z miłością do Kiszonki
Czymś innym samotność będzie dla bezdomnego i dla mędrca, dla szwaczki i więźniarki. Samotność jest doświadczeniem i można albo usilnie próbować od niego uciec, albo w nim wzrastać. Ludzie boją się samotności, bo boją się swojego ego. Będąc samotnym trudniej zagłuszyć myśli. Przeraża Cię to, co siedzi w Twojej głowie, więc zagłuszasz się telewizją, rozmową, alkoholem, książką, seksem, jedzeniem, obecnością innych ludzi i bodźców z zewnątrz. Nie potrafisz siedzieć na kanapie w wygodnej pozycji i obserwować swojego oddechu. Nie potrafisz spacerować przez miasto i nie rozmyślać o tym, że braknie Ci kasy, albo że palnęłaś jakąś głupotę. Nie potrafisz wejść w czynność, stać się tą czynnością. Potrafisz tylko być swoim ego.
Nawet jeśli nie jest wcale miło, fajnie i wymarzenie, to daje poczucie stabilizacji i swoistego bezpieczeństwa. Nawet w przedbiegach związku kiełkuje idea wspólnej starości spędzonej na spacerach w parku, budzeniu się i zasypianiu przy kimś, rozmowach po biały świt. A w razie czego można na kogoś zwalić winę za swoje nieszczęście. Kiedy się z kimś przyjaźnisz, sytuacja ma się zgoła tak samo. Nie musisz tłamsić rzeczy w sobie, możesz wygadać się, że szef buc, kasy zawsze za mało, a przy stoliku na trzeciej siedzi przystojniak co niemiara. Możesz zająć czas w piątkowy wieczór, wspólnie iść do kina, zachwycać się tymi samymi rzeczami i dyskutować zawzięcie o innych.
Potrzebujemy ludzi. To jedna ze ścieżek rozwoju, którą możesz obrać. To ta ścieżka rozwoju duchowego, która jest w naszym środowisku kulturowym najłatwiejsza. Ludzie, którzy stają na Twojej drodze, są odbiciem Ciebie samej, Twoich lęków, niepokojów, radości i fascynacji. Są elementem tej drogi. Czasem poznajemy ludzi na moment, wymieniamy się doświadczeniami, jesteśmy na chwilę połączeni w kosmicznym porządku, w tym czy innym wymiarze, a później się rozstajemy. I to jest okej.
To nie tak, że sąsiad, który regularnie zalewa Ci balkon i obrzuca Twoje okna jajkami (niestety autentyk), nagle wstanie od stołu zwanego życiem i zniknie z ziemskiego padołu (nadal autentyk). Ty przestaniesz to zauważać, przestaniesz się przejmować, aż w końcu on przyklei się do kogoś z kim rezonuje odpadłszy od Ciebie. Tak działa energia. Wszystko wokół jest odbiciem Ciebie. Każde doświadczenie, wybór, przeżycia najbliższych Ci osób. I na tym polega Twoja samotność. Wytwarza się wokół Ciebie pole morficzne, które determinuje Twoją rzeczywistość.
Kiedy zejdziesz do energii miłości, do serca, staniesz się na chwilę spokojną kontemplacją. Wtedy nikt nie będzie Ci niezbędny.
Bo się boją. Twój strach napędza matrix, więc matrix napędza Twój strach, napycha sobie nim kieszenie i usta. Twoje ego trzyma Cię w ciągłym napięciu, bo – nieświadomie zresztą – myślisz, że tak właśnie trzeba. Że trzeba się martwić o kasę, o bycie perfekcyjną panią domu, o bycie ładną nawet w najbrzydszych sytuacjach, o to, że odbiorą Ci prawa i zakopią żywcem. No i o to, że będziesz samotna.
Ile razy zdarzyło Ci się, że miałaś dzień tylko dla siebie, ale zamiast spędzić go w „kreatywny” sposób, oglądałaś cały dzień telewizję, jadłaś złom i śledziłaś celebrytów na fejsie?
I tak i nie. Bo jesteś Ty i jest Twoje ego. Bo jesteś w zawieszeniu, w stanie „pomiędzy” przeszłością i przyszłością, ale nie w tu i teraz. Bo jesteś z telewizorem, z fejsem, z emocjami, których nie potrafisz ani nie próbujesz zrozumieć.
