Widzę opętaną przez ego kobietę bluszcz, która swój spokój i szczęście wiąże z innymi, oczekującą, roszczeniową, z pretensjami, nierozumiejącą, że przez cały czas szuka tyczki, żeby się wokół niej okręcić, a i tak czuć się niespełnioną i niedoborową. Wprowadzającą chaos, podwyższającą entropie, bezrefleksyjną. Ślizgającą się po powierzchni matrixu jak nierozumna łyżwa. Jednym słowem głęboką uśpioną osobę podczepioną pod wahadło destrukcji z nałożonym pakietem, programem oczekiwań, wyobrażeń, niezrozumienia. Też ją widzisz?
Jadę na oparach. Próbowałam zmienić myślenie i zasady. Podejść do wszystkiego z empatiaą. Nawet jeśli chodzi o wyjścia, był czas kiedy go przymuszałam, robiłam focha, awanturę, później był czas, gdy zrezygnowałam, bo nie chciałam sie kłócić. Od kilku lat próbuję sama sobie organizować wyjścia w towarzystwie dziewczyn, ale on uważa, to nieraz za zdradę, zagrożenie dla naszego związku, powinnam umówić się na śniadanie, na lunch, skoro potrzebuję się wygadać (niestety nikt nie ma czasu wtedy).
Uważam, że skoro nie lubi tańczyć, jest przemęczony, nie bawi go już nocny klub, nie powinien mieć żalu, czy pretensji gdy robię to ja. Wielokrotnie jestesmy obok siebie, bo jego wessie komputer, a ja co mam robić? Taka jest często nasza niedziela, oprócz ćwiczeń, posiłków, jakiegoś filmu, kisimy się w domu. Nie mamy dzieci, więc moglibyśmy spontanicznie wyjść, nie pijemy często, więc on uważa, że to niepotrzebne, ja mogłabym nawet przy soku posiedzieć. Dlaczego mam byc o 18 w domu? Wiem, że nie powinnam sie porównywać, ale koleżanka wychodzi prawie codziennie, nie mają dzieci, bawią się z innymi ludźmi. U mnie to zawsze wielkie nagabywanie.Zaczynam myśleć, ze kompletnie się nie dobraliśmy, że duszę się, że dobrze jest wtedy, gdy idziemy po jego myśli (on uważa, że jest po mojej), ale jak po mojej, skoro całe miesiące wychodzimy (jak już) niby grzeczne dzieci we wczesnych godzinach i szybko do domu. Już nie wiem jak to ugryść. Przejadło mi sie. Jest mi źle, szkoda mi nas. Chodzi obok mnie, chce się przytulić, uśmiecha, nagabuje, a we mnie te wszystkie myśli od kilku tygodni rozrastają się, jak trujacy grzyb.
Możliwe, że to moja wina, że tak go nauczyłam. Idą święta, nawet choinki nie ubrałam, chorowałam, miał wolne, a do tej glowy nawet nie wpadnie, że mógłby sam ubrać, podpytać gdzie co jest. Od dwóch dni czuję się lepiej i czekam … bezczelnie czekam czy może zapyta. Co prawda na Wigilię idziemy do rodziny, ale czy on nie ma nic świątecznego w sobie. Ludzie od tygodni gotują razem, jeżdżą na zakupy, ja robię to sama, a jeśli chcę go bardziej zaangażować, typu ja gotuje, ty sprzątnij, albo ja gotuję, a ty podjedź do dwóch sklepów, to on staje okoniem. Czy ten związek jest skazany na zagładę? Żal mi go, siebie, nas. Wiem, że nikogo się nie zmieni. Byłam 13 lat z alkoholikiem, poszłam na terapię, odeszłam. Byłam sama, i chciałam być sama. I nagle on, uparty, zdobywający. Po latach życia z kimś, kogo obchodziła tylko wódka (zachowywał się zawsze jak otumaniony) i stosującym przemoc psychiczną obwiniajac mnie za swoje niepowodzenia… nagle pojawił się ktoś dla kogo bylam Kimś Najpiękniejszym, Najmilszym na świecie. Zakochałam się pierwszy raz w życiu. Wcześniej nie potrafilam, byłam skrzywiona przez rodzinę, przez inne związki, także z koleżankami. Jak już było coś dobrego, to psułam, na zasadzie, że i tak pewnie na to nie zasługuję. A tu było inaczej, może dlatego na to i owo przymykałam oko. Może się starzeję, chciałabym się pobawić itd, a tu mam być domatorem i jeszcze większość rzeczy robić sama. Sorry. Pewnie czytasz to jak bełkot. Chce mi się wyć.
