fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 776 929
168 online
46 553 VIPy

Jak mnie Paul Nison zrobił w konia i o cząsteczce Maillarda

po zrobieniu makijażu  mam takie oko

Oczywiście, kiedy odkryłam dietę witariańską jak neofitka rzuciłam się na wszystkie informacje, które wspierały moje osądy na tamten czas, żeby koniecznie wszystko na surowo. Bo żywe, bo pełne enzymów, bo paczka makaronu nie wyrośnie zbożem, a jabłko w ziemi da jabłoń i takie tam populistyczne gadki szmatki, które jak teraz czytam w magazynie Vege, czy innym robi mi się słabo. Że włosy nie siwieją, że wszystkie choroby mijają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że guzy klęsną, a energia rozpala człowieka, a jak coś nie w porzo, to dobrze, to bardzo dobrze, bo to detoksykacja. I już mi nawet zazdroszczą witarianie, że tak toksyny ze mnie schodzą łatwo. Uwaga, jestem witarianką z przewagą frutarianizmu, na 811 i tak zostanie, ale na pewno nie będę się upierać na 100%, bo to wcale nie będzie dla mnie, ani w sumie dla nikogo najlepsze, tego jestem obecnie pewna. A do tego zupełnie inne powody skłaniają mnie do tej diety niż te wierszyki z czasopisma Miś czy Świerszczyk o enzymach, łatwym rymem deklamowane.


Jest dobro Kochanie, cudów zaś nie ma. (Szekspir albo Pepsi, już nie pamiętam)

Mówiłam, żeby broń Boże coś gotowanego, bo to przecież zabija, jak nie azotynem, który konwertuje do okropnych nitroazotynów, które bez dwóch zdań są kancerogenne, a część procesu onkogennego jest mutagenną substancją uszkadzającą komórki DNA, zaś niektóre HCA w podgrzewanej żywności są mutagenne, to z pewnością cząsteczkami Maillarda, o czym później. Szkody w DNA rosną wprost proporcjonalnie wraz ze spożyciem HCA, zaś skłonności nowotworowe HCA są częściowo zależne od tego ile azotu zawierają, no a znowu sól, białko i azotyny w naszym przypadku z gotowanych warzyw mogą dostarczyć azot i reagować na HCA, znowuż nitrozowane HCA są jeszcze bardziej nowotworowe.

Cieszyłam się, że chociaż Zeland Vadim tak się upiera przy surowym i paru jeszcze innych w tym doktor Gerson, no ale oni kasę już sporą robią na swoich teoriach, więc tak czy inaczej tkwić przy nich muszą. Do tego Zelandowi na witarce odrosły zęby, co uważam już za lekką przesadę, gdyż raczej ludziom zęby kruszeją, więc nawet jak jemu odrosły, mógł z grzeczności przynajmniej, powstrzymać się od chwalenia, a po drugie jak podał przepis na wodę strukturalną, to okazało się, że trzeba na jej zrobienie, w sensie ścisłym kilka litrów jedynie, poświęcić połowę urlopu macierzyńskiego.

Kiedy półtora roku temu poznałam Paula Nisona na YouTube, był seksownym kolem o gładkiej, fakt dość ogorzałej cerze, magnetyzującym spojrzeniu pięknych opadających trochę po bokach, wręcz przeciwnie niż u Chińczyka, żydowskich ciemnych oczu. Zakochałam się w Paulu, jego entuzjazmie, ozdrowieniu, o czym z dezynwolturą opowiadał i poszłam w dym w raw food.

Poczułam się jakby mi Paul walnął z liścia na płask, liść liść

Tymczasem w rzeczywistości Paul już wtedy wyglądał jak Żyd Wieczny Tułacz, nie żeby znieważył od razu Jezusa, przynajmniej nic o tym nie wiem, ale jedynie z brodatej fizis, zgrzebnej sukmany, oraz sękatego kostura i właśnie wypisz wymaluj Aswerusa przypominał co do joty. Twarz Paula została też pozbawiona uśmiechu, a wręcz nabrała wyrazu zatroskania, co i tak bym mu z łatwością wybaczyła, jednak zaczął jeść gotowany pokarm i nawet mięso, o czym na prawdę nie chciałam nawet słyszeć.

Potem przyszła jeszcze korpulentna pani Boutenko, choć za nią nigdy nie przepadałam, bo po dwóch surowych i bardzo zdrowych deserach ściśle z jej przepisu dostałam praktycznie skrętu kiszek i Greg przez całą noc musiał mi czytać Pinokia na przemiennie z Alicją po drugiej stronie lustra ( wolę od tej pierwszej), a ja usiłowałam zapomnieć o tu i teraz. Wracając, w końcu Paul też powrócił do surowego, w sumie nie wiadomo dlaczego, chyba, żeby mu lepiej pewne suplementy schodziły, ale ziarno niepokoju zostało już w mojej hipochondrycznej głowie zasiane.

Postanowiłam raz na zawsze zaprzestać szukania potwierdzeń w internecie moich własnych projekcji życzeniowych, a skupić się na konkretnych dowodach i to nie wyrwanych z kontekstu i wysnutych na podstawie badań laboratoryjnych odbiegających od naturalnych i wieloaspektowych sytuacji.

Wiecie przecież jak się przywiązałam do mojej surowej 811, ale jednak chciałam godziwej autentyczności, nawet niech będzie mnie waliła po karku kosturem Paula, ale wytrzymam wszystko, byle uszczknąć coś z surowego tortu obiektywnej prawdy.

Zaś ciągle przytaczana seria eksperymentów na kotach przeprowadzonych w latach 1932-1942, przez doktora Francisa Pottengera, badającego efekty po podaniu drapieżnikom gotowanej żywności, o których to doświadczeniach też mówiłam drogiej Socjecie z wypiekami na twarzy w którymś z pierwszych postów, to obecnie jestem skłonna śmiać się ze swojej naiwności nuworysza. Bo przecież cały czas jako weganie udowadniamy, że człowiek to akurat nie kot właśnie, nie mięsożerca o krótkim przewodzie pokarmowym, nie kocur, który nie dostanie dny moczanowej, bo kwas urynowy nic dla niego nie znaczy itd, itp.

Więc po co nawijać o kotach, które się słabo po gotowanej strawie czują, to na prawdę domena kotów i niech koty rozkminiają te fakty na swoich blogach i kociej socjecie niech drenują mózgi. Jakby doktor Pottenger robił przez 10 lat badania na witariańskich ochotnikach rasy ludzkiej, to ewentualnie mogłabym przytoczyć takie argumenty.

Porozkminiam natomiast trochę o:

1. O cząsteczkach Maillarda, które zostały oskarżone przez Guy-Claude Burgera (założyciela Instinctive Nutrition) za matkę i ojca wszelkiego zła. Natomiast ja doszukałam się, że rzeczywiście mają kilka, jednak dość łagodnych, anty odżywczych właściwości, ale też z drugiej strony działają przeciw nowotworowo.

2. O tym, że w wyniku gotowania żywności tworzą się rakotwórcze związki. Ponownie dokonałam przeglądu literatury na ten temat i zauważyłam, że faktycznie jednoznacznie są rakotwórcze tylko podczas przetwarzania w wysokich temperaturach mięsa i ryb, natomiast badania nie określają występowania nowotworów związanych z ogólną konsumpcją żywności.