Samotność kiedy chodzisz po parku i obserwujesz koniuszki drzew. Samotność, kiedy ćwiczysz uważność i obserwujesz siebie. Siebie zmywającą naczynia, siebie siedzącą przy stole. Samotność, kiedy rozwiązujesz zagadkę matematyczną i świat wokół nie istnieje. Tylko Ty i działania. Samotność, kiedy tańczysz w pustym pokoju, malujesz obraz albo piszesz artykuł na bloga. Kiedy robisz głupie miny do lustra i kiedy śmiejesz się w głos. Terapeutyczna samotność. Samotność mieszkańca krańca świata. Samotność medytującego. To jest samotność, której – paradoksalnie – unikasz ze strachu przed nią. Są rzeczy, cudowne rzeczy, które nie mają racji bytu jeśli się nimi z kimś nie podzielisz. Są takie, które tylko w czyimś towarzystwie mają magiczny posmak. Są jednak też takie rzeczy, które bezpowrotnie tracisz nie próbując być ze sobą sam na sam, zagłuszając siebie. To lekcja, z której zwiewasz w szkole średniej żeby już nigdy jej nie nadrobić i nie mieć pojęcia, jak ważną była.
Świat nie jest wyłącznie pozytywny. Myślenie wyłącznie pozytywnie jest pułapką. Czasem samotność nie jest wcale tą przyjemną samotnością. Czasem w samotności czekamy na swoją bratnią duszę i chociaż akceptujemy oczekiwanie, ono pali trzewia żywym ogniem niecierpliwości – pułapki odbiegania w przyszłość. Samotność czasem przynosi obrazy z przeszłości, nie zawsze miłe, choćby i przez to, że już minęły. Samotność staje się wówczas pułapką odbiegania w przeszłość. Jednak w tu i teraz doświadczanie samotności jest pięknym doświadczeniem. Jestem sam, dlatego bardziej jestem. Teraz to rozumiesz? Nie dzielisz z nikim doświadczenia samotności – ono jest tylko Twoje. Tylko Ty patrzysz przez okno na pierwszy śnieg z zachwytem dziecka, tylko Ty oglądasz sztukę w teatrze bez wymieniania z nikim przychylnych spojrzeń, tylko Ty bierzesz gorącą kąpiel.
uściski:)
Powiązane artykuły
Komentarze
…. pieknie to napisalas dzisiejszego poranka ?
Bo mamy piękny poranek, jak zawsze. 🙂
Samo sedno. Świetny i trafny tekst ☺
Grazie! <3
Uwielbiam ten tekst. Dziekuje!!!
Dżemki!
od dziecka byłam samotnikiem (kochającym ludzi) i tak zostało mi do dziś 🙂
a jestem już starszą panią. Bardzo lubię swoją samotność, bycie z sobą rozwija mnie na każdym etapie życia.
I takich ludzi potrzebuje ten świat! <3
via GIPHY
Emanuelko, pięknie napisałaś, dziękuję
To ja dziękuję. <3
Niby to wszystko wiem lecz nieraz popadam w smutek z powodu samotności (braku drugiej bliskiej osoby przy boku). Ten przepięknie napisany tekst przypomniał mi istotę tego co jest naprawdę najważniejsze.Nie przegapiajmy chwil ze sobą! Dziękuję za ten wpis, dziękuję za tego bloga!
Druga osoba nigdy Cię w 100% nie uszczęśliwi jeśli nie będziesz szczęśliwa ze sobą Kochana. Czasem wspaniali ludzie przychodzą dopiero w momencie, kiedy przestajesz ich oczekiwać i zdajesz sobie sprawę, że masz wszystko czego potrzebujesz i nie potrzebujesz „dopełnienia” tylko partnerstwa. 🙂 Kocham! <3
Mądry tekst, tak właśnie jest.
Wiele lat byłam sama, zaprzyjaźniłam się z moją samotnością, nieopisanie wiele mi dała, wręcz mnie ukształtowała. Właśnie dlatego, że zawsze też tak to odczuwałam: „sama jestem bardziej”. Jeżeli oswoi się samotność, wykorzysta możliwości, które daje to zyskuje się ogromnie dużo.