Ja też sorry, ale walnę z grubej rury, owszem, ale na oparach absurdu, niezrozumienia, snu jedziesz. To oczywiste, że w Twoim komencie nie ma ani jednego zdania pochodzącego z Twojej duszy. Dusza schowała się głęboko do mysiej nory i nie ma teraz do niej dostępu. To skomentowało okropnie męczące ego, wymęczyć potrafiło tylko ego, wymącić ten komentarz, tak ono. Ego w pretensjach, w dygotach, w roszczeniach, ego podupadłego prawnika z popularnych książek Grishama, zawiłe, pokrętne, niby logiczne, a oskarżenie oparte na sofizmie, błędzie w założeniu: o co tak naprawdę kaman w tej grze? Postrzegasz się jako ofiarę, dlatego rzeczywistość zawsze pokaże Ci w Twoim lustrze kata, nawet gdy nie ma on nic wspólnego z katem, Ty jesteś w stanie zobaczyć w nim oprawcę i cierpieć. Cały Twój komentarz zatopiony jest po szyję w matrixie, jesteś miotana wahadłami destrukcji, podczepiasz się pod cudze wahadła sądząc, że macie wspólny cel. Śpisz snem głębokim jak zaprogramowana przez system policjantka. Dobra, kończę z tym, mam nadzieję, że martini wstrząśnięte, nie zmieszane.
Wychodzenie do klubu, gwar, plotki, naśladownictwo, harmider, to nie jest świadoma gra. To są senne majaki, udawanie życia. To nie jest zrozumienie, a wręcz przeciwnie, jest to kontynuacja uciekania od siebie, strach przed pustką życiową, ewolucja zostaje zatrzymana. Można to robić oczywiście, i niewątpliwie może to sprawiać przyjemność ego, a nawet duszy, ale powinno się t0 robić świadomie, z pozycji obserwatora. Powinno się wiedzieć czym to jest, a Ty tego nie wiesz, nie jesteś świadoma tego dlaczego tak bardzo źle się czujesz w domu, gdy kochający Cię mąż siedzi obok zanurzony w kompie. Jednak możesz podejść, poczuć jego ciepło, podrapać za uchem, okazać bliskość. Ty nie, Ty widzisz zło i oskarżasz.
Mężczyzna najczęściej niczego się nie domyśli, dlatego należy jasno przedstawiać to, o co się go prosi. Nie, raczej sam z siebie nie ubierze choinki, i nie jest przez to ani gorszy, ani lepszy od tych, którzy jednak na to wpadną, po prostu jest jaki jest.
Mężczyzna nie przyzna się otwarcie, że jest zazdrosny. Zwyczajnie boi się, że wieczorne wyjścia z kumpelami mogą się skończyć mimowolną okazją do poznania kogoś innego. I trzeba przyznać, że zdarza się, że tak się kończą takie eskapady. Mężczyzna ma swoje cele (w sensie pragnienia, marzenia), cel główny. Znasz je? Nie, bo Ty jesteś skupiona tylko na własnej ważności.
Od rana do wieczora zajmujesz się jątrzeniem swojego ego. Nie masz pojęcia, że wszystko jest inne, tylko Twój filtr jest zabrudzony, zapchany paprochami matrixu. Jesteś zaprogramowana na malkontenctwo, niezadowolenie, szukanie kwadratowych jaj, a to wszystko przez to, że rozwalają Cię na łopatki Twoje ego w parze z przekonaniami. Śpisz snem głębokim, siedzisz okrakiem na skrzyżowaniu i nie robisz jednego kroku gdziekolwiek. Nie rozumiesz tego co się dzieje. Obraz rzeczywistości, który otrzymujesz w swoim zwierciadle jest odbiciem Twoich płaskich myśli, niezadowolenia, i każdego dnia to otrzymujesz. Każdy otrzymuje dokładnie to co myśli, bo tak działa ta gra, Ty ją tworzysz.