W szczególności, że istnieje wiele innych naturalnych i nienaturalnych substancji rakotwórczych, których siła działania jako rakotwórcze może wynikać z licznych innych czynników żywieniowych. Koks:

Cząsteczki Maillarda i aminy heterocykliczne

Reakcja Maillarda została odkryta w 1916 roku, i zazwyczaj występuje we wszystkich formach gotowania. Celem jest zbadanie pojedynczo wszystkich skutków tych cząsteczek, a także określić, czy mają one istotny wpływ na nasze zdrowie, czy też nie. Od razu mówię, że łagodne metody gotowania sprawiają, że efekty cząsteczek Maillarda dotyczące jakości żywności są minimalne.

Reakcja Maillarda, nie jest jedną, ale w rzeczywistości serią reakcji zachodzącymi pomiędzy białkami i węglowodanami

Reakcje w pożywieniu występują zarówno podczas przechowywania go w temperaturze pokojowej, a także w trakcie gotowania, z przyspieszeniem szybkości reakcji wraz ze wzrostem temperatury. Należy podkreślić, że praktycznie wszystkie produkty spożywcze zawierają zarówno białka jak i węglowodany. Nawet mięso zawiera bardzo małe ilości węglowodanów, na przykład glikogenu (energii przechowywanej w mięśniach właśnie w postaci glikogenu) i glukozy (krew zawiera trochę glukozy). Gotowane mięso zawiera mniej cząsteczek Maillarda niż żywność o jednoczesnej wysokiej zawartości zarówno białka, jak i węglowodanów, taka jak mleko, która została podgrzana na tych samych warunkach. Jednak okazuje się, że cząsteczki Maillarda są prekursorem rakotwórczych związków zwanych „aminy heterocykliczne” tworzących się w wyniku smażenia lub grillowania mięsa i ryb w wysokich temperaturach. Brązowienie pożywienia, aromaty i dosmaczanie, czyli tak zwane Amadori, są wynikiem wczesnych reakcji Maillarda. W następstwie tych reakcji tworzą się brązowe pigmenty, dające charakterystyczny kolor niektórym podgrzewanym potrawom, takim jak chleb, opiekane skórki oraz lotne związki dające różne zapachy, takie jak aromat prażenia. Ponad 2000 lotnych związków zostało zidentyfikowanych, (a na pewno o wiele więcej istnieje).

Uważka:

Być może reakcje Maillarda nie są odpowiedzialne za wszystkie brązowienia, które występują w trakcie gotowania, starzenia, czyli utleniania, ale mogą być również odpowiedzialne za na przykład brązowienie mięs, nawet maleńkie ilości węglowodanów w nich obecnych, z którymi reaguje białko.

Przetwarzanie produktów spożywczych może być obfite w reakcje Maillarda ze względu na wiele różnych czynników, w tym proporcje składu, czas obróbki, temperatury, aktywności wody i czynnika kwasowości PH, co objawia się w szczególności óżnymi kolorami i smakami. To wyjaśnia, dlaczego przywieranie do ścianek naczynia może zepsuć smak posiłku.

Aktywność wody jest liczbą odzwierciedlającą zawartość wilgoci w produkcie, dotyczy tej części wody, która wytwarza ciśnienie pary wodnej na powierzchni produktu spożywczego, zaś aktywność czystej wody jest równa 1.

Witarianie utrzymują, że gotowanie żywności było tylko epizodem w historii człowieka. W rzeczywistości, na podstawie paleontologicznych dowodów ostatnie 40 000 lat, a może nawet znacznie dłużej ludzie gotowali żywność i w tym kontekście nie są znane żadne żywiące się tylko na surowo kultury ludzkie, a co za tym idzie możemy się zastanawiać, czy słuszne jest jedzenie w stu procentach surowe i paradoksalnie, czy to będzie dla człowieka naturalne?

Celem tego wpisu jest jednak podanie drogiej Socjecie do wiadomości co dotychczas wiadomo na temat toksykologicznych skutków reakcji brązowienia Maillarda, najważniejszego prawidła dla witarian, oczywiście oprócz dziesięcioletniego instrumentalnego traktowania kotów przez Pottengera doktora.

                                         Czy cząsteczki Maillarda bywają  jedynie nienaturalne?

Tak jak wspomniałam, zarówno produkty żywnościowe przechowywane, jak i gotowane zawierają cząsteczki Maillarda.

Druga uwaga jest następująca, że być może reakcje Maillarda nie występują w temperaturze pokojowej, ale z pewnością wiele cząsteczek Maillarda można znaleźć w surowych produktach, jednak najczęściej w niższych stężeniach niż w gotowanych pokarmach. Można również zauważyć, że przechowywane produkty żywnościowe jak oliwki, czy orzechy prawdopodobnie nie są o wiele bardziej naturalne niż produkty krótko podgrzane powyżej czterdziestu stopni Celsjusza (104 stopni F) i zawierają nie wiele więcej produktów reakcji Maillarda.

Dodatkowo normalne procesy metaboliczne zachodzące w naszych organizmach również przyczyniają się do produkcji cząstek Maillarda poprzez ścieżki nieżywnościowe.

Wreszcie doszłam do ostatnio rosnącego zainteresowanie badaniami reakcji Maillarda in vivo (w organizmach żywych, w przeciwieństwie do in vitro, czyli w probówce lub w innych sytuacjach, poza żywym organizmem), a szczególnie w odniesieniu do cukrzycy i starzenia się. Uważa się, że między sieciowanie długożyciowych białek, takich jak kolagen z cukrami prostymi (zwłaszcza fruktozą, która ma wysoki potencjał usieciowania) wytwarza się produkty końcowe reakcji Maillarda, lub glikację czyli to samo, tylko w bardzo zaawansowanym stadium, które przyczyniają się do rozpadu tkanki [Baynes i Monnier 1989].

Dla ewentualnie zaintrygowaną tymi relacjami drogą Twoją osobę dodaję, że fruktoza jest półproduktem w łańcuchu reakcji zwanej „szlakiem sorbitolowym”, jedną z wielu możliwych ścieżek metabolizmu glukozy. (Tylko napomykam, że są również inne teorie starzenia, związane z długością telomerów, cokolwiek to znaczy)

Produkcja cząsteczek Maillarda przez podwyższone stężenie cukru we krwi (cukrzyca, lub wysoko-owocowe diety?! WTF?!!) może być powodem do świadomych rozmyślań o diecie rawfoodowców? 

Czyli reasumując, nie możemy się nadmiernie martwić cząsteczkami Maillarda w naszej diecie, gdyż są wytwarzane w naszym organizmie, bez względu na to, czy jemy 100% na surowo, czy też 100% gotowane.

Ponadto, jeśli jednym z celów surowej żywności jest zwiększenie żywotności, to być może bardziej istotna będzie regulacja stężenia glukozy we krwi (ponieważ reakcje Maillarda zachodzące w organizmie własnych tkanek są przyspieszane w cukrzycy [Baynes i Monnier 1989]) niż martwić się zbytnio o unikanie w diecie cząsteczki Maillarda.

Czyli najważniejsze jest unikanie tłuszczu, kiedy jesteśmy na diecie tak bogatej we fruktozę, jak my na 811, a nie drżenie przed spożyciem podgotowanych warzyw.

Można jeszcze zauważyć, że cząsteczki Maillarda wiążą białko w żywności, a nie białko w organizmie człowieka i dlatego nie ma powodu, aby przypuszczać, że produkty reakcji Maillarda spożywane w żywności w jakikolwiek sposób uczestniczą w wewnętrznych sieciujących reakcjach organizmu, które to reakcje przyczyniają się do starzenia.

