Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Obwinianie kogokolwiek za swoją sytuację obecną nigdy nie znajdzie pozytywnego rozwiązania, bowiem zawsze dotyczy przeszłości, na którą nikt nie ma już wpływu. Ani złoczyńca, jeśli taki istnieje, ani jego poszkodowany. Tego pokracznego tańca nie można już wykreślić z balowego karneciku. Można natomiast całkowicie zmienić swój stosunek do tego co się stało. Zaś bycie odpowiedzialnym zawsze dotyczy przyszłości, dlatego tak bardzo zależy od nas i stanowi esencję szczęśliwego życia. Bowiem odpowiedzialność uświadamia nam, że od tego momentu wszystko zależy od nas. Że nasze budujące myśli, wzmacniające, twórcze, na które tylko my wywieramy wpływ, mogą wykreować bardzo pozytywny obraz rzeczywistości. Z kolei myśli destrukcyjne, na które również mamy w 100% wpływ, mogą odbić rzeczywistość pełną pretensji, obwiniania, poczucia niespełnienia, bezsensu, i poczucia zmarnowanego życia. Ludzie, którzy budzą się, w pierwszej kolejności wybuchają śmiechem, gdyż dociera do nich właśnie ta prawda. O całkowitej odpowiedzialni za emocje związane ze swoim życiem, że to oni są graczami przed komputerem, a dotychczas identyfikowali się ze swoimi awatarami i ego. Jakie to proste, dlaczego wcześniej na to nie wpadli? Absolutnie nikt nie jest winny temu, za czym nieustająco podąża ich uwaga, a skoro uwaga, to także życiowa energia.
Pepsi a jeżeli ktoś miał trudne dzieciństwo, przemoc psychiczną i fizyczną, łamanie psychiczne, poniżanie itd, a potem głęboko to zakopał, aby nie pamiętać i potem pięknie żył z rodziną ale życie ciagle kulało, teraz sobie to przypomina, rozumie skąd schematy zachowań. Na ten moment zerwał kontakty z rodzicami aby się na nich nie wyżywać, boli jak cholera … co poradzisz? Moją wersję potwierdza brat, niestety nie wydawało mi się, choć wolałabym aby tak było. Nadmienię, że rodzice na zewnątrz udawali normalną rodzinę. Byliśmy tak zaszczuci poczuciem winy, że zachowują się tak z naszego powodu, że nawet nam do głowy nie przyszło aby się komuś skarżyć. Dziękuję za przeczytanie komentarza i wszystkie cudne posty.
Pewnie nie będziesz zadowolona, gdy powiem, że jesteś najbardziej z klasycznych przykładów najczęściej spotykanego wśród śpiących człowieka, który nie chce wziąć za siebie odpowiedzialności. Destrukcyjne emocje powiązane z obwinianiem rodziców, złego startu w życiu, nieporównywalnie gorszej sytuacji niż inni, niefartów losu, pokrzywdzenia, wymagają ciągłego podsycania, ponieważ bardzo łatwo się wypalają. Dlatego ludzie tak często o nich mówią, myślą, potrzebują słuchaczy, popleczników wspierających ich w swoich osądach, jak przekichane życie wiedli przez kogoś, i teraz nie mogą się pozbierać. Z drugiej strony nie widzą dlaczego to robią, nie dostrzegając sybaryckiej, wygodnej strony tej sytuacji dla własnego ego, mają przecież winnego, mogą nawijać o swoim beznadziejnym losie.
Są inni winni, oni sami nie zawinili, wciąż są ofiarami losu. Wszechświat zawsze powie Ci: taaak. Jeśli uważasz, że jesteś ofiarą, jak najbardziej Ci przytaknie, a jeśli powiesz, no dobra, jest jak jest, ale zrobię to, wejdę po tym stopniu do wzrastania wyżej, to będzie milowy krok do mojego sukcesu, to wszechświat też Ci powie: tak tak. A w pewnym momencie, gdy zobaczy, że to nie słomiany zapał, że to dobre działanie w drodze, jeszcze doleje Ci miodu Manuka i dosypie najlepszych alg. Obfitość przyciąga obfitość, dobre myśli przyciągają dobre sytuacje.
