Na czym polega osądzanie.
Ludzie wychodzący z restauracji zawsze mają twarze bardziej uśmiechnięte, niż ci wychodzący ze świątyni. To intrygujące odkrycie dla dziecka.
Bywa, że czujesz się niedokończona, rozbita na kawałki, które nie pasują do siebie?
Odczuwasz zazdrość i jednocześnie mogłabyś kochać człowieka, któremu zazdrościsz. Nawet kochasz, bo część Ciebie jest pełna współczucia dla rąk, łysiejących brwi. To, jak idiotycznie przekrzywia głowę schodząc po schodach i wysuwa język tnąc coś nożyczkami.
Chcesz ich walić po łbach grubym tomiskiem z dobrymi manierami, a jednocześnie czujesz rozrzewnienie, że się mylą, że są obok tematu. Tak jak Ty.
Ten cały Instagram pełen podkręconych widoków, jakby niebo w realu było za mało niebieskie, a drzewo zielone. A palmy najgorsze, palma ludziom odbija. Myślisz, że nie Tobie.
Bo masz rzygi z dupy na te marki w pretensjach, obwieszczające tym co odgadną po fragmencie, że to Chanel, czy Hermes, bo Gucci już trochę dla nowobogackiego plebsu.
A za chwilę przestajesz być jedyną stuprocentową idealistką, całkowicie nieprzekupną, czymś w rodzaju Świętego i wpisujesz obsrany przed momentem hasztag pod własną focią.
Nie jesteś więc czystą perfekcją, a tak bardzo chciałabyś być monolitem.
Żeby się nie dało Ciebie wkurzyć (delikatnie powiedziane), nastraszyć, zasmucić, wykończyć psychicznie.
Tak jak teraz, gdy jesteś wytresowana.
Chciałabyś gdzieś konsekwentnie iść, być pewną, że to TWOJA droga, ale masz ciągłe wahania.
Niepewność zrywa ciągłość.
Jednym słowem żyjesz w popieprzeniu swojej nieperfekcyjności.
A podobno jesteś wymyślona przez Boga, i siedzisz w jego wirtualnej grze?
Dlaczego więc nie potrafisz robić tego, co na gałkę innym lekko wychodzi?
Widać to na Fejsie i na Instagramie.
Niech ilość Twoich poranków
Pomnaża codzienny rytuał 4 Szklanków !:)
I zasypiasz jeszcze głębiej.
Myślisz, że jesteś jedyną sprawiedliwą, że po Twoje wyroki powinna się ustawiać kolejka jak do Pytii delfickiej.
Przez co jeszcze bardziej czujesz się skrzywdzona przez świat, faceta i państwo.
Miałaś kijowe dzieciństwo i wlecze się rzecz z rodziną, jak kula u syry.
Masz masę winnych Twojego stanu rzeczy.
I niezbyt dajesz sobie radę w życiu i może odczuwasz irracjonalną ulgę, że ZOSTANIESZ POMSZCZONA.
Oni muszą się zmienić, oni muszą za to szczeknąć.
Że jest jakaś sprawiedliwość, że im wszystkim w odwecie ten złom kichy poskręca.
Że będą zmuszeni zeżreć te swoje brednie, i dostaną to, na co zasłużyli.
I masz już pierwotną melodię, nazywa się POGARDA.
Masz swój tester.
Aż znienacka kawałek słońca w Twoim sercu każe Ci spojrzeć na ludzi, jak na chłopięce twarze świeżo wyszorowane, lśniące jak patelnie, pachnące mydłem, pastą do zębów i ulicą.
I nie potrzebujesz teraz niczego więcej.
Jesteś dokładnie tu gdzie masz być, masz to, co masz mieć.
Nikt Ci niczego nie zajumał, znowu masz wszystko.
Wyrzucasz tester na ludzi.
PS
Przemko, w razie czego zmień sobie w myślach żeńskie końcówki:)
Na zawsze Twój
Horry Porttier
Horry Porttier
Prawdopodobnie autor na stronie Pepsi Eliot, jednak nius pojawił się niespodziewanie i w sumie niewiadomo kto go napisał … Nie znamy Horrego Porttiera.