W organizmie produkty reakcji Maillarda są wytwarzane, o czym pisałam wcześniej, podczas normalnego metabolizmu komórkowego za pośrednictwem oddzielnego szlaku biochemicznego.

Jeżeli jesteś na 100% surowym i jesz bardzo dużo owoców, musisz mieć się szczególnie na baczności jeżeli chodzi o tłuszcz, gdyż w każdym innym przypadku będziesz narażony na wyższą ilość cząsteczek reakcji Maillarda niż jakbyś jadł gotowane warzywa 

Tutaj nie mas żartów, bo awokado to też owoc, a składa się głównie z tłuszczu

Metaboliczne obrony sprzed wieków

Ponadto, organizm nie jest bezbronny i dla cząstek Maillarda przygotował sobie egidy i od wieków dla białek ustrojowych takich jak kolagen ma swoje makrofagi, których głównym zadaniem jest funkcja obronna organizmu: fagocytoza oraz synteza różnych produktów biorących udział w procesach immunologicznych. Ożesz, przeciętny makrofag może sfagotyzować do 100 bakterii.

w paleolicie się szamało smutne jadło

Jednak cząsteczki Maillarda mogą stanowić zagrożenie dla układu naczyniowego i nerek u chorych na cukrzycę, ale nie ma dowodów, że takie działanie toksyczne obserwuje się u osób bez cukrzycy.

Wpływ cząsteczek Maillarda, czyli właściwości anty żywieniowych w odniesieniu do witamin:

Przechowywanie mleka przez 9 tygodni w temperaturze 60 ° C dało w skutek reakcji Maillarda średnie ubytki witamin (mniej niż 20%), w szczególności witaminy B-1 i B-6 . W temperaturze 70 ° C, nic nie zadziało się znacznie szybciej i dramatyczniej, gdyż zniszczenia witamin B-1, B-6, B-12, oraz kwasu pantotenowego w pożywieniu przechowywanym 3 tygodnie również traci się 50% wartości odżywczych. Dość szybko zaś niszczona jest witamina C podczas gotowania, ale też nikt nie mówi, żeby się przerzucić wyłącznie na pokarmy gotowane.

Cząsteczki reakcji Maillarda, a minerały, to sprawa o wiele bardziej skomplikowana niż z witaminami:

Na przykład, w przypadku gdy chodzi o absorpcję, lub inne czynniki wiążące typu chelatacja, jak to ma miejsce z kwasem fitynowym, ma na to wpływ nasiąkliwość dwuwartościowych minerałów. W przypadku, gdy występuje właśnie takie sporne zachowanie (pisałam o paradoksie wapnia), jon wapnia niekoniecznie przechowywany jest w kości, a wręcz przeciwnie dla osiągnięcia alkalicznej równowagi, kwas fitynowy może wpływać na utratę, czy też wydalanie wapnia z kości.

Wykonano kilka badań w celu określenia, czy cząsteczki Maillarda wywołują pozbawianie nas minerałów, a wpływ na poziom cynku wydaje się być najbardziej problematyczny, a także żelazo i miedź. Jednak wyniki tych badań nie są jednoznaczne, chociaż akurat problemy z cynkiem ma wiele osób będących na stu procentowej witariańskiej diecie, gdyż zapewne wiąże się to z fitynianami zawartymi w ziarnach, które spożywają, ale także wegetarianie i weganie na zwykłej diecie mają te problemy.

Gotowanie bardzo łagodnie odbiera potrawom cynk, największym powodem jest niejedzenie produktów zwierzęcych.

W wyniku badań przeprowadzonych na szczurach karmionych pożywieniem zawierającym mieszaniny produktów reakcji Maillarta: glukozą, glutaminianem i MRP, znaleziono w ich moczu straty następujących minerałów: wapnia, magnezu, cynku i miedzi, zaś największe były straty cynku.

owocek:)

 

(Visited 16 002 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Jah Maya 20 stycznia 2013 o 22:14

    o kurcze….

    Na szybko uzupełnienie: w pokarmów zwierzęcych najwięcej węgli zawiera wątroba (glikogen). Glukozy we krwi jest tak mało: łyżeczka u człowieka, że właściwie ją można pominąć w liczeniu.

  2. avatar pepsieliot 20 stycznia 2013 o 22:24

    napisałam, że mało

  3. avatar AgaZ 21 stycznia 2013 o 20:51

    dziękuję bardzo… podziwiam Cię
    czekam niecierpliwie na kolejną część…
    owocowo pozdrawiam

  4. avatar pepsieliot 22 stycznia 2013 o 07:07

    AgaZ dzięki :))

  5. avatar Joanna Balaklejewska Wilson 22 stycznia 2013 o 11:08

    Pepsiku rewelacyjny artykul i ja sie podpisuje w wiekszosci co napisalac, ale Ty nie patrz tylko na Paula i Boutenko, spojrz na Markusa Rothkranza, Dr Younga, Dr Clementa, spojrz na Annette Larkins, Mimi Kirk,Ka Soundance i mnostwo innych witarian od ktorych bije niekonczaca sie energia, sila i piekno. Oni do tej pory sa 100 % witarianami i wiem, nie chca tego zmienic 🙂 Nie znam ich tylko z filmow, ale poznalam osobiscie i energia zycia mogliby obdarzyc caly swiat:)Piekne lico, zdrowie, energia bez dna. Tak wiec sa osoby dla, ktorych 100% dieta surowa sie sprawdza a pewnie, ze sa i tacy, ktorym do zycia przyda sie gotowana strawa, czy inne male przyjemnosci .Jak napisalas nic nie jest czarno biale 😉 Przesylam Ci link http://vimeo.com/6430346 ( film, ktory moj maz nakrecil) tutaj jest caly film w j. angielskim Jezdzac po calym swiecie napotykalismy witarian, ktorym rak minal w ciagu zaledwie kilku tygodni od rozpoczecia stosowania diety,cukrzyca, roznego rodzaju czerniaki, byla kobieta, ktora wyleczyla sie nawet ze slepoty! ( bedziemy sie tym zajmowali w tym roku, chcemy nakrecic film o zwyklych ludziach, ktorym ta dieta pomogla i wytlumaczyc dlaczego na niektorych nie dziala) Wiele osob nie chcialo brac udzialu w filmie, gdyz najzwyczajniej sie wstydzili. W tym filmie, do ktorego przeslalam Ci linka biora udzial osoby bardziej znane i wypowiadaja sie na temat diety witarianskiej. Sciskam 🙂

  6. avatar Jaspis 22 stycznia 2013 o 15:17

    Ka Sundane , którego bardzo podziwiam i szanuje, nie jest na 100% diecie witariańskiej i nikogo do takiej diety nie namawia.Oczywiście jest przeważająco witarianinem, ale w diecie jego i jego rodziny są produkty gotowane np. quinoa czy brązowy ryż.