Ale Peps, Ty chyba nie kumasz, że ja żyłam jak w obozie koncentracyjnym, że jestem teraz nienormalna, że oni mnie zniszczyli, że to taka trauma, jak wojna, pożar buszu, czy rządy reżimu Stalina, czy innego świra. Że to oni są winni … No i co masz z tego? Ulgę śpiącego, napierdalankę na coś, czego nie można cofnąć, niezrozumienie programów, winy, kary, wahadeł, i tego wszystkiego co się wydarza w Twoim życiu, gdy śpisz. Dlaczego nie rozumiesz tak prostej rzeczy, że Twoje życie, to są Twoje myśli? A brat, czy ktokolwiek, bardzo przydatny do podsycania poczucia, że ktoś w tym przypadku zawinił. A jakby nie brat, bez problemu znajdzie się ktoś inny, który w rewanżu opowie Ci swoją mrożącą krew w żyłach historię. Śpiący tym żyją, ponieważ muszą mieć wytłumaczenie dla każdej swojej porażki, którą koniecznie muszą etykietować porażką, zamiast stopniem do wzrastania, potrzebnym błędem, aby następnym razem go nie popełnić. Nie mówię zaraz, że rodzice to Anioły, chociaż nigdy nie ma takiej pewności, czy nie umówiłaś się z nimi wcześniej, na to, że okażą się potworami w tej grze. Nie mówię Ci jeszcze o wybaczeniu, bo widzę, że przed Tobą trochę drogi jest. Tak, wybaczenie starszym, dzieciom, mężowi, przyjaciółce, komukolwiek, to milowy krok do wyzwolenia swojego umysłu i ciała. Pełne wybaczenie, to ogromne poczucie ulgi, ale Ty nie chcesz teraz ulgi, Ty chcesz poczucia, że jesteś pokrzywdzona, znasz winnego, i chcesz usprawiedliwić swoje życiowe porażki, które etykietujesz, jak życiowa degrengola u brata. No dobra, zdaje się, że nazwałaś je bardziej delikatnie kulejącym, chromym życiem.
Ale dopóki nie wybaczysz, wystarczy się zgodzić z tym co było, zaprzestać grzebania językiem w chorym zębie i zamilknąć w temacie werbalnie i w myślach, po czym ruszyć w swoją drogę. To, czy Twoje życie kuleje, czy jest chrome, zależy tylko od Ciebie, od Twoich myśli i działania, ale w pierwszej kolejności nade wszystko od myśli. Rzeczywistość odbija wszystkie Twoje programy, które Ci nałożono, intencje, podświadomość, która może kompletnie nie trzymać się prawdy, bez znaczenia. Dopóki nie przestaniecie z bratem w tym grzebać, dopóki nie zrozumiecie, jak ogromną siłę sprawczą ma każda myśl, dopóki nie weźmiecie odpowiedzialności za swoje życie teraz, macie świetny pretekst, żeby na totalnej nieświadomce zepsuć sobie życie. Ale i tak git, to wszystko jest Ci też widocznie potrzebne.
Jest jeszcze kwestia poczucia winy, które obok usprawiedliwiania się jest kolejnym szalenie destrukcyjnym sposobem spędzania czasu. W poczucie winy wpędzają nas od dziecka wszelkie programy, wahadła destrukcji, szkoła, rodzina, rodzice i kościół (religie), a dwie ostatnie asocjacje najbardziej. Gdy trochę podrastasz też sama zaczynasz wpędzać się w poczucie winy, trzylatek szarpiący siebie, niezadowolony z siebie, już siebie niekochający, to nie rzadkość. Owszem to się dzieje dlatego, że starsi pomimo, że chcą nas kochać, nie kochając siebie, nie potrafią kochać też nas, nie mają się czym podzielić Salomony z pustym sercem. A teraz zaobserwuj siebie, czy przypadkiem swoje poczucie winy w stosunku do starszych nie usprawiedliwiasz tymi destrukcyjnymi myślami. I znowu zakręciło się kółko. Ta droga nie ma końca, nie ma rozwiązania, jest kijowo słaba. Weź za siebie odpowiedzialność, zaakceptuj swój wybór o teraźniejszej separacji, przestań już o tym gadać z bratem i kimkolwiek, bo wciąż i wciąż programujesz swoją podświadomość. Zakochaj się w sobie, zacznij myśleć wzmacniająco, nie goń za białymi królikami (złe, natrętne myśli), a już wkrótce w Twoim zwierciadle rzeczywistości pokaże się piękna tęcza. Tu masz moją medytację póki co, pomaga.