Chodzenie do klubu to nie pasja, to tylko forma sybarycji, hedonizmu, ludyczności, nic złego, ale też nić dobrego. Jednak to nie jest Twoja droga, to jest cudza (wahadła) droga. Gdybyś kochała taniec, byłaby to forma Twojej kreacji, po prostu byś tańczyła, z miłością realizowała się w tańcu. Nie wiesz, co naprawdę kochasz robić, łapiesz więc erzace, namiastki, surogaty, mile łaskoczące ego próżnością, plotkami, łatwością, brakiem treningu intelektualnego.
Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że nie masz pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, dlatego znalazłaś winnego. Tak działa ego, szuka winnego swojego kijowego (według ego) życia. Tymczasem drugi człowiek nie służy do realizacji naszych celów. Nie pojawił się tutaj, żeby nas zadowalać. Pojawił się, podobnie jak Ty, żeby doświadczać, uczyć się, rozumieć, i trenować obniżanie entropii, czyli ujmować chaosu, dzięki czemu otrzymać coraz więcej danych. Twój mąż, podobnie jak Ty przybyliście tutaj aby doświadczać i ewoluować. Nie ma przypadków, po coś żeście się spotkali. Skorzystaj z tej okazji do wzrośnięcia.
Nie walcz ze sobą, zaakceptuj, ale zejdź z siebie, na tyle, na ile potrafisz. Wszystkie natrętne myśli, które atakują Twoją głowę, o tym jak bardzo jesteś pokrzywdzona, ile tracisz nie snując się po klubach, jak bardzo jesteś zaniedbywana przez partnera zanurzonego we własnym świecie, nie marzącego o tym co Ty, a więc ile razu te natręctwa zaprzągają Twój umysł, a następnie wywołują złe emocje, patrz na nie (na te natręctwa ) jak na suche liście spływające wzdłuż strumienia. Nie goń ich, daj każdej myśli po prostu odpłynąć. Z czasem po takim treningu będziesz mniej dręczona przez swoje własne ego.
Jasne, ze to nie Twój mąż Cię dręczy, tylko Ty sama, Twoje wiecznie niezadowolone, malkontenckie ego Cię zadręcza. zaakceptuj to, i przestań, zrób krok.
Jest jak jest. Czy potrafisz dopatrzyć się jakichś zalet w tej rzeczywistości? Przykładowo, że i tak czujesz, że jesteś kochana. Że jest to pretekst do poszukania celu w sobie, a nie na zewnątrz. Cokolwiek dobrego, gdy zaczniesz myśleć, po pewnym czasie (bezwładność materii 3D) myśli zaczną się urzeczywistniać. Któregoś dnia zobaczysz całkiem miły dla Ciebie obraz. To pewnik.
Każde nawarstwianie potencjałów, które zawsze powstają przy porównywaniu się do innych, ciągłym ocenianiu męża, powrotów do przeszłości, narzekaniu z wystawianiem opinii, to wszystko właśnie nieustająco piętrzy potencjały. Siły równoważące działające w Wszechświecie muszą je (te różnice) wyrównać, bo tak jest skonstruowana ta gra. Każda z sił równoważących ma do wyboru, albo zrobić coś z Twoim mężem, albo z Tobą. Mąż zadowolony, niczego nie piętrzy, siłom bardziej po drodze jest grzmotnąć Ciebie. No i jesteś za chwilę jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Wszystkim kumpelom karpia przynosi ich facet, z własnej woli silikonują parkiety, a wieczorem chętnie wywijają hołubce.
A u Ciebie stara bieda, a nawet jeszcze gorzej, bo zmywarka wysiadła, a ze świerka opadły wszystkie igły. Została tylko Twoja stara ważność, wciąż najważniejsza i bardzo wnerwiona.