  7. avatar pepsieliot 22 stycznia 2013 o 15:31

    Joanno dziękuję za świetny komentarz.
    Moje zdanie jest takie, że obecnie jednak im ktoś kręci więcej żywiołowych i entuzjastycznych filmów na niby haju, patrz rawie tym bardziej mam na to wyjebane, coś mi się porobiło, już wolę smutną minę Nisona, który w końcu wyleczył swoje schorowane jelita, a jak patrzę na niby wiecznie młodą panią Kirk i jej restauracyjny biznes, to właśnie wiem, ze to biznes, im więcej entuzjazmu tym więcej biznesu, a przecież to zwykłe surowe i zimne żarcie w zimie wręcz smutne jest i taka jest prawda, tym bardziej, że witarianie mają mniej likopenu i karotenoidów w szamie niż weganie.
    Na terapii Gersona jest też tysiące wyleczonych i codziennie jedzą zupę Hipokratesa.
    Należy jeść jak najwięcej surowych owoców i trochę warzyw zielono listnych, ale resztę warzyw gotować i nie doprowadzać do brązowienia, a także trochę orzechów i to nie wszystkich. Taka jest moja opinia po roku rozkminiania witarianizmu i na razie tak pozostanie. Ściskam Cię

    1. avatar pepsieliot 22 stycznia 2013 o 17:53

      Film piękny i bardzo ciekawy

      1. avatar Joanna Balaklejewska Wilson 22 stycznia 2013 o 18:57

        Oczywiscie im ktos bardziej probuje byc zywiolowy tym bardziej cos jest na rzeczy( sie wie) haha. Nie lubie takiego sztucznego hulajdusza 🙂 Gdzies o tym juz tam pisalam. W takim razie znam 2- 100 % witarian Markusa Rothkranza ( chociaz nie wiem co on tam po ciemku wszamia hihi) ponoc surowy i moj orzeszek, bo ja juz nie. Spozieram na Twojego bloga znad kubka surowego kakao z wielka puchata piana z orzechow 🙂 '” Niech sie dzieje wola nieba..” haha

  8. avatar Jaspis 22 stycznia 2013 o 16:48

    Wiesz co Pepsi, też mam takie przeświadczenie, że witarianie z długim stażem robią się jacyś tacy poważni i smutni. Pomijam, fakt że z reguły są też wychudzeni.
    Tak się zastanawiam, czy ta dieta nie powoduje zmian w wydzielaniu neuroprzekaźników i w efekcie zmian w funkcjonowaniu mózgu .Stąd takie różne stany, od depresyjnych do euforycznych.Ciekawe czy ktoś już prowadził badania pod tym kątem.

    1. avatar pepsieliot 22 stycznia 2013 o 17:26

      Jaspisie właśnie tak, wychudzeni i w sztucznej euforii, a potem nagle odechciewa się euforii, kiedy proza życia jednak dotyka. Myślę, że my powinniśmy przeprowadzić takie badania. Wystarczy poczytać komentarze tych samych osób w ciągu tego roku pod moimi blogami, od euforii po zgorzknienie i w końcu milczenie w tym temacie. Zresztą ja też inaczej o tym piszę 🙂

      1. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 21:34

        bo czegoś im w diecie brakuje a nie z powodu surowości pokarmów 😉

    2. avatar Jedrus1 25 stycznia 2013 o 00:53

      Ja już jestem 11 lat na witarianizmie (przed tym 12 lata weganizmu) i nie czuję się smutny czy przegrany, wręcz przeciwnie, cieszę się każdą chwilą życia. Biegam co drugi dzień po 10-20 km, ćwiczę na drążku, żyć nie umierać.

      Zasada pierwsza: jak się odczuwa zimno trzeba wszystko co się spożywa podgrzać do 40-45 st. C.
      Zasada druga: po przyjściu do domu, czujemy się przechłodzeni i wymarznięci, najlepszym sposobem na rozgrzanie jest zaraz wstawić stopy do jak najcieplejszej wody i wymoczyć ok. 15 minut. Stary sposób mojej babci. Działa niezależnie od diety.
      Zasada trzecia: systematycznie spożywać takie rzeczy jak witamina B12, witamina D, omega-3, omega-9 i witamina E, selen i siarka, olej kokosowy oraz glony morskie np. nori.

      B12 suplementacja roztworem 2-3 razy dziennie
      witamina D (latem nie ma problemu, a zimą naświetlania lampami wysokiej jasności)
      omega-3 (siemię lniane, konopie, nasiona chia) 2-3 łyżki dziennie lub co drugi dzień, świeżo zmielone
      omega-9 i witamina E(moczone orzechy laskowe ewentualnie oliwko jak kto ma dostęp)
      orzechy brazylijskie jako najlepsze źródło aminokwasów siarkowych i selenowych (2-3 dziennie)
      olej kokosowy (zawiera m in. mono lauryl który rozpuszcza otoczki wirusów przez co wspomaga układ immunologiczny oraz pracę tarczycy) 2-3 łyżki stołowe dziennie 2-3 razy dziennie
      glony morskie to źródło minerałów na czele z jodem.

      Jak ktoś chce się wspomagać zestawami enzymowo-ziołowymi to polecam książkę:
      Enzyme Therapy (Terapia enzymowa) autorka: Lita Lee.
      Tłumaczenie tej książki jest na moim chomiku w dziale książki:
      http://chomikuj.pl/jedrus1a

      Pozdrawiam
      Jędruś.

      1. avatar pepsieliot 25 stycznia 2013 o 07:04

        Jędruś, bardzo dziękuje za pełną rozpiskę. Ja jestem a 811 więc olejem kokos się raczej smaruję kilka razy dziennie, zimno po roku mi przeszło i raczej teraz mnie mi jest zimno na szczeście, a w lecie piłam szejki w kurtce puchowej, natomiast suplementuję się co drugi dzień świetnym greensem i on ma wszystko w skladzie, zapomniałam ostatnio o orzecach brazylijskich, dobrze że mi przypomniałeś:) W zimie biegam na biezni przy otwartych drzwiach balkonowych, codziennie 8 – 12 kilometrów i robię pompki i takie tam, 🙂

  9. avatar NotMilk 22 stycznia 2013 o 17:04

    Według mnie Pepsi większe problemy z cynkiem mają raczej wszystkożercy, a szczególnie spożywający dużo produktów zwierzęcych. Osobiście przed ponad rokiem przez jedzenie w ten sposób pojawiły sie na moich paznokciach białe kropki, trudności w formułowaniu myśli, wypadanie włosów, itp. typowe dla niedoborów tego pierwiastka. Teraz bez odzwierzęcych nie mam z tym w ogóle problemu i raczej mój wygląd, cialo i samopoczucie sugeruje, że wszystkiego jest w sam raz. I cały czas stan jakby się poprawiał, co mnie niewątpliwie cieszy 🙂 Nie trzeba się też według mnie martwić tzw. „nową żywnością” – nawet w przypadku posiadania jakiś „szkodliwych” substancji i tak przynosza więcej korzyści. Gorąco ściskam w ten mroźny dzień i czekam na linka o ryżu (nie chcę sprawiać klopotu-prześlij w wolnej chwili)!!! 🙂

  10. avatar pepsieliot 22 stycznia 2013 o 17:23

    Not Milku, białe plamki na paznokciach najczęściej wynikają z jakichś problemów mechanicznych zadanych paznokciom, na przykład zbyt intensywnemu odsuwaniu skórek, czy złemu manikiurowi po prostu, natomiast o brakach w cynku świadczą pionowe, czyli równoległe do palców bruzdy tworzące się na paznokciach, pisałam o cynku artykuł na tym blogu http://pepsieliot.wordpress.com/2012/02/16/cynk-raw-food/ , byłam w tej sprawie nawet u świetnego specjalisty dermatologa, bo mam od czasu do czasu białe plamki na paznokciach, a cynk badałam i jest ok.
    Szukam i szukam i nie mogę znaleźć tego linka, wynika to z tego, że kopiuję sobie ciekawe informacje do moich katalogów, bo naraz pracuję nad kilkoma tematami na tym blogu, szukając jakiegoś infa, natrafiam na inne i sobie kopiuję do szufladek tematycznych i w jednej znich znalazł się akurat ryż dla raw foodysty i skopiowałam sobie do tłumaczenia tylko te kilka zdań, bo myślałam, że ludzie tak czy inaczej nie będą jedli surowego ryżu i dlatego nie mogę odszukać.Ale chodzi mi po głowie jedna strona, tylko muszę przejrzeć moje wpisy, bo kiedyś dałam linka zdaje się że do tej strony, która rozkminia takie właśnie kontrowersje na tak i nie w raw foodzie.