LoveU<3
Powiązane artykuły
Komentarze
Dziękuję Peps, może poruszysz w 44 temat związany z ciągłym obwinianiem siebie? Stałam się ostatnio swoim katem. Nie mam żalu do ludzi w ogóle. Nie rozkminiam tego. Jestem wciąż zła na siebie, o to, że nie jestem wystarczająco pracowita, utalentowana. Studiuje sztukę. Staram się, angażuje ale jak zachwyca, skoro nie zachwyca. Poszłam w tę stronę jak miałam 15 lat. Teraz mam 21 i mam wrażenie, że wciąż niewiele z tego mam, a alternatyw na horyzoncie brak. Jestem nadwrażliwa i boli mnie każda krytyka. Od dawna praktykuję jogę, w mniejszym stopniu, ale też medytuje, pp i inne rzeczy yeeees, wkładam w to wszytko mnóstwo energii i przychodzi właśnie taki totalny dół, że mam ochotę się wylogować. Totalny brak wrażliwości wobec siebie. Jakby moja energia nie wracała.
Dziękuję
Tak, poczucie winy, obok usprawiedliwiania się jest szalenie destrukcyjnym sposobem spędzania czasu. Zejdź z siebie, to podstawa, naprawdę nie masz fajniejszych tematów do obmyślania?
Wiktor Osiatyński (taki matrixowy profesor, nieważne, nie o to chodzi) był cokolwiek znany ze swojego powiedzonka, że wstaje rano, robi przedziałek, po czym odpieprza się od samego siebie :-)))
W praktyce np. wyglądało u niego to tak, że zapisywał sobie rano co miał zrobić, a chwilę potem skreślał połowę. Uważał, że nie należy samego siebie ustawiać na dzień czy wręcz aż na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie po prostu nieuniknione.
Uważał też, że trzeba dbać o siebie i o swoje własne uczucia. Oczywiście bez egoizmu, ale bardzo starannie.
dość wcześnie odłożył widelec
Nic więcej nie jestem w stanie o nim powiedzieć. Chociaż jego nazwisko przewijało się przez polskie media (gazety, tv). Z tego co pamiętam gdy jeszcze miałem z nimi styczność.
Jedynie w czasach gdy byłem o wiele bardziej znerwicowany zadziwiało mnie, że ktoś jest w stanie luźniej podchodzić do siebie. No i tak sobie zapamiętałem to jego powiedzenie. Takie osobliwie zawadiackie. Szczególnie jak na profesora przecież. Ale podejrzewam, że media nie bez przyczyny kreowały taki oto wizerunek.
Wtrącę trzy słowa. Wiktor Osiatyński był niezwykle ciekawym człowiekiem. Jedną z jego książek jest tryptyk Rehab, Litacja i Rehabilitacja o jego wychodzeniu z alkoholizmu. Jedne z najciekawszych książek jakie czytałam. Czasami wracam do nich. Najbardziej zaimponowało mi to, z jaką otwartością pisał o swoim życiu, o rzeczach, do których nie przyznajemy się innym. Zważywszy na jego pozycję wybitnego prawnika i nauczyciela akademickiego, jest to coś naprawdę niezwykłego. I to powiedzenie – trafione w punkt. Lekturę polecam
Oesus mojej siostra to samo pepla naokoło, ze dzieciństwo (które miałyśmy normalne, nie byłyśmy bite, katowane, nie było przemocy psychicznej, owszem z kopystki się od mamy dostało po dupie ale teraz się z tego śmieje 😀 ) W skrócie – moja siostra w wieku 2-3-lat zaczęła się gwałtownie rozwijać, musiała jeździć do Poznania i podawali jej hormony na zatrzymanie wzrostu, jeździła tam z mama, musiała tam często zostawać sama, rodzice pracowali obydwoje, nie mieliśmy auta, tata ciagle pracował wiec w sumie jej nie odwiedzał gdy musiała zostać na dwa tygodnie, no takie czasy były. Jestem młodsza o rok od niej, mieszkaliśmy w małym mieszkaniu 45m2 z dziadkami i chorą ciotka na raka. Rodzice