Powiązane artykuły
Komentarze
Polecamy bardzo dobrą Witaminę D3+K2 TiB
Do ssania!
O wyższym wchłanianiu z receptorów podjęzykowych:)
Jakbym dostała w pysk z liścia na płasko. Pomogło, bo znowu przysypiałam <3
🙂 <3
Ładne 💛
<3
To o mnie?
Może tak być Dudku 🙂
Tak jest……. niestety
[…] Twój tester na ludzi […]
Acha. Ok. Dobrze. Pozamieniam 🙂
Mi to akurat tak bardzo nie przeszkadza. Zresztą czasami dla równowagi czytam żeńską cząstką siebie. Oczywiście nie o endometriozie 😉 Tylko te metafizyczne wpisy.
Ja zresztą uważam, że język polski jest bardzo piękny. Gdzie mężczyzna może być mężczyzną i człowiekiem. I kobieta może być kobietą i również człowiekiem.
A nie tak jak np. w angielskim gdzie mężczyzna jest i mężczyzną i człowiekiem. A kobieta…? No właśnie. Jakoby u nich wykluczona z bycia człowiekiem, czy jak? Więc nie rozumiem o co się Polki i Polacy oburzają.
Bardziej mi przeszkadzają te podwójne słówka np. zrobiłaś -łeś itp.. Ale to też mniej w tekstach czy lajwikach.
Najgorzej jak ktoś stosuje na siłę w trakcie medytacji prowadzonych. Wtedy mnie rozprasza najbardziej.
Mam za to nagraną taką medytację gdzie facet mówi głównie męskimi końcówkami. Ale co jakiś czas używa wymiennie żeńskich. I to jest fajne. Można medytować bez problemu w parze.
🙂
mnie też to wkurza, ale czasami tak piszę, bo faceci często mają problem z końcówkami żeńskimi 😀 <3
Pięknie napisane ✨
Hej Pepsi 🙂
Zbanuj mnie proszę, bo moje posty nie wyświetlają ci się chyba… nie to że proszę o odpowiedź na każdego, ale w paru przypadkach wydaje mi się, że po prostu te moje posty nie wyświetlają ci się w powiadomieniach 🙂
Dzięki za ostatnią serię lajvów. Z iloma to ja rzeczami się tam nie-zgadzam, a jednak te lajvy i tak mnie wspierają, bo pokazują twoją konsekwencję i utwierdzają też mnie w tym, że wszyscy musimy konsekwentnie iść swoją drogą.
Ciągły brak czasu, więc poruszę tylko jedną kwestię, o której niedawno wspomniałaś, a mianowicie endosymbiozę, której efektem są nasze komórki posiadające wewnątrz mitochondria…
No właśnie, ale czy tu może być mowa o jakimś posiadaniu mitochondriów? Jesteśmy hybrydami, pochodzimy tak samo od archeonów jak i od rhiketsji, bez tej endosymbiozy nie byłoby nas. Tak samo jak roślin eukariotycznych nie byłoby bez endosymbiozy z sinicami (a więc np. spiruliną 🙂 ) dzięki którym powstały chloroplasty.