    1. avatar NotMilk 22 stycznia 2013 o 18:12

      Osobiście tak skomplikowanych zabiegów nie przeprowadzam na paznokciach (jedynie obcinam je, co kilka dni obcążkami) 😉 Według mnie z tego względu było coś z nimi nie tak. W przypadku gryki, prosa, ryżu, quinoa, amarantusa zawsze stosuję zasadę kilkunastogodzinnego moczenia (podobnie nasiona i orzechy), więc raczej chyba fitynianów jest odrobinę mniej (raz po takim czasie quinoa mi zakiełkowała, ale i tak gotowałem, choć zaledwie kilka minut). Naprawde pepsi nie musisz się śpieszyć-jak znajdziesz to będzie ok, a jak nie, to też się nic nie stanie 😉

  11. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 21:38

    A nawet napiszę o paradoksie (tutaj widzę już jak Jahu strzyże uszami, o ile sobie ich jeszcze nie odmroził biegając boso po śniegu) wysokiego spożycia cholesterolu i mięs gotowanych kontra rzadkość choroby serca w łowiecko-zbierackich grupach.

    sęk w tym, że to żaden paradoks tylko ściema pokutująca u pseudonaukowców i oficjalnej dietetyce klinicznej i medycynie

    1. avatar Ag. 22 stycznia 2013 o 21:48

      Jahu, a czemu w takim razie oficjalna dietetyka kliniczna ma świetne efekty w leczeniu dietą roślinną? To nie zaczepka,tylko serio pytam, bo mnie to zastanawia mocno. Nie jem mięsa, bo go nie lubię, nigdy nie lubiłam, do tego wzrosła mi odporność jak je odstawiłam. Ciekawi mnie bardzo czemu i weganie i paleo tak super się czują na swoich dietach .A może każdy się czuje dobrze na tym w co wierzy?

      1. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 22:15

        Ja nie wiem…. czemu mnie pytasz? 😉

        chodź wiara na pewno ma znaczenie a także to, że obydwie diety stawiają raczej na pełnowartościowe produkty i surowe bądź niskoprzetworzone czyli oprawiane za pomocą ognia.
        Efekt placebo i wiary jest naukowo potwierdzony akurat w przeciwieństwie do spisku o cholesterolu i tłuszczach nasyconych. Po prostu nie ma takiego badania, które by to potwierdzało a poszlaki są wręcz odwrotne. Profesorek który to uknuł w latach ’50 zrobił badanie na 9 zachodnich krajach tylko z czego chyba 3 mu nie pasowały do wykresów do je wykreślił.

      2. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 22:17

        bo za tym można jeść mięso i mięso…. podobnie jak rośliny i rośliny.
        nie sądzę aby lekarze mieli świetne efekty leczenia czipsami i orzeszkami ziemnymi… czyli roślinami, prawda.

        1. avatar NotMilk 23 stycznia 2013 o 10:09

          Jah-zapomniałeś dodać prażonymi orzeszkami ziemnymi. Osobiście jadam moczone surowe i jest ok (oczywiście trzeba pamiętać o rozsadnej ilości, tj. garść). Tłuszcz nasycony jest jak najbardziej potrzebny naszym organizmom. Inaczej miałbym poważne problemy, jako kokosożerca 🙂 Powiem Tobie Jah, że moje uczulenie na migdały, gdy nie jem już mięsa, jakby o dziwo przeszło, co nie ukrywam, że mnie cieszy 🙂 Nie wiem Jah, czy miałeś okazje zjeść jeść dzikie morele? Osobiście kupiłem 0,5 kg eko suszonych na słońcu i są wspaniałe w smaku (jest dużo bardziej bogaty niż słodko-słodki odmian mieszańcowych). Jak chcesz podeślę Tobie na fb linka do sklepu 😉

          1. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 10:17

            Nie… fistaszki jak każde strąki (może poza soczewicą i groszkiem) a te wyjątkowo są niezdrowe dla człowieka. Tłuszcz w nich zawarty oprócz toksycznej lektyny, która prawie niestrawiona po 4 godzinach prawie nietknięta do krwiobiegu, jest wyjątkowo paskudny. Nie wiem czy wiesz, że myszom doświadczalnym właśnie m.in. orzeszkami ziemnymi m.in. w diecie wywołuje się miażdżycę.

          2. avatar pepsieliot 23 stycznia 2013 o 11:03

            z tą amigdaliną, też trzeba uważać, chodzi o cyjanek zawarty w pestkach ale nie tylko

          3. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 20:46

            dobrze prawisz…. ogryzki jabłek wydają mi się bezpieczniejsze 😉

          4. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 10:20

            masz na myśli pestki moreli gorzkiej? to miałem okazję. Bez rewelacji dla mnie ale da się przełknąć. 😉

          5. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 10:22

            stosuję zwykle biologiczną nomenklaturę: fistaszki to nie orzechy tylko strąki, migdały to pestki a nie orzechy a pomidor i orzechy w tym kokos to owoce.

          6. avatar NotMilk 23 stycznia 2013 o 10:48

            Miałem na myśli suszony owoc moreli a nie pestki 😉 Osobiście nie wspominałem o klasyfikacji fistaszków, bo wiadomo, że mimo nazwy to strączkowe 🙂 Nie jem ich dużo i często. Oprócz tego moczę je przez kilka godzin, więc ilość lektyny jest mniejsza. W przypadku tłuszczu zachodzi nierównowaga omega 3 do 6, ale jem siemię lniane, które wprowadza równowagę. Kwasy tłuszczowe trans (o nich zapewne myślisz) są w prażonych orzeszkach ziemnych.

          7. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 10:55

            z tego co wiem to białko nie rozpuszcza się w wodzie.

          8. avatar pepsieliot 23 stycznia 2013 o 11:02

            Not Milku fistaszki bardzo odradzam, obojętnie jakie

          9. avatar NotMilk 24 stycznia 2013 o 16:24

            Spożywam je bardzo rzadko Pepsi – czytłem o aflatoksynach, itp., dlatego ich unikałem, ale w sumie zjeść trochę surowych moczonych nie zaszkodzi. Tym bardziej, że ostatnio mam na nie apetyt. Doceniam Waszą troskę o moje zdrowie, jednak chyba nie możemy popadać w tak duże skrajności. Trochę czegoś mniej zdrowego na pewno nas nie zabije 🙂

          10. avatar NotMilk 24 stycznia 2013 o 16:46

            A tak swoją drogą, to chyba bardziej szkodliwe są te tzw. jagody goji, które w rzeczywistości są owocomi kolcowoju pospolitego, a jakoś nie mają problemów zdrowotnych 🙂

          11. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 18:10

            mnie jakoś odrzuciło od fistaszków kiedy się dowiedziałam, a po drugie zawsze miałam taki dziwny posmak w ustach po ich zjedzeniu 🙂

      3. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 22:20

        Ag. Oficjalna dietetyka powtarza narazie swoje przyzwyczajenia pomimo, że oficjalnych badań wychodzi co innego. Było już o tym na tym blogu. Linkowałem do mnóstwa badań więc nie będę się powtarzał bo w końcu istnieje szukacz 😉

        1. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 22:33

          nie wiem co masz na myśli oficjalna. Jeśli promowana przez rząd i państwowe towarzystwa to tak. Ale jeśli przez oficjalne instytucje to już nie. Np. taki Dr. Miller, professor of cardiothoracic surgery at the University of Washington, sądzi zupełnie inaczej i wielu wielu innych.

