Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Nie zapominaj, że przebudzenie, czyli nagłe poczucie za pomocą świadomości, a więc poczucie teraz, to jednocześnie nagła śmierć ego, ego nie chce do tego dopuścić.
Pepsi, proszę Cię może Ty mi coś mądrego powiesz, bo psycholog nie dał rady.
Nie rozpamiętuję błędów przeszłości, nie myślę co by było gdyby …, ze wszystkim co było jestem w zgodzie. Ale nie potrafię żyć w teraźniejszości. Ja żyję przyszłością, a raczej projekcją przyszłego zajebistego życia. Ktoś pomyśli, że to przecież silna wizualizacja i jestem na dobrej drodze, ale chyba nie. Bo jestem na tej drodze od jakiś 15 lat (jak nie dłużej) i robi się coraz gorzej. Ja żyję wizją samej siebie w przyszłości. W pięknym domu, z tytułem takim a takim, widzę siebie pomagającą innym, piszącą jakiegoś interesującego bloga albo mającą świetnie prosperującą firmę. Oczywiście mam konkrety. Opracowuję i snuję drobiazgowe plany i na tym się kończy. Po osiągnięciu „sukcesu” w swoich wizjach i marzeniach powrót do rzeczywistości, żeby to wszystko zrealizować wydaje mi się nudny. Poza tym jak już się nasycę tymi wszystkimi fajnymi uczuciami, to już mi nie potrzeba więcej, tak jakbym się napiła dobrego wina abo zjadła fajną pigułkę, robi się miło i tyle. Ja żyję z myślą o przyszłości czyli … nie żyję tak naprawdę.
Przykład: Wycinam ciągle jakieś przepisy albo inspiracje i sobie robię własny notatnik, który oczywiście wykorzystam „w przyszłości”. Doszło do tego, że średnio-młodą matką trójki małych dzieci będąc, ja już myślę o tym co będę gotować, robić, jak będę pomagać swoim dorosłym dzieciom i ich dzieciom. Ku*wa za przeproszeniem ale ja myślę o byciu babcią!!! To jest straszne. Ciągle mi się wydaje, że to prawdziwe życie będzie za X czasu albo jak zostanie spełniony jakiś warunek (najpierw było skończenie studiów, potem praca, potem znalezienie męża, potem urodzenie dzieci, potem przeprowadzka … ciągle jest COŚ). Jadąc na wakacje z rodziną analizuję wszystko żeby „na przyszłość” to zorganizować lepiej, żeby spakować potrzebne rzeczy, których teraz zabrakło, zrobić to czy tamto. Nie potrafię wyluzować i cieszyć się chwilą. Czy jakieś okrutne wahadło mnie wessało czy co? Czy ja siebie nie akceptuję i chcę ciągle być lepsza ale nigdy nie jestem wystarczająco dla siebie doskonała? Mam też poczucie, że nie mogę się zakotwiczyć w teraźniejszości. Tak naprawdę to nie wiem gdzie i kiedy JESTEM. Pamiętam bardzo dużo z dzieciństwa, bardzo dużo momentów, uczuć, ze szczegółami i czasami mam wrażenie, że jestem w tamtym danym momencie bo wydaje mi się on tak samo realny jak bycie w TERAZ. Nie potrafię ogarnąć czasu, mam wrażenie, że go nie ma. Że wszystko jest jednocześnie. Czytam mądre książki i nic. Co mi poradzisz?
To, co deklarujesz w marzeniach często jest zupełnie sprzeczne z tym, czego wewnętrznie chcesz. Ale Ty wolisz zająć się marzeniami, bo to jak rozwiązywanie quizu z Cosmo, po prostu przyjemność. Gdyby cokolwiek z Twoich marzeń okazało się Twoim prawdziwym celem, z pasją weszłabyś w to, nie mogłabyś po prostu o tym tylko marzyć. Twórca to działanie, pasja to działanie, własna droga to bycie w kroku. Ruszenie ze skrzyżowania to zrobienie pierwszego kroku na swojej drodze. To nie musi być ostateczność, można się pomylić, można zmienić drogę, przeskoczyć na inną, wszystko jest kreacją, ale nie można tego zrobić z tapczanu. Na tapczanie nie ma kreacji, jest lenistwo, sybarycja, hedonizm. Dlaczego tak zwani ludzie sukcesu podobnie jak ci przeciętni, też zalegają na tapczanie? Bo dla tych pierwszych, zabawa, rozrywka jest narzędziem do zachowania równowagi. Dla tych drugich jest niezrozumieniem. Wyobrażasz sobie Picassa, Dallego, czy nawet Beksińskiego, że wieczorem obmyśla obraz, nagle wpada na pomysł, i że potem zasypia jak suseł spełniony, i że to mu wystarcza? Myślisz, że Maria Curie Skłodowska nie zwlekłaby się z tapczanu, gdy w nocy wpadł jej jakiś pomysł rozwiązania zagadki radu i polonu? Musi wstać, musi uchwycić chwilę, musi zacząć przynajmniej stworzyć zaczyn i tylko rozsądek nakazuje poczekać do rana, ale już powstał potężny zakwas działania. Wyobrażasz sobie, że kucharz marzy o nowym przepisie na sernik i nie wstaje rano z drżącym sercem, żeby upiec go jak najszybciej? Ale w Twoim przypadku są to po prostu krzyżówki panoramiczne, fajnie się je rozwiązuje, ale to jedynie rozpałka do pieca, krowi placek. To tylko zabawa, a nie zamiary, nie intencje, nie szczere wyznaczanie swoich celów, żeby tylko drogę znaleźć. Ale drogi do własnego celu nie znajduje się leżąc w pieleszach, droga polega na byciu w marszu, w kroku, że się wyruszyło ze skrzyżowania.
Ale nic co wymieniłaś w swoich marzeniach, nie jest Twoją pasją, kompletnie nic, wymieniasz po prostu bajanie, mrzonkanie, brzdąkanie, pierdzenie. I owszem, jest to fajna rzecz, można się całe życie przebawić w ten sposób, ale nie bądź w takim razie z tego niezadowolona. Są tacy co codziennie oglądają seriale, nałogowo serialują, jak Ty marzysz. Nawet w pracy rzucają gałką, gdy pracodawca nie zablokuje takiej opcji, i jest git. Są obok życia, obok ewolucji, ale o co chodzi? Przecież można to robić, nie wszyscy muszą ewoluować tutaj. Możesz sobie to wcielenie po prostu przeznaczyć na taki byt wczesnej Ani z Zielonego Wzgórza. Drugą stroną tego stanu rzeczy jest właśnie to, co teraz się z Tobą dzieje. Czujesz, że coś jest nie tak, że to wymyka się, że jesteś całkowicie we władaniu rozbawionego na maksa ego. Że to nałóg marzenia. To samo ego jednych odciąga od biegania, innych od czegokolwiek poza obowiązkami, które są niejako życiowe, czyli zwlekają się do pracy. Gdy jesteś taką marzycielką może zaczęłabyś pisać te historie, skoro Twoja wyobraźnia tak szczegółowo potrafi odtwarzać wydarzenia z przyszłości. Zrób z nałogu pasję. Wydaje mi się, że w taki sposób powstała historia Harry’ego Pottiera, że laska Rowling szła sobie do kawiarenki, zamawiała mufinę z kafcią i zaczęła spisywać te niestworzone historie, które rozsadzały jej wcześniej głowę. Taka wyobraźnia to niekoniecznie przekleństwo, to wielki dar. Zrób z tym coś fajnego, a z pewnością zgódź się na te mrzonki, aby móc się im na zimno przyjrzeć. Co Ty chciałaś od psychologa? Przecież umiesz sobie wymyślić wszystkie zakończenia. Ale nie, Ty wolisz pogrążyć się w narzekaniu. Błędne koło marzeń zbudowane jest na przeróżnych uczuciach, jak współczucie, zazdrość, chęć wywyższania się, lenistwa, ba nawet zdalnego altruizmu, ale przede wszystkim niechęci do zmiany i nowego, no i dużej chęci bycia w centrum uwagi, byle bez działania w realu. Omija Cię ogromna ilość ciekawych rzeczy, które może robić osoba o tak wybujałej wyobraźni. w didaskaliach, możesz opuścić Kiedyś jadąc autem z daleka zobaczyłam dwóch facetów niosących niezwykle designerski mebel, coś jak z lat 50 najlepszego wzornictwa, zamykana szafka. Byłam zachwycona tą formą. Gdy podjechałam bliżej okazało się, że ludzie ci wynosili szafkę, a żeby drzwiczki się nie otwarły zakleili je taśmami. Wróciłam do domu i natychmiast zaprojektowałam tamtą szafkę z mojej wyobraźni. Tak bardzo spodobała się mojemu ówczesnemu klientowi, że na jego zamówienie w tym stylu wykonałam projekty mebli do bardzo reprezentacyjnego lokalu owego bogatego inwestora. A wszystko zaczęło się od absolutnej mrzonki, zmyślenia, fatamorgany. Gdy zapytasz kogoś jaki cel chce osiągnąć? Usłyszysz różne odpowiedzi, jak, że chcę schudnąć, chcę być bogata, chcę mieć lepszą pracę, silniejszą wolę. Ale czy są to cele, czy tylko marzenia dopiero okazuje się w praniu.
Marzenie zawsze zaczyna się w głowie i w yyy … głowie się kończy. Tak Ci jest błogo z tym, że pragniesz czegoś, co jest poza Twoim zasięgiem, że wszystko pozostaje dokładnie w miejscu, w którym ego go urodziło, czyli w umyśle. Czy cel niezrealizowany jest celem? Oto jest pytanie. Gdyby tak było, można by uznać marzenia za cele, ale tak nie jest. Jeśli Twój cel nie zostaje przez Ciebie zrealizowany, to znaczy, że Twoja dusza tak naprawdę miała zupełnie inne plany niż ego, albo cel był ekstremalnie nierealistyczny, po to, żeby sobie udowodnić, że nici z tego, tak jak sądziłaś, no i jest jeszcze jeden powód, ale ten to już jest naprawdę głupi, a tak często popełniany. Cel nie będzie nigdy celem, zawsze będzie mrzonką, marzeniem, ułudą, utopijką, a więc właśnie tak, nie będzie celem, gdy nie będzie Twoim celem Tylko celem sąsiada, męża, dzieci, korporacji, kościoła, polityka, nauczyciela, czy też psychologa, wahadła destrukcji, matriksu. Idąc własną drogą do własnego celu zawsze zobaczysz efekt. Marząc na tapczanie nigdy. Jeśli nie umiesz się przebudzić, nie umiesz ani na moment wyłączyć ego.
A więc tradycyjnie, dzyń, dzyń, pobudka.
z miłością
Powiązane artykuły
Komentarze
Pepsi, co robić, jak nie piętrzyć potencjału kiedy jest wielka rata do spłaty (15 000, kredyt we frankach, zaciągnięty w czasach kiedy kurs był po 2,25zł), ojciec stracił pracę 2 miesiące temu, mama nigdy nie pracowała, a oszczędności starczą na max 3 miesiące? Ja jestem po studiach, ale też jeszcze nie pracowałam, bo na ostatnim roku zaczęły mi się problemy zdrowotne (w zeszłym roku szpital i te sprawy, teraz już jest lepiej, ale nie jestem jeszcze w pełni sił). Mamy świadomość, że ta cała sytuacja jest naszą projekcją, praktykujemy uważność, bycie tu i teraz, ale i tak od czasu do czasu dopada nas lęk, panika, bezsilność (bo czas mija, a nic nie idzie do przodu). Jak nie robić nadpotencjału w tej sytuacji?
miesięcznie macie płacić 15000 złotych? Przede wszystkim trzeba wyłączyć mózg pierwotny, gadzi i limbiczny, on nie umie akceptować. Gdy zaciągaliście kredyt, spłata takiego kredytu była o wiele łatwiejsza niż w złotówkach, były więc oszczędności. Inną kwestią jest że ludzie w tym czasie brali kredyty we frankach, co było opłacalne, ale z kolei ceny nieruchomości były w tym czasie idiotycznie wywindowane, jak to przy bańce kredytowej.
Teraz trzeba zaakceptować sytuację i zacząć działać. To tylko jakiś dom, czy mieszkanie, można mieć tego wiele w życiu. Nie pomoże uważność, wizualizacje, trzeba zejść z tego skrzyżowania, co nie znaczy, że robicie coś niepotrzebnie. Wręcz przeciwnie, świetnie, że jesteście świadomi, dlatego łatwiej będzie pogodzić się że to nic takiego, że to tylko próg do wzrastania. Nie wiem czy po sprzedaży domu można będzie wyzerować dług, bo z długiem we frankach różnie teraz bywa. To tylko dom, jesli nie uda się go sprzedać, ogłosicie upadłość, bank pzejmie dom. Zgodzicie się na to, zaakceptujecie to bez żalu.
Będziecie pracować, na początku byle gdzie, przez chwilę odetchniecie, wynajmiecie coś, a następnie, w tym samym momencie, gdy zaświta myśl, to nie jest takie złe, w tym wszystkim jest nasza niesamowita moc, przeżyliiśmy to, jesteśmy dzielni, damy teraz radę. I nagle pojawią się nowe mozliwości. Następny dom kupicie już za gotówkę. Ale teraz już bym nie czekała na cud.
Pepsi czytam po raz drugi i zaczyna do mnie dochodzi, o czym Ty do mnie piszesz 🙂 Bo za pierwszym razem pomyślałam, że to jakaś niekonkretna, ogólna odpowiedź. Ale jednak nie. Wiesz, masz rację. Ja się zawiesiłam na swoich marzeniach, głupio to przyznać, ale rzeczywiście jestem pogrążona we śnie, mimo, że wydawało mi się jaka to ja nie jestem już oświecona. Moje ego oczekiwało innej odpowiedzi – wiesz o czym mówię. Na szczęście jest jakaś cząstka mnie która widzi ten cyrk i się na niego nie zgadza. I ta cząstka napisała do Ciebie i teraz czyta Twoją odpowiedź 😀
Ja mam dużo marzeń, dużo zainteresowań (niektóre realizuję ale nie jestem zadowolona z efektu, czuję, że to nie ja) ale masz rację, że żadna z nich nie jest moją pasją.
I trafiłaś w sedno z pisaniem. Bo ja kocham pisać. Kiedyś pisałam i mam kilka rzeczy w szufladzie. Potem pojawiły się dzieci i nie miałam już chęci ani czasu. Ale jak siadałam do pisania, to historie, wizje i niestworzone obrazy pojawiały się same. Może wrócę do tego….
Dziękuję!!!!
nie może, wracaj już dzisiaj i zacznij pisać bloga, dzisiaj wrzuć pierwszy post, np parentingowego, bo takie precyzyjne bujanie w obłokach to dar, z miłością,
w realu pomaga osadzić się oddech i pytania co ja robię teraz, gdzie jestem. Wdech wydech i uwaga na oddech, super sprawa. Śmieszna sytuacja jak zaczynam tworzyć historie w głowie albo gadać wewnętrznie i się na tym złapie Pytanie….. z kim rozmawiasz kochana…….. 😉
Można się ugruntować wyobraź sobie, że wypuszczasz korzeń w ziemie zaczepiasz go, wypuszczasz przez ten korzeń energie, które tobie nie służą a potem łączysz się z Bogiem Wszechświatem , te energie płyną mieszają się w Tobie. Dobrze to robić świadomie pooddychać głęboko, Super sprawa
Co w przypadku tak zwanych tęgich umysłów, które przysłużyły się ogółowi? Oni są tutaj w wyższej sprawie, czy po prostu oddali się swojej pasji tak wybitnie skutecznie, że jej owoce trwają do dziś? I jak to działa, że są na tej planecie dowódcy do rzeczy ważnych i szeregowi do bycia sobie?
są całe zastępy ludzi mniej inteligentnych, którym trudniej jest ewoluować, ale i tak sobie wzrastają. Gorzej jak ci inteligentni marnotrawią ten dar
Zatem, to każdorazowo dar? Skoro świadomość nie ma intelektu? Wcielenie Einsteina nie wyklucza następnego doświadczenia jako człowieka przeciętnego?
Pomijając oczywiście konieczność rozwijania inteligencji, ale nie każdy inteligentny wpłynie na rzeczywistość ogółu w takim stopniu.
przy takiej inteligencji, o wiele łatwiejsze jest zrozumienie, świadomość ewoluuje szybciej, ale wpływ ma oczywiście ego i osobowość. Świadomość konia będzie ewoluowała o lata świetlne wolniej.
Pepsi, taka sytuacja. Mam to w zasadzie od dziecka, ale z czasem, mam wrażenie, się to nasila. Trochę się wstydzę? Mam mianowicie problem, dyskomfort związany z dłuższym przebywaniem poza domem, tzn takim, że trzeba gdzieś nocować. Nie potrafię się w pełni cieszyć żadnym wyjazdem i jest to związane z odczuciami fizycznymi. Po prostu się brzydzę. Czy jest to pensjonat, pokój, domek, czy hotel- brzydzę się tak samo . Pościel świeża, pachnąca, łazienka czysta, ogólnie czysto i posprzątane, a ja się brzydzę . To poza mną. Biorę ze sobą swoją pościel, koce, poduszki, ręczniki. Samochód zaladowany po dach i to nic nie daje, bo te moje rzeczy w nowym otoczeniu przestają być jakby moje. Na wyjeździe nie mogę spać, porządnie się umyć, zajadam stres, jestem zła i zmęczona. Akurat jesteśmy na urlopie i dodatkowo dzieci dostały rozstroju żołądka i obrzydliwość sięgnęła zenitu gdy musiałam jeszcze ogarniać wymioty i biegunki. To może smieszne, ale dla mnie to piekło , brzydzę się toalety, umyć kubka, odsypialam w aucie,bo nie bylam w stanie na łóżku. Czy to nerwica lękową, jak myślisz? Nie znam osoby, która zachowywalaby się podobnie. Jak to ogarnąć, żeby nie psuć sobe i innym wyjazdow?
fobia jak każda inna, niektórzy muszą stale myć ręce, są w takim przymusie
dzięki pepsi za ten wpis, wprost spadłaś mi z nim z nieba. sama jestem taka zawieszona od dłuższego czasu i tak bardzo trudno mi ruszyć, szczególnie że zrobiłabym to i tamto o jeszcze coś innego, nie mogę zdecydować się od czego zacząć i w efekcie…. nie dzieje się nic. a w mojej głowie dramat, bo już dosyć mam tego niezdecydowania i tego stania w miejscu. chyba za bardzo naciskam sama na siee.bie
A u mnie jest jakos odwrotnie. Od kiedy pamietam od dziecka, marzylam przed zasnieciem i widzialam siebie w pozytywnej przyszlosci i to sie realizowalo – kiedys tam, no i oczywiscie przez moj wklad, np.za komuny marzenia o podrozowaniu do dalekich egzotycznych krajow. Teraz od lat siedze na skrzyzowaniu i kiedy klade sie spac to absolutnie brak mi tych obrazow. Probuje cos zobaczyc i nic sie nie uklada. A to nie tak, ze nie mam juz zadnych marzen, ale wszystko wydaje mi sie tak nieosiagalne, albo maloprawdopodobne,