zadecydowali, że siostra pójdzie do przedszkola na Wieś do drugiej babci na czas tej sytuacji z ciotka. Do pewnego czasu siostra wspomniała ten czas jako super i beztroski, dopóki nie poszła do psychologa, który ją „uświadomił”. Siostra miała multum związków z dziwnymi osobnikami, recydywiści, alkoholicy, ćpuny – ale bogaci albo „bogaci” – wiadomo. Ów psycholog powiedział jej ze jej nieudane związki mają związek z jej dzieciństwem, bo tata nie odwiedzał jej w szpitalu, a później oddali ją rodzice do babci na Wieś… Twierdzi, że nie ma pretensji o to do nikogo ale ciagle o tym gada, przy każdej okazji, przy każdym spotkaniu rodzinnym i bardzo to wtedy podkreśla. Stąd jej lęk do nowych związków, że ktoś ją zostawi itd. Płetwy opadają. Dodam jeszcze, że siostra zawsze chciała wszystko mieć tu i teraz, najlepsze i markowe, kosztem często nierządu i dziwnych środowisk. Mnie odsuwała od siebie i chyba nie lubiła wtedy. Ja lgnęłam do niej jako młodsza siostra, a ona mnie odpychała. Ale to już było, nie wracam do tego specjalnie, nie obwiniam jej, siebie ani rodziców za nic. Napisałam to tylko w odniesieniu do posta. Teraz jest spoko między nami. Dzięki Tobie Pepsi pogodziłam z każda sytuacją z przeszłości i teraźniejszości nie porównuje do przeszłości bo to całkiem bez sensu jest. Jest super tak jak jest i będzie jeszcze lepiej.
„Stąd jej lęk do nowych związków, że ktoś ją zostawi itd.”
Tak jak pisze Pepsi, to o czym się myśli, to się właśnie otrzymuje.
W jednej książce (przepraszam nie podam teraz akurat jej nazwy ani autora) wyczytałem teorię, że nasz mózg jest zwycięzcą. Jest ukształtowany tak aby zawsze i w każdej sytuacji zwyciężać. Jak to się objawia skoro tylu ludzi czuje się przegranymi? Ano tak, że skoro myślisz, że będziesz miał związek i partner cię zostawi, to twój mózg na pewno do tego doprowadzi, czyli wygra. Niejako we właściciela imieniu, na jego żądanie. A więc spotkasz osobę, zakochasz się, będzie cudownie, po czym relacja pogmatwa się tak dalece, że doprowadzi do rozstania. Zwycięstwo! Cel osiągnięty! 🙂
Pepsi,
Post w tym samym momencie, gdy chciałam zapytać o sprawy rodzinne.
Co prawda nigdy nie byłam ofiarą przemocy fizycznej będąc dzieckiem, aczkolwiek dziś zbliżając się do 30 odkrywam jak zagubionym człowiekiem jestem.
Głównym problemem w moim rodzinnym domu jest kwestia pieniędzy. By nakreślić jesteśmy rodziną o średnim statusie materialnym. Przyszło mi podjąć studia w rodzinnym mieście i tym samym zostałam w rodzinnym domu trochę dłużej. Niestety problemów tylko narasta.
Od zawsze rodzice obarczali mnie poczuciem winy, nawet gdy w szkole na katechezie przyznałam się, że nie uczestniczyłam we mszy świętej (przed komunią katecheta notowała co tydzień na religii kto był), to błąd leżał po mojej stronie. Brzydkie pismo? Podrzemy ci zeszyt, przepiszesz jeszcze raz (tutaj akurat muszę powiedzieć, że od tego czasu jestem wręcz kaligrafem i bardzo polubiłam pisać). Jednak za każdym razem, gdy chciałam pójść własną drogą było straszenie, że się nie uda, że sensu nie ma. Poczucie winy weszło mi w krew na tyle, że staram się żyć neutralnie, nie idę po swoje, a robię tak by spełnić oczekiwania innych (rodziców). Tak było ze studiami i z wieloma innymi decyzjami i boję się, że tak będzie dalej. Nie chcę żałować pod koniec życia, że nie przeżyłam go po swojemu.
