Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
221 473 378
online
48 806 VIPy

O pewnej mamie, która chce mieć witariańskie dziecko

Zapaleni witarianie twierdzą, że jest do najlepsza dieta również dla ich dzieci. Gdy ich stanowisko jest podważane, jako argument przytaczają zwykle to samo działo, czyli, że rodzice przyprowadzający osobistą progeniturę do MacDonalda są ogólnie szanowani. A oni, czyli rawfudyści karmiąc potomstwo owocami i warzywami na surowo narażają się dietetykom i generalnie opinii społecznej. Dobra, ten argument z pewnością działa, ale jednocześnie tkwi w nim pewien nonsens. Bowiem coś co jest zdroworozsądkowo lepsze od fast foodu niekoniecznie musi być obiektywnie najlepsze. Bowiem moim zdaniem stuprocentowa dieta witariańska jest generalnie problematyczna nawet dla dorosłych, a co tu mówić o dzieciach. Najbardziej jednak problematyczną dla mnie sprawą jest fakt, że często weganizm, a bywa, że witarianizm jeszcze częściej, wynika z pewnej obsesji rodziców. Nie jest dobrze, gdy własne obsesje przelewamy na potomstwo tylko z tego powodu, że możemy. Tymczasem, nie jesteśmy właścicielami dzieci i nie możemy traktować ich jako odnogę siebie samych. Najgorzej, że ludzie opętani jakąś obsesją nie mają świadomości, że nie patrzą obiektywnie na wiele zagadnień. Do tego jeszcze dochodzi zwykła niewiedza, czyli niedouczenie. Ile pożywienia ma spożywać dziecko, jaką ilość białka musi przyswoić, z czego stworzy budulec kostny, w jaki sposób dostarczyć mu witaminę B12, której nie zawierają rośliny. Jak będzie produkował witaminę D3? Na podstawie moich obserwacji uważam, że dziecku należy dostarczać obok surowego organicznego pożywienia, również to zagęszczone gotowaniem. Albo dziecko musi jeść ciągle. Surowy pokarm trzeba rzuć znacznie dłużej, żeby uzyskać taką samą ilość makro i mikroskładników jak z pokarmu lekko podgotowanego, najlepiej na parze. Miksowanie surowych pokarmów również ma właściwości zagęszczające. Dlatego rola blendera, dobrego sokownika, czy malaksera jest nie do przecenienia gdy mamy mają dzieci do wykarmienia. Gdy mieszkasz w ciepłym kraju, masz masę wolnego czasu, który możesz przeznaczyć na jedzenie wraz ze swoim potomstwem, dopilnować, żeby przez kilka godzin dziennie jadło odpowiednie surowe pokarmy, to zapewne taka dieta może okazać się najlepsza dla Waszej rodziny. Ale w Polsce, czy w Niemczech z pewnością nie. Z drugiej strony wielu dietetyków ostrzega przed nadmiernym spożywaniem białka przez dzieci zachodu. Ale tutaj nie o białko się rozchodzi, którego jesteśmy w stanie dostarczyć dziecku na witarce bez większych problemów, ale przede wszystkim o składniki mineralne niezbędne do budowy silnych, czyli gęstych i dużych kości. Pewna mama półrocznego dziecka, napisała jasno, że nie ma czasu śledzić ze względu na ogrom obowiązków, moich postów (ani żadnych innych), w związku z tym prosi o stosowne witariańskie info w pigule. Moja odpowiedź wstępna: Niestety Droga Mamo nie można rozpocząć tej diety na podstawie kilku wiadomości w skrócie. Napisałam na ten temat ponad 450 długich postów i pomimo masy czasu jaki poświęciłam na zdobywanie wieści źródłowych nadal mam wątpliwości. Ale na pewno nie powtarzam nie sprawdzonych truizmów, którymi nasiąknęłam jako nuworyszka na witarce. Przede wszystkim zapoznaj się mamo z wpisami w zakładce po prawej Witarianizm FAQ. To jest nieodzowne, bo na podstawie pytań widzę, że