’a i postawienia domeny na własnym serwerze. Pomimo, tego, że stało się to, co musiało się stać, czyli spadek na łeb i na szyję statystyk, to uważam tę radę za najlepszą jaką kiedykolwiek dostałam. Mam obecnie taką samą dla wszystkich moich czytelników. Idźcie na swoje. Gdy osiem miesięcy temu, moje statystyki sięgnęły dna, czyli wylądowały na poziomie 35 000 unikalnych użytkowników, zaczęłam działać, tym bardziej, że chociaż wcześniej miałam ponad dwa razy tyle uu, to i tak nie dostałam żadnej propozycji kampanii reklamowej. Okazało się bowiem, że rzucanie się reklamodawców z kampaniami na tacy, na blogerów, nie działa u wszystkich rzeczonych, a już zupełnie nie u eremitów, do których należę. Zaczęłam więc szukać na własną grabkę. Szperałam, eksperymentowałam, a wszystko co mi wychodziło, zaczęłam spisywać, tym razem w mojej książce, którą teraz przemyconą krypcioszką Burżuazji czytającej list otwarty polecam. A co? Tym bardziej, że tak się dobrze złożyło, że odkąd zaczęłam systematycznie przestrzegać osobistych wskazówek, odkąd dotknęłam dna na własnym serwerze, co dla blogera jest równoznaczne z małym moralnym seppuku, a więc właśnie od wtedy statystyki zaczęły ewidentnie rosnąć. Pochwalić się nikomu nie szkodzi. Obecnie jestem na poziomie circa 160 000 uu. Doszło nawet do tego, że wczoraj blog od bombażu pękł w szwach, gdy ponad 25 000 uu (43 000 kliknięć) postanowiło mój blogasek, jak nazywasz słodko blogaski, odwiedzić. Jeszcze dzisiaj pan od hostingu jest ze mną w stałym mobilnym kontakcie, gdyż blog wciąż traci co jakiś czas styczność ze światem. Więc sorki. A jedno jest pewne, że nie ma zarabiania bez wielkiej ilości odwiedzinek blogaska. Piszę to tylko po to, żebyś pozwolił mi w razie czego podpisać się gorącym imieniem i nazwiskiem pod uprzejmym komentarzem u Ciebie na blogu, bez posądzania o robienie okropnej wioski, czyli spamu. Bo to, że tak czy siak będę miała więcej uu, niż Ty, to pewne, uśmieszek, a w razie czego u mnie będziesz zawsze mógł się podpisać. Ożeż, zachowuję się jak prawie wszyscy, za wyjątkiem Gombrowicza, Mrożka, czy zgoła Pilcha w swoich listach otwartych, gdzie zamiast odnosić się do spraw adresatów, to pod tym pretekstem nawijają o swoich odciskach na podeszwie śródstopia. Od częstego biegania faktycznie może się rzecz w syrze zakotwiczyć. Wracając jednak do Twojej zadziwiającej książki „Bloger i social media”. Joe Girard największy sprzedawca samochodów na świecie, powiedział, że dopóki nie będziesz wzbudzał emocji, niczego nie sprzedasz. Yyy … łi. Wzbudziłeś we mnie Jasonie wielkie emocje swoją książką, bo nie dość, że wielokrotnie byłam wzruszona, to w pewnym momencie spłynęłam z fotela, a jakby rzucić gałką, to obok niego leżała tylko moja czapeczka adidas, a pod nią ja. Akurat kałuża czegoś miękkiego. Roztopionego. Nie żartuję. Dopóki nie dociągnęłam do „Latawca”, byłam jak uczeń imbecyl, który strzela haczykami do kolegów, gdy w tym czasie pani w klasie czyta na głos Club Pickwicka. Jednak, od „Latawca” zaczęłam ryczeć jak bóbr, ze zdziwieniem konstatując, że przecież czytam książkę o robieniu pie na blogu, więc kurde flaczek, what the fack? Pomimo, że niektóre Twoje rady stoją w pewnym odwrocie do moich i tak robisz ze mną-czytelnikiem, Jasonie Huncie co tylko chcesz. Wracając do