Dość szybko możesz zmienić swoją sytuację, gdy raz, wyjdziesz od jej akceptacji. Jest jak jest, widocznie tak teraz ma być. A następnie zejdziesz z siebie. Całkowicie olejesz własną ważność i skupisz się tylko na zamiarze wewnętrznym swojego yyy … męża. Jaki jest jego cel życiowy, a cele pośrednie? Do czego dąży swoją drogą? Jakie ma pasje? Całkowicie opuść swoją ważność, żale na temat własnej ważności, odpuść zainteresowanie sobą na korzyść zainteresowania się swoim partnerem. Ale, żeby nie przyszło Ci do głowy, żeby go zmieniać, po prostu skup się na jego potrzebach i pomóż (szczerze) mu je realizować.
A może znajdziesz przy tej okazji coś naprawdę dla siebie? Pasję? To może być cokolwiek, co sprawi, że droga do celu staje się wspaniała już od pierwszego kroku. Raz za razem usłyszysz głos zadowolonej duszy, wyjdzie z mysiej nory, gdzie schowała się przed Twoim ego.
No właśnie, świadomość.
z miłością
Powiązane artykuły
Komentarze
Kocham mocno ?
Dzyn, dzyn…
Fajny wpis Pepsi. Ale powiedz mi, jak rozpoznać cel życiowy partnera? Przykład- kiedy pytam wprost mojego TŻ o jego cel życiowy- odpowiada taki jak twój (rodzina, dziecko bla bla). Dobra, żeby mu ułatwić robotę-” jaki masz cel, zamiar, marzenie na ten rok” – odpowiada- „nie mam”. Pytam „zupełnie nic 0”? Podaje mu przykłady – ja np. mam zamiar zdać ważny egzamin, ktoś inny przykładowo pojechać do Gruzji, ktoś inny kupić motocykl. Cokolwiek. On twardo odpowiada- nic. Dodam, że jego życie wygląda tak: praca- dom-piwo -tv- dużo snu. Nie znam jego żadnych zainteresowań bo ich nie ma, może poza chodzeniem na grzyby. Jak rozpoznać pasję takiego?? Jak go wspomagać w tej pasji;-)? Przy tym każde moje pytanie o cel życiowy i plany wyraźnie go denerwuje i woli zmienić temat.
a może on ma faktycznie poczucie że jest na swojej drodze?
Może tak być :-O To w takim razie idziemy różnymi ścieżkami
Zaskoczony jakąś miłą niecodzienną sytuacją, rozczulającym zdarzeniem, w którym odegrałby mimowolnie znaczącą rolę, mógłby się otworzyć i opowiedzieć coś o sobie, bo jak znam takich, obawiam się że podąża ścieżką mniejszej wartości, być może depresyjnych stanów, niezasłużenia, rezygnacji z życia, stagnacji, braku sukcesów, które napędzają marzenia i zamierzenia, radość z bycia.
Hej Niki, mam do Ciebie pytanko. Pamiętam, jak wspominałaś że ogarniasz kroniki Akaszy. Czy możesz teraz coś więcej powiedzieć? wchodziłaś, korzystałaś, jakie masz doświadczenia?
pozdrawiam:)
Ciężko mi będzie sprowokować taką sytuację. Kiedyś prosiłam, żeby wymienił mi oponę w rowerze. Zepsuł. Ma dwie lewe ręce, jeśli chodzi o majsterkowanie :-D. Depresji to on na bank nie ma, to najbardziej stabilny emocjonalnie człowiek jakiego znam.
czytałam już milion razy te Twoje Peps wyjaśnienia, na tematy ruszenia ze skrzyżowania i wysłania ego precz z głowy, ale pierwszy raz naprawdę napisałaś to mega zrozumiale, naprawdę super , bez zbędnych górnolotnych myśli i zawiłych porównań. Ot jak w mordę strzelił, prosto i w punkt 🙂 zatem dziękuję pięknie 🙂
<3
Boski text.