Od kilkunastu lat jestem we wspaniałym związku, czekałam na niego w latach samotności – ale spokojnie, bez napinania się.
I udało się :-).
Teraz rzadko mam chwilę tylko dla siebie, ale staram się cały czas ją znaleźć. Po to by pielęgnować umiejętności, które rozwinęły się w latach samotności: uważność, patrzenie z poziomu serca. Jestem zdania, że każdemu w życiu przydałby się czas tylko dla siebie – rok, dwa, pięć. Mądrze wykorzystany czas, który ma się tylko dla siebie, to jeden z najwspanialszych prezentów od ;osu.
<3
„Nie przegapiajmy chwil ze soba” – Hannah77 – tak samo pieknie i madrze powiedziane jak caly tekst Emanueli. Dziekuje Wam za to pieknie
My też dziękujemy!
Tak, samotność jest 'normalnością’ u mnie, ale dobija brak tej drugiej osoby od czasu do czasu 🙁 najlepsze jak słyszę co roku „W święta nikt nie może być sam.” mimo, iż świąt nie obchodzę od wieeeeelu lat.
Emi, śliczny tekst, kojąca, roztopiona woda z miodem <3 dziękuję <3
Ja mam na odwrót i chociaż na maksa doceniam to co mam – fajną, komfortową relację – od czasu do czasu marzy mi się zamieszkać w latarni na krańcu świata. Ego zawsze chce to czego nie ma.
Nie jesteś sama jeśli masz siebie, od święta i na co dzień. <3
Wiem, że nie jestem sama, lubię swoją samotność i często się łapię na myśli, że jednak facet by mi tylko przeszkadzał w mojej codzienności, i się cieszę, żem królową we własnych włościach <3 przydałby się taki Tinder dla indygo 😀 😀 a do latarni zawsze można wyjechać na jakiś czas, niektórzy mają latarnie, niektórzy motory, niektórzy góry 🙂
Tinder dla indygo, to jest to!
Dziękuję z całego serca za kolejny piękny wpis…fajnie, że mam Was…świat staje się łatwiejszy…dzięki Wam łatwiej mi przeżyć różne sytuacje i powolutku radzę sobie ze swoimi emocjami, zarówno z tymi lepszymi, jak i gorszymi… Kocham Was <3
My Ciebie też kochamy!
Czytam, czytam i aż łza cieknie po policzku…. dziękuję…
<3
Dziękuję najpiękniej! <3
Samotność rzeczywiście nie jest zła. Potrzebujemy jej.
Jednak o wiele przyjemniej jest dzielić się chwilą radosną z kimś kto jest bliski. Ta radość ze wspólnego przeżywania jej, dzielenia się nią jest bezcenna.
Być razem z rodziną i bliskim właśnie wtedy gdy zdarza się coś pięknego i niekoniecznie pięknego.
Na codzień można być samemu
Jasne że tak Monika! Rzecz w tym, że kiedy potrafisz docenić rzeczy/wydarzenia w samotności, smakują milion razy lepiej w towarzystwie! Wszystko zaczyna się w Tobie, nawet Twoje szczęście.
Jako dziewczyna lubilam samotnie podrozowac bo….tyle mialam mysli, ze bylo to jak czytanie ksiazki. I chocby nie wiem jak dluga byla podroz ja sie nie nudzilam bo wciaz myslalam, obserwowalam, doswiadczalam. Przechodzily przeze mnie rozne emocje kiedy obserwowalam swiat poza moim domem. Byla w tej samotnosci mieszanka mysli i dychowosci. Beda bardzo towarzyska osoba nie rozumialam dlaczego lubie podrozowac sama. Ale to co nastapilo ok 30-stki przeszlo samo siebie :))) zostalam wrzucona przez zycie/podswiadomy wybor w miejsce i sytuacje, w ktorych naprawde bylam sama bo nie moglam nic zmienic. Bol tez byl tylko moj. 20 lat psychiczneg i duchowego cierpienia zakonczone akceptacja i oswieceniem, ze w ten sposob „musialam” byc sama ze soba by przerobic mase smieci. Byl to moj podswiadomy wybor jak to analizowalam. Nazywam go wyborem duszy. Ostatnich 10 lat czulam, ze chce byc sama, 5lat temu separacji i stan spelnienia w byciu „sama” ( sa dzieci ale nie o tej samotnosci mowie). I fajnie to ujelas, ze jezeli kiedys przyjdzie taka sytuacja, ze poczuje chec bycia z kims to nie dlatego by sie uzupelniac ale dla partnerstwa. Dzieki za artykul 🙂
ja się cieszę moją samotnością bo mam w końcu czas żeby robić to co kocham, czyli tańczę- a taniec zajmuje cholernie dużo czasu, więc zawsze jest dylemat-czas dla bliskich czy czas na hobby…hehehehe
Tańcz z bliskimi. 🙂
„Samotność raz przyjęta -wynagradza” Czesław Milosz
Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
Uwielbiam Miłosza. <3
Samotność była dla mnie pewnego rodzaju przekleństwem. Najtrudniejsze były niedziele i te odgłosy pełnej rodziny, której bardzo brakowało. Dziś wiem , i choć zrozumiałam to po latach, że to co było tak trudne pozwoliło mi dotrzeć do prawdziwej siebie, której nie znałam tak na prawdę. Cały ten zgiełk, rozgadanie, dzielenie włosa na czworo, różne punkty widzenia a nawet najbliższe osoby czasem oddalają nas od siebie samych.
Szukałam i znalazłam , ale do tego potrzebna była cisza i spokój.
Polecam naukę o uważności Tollego
Znajomość dobrej samotności jest konieczna do stworzenia bliskiego związku.
Dobra samotność oznacza, że lubisz samego siebie, że przebywanie ze sobą sam na sam sprawia Ci przyjemność.
Jeśli lubisz samego siebie, z pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie chciał uczestniczyć w Twojej dobrej samotności.
Super, dzięki.. Osobiście lubię i zgadzam się, że im lepszy kontakt ze sobą, tym większa jej akceptacja, a czasami chyba nawet radocha… Osobom, które nie chcą mieć wglądu w siebie (Ci wszyscy niewinni, co to świat się uwziął he he) chyba kojarzy się tylko z katastrofą.
Piękny tekst Emanuelo i tak samo piękne komentarze. A ta samotność…(nie) jest straszna i (nie) jest piękna. Dokładnie jak zatytułowałaś tego posta i jak go napisałaś. Potrzebujemy sami dla siebie każdego stanu, w jakimś się znajdujemy, jaki do siebie przyciągneliśmy. W końcu jesteśmy (współ)twórcami tego świata/wszechświata….yyy..wszechświatów 🙂 To wszystko nasz rozwój. Korzystajmy z tego jak najlepiej.
Jednak…ponarzekam trochę;) i stwierdzę, że czasami tak cholernie brakuje tego kogoś obok, kto rozumie, akceptuje, pocieszy, przytuli lub da się przytulić 😉 Kogoś kto jest…
Jeszcze raz, super tekst Pokrzywko 🙂 Taki trochę wyciskacz łez z wielu powodów 😀 Ale też, jak Aneta wyżej napisała, „kojąca, roztopiona woda z miodem” 😀
Dziękuję i pozdrawiam Ciebie i wszystkich tu przyjaciół (łał, jednak nie jesteśmy samotni! 😛 )
Lovocki!! <3 <3 <3
Dziękuję za piękny komentarz. <3
To wszystko jest fajne i miłe, dopóki samotność jest w mniejszym lub większym stopniu, naszym wyborem. Codzienne drobiazgi, typu spacer po parku czy ćwiczenia, też zaczynają męczyć, jeśli bez względu na to, czy się chce czy nie, trzeba je robić samotnie. I nie ma się do kogo ust otworzyć, zapytać jak minął dzień i opowiedzieć o swoim, całymi dniami, tygodniami. Kiedy się potrzebuje pomocy, a nie ma kogo poprosić. Kiedy zwyczajnie potrzebuje się ludzkiego ciepła emocjonalnego. Wtedy samotność nie jest już taka rozwijająca, tylko dobijająca. I nie wierzę, że można się nią po prostu cieszyć, jeśli całe życie jest się bez przyjaciela czy partnera, bo zawsze w relacjach coś nie wychodzi i znowu zostaje się samotnie jak palec. Jasne, zawsze można poznać nowych ludzi byle nie być samotnym, ale kto tak naprawdę angażuje się w relacje z nowymi znajomymi? Czuję pustkę i bezsilność, nawet jeśli wykorzystuję mój czas kreatywnie. Bez urazy, ten wpis jest naprawdę wartościowy, pokrzepiający i ważny, ale słuchać od kogoś, kto czasem lubi samotność z wyboru, że to jest „fajne”, to jak słuchać od bogatego, że bieda nie jest taka zła.
