Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
NIE jestem fanką obnoszenia głupoty, raczej zostawiałabym ją w domu, entuzjastką bywania, również nie, pokazywania się publicznie bez specjalnego powodu i nie na temat, tym bardziej nie jestem miłośniczką.
Jednak tak wygląda pewien fragment egzystowania w biznesie. Masz gdzieś iść wystrojony i rozsiewać uśmiechy.
Idziesz więc sobie któregoś dnia na Champs-Élysées street in Paris, czy nawet w Budapeszcie wstępujesz do rosochatego butiku, w Wawie też już jest i obkupujesz się w torby.
A każda najmniejsza ilość tych toreb jest jednocześnie ilością przesadzoną.
Torby z charakterystycznym logo, marzenie wielu elegantek, które jak obnosisz się z nimi po ulicach, a szczególnie lotniskach to masz mieć przy sobie certyfikat autentyczności, bo mogą cię posądzić o kradzież trademark.
Na marginesie dodam, że moim skromnym zdaniem, owe torby to wielkie ceratowe gówno, to że ceratowe to w sumie dobrze, ale i tak wykończone świńską skórą, to źle.
Kiedy jeszcze głupia byłam i zupełnie inna niż dziś, do tego stopnia, że nie wiem kto te torby kupował, poszłam do takiego sklepu i kupiłam sobie torbę coś jak konduktorkę,
i zaraz odgięła się z przodu, a drugą w innym butiku, a nawet w innym mieście, nie mówiąc że państwie, kupiłam taką większą, typu do podróży i w środku jest tylko lewa strona tej ceraty, bez podszycia i żadnej, nawet najmniejszej kieszonki, więc jak szukasz ładowarki, to musisz cały bagaż wyrzucić na posadzkę.
Za nieprzyjemną kasę dostajesz tylko to logo, bo cerata stosunkowo szybko się łamie i deformuje, a cała rzecz jest mocno nieporęczna. Co z tego, że do pierwszego sklepu prowadził dywan rozłożony na ulicy, a specjalny piękny pan w obcisłych owerolach z lampasem i czarnych lakierkach nie chciał wydać pakunku, chociaż wyciągnęłaś już po niego rękę, pan kobiety, pod pretekstem, że tak musi, ignoruje i koniecznie idzie zanieść torbę, Twojemu chłopakowi czy mężowi, ciekawe jakbyś sama po sprawunki przyszła, czy by ci ją wydano, czy niesiono by ją za Tobą i oddano dopiero w ręce pana domu.
Jak się przyglądasz tym torbom z bliska to już wiesz dlaczego trzeba owe certyfikaty nosić ze sobą, bo każdy kto ma w domu brązową ceratę, pieczątkę z małego drukarza, w prehistorii dostał przecież od Św. Mikołaja i kawałek rzemienia, w szesnaście minut, może sobie taką rzecz uszyć na singerze do grubszych materiałów bardzo odpowiednim i nawet podszewki żadnej nie będzie potrzebował, bo torby bywają, fakt, że nie wszystkie, ale są i takie, od środka sote. Z kuframi jest trochę inaczej, ale kto by szył sztywną z okuciami walizę.
Każdy może sobie taką torbę kupić, pod warunkiem, że jest wariatem, ale faktycznie, są dla Ciebie niesłychanie uprzejmi, nie legitymują Cię, no chyba, że Chińczyków w Londynie, oni rzeczywiście kupują owe torby przez podstawione z Polski, dajmy na to, osoby.
Pijar tych toreb jest niezwykle wywindowany i reklamują je osoby w kształcie: Madonna jako niegrzeczna materialistka w kabaretkach, odpoczywająca przy biurku, albo Angelina Joli pływająca czółnem w zamglonej scenerii bagiennej, widziałam też Gorbaczowa w reklamie, kiedy jechał rządową limuzyną, a obok niego spała dyplomatka z wiadomym logo. Wiadomo, że prawie wszyscy chcą być jak Madonna, Angelina, albo dokonywać przewrotu ustrojowego niby Gorbaczow.