Pepsi, a co myśleć o snach? Co jakiś czas śni mi się, że mój partner mnie zdradza, to jest straszne. W przeszłości nie był wobec mnie fair, czy to znaczy że sny przestawiaja moje obawy?
niekoniecznie, mogą przedstawiać inną linię życia
Woah, w końcu zrozumiałam, przynajmniej w tym przypadku, na czym polega zwierciadło i że to w wyniku konkretnego postrzegania siebie. Danke! Mam nadzieję, że będę w stanie zrozumieć ten mechanizm w moim żyćku 🙂
myślisz, że wszyscy Cię krzywdzą, i dostajesz to, myślisz że jesteś brzydka i dostajesz to, myślisz że dasz radę i dajesz radę
Tez bym chciala. Sa dni kiedy rozumiem, kiedy wszystko jest latwe, a sa takie gdzie to … Ego skrada sie I wybucha. Maz mowi, ze kiedy ja mam dobry humor blyszczy caly dom, jest pieknie. Ale kiedy wychodzi ze mnie to kurestwo to on nie wyrabia. Kiedy bardzo ze mnie wychodzi, wraz ze zloscia, zalami, zgryzota na caly swiat to wtedy jestem tak wypompowana ze chcialabym aby to wszystko sie juz skonczylo.
No i jak zwykle samo życie ? A ja dostałam dziś z liścia w innej sprawie czego się w sumie spodziewałam i może napiętrzyłam jakiś mały potencjalik. A że święta są super okazją do liści w pysk otrzymywania i dawania, to stało się tak, że mój trzynastoletni syn zwariowany i wiecznie się wygłupiający zaczął w domu swoich dziadków (a moich teściów ) – kościelnych ludzi, pielgrzymki, rada parafialna itd. – śpiewać kolędy głośno, przesadnie, wygłupiał się. Nie żeby zmieniał słowa ?(a kto z nas w dzieciństwie nie śpiewał na melodię jakiejś kolędy ” Hitler na dachu pierdzi że strachu”). Babcia powiedziała, że ” bozinka nie będzie go kochać” – w sensie że mojego syna za śpiewanie kolęd w taki sposób ? a mój mąż całą drogę obwiniał syna za obrazę uczuć religijnych i mnie, że za takie wychowywanie dzieci będę musiała zjeść tę żabę sama i on my nie pomoże. W sumie rechoczę jak to piszę, ale z drugiej strony to trochę strasznie, bo jak tu lawirować w tych programach religijnych i nie namieszać za bardzo dzieciom? Dzieciom kopary opadły na tę bozinkę, reakcję ojca i moją na tą całą scenę.
mówić jasno dziecku, to jest moja teoria wszystkiego, to jest babci teoria wszystkiego, a `Ty tworzysz swoją, póki co możesz zapożyczać ode mmnie, lub nie.
Małe odchylenie od głównego tematu. Na poziomie relacji z niespokrewnionymi osobami przeważa spokój, ale ego szaleje w kontaktach z rodziną. Tak jakby na poziomie „tu i teraz” zrozumienie nie miało szansy się przebić przez żal i przeszłość skrzywdzonego dziecka. Tego nie ogarniam, to jakby pochodzi z głębi, do której świadomość nie dociera. Np. Moja relacja z tatą. Nie wkręcił się zanadto w rolę ojca, jakaś glebsza relacja pojawiła się dopiero jak już miałam naście lat. I tak trudno to nazwać komunikacja. Jednak zdanie jego, co on powie, jak oceni jest bardzo ważne, jak nie najważniejsze. Ma nową rodzinę, co chyba zaakceptowałam, a przynajmniej na poziomie zero uważam za ok. Ale uruchamia mi się tez w naszej relacji dziecko i jest to niezadowolone, a może raczej smutne i rozżalone dziecko, któremu brakuje taty, który sobie poszedł do nowej rodziny. Jak do siebie przemówić żeby zakumac w tym momencie?
z rodziną to tak właśnie jest, to siedzi tak głęboko, że nie da się (bez ćwiczenia) podejść mniej emocjonalnie. Trening czyni mistrza. Za każdym razem trzeba sobie przypominać że jesteś obserwatorem, że rodzina to tylko osobowości, ale w środku siedzą tak samo jednostki świadomości, które są tu po to samo co Ty, etc.
