Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Bo wiecie, drodzy i mili, często bywa tak, że kiedy ktoś zaczyna rozwijać się duchowo, narażony jest na ostracyzm. Dzieje się tak szczególnie wówczas gdy chcesz podzielić się dobrą nowiną z całym światem, chcesz krzyczeć, że oto odkryła się przed Tobą droga do równowagi i cudownego wzrastania i przecież jej odkrycie należy się każdemu.
No i jak to kurka wiewiórka jest, że podczas gdy u niektórych lampka zapala się sama, oczy błyszczą blaskiem rozgwieżdżonych niebios na samą wzmiankę o duchowości, u innych sprawa przemyka jakby bokiem zupełnie albo wywołuje zgorszenie? Oj, bo przecież nie dlatego, że niektórzy potrzebują w coś wierzyć, a inni asekuracyjnie nie wierzą w nic i są ponadto. Oj nie, nie, nie… Ego to taki sprytny robocik. A może to wszystko zostało zaplanowane?… Kiedy nie jesteś gotowa żeby ruszyć, kiedy nie rezonujesz z ideą, jesteś zupełnie inną wibracją, nie poczujesz tego. Nie ma bata. N-I-E-M-A. Można by mówić Ci o wszystkim, w sposób zresztą w pełni logiczny i spójny (na tyle na ile logika może być narzędziem do traktowania o duchowości) i i tak nie zaskoczy. Nie kliknie znaczy się.
Niektórzy ludzie są bliżsi jakiejkolwiek transcendencji, inni zdecydowanie dalsi. Rozwój tych drugich zależy od rozwoju pierwszych i na odwrót. U niektórych jakościami są miłość i odwaga doświadczania, u innych tylko strach i mędzenie o niepowodzeniach własnych. No i coś jest pomiędzy, jak zawsze. Nie każdy zakuma na początku drogi do oświecenia, że chodzi o wzrastanie jakieś tam, abstrakcyjny, wielowcieleniowy, wielowymiarowy rozwój. Bo przecież nie trzeba dojść do tego akurat w tym żyćku, tym bardziej, że droga nie zaczyna się na jej końcu, tylko jak na drogę przystało na początku, gdzieś za tysiąc pięćsetnym skrzyżowaniem. Na tym planie, na którym jesteśmy, droga zaczyna się tam, gdzie zaczyna się energia częściej i gęściej wibrująca ku górze. Zaczyna się od życia z dużą dawką miłości, od życia, które samo w sobie jest potężną wibracją, która dosięga też tych dookoła. Duchowe doświadczenie to lekcja. Tego się nauczyłem. Nawet chwilowe uczucie bycia w tu i teraz, choćby i cudownie nieświadome, jak patrzenie na zachód słońca na pustej plaży, to coś czego się uczymy. Uczymy się i czujemy, że chcemy to powtarzać, bo oczywistym jest, że jest to dobre i piękne. I jeśli jesteśmy wystarczająco uważni, powtarzamy to.
Podróżowanie przez życie z plecakiem miłości może nieźle dać w kość. Bo jak się przytrafi tak, że dwa plusy dają minus, to, zapytujesz się niebios, jak momentalnie nie spaść z wibracjami? Wszędzie matrixy, reptile, watykańska klika, choroby, złość, strach, gniew i poczucie niezgody. Jak się tym nie emocjonować, albo chociaż emocjonować w sposób zdrowy… Każdy ma czasem ochotę powiedzieć, że srałby to jakiś ssak. No i dobrze, niech mówi, bo to też jest element rozwoju. Wyrzucić to z siebie, wykrzyczeć, zaakceptować i iść biegać aby podwyższyć swoje wibracje. A później znów miłować całe to życie iskrzące się dookoła, obdarzać zrozumieniem i spokojem. Doświadczać duchowości. Kiedy się uczysz, kiedy doświadczasz, napotykasz „podziały” między życiem, w którym żyjemy, a życiem, które postrzegamy. Główną częścią nauki jest akceptacja tego podziału. Istnieje tu swoista rozdzielczość, stopniowość tak obca przecież kwantowemu podziałowi rzeczywistości, a jednak harmonijna i potrzebna. Kosmiczna. Czasem żeby to sobie uzmysłowić potrzebny jest inny człowiek, przewodnik, guru. Czasem samotność, ta trudna i zawiła droga do oświecenia. Czasem dobry duch. Wszystko jednak sprowadza się do rozdmuchania dymnej zasłony matriksu i wyjścia sobie samemu naprzeciwko. A jak mówią, że karetka już po Ciebie przyjechała, to im ładnie podziękuj.
Tak nadawałem ja, Twój Horry Porttier.
Powiązane artykuły
Komentarze
Dziwny ten wpis, Horry. Nie w sensie, że negatywnie, ale tak jakoś „fruwający” w powietrzu, falujący taki, kwantowy, inny od wcześniejszych. Ze zrozumieniem go nie szło czytać, ale dusza załapała od razu 🙂
Haha, dobrze to wyraziłaś Aneta 🙂
Ta, coś takiego „nie rozumiem o co chodzi” (na ziemską logikę), ale i tak „wiem, o co Horry’emu lata” :)))
Piękny tekst piękny Horry. Dziękuję ?
<3
Droga Pepsi czy protokół jodowy mogę realizować jak mam podwyższony TRAB ? Czyli jeśli idzie ku nadczynności?
Ja byłam sceptykiem wobec jakichkolwiek teorii nie potwierdzonych naukowo, albo chociażby nie potwierdzonych przez autorytety, którym ufałam. Zgłębiałam jogę, ten system miał dla mnie, i nadal ma, sens. Pewna koleżanka podsuwała mi książki i nagrania E. Tolle’ego parę lat temu. Nie kliknęło. Nic a nic. Aż przyszedł taki czas, że znów natknęłam się na niego. I buch – jakby te kolorowe szkiełka, z których zrobione są dziecięce kalejdoskopy, ułożyły się w zrozumiały wzór. Sama nie mogę nadal się nadziwić. Może musiałam przejść długi kawał drogi, żeby kliknęło. Całe życie towarzyszył mi lęk, nadal nie odpuszcza. Ale widzę światło, lęk wygląda w nim zupełnie inaczej. Traci zęby. Ten blog również wiele mi pomógł. Dziękuję.
<3
Ja to byłam z tych „wyrywnych” co to chciała dzielić się a raczej w porywach-pouczać na temat szeroko pojętej duchowości.Wydawało mi się iż można iść „na skróty”.Dopiero teraz -widząć u rozmówców niekedy gały jak 10zł-wiem:każdy ma swoją drogę i nic „na siłę”.Horry-jak zwykle:piona,cmok!