        1. avatar Ag. 22 stycznia 2013 o 23:23

          Ok, dzięki. Pytam Ciebie, bo jesz mięso, a znane mi osoby zainteresowane zdrowiem to wege 🙂 Pisząc o dietetyce miałam na myśli Harvard, Esselstyna i Desmond np. Pełnowartościowe i niskoprzetworzone produkty przemawiają do mnie.

          1. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 23:30

            Sama więc sobie odpowiedziałaś. Wegetarianie często myślą o sobie i prowadzą zdrowszy tryb życia, no jest to modne i kojarzone ze zdrowym stylem życia, ekologią i takie tam. W związku tym czują się lepiej i wypadają nie najgorzej jeśli chodzi pewne sprawy a przecież jakże często konsumują kalorii ze zwierząt niewiele mniej.
            Co przecież nie znaczy, że gdyby myśleli o zdrowiu nie będąc wege nie czuliby się jeszcze lepiej prawda 😉

          2. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 19:49

            Nie udowodniono w żaden sposób. Przykro mi. Mijasz się z prawdą.

          3. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 19:53

            a jedynie zauważono u pewnej grupy osób regresję choroby aż do pełnego wyleczenia włącznie. Tak samo jak na większości diet opartej o pełnowartościowe produkty w tym diet, które są w większości oparte na produktach zwierzęcych. Wniosek: nie udowodniono, że to procent odzwierzęcych pokarmów, zawartość cholesterolu i tłuszczów nasyconych ma jakiekolwiek znaczenie. A póki coś nie udowodniono, nie można stawiać tezy, że coś takiego występuje. Tak nakazuje logika.

          4. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 19:57

            a jeżeli uważasz inaczej. Przedstaw konkretne kilka badań surowych wraz z wnioskami i interpretacją. Przejrzę badania. Wtedy będzie można dalej dyskutować. Ty absolutnie nie jesteś dla mnie autorytetem a zwłaszcza Ty jako osoba zapatrzona w Desmond i to towarzystwo jak w obrazek.

          5. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 20:31

            Bredzisz…..
            Nie muszę ja być ekspertem. Są inni.
            Nie spodziewałem się po Tobie takich słabych tekstów, które nic nie wnoszą do rozmowy.
            Zaprezentowałem nie pierwszy raz konkretne badania i surowe statystyki. Ty nie prezentujesz żadnych na poparcie swoich tez. W związku z tym nie dziwię się, że dyskusja nie ma sensu z Tobą.

          6. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 21:54

            Jahu nie mów do Jazgottta w taki sposób, to nieuprzejme, opanuj sie

          7. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 23:13

            Jazz i Ag. i na koniec wisienka na torcie. Wasz harvard zmienił zdanie. Nie jest to jeszcze pełne uwolnienie od schematów narzuconych z fałszywych badań i szeregu lat manipulacji ale jest to pewien sukces.

            A body of scientific studies shows only a weak relationship between the amount of cholesterol a person consumes and his or her blood cholesterol levels (34) (weak but still important for heart disease).

            Well it’s time to end the low-fat myth. The low-fat approach to eating may have made a difference for the occasional individual, but as a nation it hasn’t helped us control weight or become healthier

            http://www.hsph.harvard.edu/nutritionsource/fats-full-story/

          8. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 21:49

            W pełni zadzam się z Jaz

          9. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 21:52

            Tak Jahu to laik, jak większość z nas :)))

          10. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 22:22

            właśnie laik, zgadza się. Co nie zmienia faktu, że jako laik mogę się wypowiadać w pewnych kwestiach i przedstawiać tezy na których poparcie mam określone badania. Co ma Jazz oprócz autorytetu Desmond i Harvardu? Narazie nic więcej nie powiedziała poza opiniami.

            Ostatnio udostępniłem taki tekst na feju, który świetnie tu pasuje: „Amerykańscy naukowcy odkryli, że ludzie uwierzą we wszystko co odkryją amerykańscy naukowcy”

          11. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 22:30

            Dlaczego Jazz piszesz, że to ja wyciągam te wnioski. Ja laik. Robisz tutaj fałszywą propagandę.
            To nie ja tylko surowe badania….które tak właśnie sugerują to co nie chcesz wyprzeć tak na siłę…. tak dieta wegańska pełnowartościowa jest korzystna przez to, że jest pełnowartościowa a nie przez to, że to są tylko rośliny. Dlaczego…. bo nie ma żadnych badań, które by to potwierdzały a póki nie ma, nie można stawiać tezy, że coś takiego jest. A w dodatku można znaleźć całą masę chorowitych wegan więc jakoś przez to, że w diecie są same roślinki nie spowoduje cudownego ozdrowienia.

            Oświadczam, że kończę tę wątek. Chyba, że przedstawicie badania, które mają udowodnić wasze tezy coś ponad odosobnione przypadki w dodatku własne.

          12. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 22:32

            zdziwiłbym się gdybyś się nie zgodziła…..

          13. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 22:40

            Jazz nie wiem czy zauważyłaś ale do było wprost pytanie zadane do mnie jako do osoby która je mięso i o dobre samopoczucie ludzi na paleo. Ty nie jesz mięsa więc nie wiem a Twoje poglądy są znane więc nie wiem czemu zabrałaś głos i znów się mnie czepiasz.

            Zostało mi zadane a ja odpowiedziałem. Tym samym narażając się jak widać na Twoje zaczepki. Ja wiem, że Ty się świetnie czujesz na wege i znam Twoją drogę. Po co teraz to przypomniałaś. To było nie na temat. Tematem było: czemu ludzie na paleo tak chwalą swoją dietę w kontekście cholesterolu i miażdżycy. Może Ty tego nie zauważyłaś bo zbyt się napaliłaś aby mi dokopać wszczynając dyskusję aby później sprytnie się z niej wycofać sugerując, że to ja ją wszcząłem.

          14. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 23:40

            i jeszcze Harvard:

            It is a common belief that the more fat you eat, the more weight and body fat you gain. This belief has been bolstered by much of the nutrition advice given to people over the past few decades, which has focused on lowering total fat intake while increasing carbohydrate intake. But the notion that food fat equals body fat isn’t completely true, and the advice has been misguided. For example, while Americans have gradually decreased the proportion of calories they get from fat over the past few decades, rates of obesity have increased steeply.

            Researchers once suspected an association between dietary fat and certain cancers. Here again, in adults, the percentage of calories from total fat consumed appears to have no important relation to cancer risk, and no clear evidence has linked any specific type of fat with cancer incidence.

          15. avatar pepsieliot 25 stycznia 2013 o 06:57

            Jahu jak nie chce Ci się tłumaczyć , a wiem, ze jesteś Polakiem, to nie wrzucaj tekstów po angielsku

          16. avatar Jah Maya 25 stycznia 2013 o 07:45

            dobrze. Tak będzie.
            Do tego co już wrzuciłem, nie będę powtarzał. Istnieje w internecie tłumacz np. googla i chociaż nie tłumaczy całkiem poprawienie to sens wypowiedzi można wychwycić bez problemu.