Rozumiem. W swojej głowie rozumiem, tam głębiej już nie, bo mielę ten temat mimo świadomości, ze to bez sensu. A on żre i wahadła świadomości już zacierają rączki ;-). Może Cię Pepsi natchnie do napisania posta na ten temat. Byłoby supi.
Mam to samo. Co mysle, ze sobie z tym I owym poradzilam to wylezie w najmniej spodziewanym momencie I…. poszly konie po betonie.
A ja z drugiej strony
Zamiast robić awantury wymyslam sobie rzeczy do robienia i je robie. Da się w święta. Rodzinka szczesliwa bo ruszaja sie tylko pod telewizor i do stołu i do mycia. Jak ktos pod pozorem pomocy chce sie poklocic to wypraszam z kuchni. Wiec od wigilii już nie próbują. I mam święty spokoj.
Jasne, że ego czasem szaleje ja tu tyram zakopcona, bo sie w piecu dymi, podtykam pod nos i żyje niczym kopciuszek. To sobie ide do nastepnej pracy i jakos cichnie 😀
Dziekuje!
Czekalam I przeczytam kilka razy.
O dziwi wiele z tych rzeczy slyszal am od męża. Może nie w stylu matrixowym ale podobnie, ego, ofiarą itd. Nie jestem do końca źle ale się motam. Czasami zachowuje sie jakbym robila krok do przodu a za chwile 3 do tyłu. Te 3 czuje jak… niezwyciężony.
Melduję, że po tym jak ostatnio podpisałem troszkę mi było lepiej. Z żalem ale powiedzialam to i owo, o świętach, o choince i Poszl am się kąpać. Wychodzę a tu stoi choinka i pudło z ozdobami. Znalazł, nie pytał, przyniósł. Dziś razem krecilismy się po kuchni. Mily dzień we dwoje. Puscilo mi.
Poczytam, może to ego będzie kwiczec rzadziej. Ale dla związku.
Moje ego jest takie jak odpisałaś.
Co myślę, że się zmieniło, to wyjdzie,niespodziewanie.
Silne jest. Niezniszczalne.
Za każdym razem jak widzę to dzyn, dzyn chce mi się plakac.
Pepsi a mozna razem z partnerem yyy wizialozować to samo? Albo czy mozna wizualizować o drugiej osobie? Nie zeby kogoś bron boziu zmienić ale pomuc mu w osiągnięciu czegoś? Np: zeby widzieć mamę ze chodzi i jest sprawna. Mimo teraźniejszości udaru. Lub widzieć partnera w lepszej rozwijającej pracy. Skoro wiem ze to ich cele ???????
Buzi
nie o konkretnej osobie nie wizualizuj , bo nawet możesz nie znać jego celu
kurde to znaczy, że to jest złe? można komuś zrobić tym krzywdę? Ale ja bardzo chcę żeby mama stanęła na nogi to jak mogę o tym myśleć, żeby to wspomóc ? Czy to ma sens czy ofcorse odpuścić? hymmm
Cześć! Pepsi, proszę o radę w kwestii zębów mądrości. Konkretnie – niespodziewanie zaczęły rosnąć górne ósemi i robią mi psiuksa, bo nie mieszczą się w szczęce, jeden rości bokiem, kaleczy mi wewnętrzną stronę policzka. Drugi, też ma niefortunne położenie praktycznie uniemożliwiające dokładne wyczyszczenie obszaru zęba.
Pytanie – wyrywać czy nie? Generalnie zęby są w spoko kondycji, zdrowe. Jendyna kwestia to dyskomfort jaki mi fundują.
Mogłabyś proszę, podzielić się opinią na temat ósemek i kwestii ich wyrwingu? 🙂
pozdrawiam, kocham!
sama zadecyduj, jak boli, gdy zbiera się tam jedzenie, będzie gniło, raczej trzeba wyrwać, ale Ty decyduj
A co jeśli celem mojego partnera jest walka ze światem, systemem, wysokimi cenami, żydami itp. Dlugo by wymieniać. Ja nie chce w to wchodzić, to nie moja bajka ciągłe zadręczanie sie i myslenie co bedzie za 10, 20 lat. On się denerwuje że ja to olewam, uwaza ze jestem nieodpowiedzialna i nie myśle o przyszłości naszego dziecka, co nie jest prawdą ale nie chce mi się szykować na III wojnę światową. I co? Miałabym go w tym wspierać? Pytam sie jak?