Los mi zawsze sprzyjał w pieniądzach. Tu coś wygrałam, tam dostałam. Nawet jako dziecko robiłam przepływy. Jednak wkroczono i w materię pieniędzy. Zbliżam się do 30, a co chwila dostaje pytania o zarobki i krytyka, że za mało. Tata wylicza, ile powinnam zarobić i uzbierać i tak było przy każdej pracy. Skąpigrosz i dusiciel wiecznie chodzący z kalkulatorem w ręku zarządzający także kontem mamy.
Natomiast ja mimo, że zbieram, bo na swoje mieszkanko chciałbym (bez kredytu) uciec jak najszbciej to nie skąpie na tyle by nie pójść do teatru czy wyjść ze znajomymi. Zawsze można mi było sie bawić w wyznaczonym miejscu i nie wychodzić poza nie. Coś nie tak w szkole? Zawsze stali po stronie nauczycieli, a ja mając czwórki zawsze się trzęsłam z myślą o nadchodzacej wywiadówce. Nie możesz sie spotykać z tym chłopakiem bo jest za brzydki. Rozmowa o życiu i uczuciach? Jesteś beksą, skoro tak uważasz to może idź do psychologa bo tak nie mówią normalne dzieci. Nie modlisz się w nocy? Nie pójdziesz do nieba. Zdrowo się odżywiasz? Tylko tracisz pieniadze, wymyślasz głupoty. Zaczęłam zdrowo się odżywiać to mama płakała mówiąc, że robie sobie krzywdę, brała mnie na poczucie winy, aż w końcu zaczęła mówić że wyglądam choro. Kupiłam probiotyk w zielarskim – tata o mało mnie nie rozszarpał, bo nie kupiłam go w aptece, wg nich zawsze wymyślam głupoty. Wyjechałam zarobić za granicę, to cotygodniowym pierwszym pytaniem do mnie było te, ile już mam w portfelu i czy przypadkiem nie wydałam za dużo. Mama płacząca, że szykuje się wojna i mam wracać (w Anglii?). Mieszkając z rodzicami nie mogę zrobić prawie nic. Nie wspomnę jakiej nerwicy się dorobiłam i która trwa już ponad 10 lat. Przeszła już w silną somatyzację. Staram się pracować do późna, by jak najmniej konfrontować się w domu z kimkolwiek. Bliźsi są mi choćby dziadkowie niż moi rodzice. Jest mi bardzo przykro. Mam koleżankę z dzieciństwa w identycznej sytuacji. Śmiejemy się, że razem musimy postawić temu czoła.
Sytuacji można, by opisać mnóstwo. Nie ma to sensu, bo każdy gdzieś tam ma te swoje bariery, które próbuje przeskoczyć. Mnie każda próba kontroli i wmawianie kłamstwa wychodzi bokiem. Kłamstwo juz polubiłam, by nie wdawać sie w niepotrzebne dyskusje. Głowa boli mnie codziennie. Bóle brzucha, kręgosłupa, płytki oddech. Często płacze. Z somatyzacją powoli nauczyłam się żyć choć boję się czasami, by nie była to już jakaś poważna choroba. Paradoksalnie choruje więcej i leczę się naturalnie a wizyty leki i zioła, które biorę troche kosztują, poza tym mam wrażenie, że nie działają bo nawet to muszę przyjmować w ukryciu. Ciągle na szpilkach. Stres zalewa mnie od rana do nocy. Staram się nie mieć do nikogo żalu, ale kompletnie nie wiem jak żyć. Czasami wydaje mi się, że wyprowadzka na koniec świata nie zdjęłaby tego ciężaru z moich ramion.
Jak odbić się od tego cholernego dna pełnego lęku, podcietych skrzydeł i zastraszenia. Jak uszczelnić te dziury, bym nie czuła że wszystko przecieka mi miedzy palcami. Jak ugryźć kwestię finansów nim zmienię się w skąpca? Jak postawić bariery? Jak, kiedy własny dom przyprawia mnie o przykre dolegliwości fizyczne. Czy tak ciężko leczy się choroby duszy?
Pepsi, będę ci bardzo wdzięczna za pomoc.