Jak to się stało, że stosunkowo mało wydajne energetycznie archeony połączyły siły z bardzo wydajnymi energetycznie, wręcz nadprodukującymi energię rhiketsjami? Współczesne rhiketsje to np. zarazki tyfusu, pasożyty wewnątrzkomórkowe czy raczej drapieżcy? Nie zabija ich atak kwasem, wchodzą do środka i są bardzo skuteczne…
Jakiś szczep archeonów wykazał jednak większy opór, i jakiś szczep rhiketsji okazał większą ustępliwość… niż zazwyczaj by to się zadziało. Pasożytnictwu ustąpiła współpraca… komensalno-spółdzielcza, w miarę upływu czasu jednak… mutualna, bezwarunkowa, być albo nie być, gdy wyewoluowały z tego już ustalone formy eukariontów zwierzęcych…
Mówimy o procesie ewolucji od prokaryota do eukaryota bo właśnie o to chodzi, o karyon czyli jądro komórkowe. Po co naszym komórkom jądro? Bakterie go nie mają i są dzięki temu… nieśmiertelne… One nie troszczą się o swoją monolityczność, wręcz pogardzają nią, one ze sobą nieustannie koniugują, to nie jest proces płciowy, one się wymieniają swoimi kombinacjami genów jak popadnie, a więc z każdą koniugacją przestają istnieć w poprzedniej formie (umiera ich monolityczność zanim jeszcze się skrystalizowała…) a za to zyskują nieśmiertelność w przedzieżgnięciu się w coś nowego, choćby opornego na grzybową toksynę z zewnątrz… Część tych nowych kombinacji będzie niepraktyczna i nie przetrwa, a część będzie dawała dalsze dynamiczne trwanie… nie trwanie… wieczną przemianę, wieczny przepływ…
Dlatego uważam bakterie, a najchętniej sinice (w tym spirulinę 🙂 ) za najdoskonalsze organizmy. Nie lubię hierarchii, ale jeśli już mam ją stawiać, to człowiek jest bytem najniższym, zwierzę wyższym, a bakterie najwyższym, przy czym organizmy roślinne zawsze o jeszcze pół oczka do góry każdorazowo. Ale to tak na marginesie… 😉
Wracając do jądra… jądro komórkowe to nasze… starzenie się i śmierć! Przecież histony, czyli te białka stabilizujące DNA w jądrze… jak histony się już za bardzo skrócą, to się wszystko sypie w posadach, metabolizm sam z siebie robi się już nieprecyzyjny, no i się starzejemy, aż do odłożenia widelca… Bakterie sobie takiego wynalazku jak jądro komórkowe nie zgotowały, ich DNA jest zorganizowane prościej, tak, żeby sprzyjało koniugacji, przepływom, żeby było łatwiej podatne na zmiany. Więc po co komu było to jądro?
No właśnie… chyba przez tą endosymbiozę jądro się utwierdziło w swojej roli. Współczesne archeony posiadają też histony, choć nadal są prokaryotami, czyli organizmami bezjądrowymi. Prawdopodobnie to właśnie te histony pozwoliły im przetrwać wewnątrzkomórkową inwazję, atak zręcznych rhiketsji, otorbiły się w swoim DNA, otorbiły wewnątrz własnej komórki komórki rhiketsji dodatkową błoną, stworzyły dla niej kokon i… zaprzęgły rhiketsje do energetycznej roboty… do czerpania energii z glukozy w sposób o wiele bardziej wydajny (cykl Krebsa) niż same potrafiły (fermentacja do kwasu mlekowego, mało wydajna energetycznie w porównaniu do cyklu Krebsa). A rhiketsje też jakoś nie umarły tylko dalej produkowały tę energię jak szalone, dzięki glukozie pozyskiwanej przez warstwę zewnętrzną, czyli komórkę archeona. Razem stworzyły nowy skuteczny duet… już nierozerwany w swoim gatunku…