Jednak dla wizerunku firmy stało się coś okropnego i trzeba było anonsami prasowymi rzecz naprawiać, a rzecznicy firmy mieli pełne ręce roboty, żeby odkręcić nieporozumienie, bo jakieś panie tym razem o słabym wizerunku nakupiły toreb.
Firma z desperacją obwieszczała, to nie one, nie one są ambasadorkami marki, one tylko sobie te rzeczy kupiły, ale to zrozumiałe, że nasza marka utożsamiana jest z wyższym stylem, intelektem, klasą, zdecydowanie szczuplejszymi ciałami, wręcz wychudzonymi, my targetujemy do wysublimowanego świata miłośników ceraty z nadrukiem pożądanego logo i nie bierzemy odpowiedzialności za to co się porobiło, jednym słowem ambasada radziecka nie weźmie na siebie, tego pierdnięcia angielskiej królowej.
Na jakim okrutnym i absurdalnym świecie musimy żyć, gdzie średniej jakości rzecz, ale nawet jakby była najwyższej, kij z tym, z brązowej ceraty z odpowiednim opatentowanym nadrukiem, nagle jest ważniejsza od człowieka, co z tego, że dość mocno, przynajmniej na pokaz krotochwilnego, powierzchownego i w złym guście, ale co to w ogóle znaczy ten zły gust?, i człowieka taka ceratowa kupa obraża, dyskwalifikuje i że w ogóle ma czelność stawania z jakimkolwiek nabywcą w szranki.
Do czego to doszło, że zagówniona rzecz stawia wymagania?
Blog pepsieliot.com, nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba. Rzuć też może gałką na to: Dobre suplementy znajdziesz w naszym Wellness Sklep
Disclaimer: Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, i niekoniecznie wyraża zdanie założycielki bloga, tym bardziej nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.
Powiązane artykuły
Komentarze
To prawda, że te torby wyglądają jak własne podróby i są parodią samych siebie. Dziwię się, że ktoś w ogóle je kupuje i to za taką kasę, narażając się na podejrzenie bycia klientem chińskiego bazaru.
sama się tego bardzo wstydzę Ulka i myślę to samo co Ty,
A jestem w szoku ze torba posiada certyfikat ????
i do tego nigdy nie można jej kupić w promocji, czy też taniej, bo nigdy nie robią soldów, taki pijar se wymyślili
Poniosło mnie, staram się nie reagować i nie daję rady. Klepnęłam coś na feju na osi znajomej pisarki, wkurzyło mnie jej słodko-pierdzące pisanie o duchowości i zen i poszukiwaniu tego w codzienności. Ok, celebrujmy codzienność, ale wspomniała o zen w kontekście robienia kotletów :(. Zapytałam więc o duchowość w trakcie podrzynania gardła. I już jestem oceniająca wegetarianką noszącą skóry – hipokrytka. I odwracam to, żeby nie robić zadymy, bo widuję ją często na ulicy, jest też klientką mojej mamy. I jeszcze napisała do mnie Ewuniu… Ale szlag mnie trafia, najchętniej odgryzłabym jej głowę i wypluła na kompostownik. ” Uważam, że mam prawo korzystać z dóbr wszechświata”, taaa ja też i dlatego twoimi gałkami ocznymi pobawią się moje koty. Jestem pełna nienawiści. Agresywna weganka, tak. To prawda. Wkurza mnie ta kobita, jej promocja na fejsie, kilka postów dziennie o jej książkach, słodkie do wyrzygania teksty o myślach uciekających jak motyle, wstawianie sielskich fotek i wierszyków. A może jej zazdroszczę? Bo ona pisze, wydaje, ma fanów? Czy to możliwe, że zazdroszczę nie czując zazdrości? Pepsi też wydajesz a nie mam ochoty na Twoją głowę. Fakt, że kilka lat temu dałam pani pisarce do oceny mój tekst, do dzisiaj nie odpowiedziała. Może to o to chodzi? Jakoś nie wydaje mi się jednak, wkurzają mnie mięsożercy, to gówniane pisanie, każdy ma prawo wyboru. Napisanie” jem mięso, bo uważam, że tak powinno być” przechodzi bez echa. Napisz, że masz inne zdanie to jesteś oszołomem. Jestem wkurzonym oszołomem, zagryzłabym. Przynoszę wstyd spokojnym wegetarianom siejącym pokój na ziemi. Jakbym miała karabin maszynowy poszłoby pół miasta, a potem wypuściłabym psy ze schroniska żeby się najadły. Sorry, nie miałam gdzie tego napisać. Jak sobie z tym radzicie? Ja zaciskam zęby dosłownie, żeby czegoś nie klepnąć przy rodzinnym zjeździe. Chyba skasuję konto na fb mniej nerwów.