to prawda.. tak. ale Emanuelka chyba nie to miała na myśli do końca
Och, ale zupełnie nie o to mi chodziło. 🙁 Samotność (nie) jest straszna właśnie dlatego, że wszystko czego potrzebujesz masz w sobie i musisz tylko do tego dotrzeć. W Tobie są wszystkie przytulenia, wysłuchania i zbiorowości, których potrzebujesz. Jesteś dla nich siłą sprawczą. Być może nie ma nic trudniejszego, ale kiedy to zrobisz, chociaż w małym ułamku, zaczną przychodzić do Ciebie rzeczy i ludzie, z którymi rezonujesz. I po to jest samotność, uważność, samoakceptacja. Rezonans to nie jest tylko wyświechtane słowo, którego używamy, bo całkiem spoko brzmi. To odpowiedź na pytanie po co to wszystko mi się dzieje (http://www.pepsieliot.com/zapytaj-po-co-i-uwolnij-sie-od-smutku/) , albo jak kto woli dlaczego. Rezonujesz z odczuwaniem samotności w ten sposób. Bycie w zgodzie ze sobą oznacza bycie w harmonii ze światem, nie zagłuszanie swojego ja – a w takim stanie trafiasz dokładnie na to, na co powinnaś trafić.
Wiem, że to brzmi prosto tylko na papierze. Ale taki jest początek drogi .
Dziękuję za odpowiedź. Nie chciałam, żeby mój komentarz brzmiał marudnie, po prostu ogarnia mnie często taka bezsilność, bo nie wiem jak się przestawić i właśnie dotrzeć do tego, co potrzebuję. Wiem, że pewnie z moim życiem niewiele się zmieni, dlatego chciałabym odkryć, jak znaleźć w sobie to wszystko, jednak nie umiem. Czytałam już wiele wpisów na tym blogu, może jestem mało ogarnięta, ale kompletnie nie wiem jak to wszystko działa 🙂 poświęcam tyle czasu rozważaniom nad sobą, co powinnam zrobić, obserwując i wnioskując, że powinnam być już co najmniej oświecona, a jednak nie umiem nawet znaleźć początku drogi. Cieszę się, że przynajmniej czasem mogę poczytać Ciebie oraz Pepsi, to jak światełko w tunelu.
Ludzi często gubi to, że po prostu myślą, analizują, wnioskują. I to tak bezwiednie, niezależnie od nas, w sposób niekontrolowany. Może czas znaleźć coś, co pozwoli Ci się wyzerować i trwać w tym zerze, pustce, bezmyślności? Dać dojść 'do głosu’ sercu? Jestem pewna, że po jakimś czasie Twoje serce samo Ci da odpowiedzi na Twoje pytania, i to takie odpowiedzi bez słów, poczujesz leciutkie prądki energii i już będziesz wiedziała. :))
To prawda, też mi się wydaje, że za dużo myślę i się użalam. Zamiast coś robić by było lepiej, myślę, czemu akurat mnie to spotkało, czemu inni mają bliskich, a ja nie. Staram się znaleźć takie zerujące zajęcie i nauczyć się żyć chwilą obecną, zamiast od niej uciekać. Jednak jeszcze długa droga przede mną, bo czuję, że szukam tego z przymusu – bo jestem samotna, więc muszę nauczyć się z tym żyć, a nie dlatego, że mogę się w ten sposób rozwijać. Dziękuję za ciepłe słowa i wywołanie uśmiechu 🙂
