Święto zakochanych kojarzy się oczywiście z maksymalna komercją przez bardzo duże K. K do kwadratu można by rzec, bo przecież wokół aż się zaróżowiło, zaczerwieniło i zaserduszkowało, że aż kuje w oczy. Nagły wykwit zakochanych par na ulicach, brak wolnych stolików we wszystkich knajpach w promieniu 5 kilometrów, kwiaciarnie okupowane przez wypachnionych panów w błyszczących lakierkach. Jedni kochają tę cukrozę miłością najprawdziwszą, inni już tydzień przed mają dosyć i mówią „zamówmy chińszczyznę, wybudujmy fortecę z poduszek i prześcieradła i ubrani w pidżamę zagrajmy w scrabble”. Tymczasem ups, na chińszczyznę wyjątkowo trzeba poczekać 3 godziny, bo pełne obłożenie e-te-ce. Walentynki można kochać albo można ich szczerze nie znosić, właśnie za tę cukrozę co to zlewa ulice aż do porzygania.
Mimo całej swojej komercyjności, mimo słitaśności i kiczu, ostatecznie to dzień zakochanych. Jak zakochani, to miłość. Jak miłość, to już nic nie jest światu potrzebne. Miłość podnosi wibracje, potrafi strukturyzować wodę, burzyć mury i sprawiać, że granice znikają. Czasem jest korzonkiem, a czasem prastarym drzewem, które wrasta w Twoją duszę o ile mu na to pozwolisz. Miłość jest zawsze. Jest ona tym, co porusza świat z posad, pozwala na kreację, na bycie w kroku, zawsze w tu i teraz.
Być może nie walentynki z lukrowanymi babeczkami i balonami w serduszka, być może nie walentynki z koszmarnym poczuciem powinności wobec naszych partnerów, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Ale co gdyby codziennie były Walentynki? A jakby zacząć dzień od wdzięczności? Podziękować sobie przede wszystkim, uśmiechnąć się do siebie, uśmiechnąć się do kogoś kto leży obok, kotu podziękować za zabawne lizanie dłoni jak tylko zadzwoni pierwszy budzik, kapciom za to, że są takie miękkie i drzewom za oknem, że się pięknie zielenią. I powiedzieć porannej wodzie, szczerze i z całego serca, że się ją kocha…
Wszyscy jesteśmy tą samą energią, tym samym istnieniem. Twoja miłość, to moja miłość, moja miłość, to miłość całego świata. Zdarzyło Ci się kiedyś, że szłaś zamyślona, w kiepskim nastroju i ktoś najzwyczajniej na świecie się do Ciebie uśmiechnął poprawiając Ci humor? Tak to właśnie działa. Reakcja łańcuchowa. Śmiech buddy. Nie musisz co prawda codziennie ubierać czerwonego beretu, ale co powiesz na to, żeby tak jak terapię 4 szklanek, do swojej codziennej rutyny wprowadzić miłość i wdzięczność – motor napędowy do ruszenia ze skrzyżowania i bycia w kroku, tak po prostu.
uściski:)
Powiązane artykuły
Komentarze
Yeaaaa <3 <3 <3 cudnych codziennych Walentynek <3
Kurde ja chyba nie umiem kochać. To znqczy umiem, ale dziecko, przyrode, nawet siebie. A faceta nie. Lubie go, szanuje, moze nawet i kocham ale jak brata. I tak było od początku, szybko zaszłam w ciąze i bach. I co ja mam biedna zrobić? To ze mbą coś nie tak czy o co kaman?
To zdjęcia mnicha z balonem… ha ha ha Ale czubek 😉 Miłosci… 🙂
Najadł się aspartamu i przysnął 😉
Hmmm … to pewnie jeszcze tylko ze sto wcieleń Emanueli – i już ?? Hi hi hi …
Już byłam mnichem. Raczej kilkukrotnie. Mnich mnichowi nierówny, bycie mnichem nie często bywa zresztą końcem drogi.:)
Wychodzę z tego samego założenia. Kocha się codziennie, a nie raz w roku, więc warto codziennie to okazywać na wszelkie możliwe sposoby <3
MIŁOŚĆ to NIE jest droga DWUKIERUNKOWA – dajemy-dostajemy = to jest HANDEL . MIŁOŚĆ = to jest droga TYLKO 1-kierunkowa = wtedy JEST miłość bezwarunkowa . Karolnumerolog
też tak uważam, ale to jest tekst Emanueli, lubię obserwować jej rozwój duchowy <3
słowa, zwroty, określenia mogą być różnie interpretowane, bo mamy inne kody językowe i inne doświadczenie czyli wzory mentalne (obrazy nakładane na słowa), a więc z kolei ja myślę, że Emi chodzi w tej zależności o lustro, odbicie, wzajemność, właśnie jak odwzajemniony uśmiech, również gdy sami się do siebie uśmiechamy, gdyż otwarcie ust, rozciągnięcie kącików otwiera serce, czujemy radość, ciepło, a zatem jest zależność, połączenie – dajemy sobie coś i dzięki temu czujemy się ze sobą dobrze, chcemy to powtarzać
To co napisała Niki jest tu bardzo ważne, bo w rzeczy samej – interpretujemy rzeczy na podstawie własnego doświadczenia, własnej energii, naddanych, własnych znaczeń.
Dla mnie miłość jest dwukierunkowa i do tego spostrzeżenia doprowadził mnie rozwój duchowy, także spostrzeżenia wielu nauczycieli duchowych. Kiedyś uważałam zupełnie na odwrót, czyli tak jak Wy. Jeśli zmienię pogląd, bo przecież kto wie, będzie to dla mnie regres, co nie oznacza, że którykolwiek pogląd nie jest słuszny.
To że dajesz i dostajesz, to nic innego jak prawo rezonansu. Przyciągasz do siebie to z czym rezonujesz, dostajesz od świata to co mu dajesz. Kiedy dajesz światu miłość, bezwarunkowo i bezinteresownie, dostajesz od świata to samo, przyciągasz to.
Nie oznacza to, że dając miłość OCZEKUJESZ czegoś w zamian (bo to jest właśnie handel), nie oczekujesz niczego.
Prawdą jest też to co napisała Niki: kiedy dajemy miłość samym sobie, także dostajemy coś w zamian: rozwój, możliwości, poczucie szczęścia i spełnienia. W miłości nie zawsze chodzi przecież o wzajemność.
Kiedy niczego nie oczekujesz, możesz dostać wszystko. Wbrew pozorom metafora miłości jako drogi dwukierunkowej jest bardzo logiczna. 🙂
Dziewczyny, a powiedzcie co zrobić jak się odczuwa tą cholerną potrzebę bliskości z drugim człowiekiem? Dotyk, przytulenie, pocałunek, brakuje mi tego od dekady, nie przyciągam żadnego faceta, smutno mi
Oj tam, oj tam, to Twoje ego tego potrzebuje, bo tak nas przekabacili, Ty prawdziwa masz wszystko co potrzebujesz do szczęścia. Dawaj ludziom wokół miłość zamiast jojczenia, to wystarczy, to tak podniesie Twoje wibracje, że zaraz pojawi się/przyciągniesz tuzin facetów chcących Cię głaskać. <3
nie oczekuj, nie napieraj… chociaż nie jestem dobrym przykładem, osobą, która mogłaby udzielać porad sercowych, bo ja z kolei przyciągam facetów „oddalonych”, również fizycznie (nie mieszkają w pobliżu), a może sama taka oddalona/zamknięta jestem
życzę Ci wielu przytuleń, nie tylko od święta 🙂
Pepsik, Emanuelcia co myślicie o pisaniu pamiętnika/dziennika?
Jak najbardziej jestem za, Ema z pewnością też (dzisiaj jest w Pradze i bez neta 🙂
No jasne, dzienniki są super. Pisanie pozwala urzeczywistnić myśli i zebrać je w jednym miejscu, czasem podsumować przeszłość albo przemyśleć tu i teraz. Polecam. Chociaż polecam też do nich nie wracać, ale to swoją drogą.