FRraniu, tutaj zawsze możesz rzucić wiąchę, niestety z ludźmi tak jest, najbardziej dotykają nas Ci , których znamy zarówno osobiście jak i na podstawie tego co z nich wylatuje, a szczególnie jest to trudne kiedy się łączy dzieło i jego twórcę. Często są bardzo poważne rozbieżności. Ale ja Cię zachęcam do pisania, masz energię twórczą, więc nią sieknij
Człowiek jest elementem przyrody i łańcucha pokarmowego. Kiedyś też zostanie zjedzony przez robaczki. Polecam spojrzeć na to w ten sposób a nie jak na morderstwo. Łańcuch pokarmowy to normalna sprawa. Trochę mnie śmieszy, że ktoś tego nie uznaje. Lwy i hieny też powinny przejść na wegetarianizm? Powinnyśmy jedynie dbać o przetrwanie gatunków.
Pepsi, czy ta restauracja RO Organic jeszcze funkcjonuje? Wybierałam się do Krakowa, a tutaj odnośnik na ich stronę jest nieaktywny, profil na facebooku z wyszukiwarki też już nie istnieje. Dalej można tam zjeść, bywasz tam?
Nie padli, najpierw położyli Gołębią chyba w marcu, a od czerwca nie ma już też Wolnicy
Czyli w końcu nie padli czy położyli i nie ma? Nie zrozumiałam chyba ;))
Padli ja dłudzy, czyli nie ma RO
Kiepściutko. Czyli wszystkie surowe restauracje padają, szkoda trochę, może źle się do tego zabierali albo w Polsce to jeszcze nie ten czas ; ))
Me, przede wszystkim surowa restauracja nie jest miejscem, gdzie witarianin na 811 ma chęć jedzenia, chyba, że bardzo początkujący. Ja tam chodziłam tylko z tego powodu, że rygorystycznie przestrzegali zasady, że wszystko jest organik. W Momo, naprawdę jest z tym różnie, jednak w RO nigdy nie jadłam rzeczy z karty, bo nie jem tłuszczu, więc robili mi sałatki, sushi i takie tam na zamówienie. Bez tłuszczu. Ze względu na to że wszystko było organiczne i surowe, nie dało się jak w momo stary brzydki szpinak zamienić na papę i dolać oleju i wrzucić parę pseudo orzechów, bo tak nazywają fistaszki, tutaj albo szpinak pięknie wyglądał, albo po dwóch godzinach trzeba bylo go wyrzucić. Więc dla krakowian, raz, ze wyjątkowo skąpych ludzi, a do tego lubiących narzekać, ale też mało pomysłowych i pracowitych, to ta knajpa była nie do zaakceptowania, bo niby droga, przychodzili zbiorowo, jak było żarcie za darmo do prelekcji, natomiast światowy klient, lub po prostu ktoś zainteresowany ideą nie zdążył się nawet o RO dowiedzieć. Trzeba jeszcze przyznać, że RO krakowska była na o wiele wyższym poziomie, niż Surya warszawska, gdzie wszystko było z najtańszego hipermarketu, typu makro. Natomiast jeżeli chodzi o zarządzanie biznesem, to osób mniej się do tego nadających niż właściciele RO jeszcze nie spotkałam, ale to jest inna para śniegowców.
A co to jest Momo? Też jakaś witariańska restauracja?
Pewnie jeśli było wszystko organiczne to ceny też były dużo wyższe niż w Suryi, a ona sama do tanich nie należała. Ale szkoda, bo chciałam na coś surowego pójść w Krakowie.