właściwie jesteś zielona w temacie. Oczywiście, że witarianizm to dieta bardzo naturalna, niesie sporo korzyści zdrowotnych, ale również jest bardzo wymagająca. Wymaga nie tyle, że wyrzeczeń, chociaż także, ale pełnej świadomości. Odradzam Ci nagłe przechodzenie na raw food z powodu tego, że Twoje dziecko właśnie jest na rzeczy. Mama Pepsi, czy znane Ci są mamy, których niemowlęta są na raw food? Czy dawać dzieciom w całości pokarmy, czy miksować? – bo, jestem zwolenniczką „BLW” – choć np. surową marchewkę będzie małemu ciężko schrupać podejrzewam Ja Znam tylko jedną mamę, nazywa się Joanna Balaklejewska. Jej mąż Nowozelandczyk jest specjalistą od rawu. Posiada sporą wiedzę niż Joanna w tym temacie i pomaga jej podejmować decyzje żywieniowe. Co do pokarmów podawanych dziecku w całości. Miksowanie zagęszcza pożywienie i w ten sposób zastępuje gotowanie, więc zdecydowanie odradzam rezygnację z miksowania. Musiałabyś jeść tyle co zwierzęta roślinożerne, czyli wiele godzin poświęcać na posiłek. Nie namawiam też nikogo do jedzenia 100% na surowo. Bo odetniesz się od kilku cennych i łatwiejszych do pozyskania składników odżywczych. Do 20% można jeść gotowanego, na parze, lub zwykłego duszenia. Jednak nigdy smażenia. I bez żadnego przypiekania. Grill odpada. Mama Jak się ma surowa dieta w perspektywie np. 30-40 lat? Intuicja mi mówi, że powinno być wszystko super, ale podszepty z zewnątrz – że prędzej czy później mogą pojawić się jakieś kłopoty, np. z powodu braku ciepłych posiłków…(znajomy od shiatsu straszył, że nerki nie dają rady bez ciepłego…? czy to możliwe???) Ja Ostatecznie nikt nie wie, jak surowa dieta będzie działała po 30-40 tu latach, bo w necie raczej nie ma takich ludzi, którzy byliby tyle lat na tej diecie. Najdłużej ze znanych jest chyba Graham, Nison i Boutenko, ponad dwadzieścia lat. Chociaż tych dwoje na końcu nie są, lub nie byli 100% surowi przez cały czas. Według medycyny chińskiej najważniejsza jest równowaga Ing i jang, dlatego nie można schładzać ciała. Więc widzisz, że witarianizm jest kontrowersyjny pod tym względem. Mama B12 – widzę u Ciebie na blogu chlorellę i spirulinę – już sama nie wiem, czym suplementować tę witaminę, gdzie leży prawda? Słyszałam opinie, że w ww. suplementach jest nieodpowiednia dla człowieka forma B12; ale intuicja mówi mi, że nie jest możliwe, aby ta jedna jedyna witaminka nie mogła być dostarczona z innych źródeł jak tylko zwierzęce Ja Chlorellę i spirulinę nie spożywamy w celu uzupełnienia witaminy B12, bo zawierają analogi, których człowiek nie wykorzysta. Są to idealne, doskonałe pokarmy, o niesamowitych właściwościach pro zdrowotnych, ale nie ze względu na witaminę B12. B12 musisz suplementować niezależnie, najlepiej z preparatu multiwitaminowego, takiego jak Live Vitality, który jest też na stronie This is Bio. Mama Poleć mi jakąś książkę z prostymi przepisami (tak abym nie musiała sprowadzać owoców z tropików do każdego posiłku; jestem zwolenniczką pokarmów pochodzących z naszej strefy klimatycznej – czy tak się da?) Ja Nie mam takiej książki do polecenia, bo nie stosuję przepisów. Poczytasz o 811 to się dowiesz dlaczego, ale na wielu polskich blogach zajmujących się kuchnią witariańską, znajdziesz masę przepisów. Raczej nie dasz rady w Polsce prowadzić tej diety bez banana. Uczulam Cię też, abyś zwróciła uwagę na parszywą dwunastkę. To jest 12 owoców i warzyw, które obowiązkowo muszą być organiczne.

the end

Pewnie mama poczuła się rozczarowana, ale nie to było moim zamierzeniem. Uważam tylko, że ta akurat mama nie jest jeszcze gotowa, bo jest zielona. Aby podjąć tak ważną decyzję nie można być ani zielonym, ani w obsesji. Należy podjąć decyzję będąc w równowadze, a tego ciągle niektórym witarianom brakuje. Tak zresztą jak ludziom, którym brak wiedzy w temacie. I powtarzają tylko jak mantrę, to jest martwe jedzenie, a to żywe. To ma enzymy, a to nie ma. Zaś pepsi na takie dictum mówi: Akurat.

owocek:)

   

(Visited 4 225 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Balbina 9 czerwca 2014 o 10:19

    oklaski! Jakże ja się cieszę, że mogę tu poczytać o rozkminach i podważaniu jedynej słusznej diety jaką jest raw food. Też się tym wszystkim kiedyś zachłysnęlam, tymi enzymami, żywym jedzeniem, boutenko itd. Wciąż uważam, że surowe jest dobre i zdrowe, ale życie nie składa się tylko z jedznienia, a w czasie zafascynownaia się witarianizmem o niczym innym nie myślałam, jak tylko o jedzeniu. A to już zdrowe na pewno nie jest. Nawet w głowie karmiłam moje hipotetyczne dziecko marchewką. Dążę do równowagi. Nie twierdzę, że jestem juz blisko, ale na pewno wyszłam z obsesji. a Twój blog mnie wspierwa w drodze do równowagi.

  2. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 11:02

    Balbinka siemanko

  3. avatar Piotrek V Jaworski 9 czerwca 2014 o 11:24

    To co mnie osłabia u osób ekscytujących się wiedzą potajemną jest całkowite zamknięcie jaźni na widzę z podstawówki.
    Procesy fizyczne i chemiczne zachodzące w takcie „obróbki cieplnej żywności” jest w stanie przyswoić sobie uczeń kształcący się w specjalności Kuchcik czemu więc nie młoda shiatsu – mama?
    Koncepcja, że cała wiedza pochodzi od monsanto a dodatkowo została zmanipulowana przez big-farmę ma opłakane skutki dla imidźu.
    Zamiast doczytać sobie po co żywność piecze się i gotuje od co najmniej 100 000 lat i wyciągnąć z tego wnioski dla siebie i rodziny kompromituje się człowiek wymyślając absurdalne pytania 😉

    1. avatar kasizdaGlizda 9 czerwca 2014 o 15:41

      Ja kompromitacji w zadawaniu pytań nie dostrzegłam Piotrze.

      Prosiłabym Cię również o wyjaśnienie mi, na bazie wiedzy z podstawówki – bo nie moge sobie nic a nic przypomnieć, po co piecze, smazy i gotuje się (warzywa/owoce) w codziennej diecie (nie pytam tu o weki).

      1. avatar edyta 9 czerwca 2014 o 16:23

        Ja rowniez nie przypominam sobie, aby w podstawowce taki temat byl podjety i rowniez z checia poslucham ococho.
        aha i skad Piotrek Jaworski czerpie informacje, ze sie gotuje i piecze od 100 000 lat, skoro wiedza i historia utrwalona „na papeirze” siega ok. 6 000 lat wstecz i nie dalej?

        1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:34

          Bo dopiero od 6tyś.lat potrafimy pisać i czytać, wstecz to byli tylko sami analfabeci.
          Tak poważniej to masz rację edyta, bo to co było ponad 6tyś.lat temu to są tylko i wyłącznie domysły, a ewolucja? Ja osobiście w nią nie wierze.

          1. avatar edyta 10 czerwca 2014 o 05:18

            Lysico wyczuwam tu nutke ironii ale nie szkodzi, ja nie wierze w ewolucje i mi to wystarcza, ale tu nawet nie o to chodzi. Zastanawiam sie jak mozna z taka pewnoscia twierdzic, ze 100 000 lat temu ktokolwiek cokolwiek piekl, (pewnie o chleb chodzi), – na podstawie czego?