różnic. Dajmy na to, tych o zakończeniach postów. Ty radzisz przykładać się do zakończeń. Ja twierdzę, że owszem w literaturze, może poezji, a na pewno w filmie, czy radiowych słuchowiskach, puenta tak, ona jest bardzo ważna, a niekiedy robi dzieło, ale nie koniecznie na blogu. Gdy cały świat korzysta z Internetu na zasadzie odwróconej piramidy, czyli u góry podczytuje najwięcej, a potem schodzi w dół mysim ogonkiem z wiersza w „Alicji w krainie czarów”, to po co wysilać się na zgrabną puentę? Skoro i tak niewielu do niej dotrze, a w razie czego z braku przesłanek z byle jak przeczytanego tekstu nie zrozumie? Już lepiej skupić się na spektakularnym początku. Ale cóż z tego? Twoja książka o zarabianiu to nie tyle, że poradnik, bo moim zdaniem, to powieść. W typie „reality drama”. To dokument, który sporo nauczy, oczywiście złaknionych wiedzy. I narracja, która wzruszy, czy się tego chce, czy nie chce. Jednym słowem Jasonie Huncie jesteś od teraz dla mnie po prostu twórcą. W tym świetnej literatury. Odszczekuję więc mój tekścik o niezrozumiałym fenomenie Kominka, a przywołuję jak najbardziej odpowiedni do zaistniałej w moim saganie sytuacji, że czapka z głowy. Kominek jest fenomenalny. Leży więc czapeczka adidasa, obok fotela, a ja się rozpływam.
Ściskam Cię Dżejsonie Twoja Pepsi Eliot
Blog pepsieliot.com nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba. Rzuć też gałką na to: Dobre suplementy znajdziesz w Wellness Sklep
Disclaimer: Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, dlatego nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.
Powiązane artykuły
Komentarze
ja czytam Twoja „Biegam bo………” 🙂 i bardzo szybko mi sie czyta 🙂 z roznych wzgledow ;)) polecam! Kominki moga siegac tylko do 😉 pewnej wyliczonej wysokosci, nieba nie siegaja ;))
Jestes naj :))
Anawi no to supcio, cieszę się
Anawi właśnie dotarło do mnie, że piszesz, że bardzo szybko Ci się czyta Biegam, bo …, uchyl rąbka tajemnicy, bo to jakiś ewenement 😀
uchyle z rozkosza ;)…. chcialam wczoraj wieczorem juz dokonczyc „Biegam……” ale padlam jak niemowle po calym dniu pracy i wieczornym treningu…. no coz 😉 lata robia swoje 🙂
Wiec chcialam dokonczyc i napisac dopiero wtedy swoje cos tam.
Teraz tylko tyle, ze czytam troche jak o sobie, do tego miasto tez moje i styl „karygodny” 😉 i poczucie humoru i naprawde dobra ksiazka 🙂 bo inna.
Napisze wiecej pod ksiazka
Pozdrawiam i tak trzymaj 🙂
podoba mi się tu coraz bardziej
mnie też
Dygresja o zakotwiczeniu odcisku mnie powaliła. śmiechem, rzecz jasna 😀
Mylene wielbię ludzi z poczuciem h. owocek 😀
Też jestem w trakcie tej jakże przyjemnej lektury. Zarówno od Ciebie, jak i od Kominka można się wiele nauczyć, choć prezentujecie dwie różne metody na blogowanie:) Jeśli chodzi o szczegóły typu co lepsze piramida czy zakończenie z pierdyknięciem, to myślę, że odpowiedź jest taka: to, co lepiej działa w danym przypadku. Tekst literacki żeby był spójny musi mieć istotne zakończenie, w tekście informacyjnym może faktycznie lepiej skupić się na początku? Każdy i tak musi sobie sam wypróbować na blogu, co mu leży (wiem, bo sama jestem teraz na etapie takiego sprawdzania:P) Poza tym u Ciebie zawsze jest huczne zakończenie, bo informuje o rodzeniu się treści kontrowersyjnych:)
Dotee no właśnie, jak widać można na różne sposoby