Czemu tam jeszcze mieszkasz? Masz z tego jakies ukryte korzysci?
Kochana, odpowiedzią na wszystko jest pokochanie siebie. Taką prawdziwą, szczerą miłością. Sama napisałaś, że nawet na końcu świata Twoje problemy z rodzicami nie znikną. To jest prawda, zabierzesz je ze sobą wszędzie gdzie tylko będziesz. Dopóki nie pokochasz siebie na tyle, żeby nie dać się nikomu niszczyć, to będzie Ciebie dotykać to, co odwalają rodzice 🙂 Ale bądź im wdzięczna, zobacz do jakich rzeczy oni już się muszą (nieświadomie oczywiście) posuwać żeby Tobie coś pykneło w końcu w głowie, że tak nie można dawać siebie traktować. Wszechświat raczej zawsze zaczyna delikatnie, i jeśli lekcję przerobimy od razu, to na tym się kończy, im dłużej jesteśmy oporni na zmianę tym musimy dostawać bardziej dosadne sygnały. Czy to jest jakas Twoja wina, że tak jest l? Oczywiście, że nie Kochana, nie ma nigdzie żadnych winnych. Jest po prostu wynik tego co robisz. Chcesz inny wynik, to rób coś innego, coś inaczej. Dopóki sama nie zrozumiesz, że jesteś już dużą dziewczynką i decydujesz o sobie sama, dopóty rodzice będą wchodzić Ci na głowę 🙂 To jest Twoja praca do przerobienia w głowie. Każdy ma swoje własne 🙂 Ślę dużo miłości <3
czemu sama sie stygmatyzujesz? ksywka „nerwiczka” po co?
no i niby jak pepsi czy ktokolwiek inny ma ci pomoc? zlapac za wlosy i wywlec z domu rodzicow? zmusic zebys sama zaczela decydowac o sobie ? to twoje zycie nikt za ciebie tego nie zrobi, pozwalasz innym kierowac swoim zyciem i masz do nich o to pretensje , istnieje ryzyko ze jak ktos sprobuje ci pomoc to tez bedziesz miala o to zal, sama musisz wiedziec czego chcesz i robic to co chcesz , ty chcesz !
ps wyprowadzilam sie z rodzinnego domu w wieku 16 lat, da sie ! 🙂 trzymam kcikui za wlasciwe decyzje a przede wszystkim TWOJE WLASNE decyzje.
Ja myślę, że cały ten artykuł/post tytułowy powyżej Twojego komentarza jest odpowiedzią dla Ciebie również i właśnie zarazem.
Zrób ten jakiś pierwszy choćby i pokraczny krok. Nawet jeśli w trakcie tego kroku ta szpilka ci trzaśnie i się wyłożysz jak długa, to i tak już będziesz przecież dalej niż stojąc w miejscu z opuszczoną głową. A chociaż może i trochę głupio, to przynajmniej śmieszniej czyli weselej będzie. Jak pisze Pepsi rusz ze skrzyżowania.
Jeśli emocjonalnie jest Cię na to stać to gdy zacznie się tyrada przytul rodzica i ucałuj może nawet jeśli się uda. Nic nie tłumacz. I tak za każdym razem i do oczekiwanego skutku.
Albo weź urlop w pracy i wyjedź gdzieś na 2, 3, 4 … miesiące. Za granicę, w Bieszczady, na włóczęgę, na pielgrzymkę … . Weź koleżankę.
Albo co tydzień na niedzielę piecz torta dla swoich rodziców, stawiaj na stole i rób im imprezę. Cokolwiek by się działo rób tak systematycznie co tydzień. Tylko i wyłącznie na ich cześć. Jak rocznica ślubu. Z miłości i z miłością, w pięknej sukience i promiennym uśmiechem. Jak się przez miesiąc, półtora nie uda, to się nie obrażaj, nie krzycz. Zmień metodę.
Wymyśl coś innego co do Ciebie bardziej pasuje ale zaskakującego dla nich. Tylko nic przestraszającego.
https://www.youtube.com/watch?v=tvbyY7oMT2E
🙂
Ale to wszystko prawdziwe 🙂 zresztą jak zawsze 🙂 ?
<3
Droga Pepsi, ja w takim temacie. Mam dorywczą pracę i chciałem jechać do swojej dziewczyny do jej miasta zająć się tym mając jednocześnie pieniądze na pobyt. Zanim jej to powiedziałem zdążyła uruchomić ego i wypomnieć mi że nie chodzę do stałej pracy tak jak ona i zaczęła mi ubliżać na różne tematy urażając moje ego i własną osobę przy okazji. akurat gdy odkryłem taką możliwość, rozpętała kłótnię przez którą nie chce się ze mną spotkać i ogóle być ze mną. Co robić, gdy ona na prawdę mi się podoba? Jesteśmy w związku na odległość niedługi czas, ale stale stara się urazić moje ego, i ma dosyć matriksowe myślenie jeśli o to chodzi.
Czujesz, że ta kłótnia tak na poważnie? Myśli o rozstaniu?
myślę że ona traktuję tę kłótnię powazniej niż ja, bo dla mnie to niewielka sprawa dosyć, mogę się na nią conajwyżej obrazić, ale na poważnie jest to, że ona już mówiła o rozstaniu od jakiegoś czasu i chyba nie chce żebym przyjeżdżał.
To nie przyjeżdżaj, zajmij się teraz swoją drogą do sukcesu.
Obawiam się, że nie chcę żadnego sukcesu ani kasy. Kasę jak mam to nie mam na co wydawać, moja wyobraźnia nie sięga tak daleko żeby umieć ją wydać w większych ilościach. Jak miałem więcej to kupiłem perkusję na której nie gram niemal wcale a nie interesuje mnie ciężka praca. Potrzebuję tylko na jedzenie, czasem papierosy (takie słabsze lubię palić, tytoń do którego nic nie dodają) i ubrania. Gdybym miał teraz więcej kasy wydałbym tylko i wyłącznie na odwiedzenie paru znajomych a na to uda mi się zarobić dorywczo. Mówiłaś, że trzeba zgrać ego i duszę żeby cel się spełnił. Niestety mój cel to wrócić do starej miłości, która była jedyna w rodzaju i która już niestety ma męża.
Tak na prawdę to nie chcę jej tracić, ale nie wiem, na ile ona jest poważna a na ile nie.
Ile macie lat? Zrób kasę, teraz tak fajnie robi się kasę, dużo łatwiej, masa podpowiedzi w Necie,
nie umiem, nie wiem, jaki kierunek wybrać, miałem na oku jeden sposób ale 1. nie przyniósłby mi więcej pieniędzy niż mam a 2. nie mam sprzętu a nie będę zdradzać co to jest. Nie łapię tych sposobów na zarobek ani trochę.
No to będziesz miał to co chcesz, akurat w tę stronę tak to działa, nie masz pasji, nie masz dziewczyny, nie masz pieniędzy, nie masz celu finansowego, wszystko to własnie nie masz, bo nie masz
27 i 21
Romantyk z Ciebie 😉 co jest w tej sytuacji na nie Twoją korzyść bo laska ewidentnie coś się odkleja, oddala, ucieka i wyrywa się, a Ty się jej uparcie trzymasz. O albo to, że Twoim celem jest powrót do dawnej, idealnej miłości. Ble, to nie tak. Żyjesz od kobiety do kobiety. Wyobraźnia nie pozwala Ci na robienie kasy i jej wydawanie, to może zacznij pisać jakieś ckliwe, kunsztowne romanse. Próbowałeś? Skoro masz tak rozdygotane serce i głowę, w obecnej chwili, nastawioną tylko na to. Spisuj to, może to będzie dla Ciebie formą terapii? Może potem jak przeczytasz, to wskoczysz w perspektywę, sam się z siebie zaśmiejesz i ruszysz wreszcie w swoją drogę, ale taką naprawdę swoją, gdzie będzie i chęć do życia, zarabiania i odpowiednia osoba dla Ciebie. O a może jeszcze coś z tego pisania więcej wyjdzie, kto wie.
Powodzenia, tak czy inaczej 🙂
Facet nigdy nie napisze ckliwego romansu, nie kuma czaczy, ale taką kolejną Annę Kareninę chętnie bym przeczytała, czy w Poszukiwaniu straconego czasu, pomimo, że Marcel był homoseksualny.
<3 z miłością
wiele razy wygodniej jest sie uzalac niz „ruszyc ze skrzyzowania”. czasami jak juz zapetle sie, mowie sobie : kurde, laska o co ci kaman
i stwierdzam, ze jasne, ze bym mogla zmienic swoje zycie, nastawienie etc otworzyc sklep online, ze moglabym to czy tamto, ale … CO JESLI MI SIE UDA?! co jesli bede w punckie, ze faktycznie bede musiala podjac decyzje o odejsciu z pracy, bo biznes sie rozhula? co jesli bede musiala zatrudinc ludzi do pomocy? co jesli nowi znajomi, korzy mnie wznosza do gory sprawia, ze bede rosnac i wychodzic ze strefy komfortu i nie bede miala wytlumaczenia dla lenistwa wieczorowego? co jesli odniose SUKCES?! JA?! SUKCES? to nie dla mnie!!! i stwierdzam, ze tak – ze nie osiagne sukcesu wlasnej firmy, do poki mentalnie bede umiala udzwignac „pietno” ewentualnego sukcesu. Inaczej ciagle mysle – takie malutkie cos otworze, byle by sie w oczy nie rzucalo….
tak samo moze byc dla innych – ok, rodzice mnie katuja, wygodnie byc ofiara, bo jak przestane nia byc to co…? jak wytlumacze lenistwo, jak niepowodzenia? jak wezme odpowiedzialnosc za swoje zycie, skoro tak wygodnie dac kierownice komus innemu…?
Bliska mi osoba postępuje podobnie, jak siostra dziewczyny z komcia, czuje się pokrzywdzona przez przeszłość, jest zestresowana, tworzy problemy, kiepsko się czuje i tak dalej. Dzieje się tak, gdy zejdzie na niskie wibracje, bo gdy wibruje wyżej, jest naprawdę fajną osobą. W ostatnich dniach częściej jest mocno zaciśnięta. Spędziłam w towarzystwie tej osoby kilka dni i było to dość gorzkie doświadczenie, bo wyjazd (czyli przebywanie ze sobą w dzień i w nocy), który z założenia miał być oderwaniem się od rutyny i wyrwaniem z miasta okazał się być wielką napinką. Na niemal ciągłe podbijanie ważności przez tę osobę i stwarzanie poczucia zagrożenia (a co za tym idzie – po prostu bycie niefajnym i gorzkim dla otoczenia) próbowałam zadziałać współczuciem, wysyłaniem miłości, podwyższaniem wibracji, rozładowywaniem śmiechem. Kiedyś pewnie oddałabym atakiem, czy jakąś odzywką na podobnym poziomie, ale teraz najbardziej współczułam, ale momentami było mi przykro, dziwiłam się – czy to ta sama osoba z którą przyjaźnię się 10 lat? Nie było to łatwe doświadczenie. 🙂 I tak się zastanawiam teraz, czy i jak takiej osobie można pomóc? Myślałam, żeby porozmawiać na ten temat z nią w spokoju, bez oskarżeń, żalu itp. ale czy to nie będzie wtedy podbijaniem mojej ważności (bo JA chcę zakomunikować co JA czuję)? Ale z drugiej strony, jeśli znajomość ma nadal trwać, to czy bagatelizowanie sprawy jest ok? Czy zostawienie tematu i wysłanie miłości wystarczy? 😉
Pepsi, możesz doradzić?
Pomóż sobie, żeby Cię to nie dotykało, podnoś własne wibracje, to automatycznie pociągnie ją za Tobą, albo odpadnie. Natomiast gdy sama poprosi Cię o pomoc, coś dostrzeże, wtedy powiedz wszystko co wiesz z fizyki, ale nie chwal się, zejdź z siebie. <3
Dziękuję <3
No i wracam do SIEBIE. Oczywiście brak gwarancji na constans, chuj z tym ,tu i teraz jest rewe. Hipo, prawda, iluzja ? Bez znaczenia, ważne że nie boli. Ogarniam bajzel.
Motto – ,, jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci ” E. Cioran
par excellence 🙂
Noooooooooooo………,. i …………………,
proszę nie pisz do mnie ,,po francusku” bo…
………. znam, ale się brzydzę….???
<3 :D