          17. avatar Jah Maya 26 stycznia 2013 o 08:26

            znalazłem kolejne ciekawe badanie z października 2012. Tłumaczenie cytatów przez google.

            http://www.clinicalnutritionjournal.com/article/PIIS0261561412002580/fulltext
            Serum total cholesterol: A mortality predictor in elderly hospitalized patients

            Cholesterol całkowity jako zmienna śmiertelności u starszych pacjentów hospitalizowanych.

            „Streszczenie
            Tło i cele
            Podwyższony poziom cholesterolu w surowicy krwi razem są związane ze zwiększonym ryzykiem sercowo-naczyniowych u dorosłych w wieku średnim, nie starsze. Dlatego zbadano, czy zwiększone stężenie cholesterolu całkowitego, cholesterolu zmniejsza ryzyko zgonu w szpitalu starszych.

            Metody
            Spośród 1852 pacjentów kolejno przyjmowanych do ostrego geriatrycznej działu z 1/1/99-12/31/00, tylko 298 (49,6% mężczyźni, średni wiek 81,36 ± 6,3 lat), którzy mierzona surowicy cholesterolu całkowitego i albumin w surowicy zostały uwzględnione w studiować i następnie do 31 sierpnia 2004 roku. Dane na temat umieralności wyodrębniane z ich zgonu.

            Wyniki
            Podczas obserwacji 3,47 ± 1,87 roku, 248 chorych zmarło. Ci pacjenci mieli znacznie niższy poziom odniesienia w surowicy cholesterolu całkowitego (183,3 ± 45,4 vs 200,2 ± 37,9, p = 0,01) i albumin (3,6 ± 0,5 vs 3,8 ± 0,3 g / l, p = 0,002), niż tych, którzy przeżyli. W analizie regresji Coxa, stężenie cholesterolu całkowitego pojawiły się znaczne, niezależny prognostyczny śmiertelności w tej grupie. W szczególności, każdy z 1 mg / dl wzrost w surowicy całkowitego cholesterolu zmniejsza ryzyko śmierci o 0,4%. Ta zależność utrzymywała się nawet po uwzględnieniu stężenia kreatyniny w surowicy, wiek, wskaźnik masy ciała, demencja i zastoinowej niewydolności serca. Czynniki te były również znacznie, niezależnie związane ze śmiertelnością.

            Konkluzja
            W bardzo podeszłym wieku hospitalizowanych pacjentów, podwyższony poziom cholesterolu całkowitego w surowicy i albumin mogą być związane ze zmniejszeniem ryzyka zgonu.”

  12. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 21:44

    Kilka tych punktów mnie interesuje więc będę śledził.

    fajnie, że to zgłębiasz na własną rękę nawet jeśli przez pryzmat 811.

    myślę, że warto zobaczyć jeszcze tego raw-foodowca apropo tematów:
    http://www.youtube.com/watch?v=xxvszzgYRjU

    1. avatar Jah Maya 22 stycznia 2013 o 21:47

      ;)))))))

      1. avatar AA 9 marca 2015 o 01:39

        Jahu, a czy potwiedzasz, ze miazdzzca to skutek niedostatku wit C

  13. avatar Jedrus1 23 stycznia 2013 o 02:33

    Co do reakcji Maillarda:
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Reakcja_Maillarda

    Trzeba wyróżnić jej dwa rodzaje, niskotemperaturowa i wysokotemperaturowa.
    Niskotemperaturowa reakcja Maillarda, jej produkty praktycznie, nie są szkodliwe dla naszego organizmu.
    Natomiast wysokotemperaturowa reakcja Maillarda to już coś innego. Termiczna obróbka w temperaturze powyżej 100 st. C powoduje powstawanie produktów szkodliwych dla zdrowia. Jednym z tych produktów jest akryloamid. lub akrylamid:

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Akrylamid

    Fragment:
    Akrylamid tworzy się w reakcji pomiędzy asparaginą i cukrami redukującymi w wyniku tzw. reakcji Maillarda[4]. Może powstawać już w temperaturze 120 °C, optimum to 140–180 °C. Akrylamid przyczynia się do występowania m.in. nowotworów przewodu pokarmowego[5] oraz uszkadza układ nerwowy (jest neurotoksyną)[6].

    Omawiając reakcję Maillarda z punktu widzenia dietetyki trzeba właśnie zacząć od akryloamidu.
    Całe szczęście, że ten związek jest na tyle reaktywny, że polimeryzuje sam ze sobą, bo w przeciwnym razie żaden gatunek nie przetrwał by na diecie termicznie zniszczonej.

    Pozdr.
    Jędruś

    1. avatar pepsieliot 23 stycznia 2013 o 21:17

      Przy gotowaniu, czy też parowaniu nie można chyba osiągnać takiej temperatury, bo ile może mieć stopni pond 100 para przegrzana?

      1. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 21:22

        ok. 120
        mhm dziwne, bo mówi się, że z szybkowara i parowara zdrowsze bo wyższa temp własnie i krócej trza gotować.

        do znudzenia będę 😉
        zbieracze-łowcy mieli dwie metody: albo szybko i gorąco albo długo i chłodno czyli szybkie smażenie czy prażenie bezpośrednio na żarze co dawało produkt półsurowy (krwisty) lub długie duszenie w dole ziemnych gdzie temp. waha się 50-80 stopni. Gotowanie w wodzie zwykle (chodź nie wszędzie) przyszło razem z garami i białymi niszczycielami.

        1. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 06:33

          Prażenie raczej daje dużo cząstek Maillarda, ale duszenie długie w dole, albo w bardzo dobrym naczyniu na malym ogniu jest spoko, chociaż Gerson też dopuszcza, aby ziemniaka upiec szybko i w wyższej temperaturze

          1. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 11:26

            no dlatego mówię o dwóch drogach: szybko o gorąco i długo i chłodno.

    2. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 22:23

      czyli przy podgrzewaniu żarcia bez węglowodanów akrylamid się nie tworzy?

      1. avatar Jedrus1 24 stycznia 2013 o 00:28

        Z tłuszczów (czystych, rafinowanych) powstaje akroleina.
        Równie szkodliwa jak akrylamid
        http://pl.wikipedia.org/wiki/Akroleina
        Akroleina powstaje z gliceryny, a gliceryna wchodzi w skład tłuszczów. Akroleina była używana jako gaz bojowy.

        Po drugie: jakie produkty, pełne, nierafinowane nie zawierają węglowodanów?

        Tylko że nie mów że mięso nie zawiera węglowodanów?
        Każda komórka zawiera mieszaninę węglowodanów, białek i tłuszczów, normalna kolej rzeczy.

        Pozdr.
        Jędruś

        1. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 06:36

          No własnie mu to napisaam i zreszta we wpisie o tym też pisalam, że nawet mieso zawiera węgle

        2. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 10:51

          heja… a to ja unikam rafinowanych 🙂

          Jedruś…. masz rację zawierają jednak tak małą ilość poza szczególnymi produktami typu wątroba, że można to pominąć. Moim zdaniem.

          1. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 11:17

            nie można pominąc z punktu widzenia reakcji Maillarda

          2. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 11:29

            no dobra… takich Maillardów to się boję 😉

          3. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 12:28

            my ze względu na wegański witarianizm interesujemy się co oczywiste innymi sprawami niż ty jako mięsożerny i gotujący 🙂

          4. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 11:30

            NIE boje!