Dodam jeszcze że ruszyłam ze skrzyżowania i chce iść tą drogą, a ona się wyklucza z zadręczaniem się i podejściem do życia mojego małża.. Staram się tego nie słuchać ale wtedy kompletnie żyjemy obok siebie i ja to nawet nie lubię
To nie jego prawdziwe cele, to cele jego uśpionego ego podpiętego pod wahadła destrukcji jak polityka, dusza na to nigdy nie pójdzie. Ta droga nie zaprowadzi go do własnego celu.
No ok, ja to wiem. Ale jak mam postępować? Wspierać (czego chyba nie dam rady) czy walczyć (co też nie jest rozwiązaniem) czy co?
walka jest najgorszą opcją, wspierać nie musisz, ale możesz być uprzejma, bo to nie jest jego zewnętrzny zamiar, to po prostu ego chce przez sen, on jeszcze nie rozumie
Czy zaprzestanie rozmowy z mężem ma jakis sens? Skoro mówienie i tłumaczenie nic nie dało, to zwyczajnie zamilkłam od dwóch dni (choć zwykle bardzo emocjonalnie reaguję – czytaj wrzeszczę – chociaż nie chcę). Z dziećmi rozmawiam, jego dla mnie nie ma. Chciałabym, aby sam doszedł do wniosków na temat swojego życia, aby zauważył błędy i chciał je naprawić – szczególnie te zawodowe i ojcowskie. W moich oczach on dąży do autodestrukcji, do otrzymywania kopniakôw od życia – wtedy czuje, że wszystko jest jak być powinno, chociaż ciągle na wszystko i wszystkich narzeka, to niczego nie zmienia. Bycie w dole życiowym i emocjonalnym to jego norma, której ja nie chcę w moim życiu, bo ja życiem pragnę się cieszyć. Jak z tego wybrnąć? Zostawić go samemu sobie? Nic nie môwić, nie tłumaczyć? Kupiłam mu dwie książki Osho. Na razie nie czyta. Czekać na niego, czy iść samej dalej?
kup mu raczej transerfing rzeczywistości, osho w takim przypadku nie działa
Co można zrobić z brakiem czasu? Może ja myślę, że go nie mam i przez to nie mam? A mężowi też wmawiam, że go nie mam i tez go nie ma? Pracujemy z mężem (ja własna działalność, mąż zmiany 24 h), opiekujemy się naszym rocznym dzieckiem na zmianę, dużo obowiązków w domu i koło domu. Mąż się dokształca. Brakuje czasu na gotowanie, sport, czytanie. W domu też często bałagan. Nie mamy TV. Raczej nie marnujemy czasu, przynajmniej my tak myślimy.
a po co Ci czasu więcej? w pracy, w toalecie, na schodach, cały czas żyjesz, ewoluujesz, wzrastasz, lub się cofasz. Stojąc w korkach można się nauczyć włoskiego 🙂 Więźniowe pakują, uczą się angielskiego po 8 godzin dziennie. Czas to Ty.
Pepsi droga, nie rozumiem tej kwesti jak stawac sie obserwatorem rzeczywistisci i wlasnych lub cudzych emocji i jednoczesnie realizowac cudze cele ( jak meza w przykladzie)…jesli sa one ewidetnie destruktywne albo zamieszaja w zyciu wlasnym…przyklad: maz za wszelka cene chce zostac ojcem (bo to kit dla zwiazku) a zona czuje ze to nie ta droga…czuje a moze i wie (bo jest madra obserwujaca osoba 😉
to że chce zostać ojcem, to może być program. I nie realizować cudzego celu, tylko wspierać, akceptować, pomóc. Zejść z siebie, zobaczyć wreszcie drugiego człowieka jako świadomą jednostkę, która tutaj przyszła ewoluować. Nie musisz wcale zachodzić w ciążę, ale zrozumieć to inna sprawa. Można też się rozstać z tym człowiekiem, ale zwykle nie ma już powrotu do tego samego, bo woda płynie, i rzeka już nie jest taka sama.
to dla mnie było Peps, dzięki wielkie.
Też czuję że juz nie daję rady: małe dziecko / nie moje / przez które nie mam na nic czasu, na moje pasje, treningi, doprowadzenie się do kultury, wyglądu jakiego chcę…. nawet nie wiesz jak mnie to frustruje, beznadziejna jestem, byłam jako matka i jako babcia też…
małe dziecko/nie Twoje może Cię bardzo wiele nauczyć, nie oceniaj się, jest idealnie
Może nie do końca na temat ale to wlasnie dzieci poskromily moje ego, mam niej czasu dla siebie, ale i mniej czasu by narzekac, myśleć o sobie i o swoich potrzebach. Mogę patrzeć jak cudownie rozwijają się, jak mądrze mówią, jak w inny niezagmatwany
i pełen pretensji i roszczeń patrzą na rzeczywistosc. Mam z kim dzielić się moim swiatem. Idziemy razem w tej pasjonujacej wędrówce jaką jest życie. Ja daję, one mi dają. Dzieci nie oznaczają rezygnacji z pasji, pracy, fajnego wygladu ale są taką szczyptą papryczki chili, nadają smaczku. Kazdy ma jednak inną drogę…
„…Gdybyś kochała taniec, byłaby to forma Twojej kreacji, po prostu byś tańczyła, z miłością realizowała się w tańcu…: Nie powiedzial, ze nie tancze. Robie to jak mi w duszy gra. Tancze i spiewam gotujac, wlaczam ulubione piosenki i od razu mi sie lepiej pracuje. Bywa, ze to prawdziwy show. Rowniez przy muzyce pomasuje meza po ciezkim dniu w pracy. Ale czasem chce sie po prostu wyjsc i nie ma w tym niz zlego. Skoro ja potrafilam sie zmienic, nie ciagne meza na kazde zaproszenie, niektorzy dawno przestali nas zapraszac, skoro zle sie czuje w wiekszych tlumach ludzi, nie widzi sensu w takich zbiorowiskach to nic sie chyba nie stanie jak dla mnie on czasem wyjdzie skoro widzi jak mi sie to podoba. Na poczatku to robil. Nie namawialam do zabawy skoro nie lubi ale patrzyl jak plasal. Moze nie przesadzajmy z tym, by kazdy robil to co lubi bo ja nauczylam sie robic wiele rzeczy bo lubi on, bo to jest dla nas dobre. To przeciez mile. Nie wymagam wiele. Prawda jest taka ze jak sie chce to mozna. I na tym to powinno polegac, ze nieraz robimy dla drugiej osoby to co ja cieszy.
sorry, ale nie chce mi się już o tym gadać
Rozumiem.
A co z mezem alkoholikiem?
Nie ma awantur. Jest ciekawą osobą. No ale jest alkohol:/ Często i sporo. Co zrobić z takim odcięciem?
był w nałogu, gdy go poznałaś?
Niestety tak. Zadzialalo moje współuzależnienie.
A Ty już teraz nie pijesz?
Juz nie. Wcześniej tak. Zeby sie zlać z
Natomiast lecze sie na depresje/chad.
Nie jestem przekonana do diagnozy.
Mam wrażenie że się po prostu skurczylam momentalnie ze strachu i pod wpływem tej złej decyzji:/
Juz nie
Juz nie.
Na początku imprezowalismy razem. Pozniej nie moglam sie wygrzebac, dlatego że przerazala mnie konfrontacja z prawdą.
Potem ja przestałam zupełnie. Wyprowadzilam sie pol roku temu.
Lecze sie na chad, ale nie mam przekonania do diagnozy. Bo moje 'zrywy’ brane za manie to bardziej proby wyrwania sie z marazmu, tyle ze chaotyczne. Na pewno jestem w stanie depresji, marazmu, otepienia i pustki z powodu balaganu w zyciu i utraty bliskich.
dopóki nie zgodzisz się, nie zaakceptujesz sytuacji, swojego picia, jego sytuacji, nie ruszysz z tego skrzyżowania. Na blogu jest sporo o nałogach