Vetala, jestem przykładem osoby, która przeszła przez etap samotności przymusowej, Och, jak straszliwie czułam się pokrzywdzona przez los, że nie mam chłopaka, potem, ze nie mam męża, potem, że nie mam męża i dzieci:)). Czułam się pokrzywdzona, a jednocześnie całkiem dobrze czułam się sama ze sobą, paradoks taki, bo w zasadzie nie bardzo siebie lubiłam, ale uwielbiałam czytac i rysować, więc nigdy się ze sobą nie nudziłam. Było tak przez wiele lat. Wszystko się zmieniło, kiedy ja się zmieniłam, między innymi pod wpływem tego bloga, ale nie tylko, bo wiem, że trafiłam tu nie bez przyczyny. Kiedy coś w nas ruszy do przodu w temacie świadomości, to już nie ma odwrotu. Owszem, dalej jestem osobą samotną, w tym sensie, że nie założyłam rodziny, nie jestem z nikim związana, jestem po 40. Ale teraz ten stan wzbudza we mnie same pozytywne odczucia. Co ciekawe, nadal nie mam parcia, żeby wchodzić w kontakty z ludźmi, nie czuję takiej potrzeby, a ludzie sami się pojawiają, i to są ludzie, których mogę nazwać przyjaciółmi. Przekonałam się bardzo namacalnie, że mogę na te osoby liczyć, wcale nie prosząc o pomoc. Tak jakoś to działa. Wszystko zaczyna się od zmiany siebie. Właściwie, to od miłości – do siebie.
W takim razie nie będę szukał żony i będę mieszkał sam?
Mogę dołączyć? 😀 przynajmniej po taniości będzie i ogródek do podziału 😀
Zaproście mnie czasem! 😉
Wspanialy wpis! Samotnosc nie pasuje byc moze wszystkim bo oczywiscie weselej jest pojechac na wczasy z kims kto zrobi ci fotografie i podyskutuje z toba piekne krajobrazy… Ale… jesli jestes kreatywna osoba, jesli masz interesujace hobby, jesli uwielbiasz sama decydowac o swym codziennym zyciu, jesli chcesz tak naprawde zadbac o swoje zdrowie, itp… to naturalnie samotnosc jest fantastycznym rozwiazaniem! Oczywiscie pod warunkiem, ze lubisz sama siebie i nigdy ci sie z soba nie nudzi.. A jesli nawet kiedys, po wielu latach samotnosci postanowisz z kims zamieszkac, to prawdopodobnie bedzie to ktos bardzo podobny do ciebie…
Caly czas mam ochote napisac jakis komentarz ale nie wiem co.. Wiiec pod tym pieknym wpisem, ktory tak pasujaca w czasie akurat do mnie przyszedl, dziekuje mocnicko tak poprostu!
Miłość posyłam! <3
A jednak przyszlo mi cos do glowy konkretnego, co bym chciala wiedziec. Czesto sie slyszy teksty w stylu jak jedne dzwi sie zamykaja, otwieraja sie drugie, lub np. rozstajac sie z kims robimy miejsce na cos nowego. Czy to naprawde tak jest, ze poprzez zmiany, dzialanie itp. cos gdziec w eterze sie zamyka lub otwiera? Ze naprawde powstaje gdzies (ale gdzie?) wolne miejsce na cos nowego, co nie moglo sie wcisnac wczesniej, bo tego miejsca nie bylo? To by wtedy znaczylo ze mamy tylko jakas powierzchniedo zagospodarowania (dwa pokoje z kuchnia) i albo jest na niej lub w niej miejsce i cos moze przyjsc, albo tzeba zeczy usunac, zeby nowe mialy miejsce.
I tak i nie. Świat Ci sprzyja – z założenia każdy skazany jest na obfitość. Nakładamy na siebie programy, matryce, blokujemy energię, więc w praktyce nie zawsze owa obfitość przychodzi. Z założenia w Twoim życiu jest miejsce na wszystko czego potrzebujesz, na wszystko z czym rezonujesz i co powinno Ci się przytrafić. Wszystko ma prowadzić Cię ku dobremu.
Czasem jednak jest tak, że coś – być może Ty sama, być może myśl, nawyk, wspomnienie, przedmiot – blokuje przepływ energii, czyli właśnie coś w eterze. Usuwając to w rzeczy samej zamykasz jakieś wirtualne drzwi, żeby otworzyć inne.
Czasem to są rzeczy zupełnie niepowiązane.
Moja znajoma na przykład miała dwa problemy: regularnie nawracające, bardzo bolesne infekcje ucha i ogromne niepowodzenie w miłości. W relacjach była oziębła i władcza, zazwyczaj szybko kończyła je rozstaniem. Kiedy na stałe wyleczyła infekcję ucha, na jej drodze zaczęli częściej pojawiać się fajni ludzie, a w końcu świetny partner, z którym jest już od lat. Oczywiście uznała to za przypadek.
Rozmawiałyśmy kiedyś o jej chorobie i powiedziała mi, że kiedy była dzieckiem nienawidziła chorować. Inni rodzice pozwalali dzieciom leżeć w łóżku i oglądać bajki, a ona musiała całymi dniami się uczyć i słuchać, że nie może pokazywać słabości, musi radzić sobie sama, ma się nie użalać i być silną dziewczynką.
Podczas tej rozmowy olśniło i ją i mnie.
Tak bardzo odbiło się to na jej przyszłości, że każdorazowo chorując przyjmowała asekurancką postawę i nie dawała się sobą opiekować, a wszelakie próby pomocy odbierała za zarzucanie jej słabości, więc robiła wszystko żeby owej słabości nie okazać. A że czuła się w takich relacjach samotna i bardzo winna, kończyły się szybko i boleśnie.
Co zrobic z takim mezem- nie akceptuje mojego stylu życia- zdrowe odżywianie, spacery z natura, medytacje – mowi ze jestem nienormalną, ze nie gotuje mu obiadów (tu totalnie sie rozminelismy), mówi mi ze w domu jest bałagan a nie jest. Nie uśmiecha sie tylko siedzi przed kompem i mowi Ze tylko w pracy sie cieszy a w domu nie. Jak mu dzisiaj powiedziałam podziękuj za to co masz
To sie z tego śmiał, ze co mu to da. No totalnie sie porozwalało wszystko a
Moze zawsze tak było tylko teraz to widzę? Piszecie ze inni sa naszymi lustrami- ja pracuje ze soba zeby sie ukochac, zaakceptować i juz jestem w tym troche, ale nie widzę w nim tego… co robie nie tak ?
Powiedz tak jego nieakceptacji. Oczekujesz, że skoro pracujesz nad sobą to męża powinnością jest Ci dać to, siamto czy owamto. To tak nie działa. Kochanie siebie to bezwarunkowość. Bez względu czy spelniasz jakiekolwiek oczekiwania (wtedy nie ma problemu z postrzeganiem porządku), bez względu na reakcje innych (w tym męża) kochaj Siebie, a Ty troszkę patrzysz na reakcję męża żeby się przekonać, na ile siebie kochasz.
Popatrz na Siebie z Miłością, zobacz piękno w Sobie, zobacz Cud w Sobie 🙂
<3
Pytanko, kiedyś gdzieś znalazłam na Twoim blogu o tym, że ktoś z 'góry’ zapobiegl wojny nuklearnej… Skąd to wiesz? Gdzie mogłabym o tym poczytać? Są jakieś książki, może linki? Ciekawi mnie ten temat:) aaa i tak z innej beczki… Ostatnio oglądałam Film z mężem ( Na początku była światłość) … I co chwilę było… O tym Pepsi pisała albo to już wiemy od Pepsi itd 🙂 🙂 🙂 Dziękujemy za Twoje bardzo przydatne wiadomości 🙂 A Film polecamy, może innym pomoże to wszystko zrozumieć 🙂
Mówił o tym Igor Witkowski na konferencji Ziemia w 2016 roku, ale nie tylko od niego to słyszałam
Dziękuję, już obejrzane❤️❤️❤️
Ciekawe i trafne. Jeszcze tylko kilka praktycznych porad i wskazówek drobnym drukiem dla rodziców kilkorga małych dzieci 😉
Kochana Emanuelo, bardzo sobie cenię Twoje teksty, dają mi dużo do myślenia.
Jeśli pozwolisz, w celu poprawienia odbioru tekstu – obserwować (kogo?co?) swój oddech a nie „swojego oddechu”. Biernikowe błędy są dość podchwytliwe, lubią podszywać się pod dopełniacz.
Pozdrawiam serdecznie.