Nie Momo, to wegetariańska, ale z przewagą dań wegańskich i organiczna , niby, nie do końca jestem pewna, czy aby wszystko, bo jeden dostawca warzyw jest bardzo kontrowersyjny i widziano go jak kupował warzywa na zwykłym dużym i tanim targu, a le może to pomówienia, ale momo reklamuje się jako organiczna, jedzenie jest tanie i smaczne tak z hinduska, ale jest tam obrzydliwie
Wtrącając trzy grosze, Momo to dla mnie niewypał, jeszcze niezbyt smaczny. Wolę i bardzo, bardzo lubię Noreny
Byłam w Norenach, sushi bardzo słabe, nazwy pokarmów udające jedzenie mięsożerców i zero organicznego jedzenia, jak Krupnicza, to tylko Sissi,owszem są tam potrawy dla mięsożerców, ale wszystkie warzywa, kawa, a nawet białko zwierzęce, chleb, desery w tym lody, pochodzenia organicznego, certyfikat, lub działka właścicieli. Znam , wiem. Mistyczni ludzie. Momo nie dowiodło, że są organiczni, nie mówiąc o barze z burgerami wegetariańskimi na placu Wolnica. Tak czy siak Mylene jest śliczna.
Widziałam te torebki w ciuchlandach, do głowy mi nie przyszło, że to jakieś firmówki, traktowałam je raczej jako tandetne babcine torebiszcza 🙂 ale ja z modą jestem do tyłu, chyba ze wszystkim w sumie. Brak tv i radia. Coraz rzadziej czytam wiadomości. Słucham tylko muzyki. Zdziczałam. W tym całym witarianizmie jakoś nęci mnie i przekonuje sezonowość. I lokalne warzywa i owoce. Tylko nie mam pomysłu na zamiennik bananów. Skąd ta potrzeba? Ano ciekawość i fakt, że w każdej części świata ludzie mają w trzewiach inną florę bakteryjną. Stąd często dolegliwości w innych klimatach, nie zawsze muszą wynikać z brudu. Pamiętam, jak byłam w Maroko, jadałyśmy tylko w najtańszych knajpach i na ulicach, to samo, co tubylcy. „Rozchorowałam” się dopiero po 2 tyg chyba. Żaden z tego wniosek 🙂 Muszę to rozkminić. Pepsi, nie wiem czy lubisz buraki, ale barszcz na kiszonych (jest witariański) to rewelka.
w ciucholandach nie ma ani jednej firmwki, zapewniam Cię, te torebki zapisuje się córkom w spadku
Hmm może, nie przyglądałam im się, nie jestem torebkowa, nie mam ani jednej torebki, najczęściej noszę torbę fotograficzną do której ładuję pieluchy.
Franiu wierz mi, byłam specjalistką od tych rzeczy, to są podróbki. Można używaną torbę kupić w takich szpanerskich tylko markowych sekendhendach dajmy na to w Paryżu, czy na południu Francji, ale chociaż widać ślady używania, torba ma najczęściej certyfikat, i nadal kosztuje minimum pięćset euro, to te całkiem małe, a większe od tysiąca euro w górę, za używane oczywiście.
Lubię barszcz na kiszonych, nawet uwielbiam, ale ne chce mi się go robić, nudzi mnie kuchnia i unikam jej jak ognia 🙂
Ja bardziej „uwielbiam ten barszcz” niż „nie chce mi się robić”. Zrobiłam dzisiaj. A gary i tak mnie nie ominą z racji karmienia bobasa, ograniczam się do ugotowania jaglanki na 2 dni i zupy na obiad, reszta dodatków z ogródka. W mojej wsi słowo „organiczne” jest znane tylko w branży śmieciarskiej w zestawie z odpadami. Mam, co wyhoduję sama ale mam czereśnie, jabłka, szpinak, pietruchę, jarmuż, marchew, aronię, pigwę, maliny, porzeczki ech… Niestety nie moja to zasługa do końca, drzewka owocowe już były jak kupowałam dom.