          2. avatar pepsieliot 10 czerwca 2014 o 06:21

            a nawet jakby piekł, to czy nie był idiotą? 😀

          3. avatar Łysica 10 czerwca 2014 o 06:46

            Edyta, nie mam zamiaru się z Ciebie ani z nikogo piszącego na tym blogu nabijać.
            Ponabijać to się mogę z twierdzień i pewności co niektórych którzy dokładnie wiedzą co było 10tyś,100tyś czy kilka milionów lat temu, a nie wiedzą co działo się na terenach Polski przed przyjęciem Chrztu Polski.
            A to przecież nie tak dawno było.
            Co do ewolucji, nic nie może funkcjonować jeśli nie jest skończone.

  4. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 12:38

    „Bo w necie raczej nie ma takich ludzi”, no i nigdzie indziej też nie ma.
    Sama stwierdziłaś że w necie, więc ja dołoże jeszcze że, bez netu i supermarketów nie istniałby żaden witarianizm.
    Mamusia ta niech sobie to ze łba wybije, bo bardziej zaszkodzi niż pomoże swojemu dzieciakowi.

    1. avatar kasizdaGlizda 9 czerwca 2014 o 15:45

      Bez netu jedyną sluszną alternatywa dla nas byłyby pastylki – bo tylko to widuje w telewizorni i w radiodajni wysluchuje.

      1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 17:55

        Dzięki netowi zaistniały nie istniejące nigdy zjawiska takie jak witarianizm czy weganizm, że o innych cudach nie wspomnę.
        Moja prababcia dożyła 95lat, bez netu, z brakującym tylko jednym zębem, reszta bez oznak jakiejkolwiek próchnicy. Zapewne jakby miała net i te wszystkie mądrości dociągłaby do 120lat.

        1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:14

          Na co umarła?

          1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:02

            Ze starości, tak mi przekazała moja babcia, możliwe jest że było jakieś choróbsko, ale nikt tego nie stwierdził(w sensie że lekarz).
            Za życia na nic szczególnego się nie skarżyła.

      2. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:13

        I tu się pod Kasizdą podpiszę, gdyż bez netu jest tylko cudowny kredyt, wspaniały hepacos tam coś tam jak się obeżresz mięsem smażonym i maść na hemoroidy.

        1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:04

          No i najważniejsze, bez netu nie poznałbym Kaśki Eliot

          1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 21:23

            No widzisz Łysico

  5. avatar Mag-lena 9 czerwca 2014 o 16:16

    Jestem przeciwna witarce dla najmłodszych, ale jestem jak najbardziej za dietą wegańską ze skupieniem i uwagą zwróconą w stronę niezbędnych tłuszczy. Dziecko potrzebuje znacznie więcej produktów z dobrym tłuszczem niż dorosły. Nie chciałabym by moje dziecko było na czystej witarce, bo wiem, że dzieciństwo to przede wszystkim smak. I nie chodzi mi o chipsy i frytki, ale różnorodne jedzenie i poznawanie nowych smaków. Na witarce niestety są ograniczone możliwości. Dochodzi też aspekt kulturowy i społeczny. Realnie patrząc wiem, że miałabym krzyż pański u lekarzy, dziadków, w szkole etc. łącznie pewnie z kuratorem w tle. Z weganizmem gotowanym jest łatwiej, są badania, które potwierdzają, że dobrze zbilansowana dieta wegańska to samo dobro, są lekarze którzy akceptują taki styl żywienia a nawet zachęcają do tego by rezygnować z produktów odzwierzęcych. Być może jestem wygodna, ale nie zawsze chodzi o to, by iść po prąd, zwłaszcza z dzieckiem na ręku.
    Ps. banany z kaszą byłyby grane codziennie na śniadanie:)

    1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:17

      Niestety żaden ssak nie jest wegański, skąd weźmiesz dla dziecka B12, D3, a nawet omega 3 bo są poważne zastrzeżenia co do roślinnych źródeł

      1. avatar Xxx 11 kwietnia 2022 o 21:16

        Omega 3 … B12 … Wit D

Skomentuj edyta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum