Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Pamiętacie zeszłoroczny wpis Jak nie przytyć (a nawet schudnąć) przez święta? Od tamtej pory nie stracił on co prawda na aktualności i możecie śmiało szukać w nim porad, ale ponieważ człowiek wciąż się uczy, a i pamięć ma czasem jak złota rybka, chciałabym to i owo przypomnieć i parę słów w tej kwestii dodać. W święta łatwo jest puścić się poręczy. W końcu tradycja rodzinnych świąt zakłada siedzenie przy stole i objadanie się po sam korek w gwarze rodzinnych rozmów, życzeń i niezmiennych zimowych przebojów. Czasem nawet najtwardsze postanowienie, że w tym roku będzie inaczej, wyparowuje wraz z wjechaniem na salony babcinego sernika. To zaś w następstwie skutkuje niemożnością dopięcia się w sylwestrowej, pstrokato-cekinowej kiecce lub weselnym garniturze, ogólnym dramatem i obiecaniem sobie, że za rok będzie inaczej. Jak dobrze, że jest aż 12 miesięcy żeby o tym zapomnieć!
Oczywiście możesz zostać roślinożercą i po latach odpowiadania wyuczonymi formułkami na tendencyjne pytania („a to takiej rybki też nie zjesz?”), z radością i spokojem spożywać to co sama przygotujesz albo o co poprosisz, w ilości niewiele, bez widma gradu propozycji aby spróbować babcinej sałatki i kotletów cioci Helenki. Są jednak łatwiejsze sposoby na nieprzytycie (a nawet schudnięcie) w tym obfitym w jedzenie okresie.
Było o tym już rok temu, jednak uważam, że warto wspomnieć o tym kolejny raz. Po prostu post przerywany to genialny sposób na nieprzytycie w okresie świątecznym. Post przerywany jest tak potężnym narzędziem, że właściwie powinien być nazywany stylem życia, nie dietą. PP nie tylko przyśpiesza ogólny metabolizm w ciągu doby, ale także pozwala podnieść sprawność i ogólną żywotność, a stosowany regularnie odmładza! Co prawda zaleca się stosowanie postu przerywanego we wcześniejszych godzinach, a świąteczna feta przypada raczej na porę wieczorową, ale lepiej zacząć jeść wraz z rozpoczęciem kolacji niż podjadać godzinami, od samego rana. Po prostu wyznacz w świątecznym czasie okno żywieniowe wyłącznie na czas trwania głównego posiłku. Uwaga! Jeśli czujesz, że kiedy już usiądziesz przy stole, to na maksa się zapchasz jedząc po milionkroć za dużo, 3 godziny wcześniej wypij koktajl białkowy, na przykład na bazie izolatu serwatki CFM, na przykład Shape Shake-a TiB. Taki koktajl treningo-podobny nie tylko pomoże Ci spalić kalorie, ale także wywoła uczucie sytości.
Chyba niemal każdy wie, jak z rana czuje się człowiek, który poprzedniego dnia objadł się tak, że nawet spodnie z gumką nieprzyjemnie uwierały wnętrzności. Nie ma co prawda napoju, który zniweluje kiepskie samopoczucie i cofnie skutki nadmiaru żarcia, ale jeśli nie pomogła ani silna wola, ani post przerywany, jest to jakaś tam ostatnia deska ratunku. Całkiem skuteczna deska. Taki napój uspokaja niestrawność, przyśpiesza metabolizm, stabilizuje poziom cukru we krwi, pomaga oczyścić organizm, nawadnia, poprawia trawienie, a jednocześnie zapycha. I nie jest taki niesmaczny jak się po przeczytaniu przepisu wydaje. Przepis: – 2 łyżki bio octu jabłkowego z matką, – 1 ½ szklanki zimnej wody, – łyżeczka cynamonu cejlońskiego, – pół łyżeczki kurkumy, – mała szczypta soli morskiej, – mała szczypta pieprzu, – 2 łyżeczki nasion chia, – ½ łyżeczki lucumy do smaku. Zmieszaj wszystkie składniki do połączenia, odstaw do lodówki na co najmniej 15 minut i pij na zdrowie.
Gorzki melon nie brzmi jak pierogi z kapustą i grzybami ani kutia, ale może stać się superbohaterem Twoich świąt. Wynika to z tego, że gorzki melon eliminuje adipocyty, czyli komórki tłuszczowe, a także zapobiegają ich powstawaniu. Nie to jest jednak najlepsze! Gorzki melon pomaga znacząco zmniejszyć apetyt, a to wszystko dzięki temu, że pomaga utrzymać odpowiedni poziom glukozy we krwi. Jest on bogaty w błonnik, więc nie powoduje skoku cukru we krwi po konsumpcji. To sprawia, że Twoje ciało jest w stanie natychmiast przetworzyć szamkę na energię. A kiedy ciało ma całą energię, której potrzebuje, nie masz ochoty na podjadanie. To pomaga trzymać apetyt na wodzy i kontrolować rozmiar porcji. Wystarcza odrobina melona przed posiłkiem! Badanie opublikowane w Journal of Ethnopharmacology wykazało, że już 0,2 grama gorzkiego melona może znacząco obniżyć poziom cukru we krwi. Zmieszaj jego łyżkę z wodą i, do smaku, odrobiną sproszkowanej żurawiny i wypij na 15 minut przed świątecznym obiadem.
Będziesz potrzebowała kompleksowego oczyszczania, dotleniania organizmu i, w pakiecie błonnika. W tej sytuacji nic nie pomoże tak jak młode trawy i algi, które możesz zażywać zupełnie osobno, albo w pakiecie, w produkcie typu 4 Greens. Młode trawy to naturalne środki detoksykujące. Eliminują one skumulowane w ciele metale ciężkie, w tym ołów, który może prowadzić do problemów z pamięcią i nauką, szczególnie u dzieci. Odpowiedzialne za proces detoksykacji są zawarte w młodych trawach cynk, selen i miedź. Co więcej, obecne w nich chlorofil i beta-karoten stymulują likwidację odpadów przemiany materii takich jak skrystalizowane kwasy i śluz. Dodatkowo trawa jęczmienna wspiera procesy metaboliczne i wzmacnia wątrobę. Algi podnoszą odporność, działają na organizm oczyszczająco, zwiększają poziom energii, wzmacniają mózg i odżywiają ciało. Potrzeba czegoś więcej? Spirulina i chlorella to odchudzający agenci do zadań specjalnych. Dzięki szerokiemu profilowi odżywczemu, mogą zadziałać na Twój metabolizm jak magiczna różdżka. W podsumowaniu jednego z badań dotyczących chlorelli u wszystkich uczestników zauważono zmniejszenie procentu tłuszczu w składzie ciała. Według innego badania zawarte w chlorelli substancje hamują wzrost komórek tłuszczowych. Dodatkowo algi balansują poziom cukru we krwi, a w związku z tym, poza wspomnianym blokowaniem komórek tłuszczowych, zmniejszają poziom tłuszczu we krwi, zwiększając tolerancję glukozy i wrażliwość na insulinę. Nie powinno to pozostać obojętnym dla osób chorujących na cukrzycę.
uściski (ho, ho, ho!)
Powiązane artykuły
Komentarze
Hej 😉 tak mnie te 2 ostanie wpisy natchnęły do naskrobania tego, że tak – są różni ludzie i mają różne podejście do życia. Świat jest różnorodny i teraz dzięki netowi bardzo to widać, tutaj wegetarianie, tam weganie, jeszcze gdzieś indziej wszystko wyśmiewający mięsarianie, albo ludzie dziki, czyli wszyskojedzący. Ja wiem, że to blog o zdrowym, roślinnym jadle, ale tak patrząc z dystansu, to tak samo ze sposobu jedzenia można zrobić sobie kolejną religię. I drżeć o każdy posiłek nadprogramowy, niezdrowy, etc. I wszystko to nakręcać i otrzymywać te dramaty w swojej przestrzeni. Do niedawna sama byłam osobą tego typu, że albo wszystko, albo nic, a jak wpadło „nic” to była wielka drama. A teraz, może to wersja po prostu dla mnie wygodniejsza, ale jeśli coś mi smakuje, to po prostu jem to, delektuję się i jeśli jest to tak przyjemne dla mnie, tzn., że nie może mi zaszkodzić, a ponieważ wyznaję tę zasadę mentalności Wszechświata, to tak mi się dzieje. Jeśli jem coś z zadowoleniem i potem nie mam wyrzutów i nie żyje tym wydarzeniem i nie trzęsę się ze strachu, że mi się to odłoży – to wedle moich reguł – tak właśnie jest. Dlatego kochane, wpis fajny, ale porzuciłam ten straszek przed jedzeniem. Po co są te kubki smakowe? Czy jedzenia należy się bać? Czy to wszystko nie pochodzi z głowy? Czy każda choroba nie pochodzi z głowy? Kiedy jest jakiś problem a my spychamy go wciąż i wciąż, to musi wyjść z psyche do somy, do Ciała, ażeby wreszcie się nim zająć i przepracować go. Czy to wszystko nie zależy od myśli? A więc, idąc tym tropem – czy to co się z nami dzieje, zależy od tego co jemy, czy od tego, co myślimy o tym co jemy?
Pozdrawiam ?
Pisaliśmy już o tym kózko w 2014 duuużo <3
Jak wiadomo ludzie dzielą się na dwie grupy. Jedni jedzą aby żyć, a drudzy żyją aby jeść. Sami musimy zdecydować, do której chcemy należeć. Pozdrawiam świątecznie.