Duet „nowy” ale jednocześnie… potwornie konserwatywny i… zatwardziały… Tyle pożywki/energii dzięki sobie zyskują, a jednak ciągle muszą się przed sobą bronić. W mutualizmie jednocześnie ciągły, niegasnący antagonizm… struktury jądra komórkowego, czyli obrony przed obcym DNA od rhiketsji, jeszcze bardziej się zacieśniają, jądro chce być jądrem, nie chce stać się hybrydą, nie chce/nie potrafi włączyć w swoją strukturę tych genów, które pozwalają mitochondrium (czyli dawnej rhiketsji) na prowadzenie wydajnego cyklu Krebsa. Tyle dobrodziejstwa a zarazem tylko strachu i nieufności…
A więc histony i jądro, struktury skostnienia, które doprowadzają do starzenia się i śmierci. Stąd tak bardzo w tej ścieżce ewolucji zyskały na znaczeniu procesy płciowe, podział jądra na zasadzie mejozy z rekombinacją (crossing-over) chromosomów. To też jakby koniugacja, ale zachodząca w wyizolowanych warunkach, komórka poświęca ogromną ilość energii, żeby pod pęsetą jakby przeprowadzić w sobie ten proces, żeby to jądrowy fragment nici DNA krosowal się wyłącznie z innym fragmentem nici jądrowej, żeby to się nie mogło skrosować choćby z mitochondrialnym DNA… W wyniku mejozy powstanie w końcu gameta. W przypadku ssaków w gamecie żeńskiej znajdą się również mitochondria, mitochondria dziedziczymy wyłącznie w linii matczynej, i to DNA mitochondrialne, które też oczywiście w tych mitochondriach jest, jest dla nas bezcenne z oczywistych względów. W procesie płciowym organizm jądrowym odrodzi się później jako nowy, nieco inny organizm, a sam w swoim monolityzmie obumrze, bo wyczerpie mu się zasób stabilizacji osiąganej dzięki histonom…
A więc jądro ciągle osądza to DNA jako obce, jako zagrożenie, coś a la… tyfus.
Więc my jesteśmy nie tylko że hybrydą, mozaiką, my jesteśmi więc posadowieni, zbudowani na sprzeczności, na konflikcie. Ale to nie jest z natury destrukcyjny konflikt, to moze być konflikt twórczy. Ewolucja i natura to naprawdę nie jest coś, co da się sprowadzić do wniosków Darwina. Darwin nie był wybitnym obserwatorem. Wszystko co napisał było odkryte już wcześniej, ale on sformułował syntezę i wyciągnął wnioski, które zyskały aplauz bo… były polityczne. Sam Darwin był politykiem i sformułował to tak, jak mu pasowało, że rządzi antagonizm i hierarchia, wyścig. A współczesna nauka doskonale rozumie, że natura to bardziej współpraca niż walka. A jednak wciąż można znaleźć teksty całkiem blyskotkiwych naukowców i naukowczyń, którzy wspominając o Darwinie oddają mu czołobitny słowny hołd… jakby przed Darwinem nie było nic… klapki na oczach. Darwinizm to klapki, często od Hermesa, i to założone na czoło zamiast okularów 🙂
Więc niech sobie noszą te klapki gdzie sobie tam chcą. Natura to coś pięknego, coś doniosłego, coś naprawdę… materialnego… A więc akceptujmy naturę i jej materialność również. Natura nie chce wystrzelić się w kosmos tylko włącza wszystko w powolne obiegi, przepływy. Stabilizuje na tyle, ile dany układ da się ustabilizować, pomniejsza entropię swoimi siłami. Nie chce jedną kometą przenicować wszystkiego i wystrzelić w inny wymiar, potrafi kreować nieskończoną ilość piękna w kalejdoskopie tego, co da się ułożyć/ulepić z materii, którą jesteśmy.
Uściski 🙂
No tak, nie dostaję powiadomień o komentarzach „swoich” ludzi 😀 <3 Będę badziej uważna, to z przyzwyczajenia, że każdy koment czekał na moderatora 🙂 <3 sooorki, zawsze czekam na Twoje komenty i czytam je od deski do deski. I nawet myslałam z tęsknotą, że nic nie kom entujesz.
Dziękuję za arcyciekawy wykład.
Żona Gandhiego zapytana przez dziennikarza o to, jak jej mężowi udało się osiągnąć tak wiele, odpowiedziała: „To proste. Wszystko, co mówi, myśli i czyni, jest ze sobą wzajemnie zgodne”.
To jest definicja ewolucji świadomości. Darwina to nie obchodziło, a właściwie prawie wszystkich nadal nie obchodzi. Całuski
Dzięki za odpowiedź 🙂
A jeszcze mi tak przyszło do głowy że na obronę tych archeonów – takich statycznych, usztywnionych, może przerysowanych w tym w mojej koncepcji, to może dodam, że ma to swoje plusy. Koniugujące, dynamiczne bakterie łatwo mogą zgubić swoje cenne zdobycze drogą przypadku. Natomiast te archeony ewoluują bardzo powoli i utrwalają swoje najcenniejsze zdobycze, choć samo utrzymanie spoistości tych nowych umiejętności wymaga już operowania w wąskim zakresie tolerancji i łatwo to, by jakaś zdobyć, jakiś nowy szlak metaboliczny dajmy na to, łatwo ulegał rozstrojeniu, popsuciu. Więc to nieuchronne, że nie organizmom jądrowym nie jest na tej ścieżce łatwo, podtrzymują wewnętrzną nieufność i jeszcze operują w zawężonym zakresie przystosowań, żeby nowa reakcja chemiczna, która w nich zachodzi, nie obróciła się przeciwko nim.
Ale znowuż niesamowitość tych sinic… to one zmieniły świat, przekształciły atmosferę beztlenową w tlenową, wykosiły tym beztlenowe organizmy, zepchnęły do nisz, stworzyły nieczęstą konfigurację, w której na takiej planecie jak Ziemia króluje tlen i tolerujące ten bardzo reaktywny, stresujący pierwiastek organizmy mogły się tak rozpowszechnić.
I jeszcze coś na niekorzyść materii dla odmiany dorzucę: materia to nie tylko mozolnie budowane konfiguracje pięknych współzależności, ale również złogi złomu. W złomie energia jest faktycznie uwięziona. Złom to naddatek, który materialny organizm wytwarza, by tworzyć środowisko dla płynności tych wyselekcjonowanych reakcji. No ale i tu natura znalazła sposób – destruenci/reducenci, i znowu bakterie i grzyby, tak pożyteczne, rozkładające złom, potrafiące nawet z kupy mięsożercy zrobić solidny nawóz, oddać trudną, zazłomowaną energię z powrotem do obiegu dla producentów i konsumentów… najwięcej złomu muszą wygenerować konsumenci, ale i to da się pięknie rozłożyć… Że też ludzkości udało się wymyślić ten plastik… tutaj wciąż recykling technologiczny jest zbyt mało wydajny a bakterii zdolnych prztworzyć to nieszczęście wciąż nie znamy… bo też ten plastik jest wyjątkowo zmyślny, jest tak jednorodny w sobie, tak bardzo niezróżnicowany i choć wszędobylski – to tak naprawdę o jednym zastosowaniu, że ciężko znaleźć sposób. Co to za zastosowanie? Oddzielać i… no właśnie… Ludzi w sklepie brzydzi włożenie główki sałaty do worka, który by przepłukali krótko w domu, a który sobie wzięli ze sklepu wczoraj. Nie brzydzi ich włożenie tej sałaty do nowego worka foliowego, po czym po wyjęciu jej z tego worka ten worek automatycznie już ich brzydzi i nie nadaje się do niczego… jasne, że są już tym worku mikroorganizmy/bakterie z tej sałaty… ale co z tego… taki woreczek można by używac tydzień przynajmniej, aż do podarcia… a jednak coś, po co ręka tak ohoczo sięga, za chwilę ją brzydzi… Ciągle sięgamy po coś wbrew sobie, a jednocześnie traktujemy to jako niezbędny warunek komfortu, wygody, gospodarowania czasem…
A więc w materii kryje się potencjał bycia złomem bardzo trudnym to okiełznania nawet przez naturę… chyba że… ten ryby połykające potem odpadowy globalny mikroplastik czynią tak naprawdę dobrą robotę, zwłaszcza gdy po wszystkim i tak jakąś drogą trafi to z powrotem do ustroju człowieka. Może i tutaj jakiś obieg się właśnie domyka i trudno to nazwać czymś… niesprawiedliwym… takie jest prawo natury, ale nie na zasadzie, że ktoś się tu z kimś ściga i chce kogoś zjeść, tylko że nie da się podcinać gałęzi, na której się siedzi, bez żadnych konsekwencji.
Jak dla mnie to myśl… optymistyczna, bo tym bardziej pomaga mi nie emocjonować się czynnikami, na które nie mam wpływu… ludzie kochają te tematy o pasożytach wszechobecnych i toksynach, bo ich ego czuje, że jak by co to nie mają na to za bardzo wpływu. Ale już nie-branie złomu na widelec jest o wiele bardziej niekomfortowe jednak niż rozmowy o pasożytach i niebezpiecznych warzywach i owocach (no jasne, że produkt przetworzony jest dużo bezpieczniejszy, jest pasteryzowany, zero mikrobów i ma wszelkie atesty 😀 )
Tak trudno nie zjeść kolejnej porcji złomu, odstawić choćby jedną rzecz konsekwentnie na próbę tylko choćby na dwa tygodnie, żeby się przekonać, analogicznie spróbować czegoś nie łączyć ze sobą na siłę, nie mieszać… cukru z tłuszczem… choćby na ten krótki czas żeby zrobić sobie test.
Dzięki za świetny i piękny wizualnie też lajf biegaczy z dzisiaj. Lajvy na pełnym biegu są zdecydowanie najlepsze. Zastanawiam się, czy czasem nie mogłabyś nagrywać sobie tych swoich samotnych lajwów bez internetu i lagi na jakiś wygodny lekki mikrofon przy uchu i zupełnie na luzie to dać nawet bez dużej wideo obróbki, a może nawet dokamerować coś jakąś lekką szpiegowską (?) kamerą też gdzieś z klapy, czyli na wygodzie i bez sieci. Wczesniej by mi to do głowy nie przyszło, ze masz ochotę mówić na głos także na samotnych biegach, ale skoro zdarza ci się, to byłyby też super lajvy 🙂 Biegi znów mnie bardziej nakręcają bo… udało mi się właśnie od zeszłego tygodnia wrócić do biegania po czterech miesiącach przerwy (to z powodu walki z niedowagą, zwieńczoną przezwyciężeniem niedowagi 🙂 ). Oczywiście cały ten czas był codzienny basen, która stał się moją ukochaną czynnością, no ale szkoda było mi tego biegania, które tak mi doskwierało… A teraz… jest lżejsze, mniej natrętnych myśli w trakcie, duża satysfakcja, że od razu poszło całe pół godziny (wiem, trochę nierozsądne to było bez powtórki treningu stopniowanego). To, ze się udało, to chyba na przekór, bo chyba moje małe ego chciało mi podstawić nózkę – no proszę, pobiegnij pół godziny od razu, nawet jak sobie nic nie zrobisz, to jak po kwadransie ustaniesz z jezykiem na brodzie, zniechęcisz się na dobre! A proszę, ciało się jakby samo nie dało, dobiegło, i chyba naprawdę było szczęśliwe, co u mnie po bieganiu zdecydowanie nie jest regułą 🙂
Wiem, że do pływania w basenie z chlorem pewnie cię nie przekonam, ale na pewno istnieją jeszcze inne dyscypliny areobowe, które możesz odkryć dla siebie… może wiosłowanie? Mnie ten basen tak nakręca… a dawniej znienawidzony i „straumatyzowany”. Mam basen 100 metrów od domu więc na początku to było na zasadzie „no po prostu brak wymówek, do orki!” a po paru miesiącach pojawiła się… oj, chyba miłość, chyba to jest to, ta dyscyplina aktywności 🙂
Uściski 🙂
Jeśli chodzi o worki foliowe, to można skonać ze śmiechu, jak Masłowska opisuje swój pobyt na Kubie, gdzie na każdym kroku suszą się siatki foliowe gotowe do kolejnego użycia. Z drugiej strony po pewnym czasie konkluduje, że na Kubie ostatecznie jest Ż Y C I E, sugerując delikatnie, że my jakby nie żyjemy. Fajnie, że weszłaś w proces treningowy 🙂 ściskam Cię i dzięki za kolejny świetny koment <3