          5. avatar Jah Maya 24 stycznia 2013 o 12:53

            dopiero co pisałaś, że raz dziennie gotujesz warzywa także chyba co nie halo 🙂

            To Cię zdziwię: gotuje mało ale nie boję się odpowiednio gotowanego jedzenia. 😛

          6. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 15:05

            codziennie gotuję fakt, ale jeszcze sama nie zdecydowałam się ich zjeść, ciagle szukam potwierdzenia, że to jest dla mnie dobre

      2. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 06:34

        No ale nie ma żarcia bez węglowodanów, pisałam o tym

  14. avatar AgaZ 23 stycznia 2013 o 20:00

    Chodzi za mną pieczona makrela i chlebki pita których nidgy nie jadłam, jestem weganką od dwóch lat, na diecie ponad 70procent surowego, pije duzo zielonych soków. dodaje olej lniany do surówek, ziarno konopi tez. nie wiem czego moze mi brakować. moze masz Pepsi jakis pomysł…

    1. avatar pepsieliot 23 stycznia 2013 o 21:09

      Brakuje Ci może omega 3, ale jeżeli chodzi o chlebek pita to jest zajebisty, nie jadlam dawno

    2. avatar pepsieliot 23 stycznia 2013 o 21:22

      Olej lniany pdobno nie jest najzdrowszy, 90 % podobno oleju w Polsce jest zjołczałego, twardnieją od niego żyły podobo, a także jest to produkt mocno przetworzony

      1. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 21:23

        heh instynktownie to czułem i wybierałem co innego 😀

        1. avatar Jah Maya 23 stycznia 2013 o 22:20

          wogle mnie dziwi, że nie można go kupić w 100 ml buteleczkach jak olejów leczniczych. Przecież nawet w lodówce to po otwarciu jest po tygodniu czy dwóch zjołczałe ale chyba nie jest to tłuszcz, który ktokolwiek zużywa tak dużo aby zużyć biorąc pod uwagę, jak niewiele potrzeba wielonienasyceńców.

      2. avatar NotMilk 24 stycznia 2013 o 16:02

        W sumię z oleju lnianego zrezygnowałem koło kwietnia i zamieniłem go na mczone nasiona lnu. Jak widać decyzja jak najbardziej słuszna:)

      3. avatar MartaWeganka 25 stycznia 2014 o 02:43

        Kupuję w aptece „budwigowy” LenVitol Oleofarmu – ten też jest szkodliwy? Używam mało i robię przerwy, ale jednak. Proszę o odpowiedź, jeśli ktoś ma wiedzę na ten temat.

        1. avatar Promyk 28 listopada 2014 o 20:58

          Olej lniany paradoksalnie nie zawiera minerałów w przeciwieństwie do swojego „substratu” – siemienia lnianego. Paradoksalnie, bo przecież jest olejem tłoczonym na zimno, nie podgrzewanym, a mimo to jest oczyszczony z tego, co dobre… Niestety, jak każdy inny olej jest w 100% tłuszczem, a więc pustą kalorią. Zdecydowanie lepszym i tańszym źródłem jest oczywiście wersja naturalna – zmielone siemię lniane, świeże, 2 łyżki na dzień, może być jako dodatek do potraw. Olej lniany jest nieekonomiczny, przereklamowany, trudny w przechowywaniu, dla mnie ma wstrętny smak i nie mam nigdy pewności, czy rzeczywiście jest na tyle jakościowy jak zapewnia sprzedawca i czy rzeczywiście kwasy omega-3 w nim są zachowane i nie utleniają się tak szybko w ciemnej butelce… Jak każdy olej jest o wiele bardziej podatny na utlenianie, już podczas produkcji proces ten następuje, więc trzeba się spieszyć z zamknięciem go do butelki i schłodzeniem. Podczas transportu do domu butelka się ociepla i już straty… Po co więc przepłacać za taki produkt? Natomiast siemię lniane jest o tyle lepszym wyjściem, ponieważ kwasy omega-3 są hermetycznie zamknięte w skorupkach i zawsze wiesz co jesz po ich zmieleniu i szybkim zjedzeniu 🙂

          1. avatar AA 9 marca 2015 o 13:55

            Podobno w odmianie Szafir jest dużo tego alfalinolinowego (chyba literki poprzestawiałem). A te z marketów maja go niewiele.

  15. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 16:30

    ja go nie brałam wcale, bo nie mieścił się w preferencjach 811:)

  16. avatar AgaZ 24 stycznia 2013 o 20:25

    nie wiedziałam ze lniany taki zły , przerzucę sie na nasiaonka. nie chce słuchac swoich zachcianek bo zawsze potem żałuje. :-). ostatnio ogładałam program gdzie mówili ze jak organizm ma jakieś braki zawsze domaga sie tego najbardziej tłustego lub słodkiego tzn niezdrowego.
    a snu napeno mi brakuje bo córeczka ząbkuje…

    1. avatar pepsieliot 24 stycznia 2013 o 21:53

      Uściskaj córeczkę od pepsi:))

      1. avatar AgaZ 24 stycznia 2013 o 22:41

        uściskam od cioci Pepsi, 🙂
        powiem Ci jedną niesamowita rzecz ze takie maluszki mają niesamowita intuicje i wolą surowe owoce niz zupki (które sama gotuje z warzyw eko na parze) banana może jesc w kółko 🙂

  17. avatar AgaZ 24 stycznia 2013 o 22:44

    posłodze jeszcze troche
    Uwielbiam Twój blog Pepsi, dyskusje na nim, Twoja szczerość w nim jest bezcenna!!!
    Dziękuję Ci

    1. avatar pepsieliot 25 stycznia 2013 o 06:55

      :))

  18. avatar Wojciech Majda 16 grudnia 2014 o 03:09

    „Ożesz, przeciętny makrofag może sfagotyzować do 100 bakterii.” Zabrzmiało bardzo antyhomoseksualnie 😉

  19. avatar Johy 5 lutego 2015 o 15:41

    po przeczytaniu już totalnie nic nie wiem 🙂

    1. avatar pepsieliot 5 lutego 2015 o 19:05

      Johy czego Kochana nie wiesz?

  20. avatar Anna 16 maja 2018 o 18:33

    hej Pepsi 🙂 takie pytanie mam, jem sporo owocow ale tez zdarza mi sie zszamac cale avocado albo sporo orzechow, czyli sporo tluszczy. Zastanawiam sie czy jak trzyma sie odpowiednie przerwy pomiedzy np szejkiem z 3 bananow i 3 kiwi a pozniej salatka z avocado to jest ok. Mam na mysli jakies 3,4 godziny. Dziekuje 🙂

    1. avatar Jarmush 16 maja 2018 o 18:48

      to tak nie działa, liczy się nawet tygodniowa podsuma węgli prostych/fruktoza do tłuszczu. Czyli jak jednego dnia zjesz coś takiego, ze 2 dni się pilnuj. Chyba,że masz świetne wyniki, niski kwas moczowy i insulinę na czczo, przy cukrze w normie nie przekraczającą 4. No i jak nie masz zbyt dużo lat na karczku 🙂

      1. avatar Anna 16 maja 2018 o 19:07

        Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź 🙂 Ja jakoś czułam że robię sobie kuku. Blendowane owoce robia mi swietnie, mam duzo energi, czasami mam wrazenie ze jestem nawet dziwnie pobudzona 🙂 i owocki gdzies tak do 15 a pózniej warzywka z oliwa, avocado albo niedaj boze jak sie dorwe do pistacji… no nic, jeszcze sporo doedukowac sie musze 🙂 Dziekuje bardzo że jesteś i pomagasz <3

        1. avatar Jarmush 16 maja 2018 o 21:49

          <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum