😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Postanawiasz przestać się przeżerać, robić flaszki, czy drzeć faje. Za pomocą siły woli zmuszasz się do tego, i na drodze walki jakoś ci się udaje, lub nie.
Po czym wszystko wraca na stare tory, a często jest jeszcze gorzej i dopada cię jo-jo. Lub pod wpływem impulsu chwili zrobisz tylko jedną fajkę, potem jeszcze jedną i za moment jesteś ponownie palaczką nałogową.
Człowiek, którym grasz, SAM Z SIEBIE NIE ZACZNIE GRAĆ LEPIEJ.
Siłowa zmiana siebie, z poziomu ego, jest klasycznym działaniem ludzi śpiących, i oznacza brak zrozumienia, czyli działanie oderwane od świadomości. Działanie z poziomu świadomości daje MOC.
Świadomość mówiąc obrazowo, to część większego systemu świadomości zwanego Bogiem, czy Absolutem. I ta część gra tobą, jak gracz w grze awatarem, aby doświadczać i dzięki temu ewoluować. Przymusu do wzrastania nie ma, można też cofnąć się ewolucyjnie. Świadomość tylko pozornie jest zanurzona w tobie, w rzeczywistości grasz z serwerowni, jesteś spoza gry, jesteś w yyy … coś jakby w niebie.
Koment
Pepsi, proszę o poradę co mam zrobić ze sobą. Bo już mnie to wkurza bardzo. Ogólnie to chodzi o papierosy. Reszta super – joga, odżywianie, pozytywne myśli, moje życie od czasu twojego blogaska i trochę nawet przed jego pojawieniem się w moim życiu to czysty transserfing rzeczywistości. Ale nie wiem jak rzucić fajki. Za bardzo w mojej głowie są jako „ekstra dopełnienie bieżącej chwili”. Czy rozmowa z przyjaciółką, czy przerwa w pracy na słoneczku. Bez tego nie umiem się skupić na chwili obecnej, myślę ciągle jak ta fajka byłaby super. Co wiem, że jest bzdurą. I bardzo chce w ogóle wymazać istnienie papierosów ze swojej głowy.
Działanie z poziomu gry, czyli z poziomu ego jest zawsze, podkreślam: ZAWSZE skazane na porażkę. Dotyczy to wszelkich nałogów i działań destrukcyjnych, w tym robienia flaszek, objadania się, narkotyków, seksoholizmu, wykładania sztonów na ruletkę, czy czarnego Jacka.
Z prostej przyczyny, że EGO KONFLIKTUJE, a to, co się ma wydarzyć dzieje się na jednej przestrzeni, w grze komputerowej.
Część twojego umysłu ma silne przesłanki, żeby przestać palić, wie, że darcie faj ma działanie destrukcyjne, antyzdrowotne i kijowe, dlatego zaczyna wywierać SIŁOWĄ PRESJĘ na drugą część umysłu. Druga część umysłu z kolei narzeka, że czuje się jak więzień, bo przecież jak tu gadać z kumpelą, jak korzystać ze słońca i plaży, gdy nie można zadrzeć?
Nie pal, za to spal tłuszcz z brzucha Shape Shake TiB🙂
… Za bardzo w mojej głowie są jako „ekstra dopełnienie bieżącej chwili”…
Bieżąca chwila po prostu jest, wydarza się i NIE POTRZEBUJE DOPEŁNIENIA, jednak ego nie ma w bieżącej chwili. EGO W TERAZ NIE ISTNIEJE.
Chyba nie chcesz powiedzieć, że przyczyną twojego nałogu są dobre stosunki z przyjaciółką, czy słońce? Dobrze wiesz, że przyczyna tkwi gdzie indziej.
Dochtore zapisuje receptę na objawy, lek je stłamsi, zapominasz o nich, po czym pojawia się kolejna choroba, ale wciąż nikt nie zastanawia się nad jej przyczyną.
Ego działa z pozycji konfliktu, siły i walki, zaś świadomość (nazwijmy ją duszą) posiada moc i nigdy nie walczy.
Jakbyśmy już mieli dokonać zmierzenia na szali, to siła jest absolutnym pikusiem przy mocy. Siła to ego, to są chmury, zmieniają się, zaś moc to niebo, nieśmiertelność. Chmura nie może istnieć bez nieba, a niebo owszem, owszem.
Chmura, czyli nałóg, konflikt, siła należy do poziomu gry, czyli ego, natomiast niebo to poziom bytu, to jest moc.
Oczywiście ciała graczy w tej grze różnią się osobowościami, jeden ma silniejszą wolę, innego wcale nie ciągnie do nałogów. Chociaż po prawdzie nie poznałam jeszcze takiego, bo nawet skłonności do ascezy są formą nałogu.
Se w ogóle posible? Niemożliwe
Gdy na siłę przestaniesz palić papierosy dopadnie cię inny nałóg, zaczniesz jeść cukierki, albo wyrywać sobie włosy z jednej strony głowy.
Nałóg, jak powiedział Osho, musi sam odpaść. Fajki muszą się po prostu od ciebie odkleić. To ładnie brzmi, ale doczekać się trudno, trzeba to wcześniej zrozumieć.
Świadomie nie da się robić niczego złego, destrukcyjnego. Z poziomu bytu, czyli świadomości, nie jesteś w stanie drzeć faj, upijać się, obżerać, gwałcić, niszczyć, bo to jest dla ciebie lub innych zanurzonych w tej grze, szkodliwe.
Nie możesz niszczyć planety, środowiska, po prostu nigdy byś tego nie zrobiła świadomie.
Coś cię ewidentnie usypia, nie masz kontaktu ze sobą prawdziwą. Nie wiesz, że grasz.
Żeby nałóg odpadł z poziomu ego należy zaprzestać walki z nim.
Każda czysta, jasna intencja jest odbierana przez podświadomość, jako konieczność stania się i DZIEJE SIĘ w twojej rzeczywistości. Ale podświadomość nie ma inteligencji, nie jest cwana, ona uczy się ciebie poprzez to, co naprawdę myślisz i czujesz.
Jeśli twoja intencja rzucenia palenia jest tak NIEJEDNOZNACZNA, i obwarowana imperatywami, a to nie może być przyjaciółki w pobliżu, a to przerwa w pracy nie może się zsynchronizować ze słoneczkiem, że twoja podświadomość jest skołowana. Nie wierzy w twoją możliwość niepalenia. Dlatego wszechświat odbiera Twoją intencję rzucenia palenia, raczej, jak coś wręcz przeciwnego. To wręcz pean o papierosen, oda do papieroska. I wszechświat ci to daje. Masz wciąż peciki.
Nie zmuszaj się siłowo do niepalenia, ale obserwuj siebie z boku (to się nazywa uważność). Może zapisuj ilość wydartych papierosów, czy wszamanych pączków. Pal, ale skup się na paleniu, pal świadomie. Przyglądnij się sobie jak palisz, bo to trochę absurdalna sytuacja.
Coś wdychniasz, coś wydychniasz i to ego uznaje za przyjemne, jednocześnie za strasznie straszne. Gdy zaczniesz być bardziej uważna każdego dnia, twoja moc będzie rosła.
Działa metoda niemówienia sobie, że nie palisz, tylko, że nie palisz akurat w tej chwili. Zero przymusu, faje drzemią w torebce. Pozwól sobie, a następnie tego nie rób.
4 szklanki na rozpoczęcie dnia są konieczne. Fajki nie idą w parze z trzema rzeczami, wodą (nawadnianie), z sokiem z cytryny i limonek (czyli 4 szklanki!), oraz z grypą.
w didaskaliach
U niektórych papierosy kompletnie nie idą z ciążą, a u innych idą.
We wpisie Jak rzucić palenie i już zawsze śmiać się nałogowi w twarz, podaję sposób na nagłe napady głodu nikotynowego na „cytrynę/limonkę”
Badania opublikowane w Journal of Medical Association w Tajlandii wykazują, że sok z cytryny/limonki może spowolnić i zatrzymać chęć na papierosa równie dobrze co gumy nikotynowe, tyle że zupełnie przy okazji cytrusy te nie zawierają nikotyny i nie są szkodliwe dla zdrowia. Wręcz przeciwnie strukturyzują, czyli porządkują ciało. Wystarcza, że w razie palącej potrzeby wykroisz ćwiartkę cytryny/limonki, przekroisz ją na pół i wgryziesz się w nią lub będziesz ją żuć. Pamiętaj aby owoce były ekologiczne, bo liżesz przy tym skórkę!
A jeśli chcesz oczyścić płuca palacza na każdym etapie, czyli gdy wciąż jeszcze pali, albo już nie jest w nałogu, dobry przepis: Palisz, paliłaś? Może chcesz przeczyścić płuca z nikotyny i smoły tym prostym eliksirem?
Palisz i to jest twój kod na dzisiaj, ale chcesz zmienić obecny kod na kod niepalenia.
Jesteśmy w nieustającym procesie uczenia się czegoś i oduczania czegoś innego. Rozkodowujesz się i zaraz kodujesz.
Wejdź więc w kod niepalenia.
Wejdź w kod nieobjadania się.
Wejdź w nowy kod świadomie.
Przeczytaj uzupełniający wpis w temacie: Jeden skuteczny sposób na bulimię, wilczy apetyt i pozbycie się nadwagi.
owocek
Powiązane artykuły
Komentarze
TWOJA ODPORNOŚĆ
Greens & Fruits TiB masa dóbr minerałowo witaminowych
oraz wyciągi z ponad 50 owoców, warzyw i ziół
Witamina D3 z K2 w lepiej przyswajalnej formie do ssania
smak wiśniowy:)
Miało być też jak w tytule o objadaniu się? Nie znalazłam.
To jest analogiczne, dokładnie to samo, nałóg, który musi odpaść. Ale dziękuję Ci, umknęło mi to w trakcie pisania artu, dołożę trochę więcej treści <3
Taka wiedza będzie przydatna dla mnie chociaż się nie objadam, ale zawsze jem z wyrzutami sumienia, że w ogóle jem. Jakoś od 30 lat nie udaje mi się schudnąć (tak mi zostało po 3 ciąży). Moja waga stoi w miejscu, a doktory nie podejmują tematu jak pytam i pokazuję prawidłowe wyniki moich prywatnych badań, bo na fundusz nie chcą dawać. Zamieszkała w moim ciele grubaska i nie chce się wyprowadzić. Tak sobie tłumaczę. Mam poważne ograniczenia ruchowe z powodu kręgosłupa (krzywizny, dyskopatie, 6 przepuklin, kręgozmyk, i zrost po złamaniu), ale ruszam się na miarę moich możliwości. Osteoporozy nie mam na tymczasem. Czekam więc na wskazówki.
No właśnie, jesz za mało, ale za bardzo to rozciągasz w czasie. Jedz więcej ale w krótszym czasie. Jeśli potrafisz jeść mało, to jedzenie nie jest Twoim nałogiem, nie musi nic od Ciebie odpadać, po prostu trzeba zmienić styl
Hej, świetny tekst, ten fragment najlepiej oddaje paradoks:
„Jeśli twoja intencja rzucenia palenia jest tak NIEJEDNOZNACZNA, i obwarowana imperatywami, a to nie może być przyjaciółki w pobliżu, a to przerwa w pracy nie może się zsynchronizować ze słoneczkiem, że twoja podświadomość jest skołowana. Nie wierzy w twoją możliwość niepalenia. Dlatego wszechświat odbiera Twoją intencję rzucenia palenia, raczej, jak coś wręcz przeciwnego. To wręcz pean o papierosen, oda do papieroska. I wszechświat ci to daje. Masz wciąż peciki.”
Jeśli umiemy już samych siebie przyłapać na tej niekonsekwencji, że jednak przyjemność jest, i musiałoby nastąić przewartościowanie przyjemności, i że inne czynniki dookoła jednak sprzyjają, a nie przeszkadzają, to można z tym ruszyć do przodu…
Ale… jeśli w kwestii przejadania się już nie widzimy żadnych pozytywów, wiemy, że robimy to, gdy akurat jest ciężki kejs w pracy, i nijak nie jest to towarzyskie (ha, papierosy jak najbardziej ludzie drą towarzysko i na słoneczku, ale jednak przejadają się jednak ludzie prawie zawsze w samotności….), to jak wyhaczyć swoje samooszukiwanie się?
U mnie na wadze BMI lekko poniżej normy już od dawna, a i tak robię napadowe żarcie… praktycznie codziennie 🙁 Bulimia to nigdy nie byla, bo wymiotów nigdy w życiu ani takich tam, ale kompulsywne objadanie się tak… metabolizm napędzony, więc waga jest na minus, ale wiem, że to mnie nie rozgrzesza, bo i tak obciążam swój metabolizm w ten sposób, owszem napędzam go zielonkami, owszem objadam sie wyłącznie owocami lub ewentualnie zielonkami też, ale jednak… zemści się to, nawet moja ukochana wątroba jest jakaś wzdęta po tych owocach…
Nie że wątpię, że to jest dla mnie dobra dieta, bo wiem, jakie cuda już zdziałała (i nie chodzi tu o wagę) ale z tym objadaniem się nadal jest źle…
Hmmm owszem, szukam jakichś „pozytywnych” wymówek jednak, że dużo ćwiczę, dużo się ruszam, biegam (30 minut w koncu osiągnięte!), więc że potrzebuję wiecej niby… ale czego, kalorii? Nie wiem, czy nawet chodzi o kalorie… tylko ta objetość… nawet jeśli kalorycznie by to podliczyć i nie wyglądałoby bardzo źle w stosunku do ruchu, to i tak przecież organizm musi te ogromne masy jedzenia przepracować… to nie jest normalne, inni ludzie przecież tyle w siebie nie pakują…
Głębszy post przerywany oknem krótszym niż osiem godzin nie wydaje mi się tu do końca dla mnie ok, bo raz że produkcja nadnerczowa słaba (to jednak jest jakieś przeciwskazanie do bardzo głębokiego postu przerywanego), a dwa, że nie chcę jeszcze bardziej chudnąć.
Nie wiem, staram się nie skupiać na tym za bardzo, ale mam ostatnio jakieś lekkie odbicie hipo, boję się cukrzycy, czyli wiadomo, huśtawka ego moze się rozhuśtać… Po prostu brak samokontroli…
Ale to jednak jest jedzenie, nie da się od tego odciąć tak jak od papierosa…
Ale z trzeciej strony… w ten sposób jedzenie nadal jest w centrum mojego życia (jak przez całe dawne życie), i to mnie jednak wkurza… czy uczepić się tej myśli i ona da kopa? Żeby móc wreszcie, raz a dobrze uwolnić się od centralnej pozycji jedzenia w życiu… inni przecież, niezależnie od jakości diety, potrafią jeść tak przy okazji życia, a nie żyć jedzeniem… Wkurza mnie to, że ja ciągle muszę się na tym skupiać…
Rozumiem Twoje dylematy. Ale surowe pokarmy roślinne nieprzetworzone w 40 % prawie natychmiast zamieniają się w energię. Tego po prostu trzeba dużo więcej jeść. Dlatego jest to takie fajne dla osób, które nie radziły sobie z kompulsywnym jedzeniem. Teraz muszą. Przynajmniej podczas pp o jedzeniu myślisz tylko w oknie 🙂 <3
Tak, trzeba po prostu się jeszcze bardziej starać i jeszcze sprawniej to zorganizować…
na pewno za dużo owoców mieszam na raz, bo wszystko jem nieblendowane, więc muszę popróbować bardziej oddzielać jednak… dziś na przykład banany poszły w odstawkę i jest… lepiej. Banany muszę jednak jeść osobno, bo oczywiście nie jem zielonych, ale o takie naprawdę porządnie dojrzałe trudno, mimo że takie właśnie najbardziej lubię…
Uciążliwe to, ale trzeba po prostu jeszcze bardziej się starać to ogarnąć… bo owszem, nie tylko się objadam po południu, przy pracy, w stresie, ale niestety też rano przy owocowym posiłku, kiedy powinien być spokój i harmonia… spokój jest, ale harmonia jednak nie, bo jest chęć dogodzenia sobie, jest niemożliwość przestania (choć tu owoce mają lekką przewinę niestety, nie dają hamulca w postaci sytości… no ale nie mogę zrzucać tego na nie, one mają mnie odżywiać, wspierać, a niewspierające przejadanie jednak wynika ze mnie).
Ale i tak – będzie to jedzenie już problemem/bagażem na całe życie, nie ma co się łudzić. Trzeba po prostu pracować akurat nad tym. Nie przystaje do mnie sporo innych nałogów, trzeba uświadomić sobie za to wdzięczność, a pracować nad tym nałogiem, który się ma…
Ale jak już mówimy o nałogach porównawczo, to znowuż jedzenie zaskakuje, bo gdzie w objadaniu się jest pierwiastek ekscytacji? Przecież to rozkosz na wyciągniecie języka, konsumpcja od razu, nie ma tu się jak ego wciskać ze swoimi oczekiwaniami i ukradkowymi spojrzeniami… a jednak jest to nałóg… ego dobija oczywiście później, jak są bolesne trzewia i to poczucie, że zabrakło samokontroli, strach po… Ale ekscytacja jako taka to nie jest… nie ma jakiejś antycypacji… jest po prostu ten odruch więcej, więcej…
Z myślami o seksie jest z kolei chyba odwrotnie – ekscytacja, antycypacja, a i tak, jak przychodzi co do czego (nawet tylko w myślach), zero rozkoszy w gruncie rzeczy… więc to, w zależności co w kim bardziej siedzi, znowu może wydawać się łatwiejsze do okiełznania…
Natomiast to jedzenie jest takie odruchowe… takie wdrukowane…
Twoja metoda z szejkami i częścią owoców i warzyw w postaci proszków ma tu dużą zaletę, że jest to jednak zagęszczenie odżywcze w mniejszej objętości, mozna zalatwić w parę łyków, mozna pewnie nie rozsmakowywać się, skonceptualizować to jako szlanicę/kubek właśnie, jako jakąś całość do wypicia i zamknięcia tematu do jakiejś wyznaczonej godziny… usta kochające jeść mogą być w ten sposób trochę oszukane…
Ale trudno by mi było teraz zrezygnować z rozkoszy całych owoców… spróbuję mniej mieszać, lepiej podzielić, moze nie każdego dnia to samo, choc taką monodietę w sensie monotonii akurat bardzo lubię… a jednak ta monotonia nie wystarcza do okiełznania odruchów, bo jednak sięgam stopniowo po więcej sztuk, a to niedobrze.
Hej Pepsi,
mam garść wieści z mojego osobistego frontu walki z przejadaniem się…
rozdzielam do pewnego stopnia owoce bardziej fruktozowe od bardziej glukozowych i… jest jakby lepiej. Łupież praktycznie zniknął a i paznokcie wyglądają lepiej… czyli wygląda na to, że Candidy jest mniej (ale język był rano cały czas czyściutki, od jakiegoś półtora roku juz taki jest…).
Jak odpisałaś mi dwa miesiące temu w którymś komentarzu, że dieta owocowa nie jest w takim razie dla mnie, to było to trochę jak uderzenie obuchem, bo to moja wymarzona dieta, ale przyszło zastanowienie, że coś jednak w tym jest no ale… co z warzywami? Przecież ja jem warzywa, ostatnio trochę mniej z powodu braku czasu, ale myślę, że w warzywach jest dla mnie ratunek i rozwiązanie. Wiem, co moze mi mniej więcej pomóc, czyli kwestia wygospodarowania czasu (niestety pomijając wszystko inne aktywności fizyczne tez pochłaniają swoje… no i nawet jedzenie owoców to nie jest fast food tylko wręcz przeciwnie – zajmuje czasu bardzo dużo…) i dobrania najbardziej wspierających warzyw dla siebie.
No i ciągle odkladana ponowna próba cukrowa (ostatnia była dwa lata temu – wyszła ladnie, ale wtedy tych owoców było mniej). Teraz jest już czas (niestety, choroba nowotworowa w najbliższej rodzinie zebrała swoje żniwo, ale przynajmniej cierpienie odeszło) i zapadla klamka, że robię w ten piątek. Ufam, że będzie dobrze, już nie nastawiam się tak jak dawniej na zle wyniki, byle tylko coś znaleźć, byle tylko coś wyszło… teraz wręcz przeciwnie, chcę, żeby były jak najlepsze i taką intencję wysyłam, popierając to działaniem (na razie przynajmniej to rozdzielenie owoców budzi jakąś nadzieję no i mam jeszcze dalszy plan związany z docyzelowaniem sobie warzyw).
Wiem, że dla ciebie odpowiedzią jest post przerywany, ale mnie to się wydaje wciąż za trudne, bo – owszem, byłaby to super oszczędność czasu w ciągu dnia (pewnie, że jedzenie nie powinno pożerać aż tyle czasu!) ale byłby też u mnie poważny problem z dostarczeniem dostatecznej ilości pokarmu w krótkim oknie (jem bardzo dużo a waga raczej spada niż rośnie, więc nie mogę iść bardziej w odchudzające praktyki, no chyba że to kolejny paradoks i organizm broni się przed nadmiarową podażą… chudnąc). W każdym razie gdyby mój obecny plan nie wypalił (czyli kiepski wynik próby cukrowej), to nie wykluczam, że do postu przerywanego też spróbuję jakoś podejść na nowo i inaczej go rozpracować.
Swoją drogą to, co ostatnio pisałaś o niskiej (aczkolwiek w normie) insulinie działającej pro- na długość życia trochę połechtało moje ego, bo u mnie insulina jakos od półtora roku na czczo ciągle ponizej normy… ale to faktycznie może być też izolowany fenomen nic nie znaczący. Próba cukrowo-insulinowa pokaże więcej (insulina po obciążeniu, czyli po godzinie od glukozy, no i cukier po dwóch godzinach – czyli czy ilość insuliny wyprodukowana po pierwszej godzinie wystarcza, żeby glukoza we krwi po dwóch godzinach wróciła już do stanu wyjściowego). Jeśli próba cukrowa wyjdzie dobrze, to przestaję się przejmować tą izolowaną insuliną na czczo, moze po prostu dobrze oddzielam cukry od tłuszczów w diecie i trzustka ma non stop wakacje w porównaniu do normatywnych wyników dla przekroju populacyjnego 🙂
Wysyłam więc podwójną intencję w kierunku dobrych wyników próby, bo by dało to cały pakiet zmartwień mniej 🙂
dołączam się do Twojej intencji <3
Hej Pepsi 🙂
No i mam wyniki krzywej cukrowej – jak to zwykle u mnie – pokręcone, ale myślę, że nie jest tak źle 🙂 I jest nad czym pracować też. Wrzucam dłuższy koment w celach poglądowych, może komuś się przyda…
Wyniki historyczne i obecne:
połowa 2018: (warunki szpitalne)
glukoza – na czczo: 99 mg/dl, po 1h: 137 mg/dl, po 2h: 143mg/dl, po 3h: 96 mg/dl
insulina – na czczo: 9,76 uIU/ml, po 1h: 37,34 uIU/ml, po 2h: 63 uIU/ml, po 3h: 14,86 uIU/ml, po 4h: 8,76 uIU/ml
cholesterol całkowity: 211 mg/dl, trójglicerydy: 261 mg/dl
Masa ciała: 141kg, BMI 36,7 kg/m3
Wnioski: nieprawidłowa tolerancja glukozy, po dwóch godzinach powinno być juz wszystko w normie, a nie jest, trzustka musi dalej walczyć. Wynik na granicy, lekarze na szczęście NIE decydują się na metforminę (to równia pochyła w postaci terapii iniekcyjnej insuliną w ciągu dwóch następnych lat średnio – taki czasoumilacz w postępie entropii…) Oczywiście zalecają dietę – standardową, „zbilansowaną” itp… Lekarze publicznej służby zdrowia nie wpychają raczej ludzi w szkodliwe leki, rozumieją znaczenie diety, ale tylko tej… „zbilansowanej” (po ichniejszemu).
koniec 2019 – mój osobisty przełom, odstawienie nabiału i innych czynników, przejście na dietę niskotłuszczową, wątrobocentryczną i zmierzającą w kierunku witariańskim stopniowo.
połowa 2020:
glukoza – na czczo: 85,8 mg/dl, po 1h: 153,8 mg/dl, po 2h: 114,3 mg/dl,
insulina – po 1h: 41,4 uIU/ml
cholesterol całkowity: 166 mg/dl, trójglicerydy: 62 mg/dl
Masa ciała: 95 kg (mniej więcej, nie pamiętam, prawie cała otyłość zeszła w pół roku, samą dietą, bez ćwiczeń)
Wnioski: trzustka jest już odciążona, choć jeszcze musi mocno popracować, widać ładnie rolę trójglicerydów we wrażliwości komórek na insulinę, widać też, że to nie z trzustką były problemy, tylko z dietą, dlatego krzywa cukrowa jest pomocnym badaniem, o ile ktoś więcej poczyta i nie rzuci się z wynikami do pierwszego lepszego prywatnego dochtore w marzeniu o farmakoterapii – jeśli podejdzie się z namysłem, można zrozumieć, że ciało jest jeszcze zdrowe, tylko to dieta jest chora!
początek 2021 – włączenie aktywności fizycznej, od ćwiczeń 3x w tygodniu do obecnie 5-6 razy w tygodniu (areoby raczej tylko 2x w tygodniu w ramach tego…)
połowa 2022:
glukoza – na czczo: 78,3 mg/dl, po 1h: 77,7 mg/dl, po 2h: 80,7 mg/dl,
insulina – na czczo: 1,4 uIU/ml, po 1h: 15,4 uIU/ml,
cholesterol całkowity: 142 mg/dl, trójglicerydy: 98 mg/dl
Masa ciała: 78,4 kg, BMI 20,4 kg/m3 (na granicy niedowagi)
Wnioski: zamiast krzywej jest… prosta 😉 Czyli cała nadmiarowa glukoza rozłozona w ciagu pierwszej godziny niewielką w porównaniu z historycznymi wynikami ilością insuliny ilościowo, niemniej sam mnożnik jest duży – w ciagu pierwszej godziny trzustka wyrzuciła o 11x więcej insuliny… Oczywiście wynik insuliny na czczo jest obecnie poniżej normy i jest tak cały czas od czasu… rozpoczęcia aktywności fizycznej najpewniej. I co z tego, co może zalecić lekarz, najeść się smalcu dzień przed, żeby wynik był w normie?
Dyskusja…
Oczywiście – warunki krzywej cukrowej nie odzwierciedlają warunków diety bazującej na owocach, bo owoce to mieszanka glukozy i fruktozy w różnych proporcjach. Uważam jednak, że to badanie może być pomocne, jeśli jest dobrze przemyślane przez podmiot badania 🙂
Jest tu kilka innych ciekawostek – obecnie jakby pogorszył mi się profil lipodowy, bo spadł cholesterol HDL (był już po na poziomie ponad 60, obecnie tylko 48, niemniej wciąż w normie), wzrosły natomiast trójglicerydy (były poniżej 50 – być może za niski wynik jednak, obecnie aż 98, dawno takich wyników nie było). Skąd to? Myślę że te trójglicerydy pochodzą właśnie z fruktozy, bo obecnie jem tylko owoce i warzywa i przez brak czasu nie mam czasu wieczorem wziąć kapsułek tłuszczowych, czyli nie suplementuję omega 3 (stąd obniżenie HDL) – stąd by wynikało, że tłuszcz wątroba zawsze uzupełni, wytwarzając go z fruktozy, ale niestety omega 3 musi wejść egzogennie…
Fruktoza – do glikogenu, do termogenezy ale jeśli wątroba nie może zmagazynować jej w danym momencie przy dużej podaży więcej, wytworzy z fruktozy trójglicerydy, które – są potrzebne, ale tutaj trzeba jednak zachować umiar.I znowu nie trzustka jest problemem – jest sprawna, tylko jednak nie do końca jeszcze skalibrowana ta dieta.
Od pewnego czasu staram się rozdzielić owoce bardziej fruktozowe od glukozowych (najpierw fruktozowe), żeby wyzwanie dla trzustki pojawiało się nie od razu, choć znowuż, trzustka radzi sobie dobrze z glukozą, to może lepiej glukozowe dać na początek a potem fruktoza, która podwyższy poposiłkowo poziom trójglicerydów… no nie wiem, jeszcze do pomyślenia… No i oczywiście warzywa, muszę spróbować wrócić do czosnku w umiarkowanych ilościach wspierającego wątrobę, do imbiru (to wymaga sporządzania mieszanki warzyw, surawki, na którą ostatnio nie było u mnie czasu).
W każdym razie nie jestem osobą niedożywioną tłuszczowo, zastanawia ta niska waga przy pochłanianiu tak ogromnych ilości jedzenia, niestety praca nad kompulsywnym objadaniem się… wciąż jeszcze sporo jej przede mną. Jest też taka pora roku, że tych fruktozowych, kwaśnych owoców (z mnóstwem antyoksydantów też), jest więcej, i kuszą…
A jakie są markery odżywienia/niedożywienia/przeżywienia białkowego? Albuminy we krwi, jakieś inne jeszcze?
Kreatynina oczywiście dla kontroli wydalania białek.
Ogólnie intencja zadziałała (przy okazji działania oczywiście 🙂 )
Bardzo pouczająca dysertacja, no i dowód na to, że dieta 811 działa i to jak, ale niezbędne kwasy tłuszczowe trzeba przyjmować, no i prawidłowo skonfigurowana z działaniem intencja, <3
Dzięki 🙂
Wspaniały bieg dzisiejszy w twoim wykonaniu. Dużo ważnych kwestii padło.
I mnie poderwało, żeby jednak pobiec dziś mimo kałuż… i żadnych kałuż nie było, woda się wchłonęła w podłoże, udało się zdążyć między deszczami… potem jeszcze był basen, też udało się zdążyć między deszczami… potem surawka, w końcu, i… obniżyły się wibracje, może to detoks po tej surawce (niestety, surowa biała kapusta, bywa), a może po prostu gdzieś uszła ze mnie para… ale jutro będzie lepiej, nie poddajemy się 🙂
jak odczuwasz obniżone wibracje? pesymistyczne myśli? <3
Różnie, ostatnio po prostu określam to dość oględnie jako niewspierające myśli lub spadek mobilizacji. Ten ostatni najbardziej dołuje bo co do myśli wiem, że przepłyną i jutro od rana znowu będzie rutyna, ale za spadek mobilizacji jest już obwinianie się… czyli myśli, które też trzeba jakoś puścić mimo uszu i liczyć, że następnego dnia lista będzie wyglądać lepiej…
Czasem jakieś surowe warzywo może wywołać krótki stan grypopodobny też i ma to odbicie nie tylko w samopoczuciu, ale i w myślach. Np. surowy szparag (jakis czas temu krótki eksperyment) – to na razie coś nie do przejścia dla mnie i nie zamierzam prędko powtarzać 😉 Ale już np. surowe brokuły obecnie mogę juz spokojnie jeść… ok, jak się zdarzy brokuł ze świeżymi pięknymi liśćmi, te liście kuszą, ale mają większą moc detoksową, wiadomo, że taki detoks to nic dobrego, bo większość toksyn będzie recyrkulować potem.
Czerwona kapusta też dość trudna. Z białą różne bywa, nie zawsze tak jest, może jakaś słaba się wtedy trafia.
Za to buraki są łagodne, i kalafior…
No nic, trochę za mocna była ta wczorajsza surawka, ale to po prostu bazowało to na tym, co tam jeszcze akurat zostało w lodówce 😉 Wibracje pewnie i tak by się obniżyły, nie ma co surawki obwiniać. Trzeba robić, co jest do zrobienia.
wibracje są zawsze związane ze zdrowiem ciała
Hmmm ale czy w nerwicowym sosie da się stwierdzić, co jest skutkiem a co przyczyną?
Obecnie dużo lepiej panuję na bezsensownymi, nerwicowymi, zupełnie z czapy emocjami/myślami/pomysłami, i na pewno jakoś to pozytywnie oddziałuje też na ciało i zmniejsza część zapaleń.
Ale właśnie wracając do nałogu objadania się, widzę, jak wielorakie jest to tło. Owszem, stres, ale objadam się nie tylko w stresie, tylko bywa też w chwilach odprężenia. Owszem, owoce czy węglowodany nie imają się hormonów sytości (o ile to naprawdę tak działa… te wszystkie greliny etc.. to jest nawet w oficjalnej wiedzy medycznej, ale na mój nos za bardzo życzeniowo to się układa, że takie hormony naprawdę istnieją i tak działają… taka dziwna nieufność/intuicja co do tej teorii)… no ale załóżmy, ze nawet jak te hormony są, to ja tak samo mam historię niemożności zakończenia posiłku białkowego czy tłuszczowego, i też bez stresu, czyli usta kochające jeść nie mogą przestać i już…
No i tu na pewno to przejadanie się jakoś też wpływa źle zarówno na zdrowie jak i na wibracje (ostatnio strasznie obwiniam się, że nie mogę skończyć jeść, samo obwinianie się jest oczywiście mało produktywne, ale nie chodzi o to, że boję się przytyć, bo akceptuję siebie w każdym rozmiarze a poza tym i tak mam niedowagę, tylko że nie mogę nad tym jedzeniem zapanować…). Ale jak ułożyć te trzy elementy, w jaki ciąg?
1. Rezonuje we mnie jakaś niska wibracja która podkłada kolejny kęs a to źle wpływa na zdrowie? (psychoanaliza akurat mnie nie kręci, nie rezonuję z nią również 🙂 )
2. Coś jest popsute w metabolizmie, ciągle kolejny kęs, w rezultacie większa podatność na niską wibrację? (mam jednak jakiś sceptycyzm co do tych teorii hormonów sytości, to tak jak moje dawne grzebanie się w hormonach tarczycy czy nadnerczy, a one jednak były tylko symptomem ogólnej entropii. Niemniej jeśli odczepić się od hormonów i powiedzieć ogólnie, że w metabolizmie ciągle jest jeszcze entropia, to przecież nie do końca, na pewno jest dużo niższa niż dawniej…)
3. To czysta słabość, czyli najpierw ten kolejny kęs, potem z tego… i tu już powiedzmy mniej istotne, czy najpierw wibracja, czy najpierw impuls z ciała.
… te rozpiski w szeregu brzmią naiwnie, ale jesli to jest wszystko ze sobą pomieszanie i nie da się tego w żaden sposób uszeregować, to jak w ogóle można z tego wybrnąć?
Zejdź z siebie, Twój analityczny umysł stale zmusza Cię do głębokich rozkmin na swój temat. Zajmij się PROJEKTEM, a projekt to marzenie. Zajmij się realizacją jakiegoś marzenia, przy okazji ciało i umysł dostosuje się do działania. Jeśli okropnie się obżerasz olej to, wyznacz tylko węższe granice okna żywieniowego. Wibracje obniża chore ciało.
W pełni się zgadzam!
Niestety w moim przypadku Projekt nie będzie obecnie marzeniem, bo mam same złe doświadczenia z tymi marzeniowymi projektami. Obecny projekt to… udoskonalenie umiejętności projektowych 🙂 brzmi nudno i korporacyjnie, ale tak czuję, że musze się powzmacniać w różnych zaniedbanych umiejetnościach i dopiero potem na nowo oszacować swoje możliwości. Tak to codzienność, praca, ale wolę nie marzyć, bo zawsze się to źle dla mnie kończyło (marzycielstwo) i teraz już wiem, że nad tym jednak też można popracować…
Czyli jednak jakby kumulowanie energii… staram się też coś dawać z siebie, a nie tylko gromadzić, ale owszem, trochę tak jest, że pewna nierównowaga jest, że nie są to płynne przepływy, które postulujesz… ale w końcu może dojdę i do tego. Muszę po prostu ponadrabiać deficyty.
Takie staranie o gromadzenie energii (wcześniej strasznie dużo mi tej energii przeciekało) to też pewien stres, także dla ciała… dużo wewnętrznych spięć… niby kąt fazowy się podwyższa, ale ten kondensator trochę jednak iskrzy… na pewno potrzeba przepływów, trzeba się jakoś sensownie usieciowić, włączyć… mam nadzieję, że przyjdzie to z czasem, jak będę nadrabiać krok po kroku różne zapomniane sprawy 🙂 Taka droga, rozpisująca się na bardzo małe kroczki, mało wizjonerska… ale wiem, że u mnie nie może być inaczej, bo zrobi się kolejny ślepy zaułek, przypadkowy program z zewnątrz, pogubienie.
Ale do przodu!
Droga Lily nie chodzi o rozmarzenie, chciałam tylko łatwo przedstawić czym jest projekt. To równie dobrze może być umiejętność koncentracji, niemarzycielskoś :), czy cokolwiek. Wszyscy wiemy, że marzenia nie mogą być celem, bo marzenia rozmywają cele. Z drugiej strony na przekór projekt to marzenie, tyle że podchodzisz do niego, jak do projektu, czyli przestaje być mrzonką, fatamorganą, jaraniem się niczym. Projekt to robota do zrobienia, i tym różni się od marzenia. Ale ludziom trzeba jakoś unaocznić czym jest projekt, to czyjeś marzenie o domu, mieszkaniu, wadze, łotewer
Dzięki! Wspaniała odpowiedź, mega pomocna!
To trochę mój tryb z automatu – podejść na przekór, tylko żeby nie sabotować się w ten sposób, a wręcz przeciwnie, trochę wykolegować to swoje male ale upierdliwe ego i jednak zadziałać, bez ekscytacji, a za to z realizacją 🙂
A wczoraj znowu udało się zrealizować bieg między deszczami całkiem suchą nogą 🙂 nawierzchnia z jasnego piasku/grysu w parku rewelacyjna 🙂
Dzięki!
<3