masz super, zazdroszczę, nie mogę się zmusić również do prac w ogrodzie, tak mnie nudzą, a niedaleko sąsiad ma wszystko i takie piękne grządeczki, ale on jest gejem, a mnie daleko do jego zapobiegliwości
Ja tak trochę z innej beczki… A mianowicie o wodę mi chodzi. Pare dni temu byłam na wykładzie w Tarnowie o jonizatorach wody. Zastanawiam się nad kupnem (cena 1000-1500zl) jednakże po przeczytaniu Twojego wpisu dot. wody, w którym, z tego co zrozumialam odradzasz jonizacji mam lekki metlik w glowie. W moim kraniku płynie woda prosto z mojej studni, nie zawiera ponoc chloru ani fluoru (rodzice niedawno badali) jednak jest dużo kamienia dlatego zaopatrzylam się w filtr Brity. Woda ta jest zupelnie inna niż butelkowana taka jakby gęsta, ciężka. Zastanawiam się czy w takim razie ten jonizator jest mi aż tak potrzebny?… Ale co mnie najbardziej poruszyło na tym wykładzie to to, ze facet wziął wrzucił te same pomidorki, kupione bodajże w Tesco, do przezroczystych misek. Jedna miseczke zalal zwykła woda z kranu a druga ta zjonizowana. Po minucie woda ze zjonizowana woda zrobiła się taka brudna, ciemniejsza. Facio tłumaczył to tym, ze pozwala ona na bardzo skuteczne oczyszczenie owoców, warzyw z różnego typu chemikaliów. Zastanawiam się czy to rzeczywiście możliwe??? Oczywiście wykład był o samych pozytywach tychże jonizatorow. Dostałam nawet książkę ale jeszcze jej nie przeczytałam.
Ajlona, jak sama wspominasz kiedyś pisałam o wodzie, generalnie niczego nie jonizuję, używam wody mineralnej niegazowanej do wszystkiego, bo nie mam innego źródła, a woda z kranu nawet do kąpieli się nie nadaje i spłukuję ją tez wodą butelkowaną, nie jest to ekologiczne, ale nie chcę kontaktować się z chlorem i inną chemią, Nie czytam już na temat wody i nie szperam, więc niczego nie mogę Ci doradzić w tej kwestii, oprócz tego co kiedyś napisałam. Jest też taka zasada, której się bardzo trzymam, nie pytaj się sprzedawcy odkurzaczy, czy Ci jest odkurzacz potrzebny, to samo z joinizatorem, nie można o konieczności jonizacji zdawać się na opinię gościa, który sprzedaje jonizatory
Temat wody zjonizowanej a właściwie zasadowej znany jest od dawna. Wszystkie mineralne wody, nawet te najdroższe mają przeważnie odczyn lekko kwaśny i potencjał redox/ORP dodatni, czyli raczej zakwaszają organizm. Woda zasadowa odkwasza organizm i dodatkowo ma duży ujemny potencjał redox, czyli jest bardzo dobrym antyutleniaczem. Miałem kiedyś możliwość picia wody z takiego urządzenia i w krótkim czasie wypiłem 3 szklanki tej wody tak domagało się jej moje ciało. Ksiązkę, którą warto przejżeć można zanaleźć w googlach wpisując „woda zjonizowana – życie bez chorób pdf”, warto też poguglać np. „redox woda”, „woda jonizowana”, „woda zasadowa” również na youtube można znaleć sporo informacji. W procesie elektrolizy powstaje również woda kwaśna o dodatnim redox, czyli jest utleniaczem. Używa się jej do mycia owoców, warzyw – dobrze wymywa to co jest na powierzchni i dodatkowo ma właściwości dezynfekujące, chyba też jest bardzo dobra do mycia skóry. Z ciekawostek, to w japońskich szpitalach stosują tego typu urządzenia, bo przyśpiesza to proces zdrowienia, wymiernie. Najtańsze ~1000zł takie jonizatory mają formę czajnika, droższe są przepływowe z możliwością ustawienia pH > 2500zł. Mnie osobiście budzi niepokój to, że jony z elektrod (stal nierdzewna pokryta ?wolframem) mogą czy też uwalniają się do tej wody i jaki to ma wpływ na organizm.Tyle w dużym skrócie.
http://www.pepsieliot.com/medytejszyn-is-relejszyn-a-waser-is-kosmitka/
hmm, ten link mi nie bangla 🙁
sorki, bo już mój blogas zniknął z wordpressa, ten już działa, tylko nie pamiętam, czy to ten sam wpis, tylko o innym tytule, czy inne wypociny 🙂
Zdaje się, że z raw restauracji ciągnie już tylko machina organika we Wrocławiu. Ale oni nie sa tylko surowi, mają weganskie kanapki i mieszane dania, zwłaszcza zimą. Być może to jest jakiś klucz. W naszych warunkach atmosferycznych i przy tym jak wygląda pensja, ale też świadomość przeciętnego Polaka 100% surowa restauracja nie może się chyba na razie powieść. U nas na razie świadomość tych ludzi któ®zy coś tam się bardziej interesują co na talerz kładą to jest taka, że trzeba czytać etykiety, jeść 5 porcji warzyw i koniecznie zalewać wszystko oliwą z oliwek extra virgin. Wszystkiemu winne są media niestety, bo ludzie naprawdę ślepo ufają temu co słyszą w wiadomościach i przeczytają w prasie.
szkoda, że nie ma już tych miejscówek w krakowie i warszawie, z drugiej strony naprawdę mam mieszane uczucia co do właścicieli – czy to są idealiści/marzyciele czy po prostu nieroztropne osobniki, które wiedząc jak sie sprawy w naszym kraju mają zdecydowały się i tak na ten biznes.
żeby zwykli ludzie przychodzili, czyli tacy co chodzą do sushi barów i wiedzą że jedzenie surowe musi być po kilku godzinach wyrzucone jeżeli go nie kupią. Ja się po prostu brzydzę jeść w witariańskich restauracjach w których nie widzę jak się przygotowuje potrawę, w sushi zawsze widzisz kucharza i nie ma mowy żeby podtarl nos. Więc to był juz dla mnie problem, bo jednak w innych wegańskich knajpach też jest obrzydliwie, ale przynajmniej idzie to do gorąca. Dla mnie restauracja witariańska to jakas tam enta potrzeba, na pierwszym miejscu stawiam okrutny brak codziennych braków organicznej zieleniny i owoców, a nie tylko w poniedziałki i czasami w piątki, do tego wybór owoców organicznych okropnie mały, w tym roku jeszcze nie jadłam przez to jabłka, bo w Lidlu nawet nie ma
Pepsi żesz, posadź że Sobie jabłonkę albo dwie, skoro masz gdzie, albo najmij kogoś. Dasz zarobić i będziesz miała swojskie papierówki albo antonówki.
posadziłam, ale to nie obradza odrazu
W tym roku jest problem z jabłkami. U moich dziadków jabłonie, które zawsze owocowały każdego roku bardzo obficie, są w tym roku praktycznie całkowicie pozbawione owoców, podobnie jak maliny. Jedynie czereśnia obficie zaowocowała, więc trzeba się cieszyć tym, co jest.
a ja ak liczyłam na dwie przydrożne zapomniane jabłonie, które w zeszlym roku ogałacaliśmy z urodzaju
Kiedyś widziałam wywiad z właścicielką Machiny, mówiła, że osobiście mięso je, więc to biznes tylko, a nie przekonania…
Biznesmen wymyśla biznes, który jest dochodowy i żadko ten biznes staje się jego misją życiową. Do tego dochodzi dywersyfikacja, czyli działanie wielotorowo, aby zawsze któryś biznes poszedł lepiej.
@Ajlona – ja posiadam już jonizator jakieś pół roku i jest to dla mnie jedna z lepszych rzeczy (prócz blendera) w które zaopatrzyłam się na początek mojej przygody z weganizmem. Woda faktycznie posiada szereg właściwości, możemy zrobić różne PH, dzięki czemu woda ta może nam służyć na wszelakie sposoby np. na biegunkę, jakieś odkażanie, do mycia twarzy, włosów… jest tego trochę sporo 🙂
No i woda jonizowana jest dla mnie wyjątkowo dobra, czysta, taka arktyczna wręcz 🙂
Justyna cieszę się
pierwszy raz widzę żeby wraz z torba dostać potwierdzeni autentyczności, certyfikat od torby, śmiechu warte czyli jak ktoś się pyta czy oryginalna to ty mu tym świstkiem przed oczami machasz? 😀 pierwsze wiedzę, szczerze to niby fajnie mieć markową torebkę ale ja bym nie mogła wydać fortuny na taką błahostkę chyba jestem zbyt rozważna w zakupach. pozdrawiam.
nikt mnie nie pyta, bo Ci co mnie widzą nie mają wątpliwości że nie noszę podróbek, natomiast jakbym chciała torebkę sprzedać, albo dajmy na to była jakaś akcja na lotnisku, powinno się mieć przy sobie certyfikat, ale tak jak wspomniałam obecnie nie kupiłabym takiej torebki z kilku powodów,
Też miałam kiedyś w życiu etap wydawania kasy na pierodły w tym stylu, co prawda moją słabością były ekskluzywne kosmetyki, szmaty i reszta zawsze były dla mnie tylko szmatami. Mam jedną kurtkę lepszej marki i szczerze wstydzę się ją nosić, przez widoczne logo. A przepraszam posiadam oprawki do okularów brandowe, niestety. Piszę niestety, bo wydałam na nie dwie emerytury 10 lat temu i jest mi po prostu wstyd, że sodówka uderzyła od nadmiaru gotówki. Ludzie są durne jednak, trzeba było założyć lokatę, teraz jak znalazł 🙂 Musze to napisać… te torby to strasznie obleśne twory. Przesyłam moc z Mazur.
ja niestety mam jeszcze sporo rzeczy z dawnych zakupów, mają tylko tę zaletę, ze są praktycznie niezniszczalne i ponad czasowe i obecnie niczego z wyjatkiem , rzeczy do sportu, podkoszulków i bielizny nie dokupuję, nie tylko, ze nie musze ale przede wszystkim nie chce, sporo rzeczy też rozdałam. Mam nadzieję, że mi juz nie odbije kolejny raz, jednak używanie w łazience, całym domu specyfików tylko eko też jest sporym wydatkiem, ale mam nadzieję ze lepszym z punktu widzenia świata, na Mazurach jesteś na wakacjach?
Nie, mieszkam tu nad jeziorem Czos.
Pięknie !!
O jaki odmienny temat, lubię jak się takie trafiają! A może zapodasz jeszcze coś w temacie związanym z dobrymi rozwiązaniami w zdrowym domu? Kiedyś pisałaś o naturalnych dechach, odpowiednich farbach. Może znajdzie się jeszcze parę osób zainteresowanych tymi tematami? Albo jakieś zajawki pani archtekt? Też były ciekawe!
Dobra, już nie psioczę ja kijową torbę z Tkmaxxa co jest praktyczna, ale wykonana do bani. Te torby, co wyglądają jak swoje podróbki, to jest dopiero naciągactwo.
Wracam do tego z całym rozmachem.
dlatego wolę polskich kaletników. można mnie linczować,ale dla mnie jedna dobra skórzana torba na lata jest bardziej eko miż pierdyliard toreb z „ekoskUry”. ament.
To fajnie. Teraz widzę, że wyświetlił mi się artykuł sprzed niemal 3 lat 😉
no właśnie, w archiwach mam zakopane fajne treści, przyszedł czas, żeby je odkurzyć, odświeżyć i przypomnieć,
To jest płótno a nie cerata. Jaka szkoda ze osoba, która stać na kupno takiej torby nie potrafi jednocześnie docenić jej historii tylko traktuje ją jako kolejny śmieć w swojej szafie. Niestety im się jest bogatszym tym mniej docenia się pewne sprawy, wszystko staje się zwykle a człowiek na sile staje się wybredny myśląc, że tak właśnie należy się zachowywać będąc na pewnym poziomie finansowym. Bardzo nieładnie to wypadło.
Bardzo nieładnie, be