fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 113 364
88 online
46 122 VIPy

Dlaczego PODBIJANIE WAŻNOŚCI czegokolwiek psuje możliwość osiągnięcia celu. Zeland i pan Darcy!

 Ważność i wahadła Zelanda

Wyobraź sobie, poczuj to, i odpuść ważność!

Tak się wygrywa wojny według Winstona Churchila …

O ważności można nawijać w nieskończoność, bo dotyczy każdej emocji w życiu.

Ego ma takie programy, żeby podbijać ważność DOSŁOWNIE WSZYSTKIEGO, na czele oczywiście z Tobą samą.

Nie pytaj mnie dlaczego rzeczywistość dąży do równowagi, ale tak jest.

Gdy tylko podbijasz swoją ważność, Wszechświat ma dwie opcje żeby wyrównać tę nierównowagę, czyli nawarstwienie potencjałów.

Albo wywyższyć wszystkich wokół, albo dać Ci prztyka w nos ważniaczko.

Zapewniam Cię jednak, że dziwnym trafem zawsze wybierze opcję dwa.

Ciebie zrównać walcem, albo trafić piorunem. Uuuuuu, to boli.

Ludzie opętani są podbijaniem ważności swojej, i właściwie wszystkiego, jawnie, czy tylko po cichu zachowują się jak egzaltowane i zdradzane rosyjskie kochanki.

Ważność najczęściej podbijana jest strachem. Żeby tak można było dostać choć w ryło, jest mało popularne nawet wśród mało zauważanych.

Ale miało być o seksownym od bogactwa i mokrej koszuli panu Darcy’m, jego dumie i uprzedzeniach, czyli sprawach ważności, które w sumie dotyczą wszystkiego.

Kolagen TiB

Piętrząc ważność nieposiadania nie osiągasz tego, co chcesz mieć

To jedyny powód, że nie masz

Tymczasem jedna minuta POCZUCIA się jak właścicielka tego czego pragniesz jest ZASIANIEM zdrowego ziarna w żyznej glebie, z którego MUSI WYROSNĄĆ TO, CZEGO CHCESZ.

To zamówienie z intencją oczywiście, że mam to, z POCZUCIEM POSIADANIA, z poczuciem spełnienia, wysłane do Amazona sprawia,  że już rozpoczęto pakowanie paczki dla Ciebie.

  • Żeby poczuć się jak właścicielka wymarzonego domu, jak kochana partnerka Twojej specyficznej osoby.
  • Jak szefowa własnej wielkiej firmy i wielkiego konta.
  • Jak osoba zdrowa i szczęśliwa
  • Jak kasiasta i samowystarczająca mega laska.

 Ważność i wahadła Zelanda

MUSISZ ODŁĄCZYĆ SIĘ OD WAHADEŁ DESTRUKCJI.

  • Nie możesz być zależna, nie możesz piętrzyć potencjałów, to musi być zrobione lekko, lewą nogą do lusterka, czyli na luzie, bez parcia, bez ścisku.
  • Dopóki karmisz wahadła strachem, zwątpieniem, niewiarą w siebie, niewiarą w swoją boską sprawczość TWÓRCY, o Jezusie, o Józefie, o Maryjo, o Absolucie, to wahadła osiągają swoje cele, a nie Ty.

BOWIEM TWOJE CELE ZUPEŁNIE NIE INTERESUJĄ WAHADEŁ.

Tylko udają na wabia.

Żeby uwierzyć w siebie, w swoją moc, należy przekłuwać jeden po drugim baloniki ważności swoich pragnień.

To żadna uzurpacja, to normalka.

Jeszcze ciepły, nowy filmik na kanale pepsi eliot:-) 

Dokładnie wiesz czego chcesz, bierzesz tego ziarno, i WRZUCASZ DO GLEBY PRZEPEŁNIONEJ TWOJĄ WIARĄ W SWOJĄ MOC SPRAWCZĄ

I nie ma penisa na Mariolę, TO MUSI wykiełkować.

Dziecko kiełkuje 9 miesięcy, Ty też poczekasz jakiś czas, ale może też zadziać się skok kwantowy.

Nie wnikaj, nie podważaj procesu, jak do tego może dojść, jak to się może stać?

Tym się nie trop, i nie angażuj się, rób sobie swoje działania.

To żaden cud, że masz to, czego pragniesz, co sobie wymarzyłaś.

To zwykła rzecz, SPRAWA TWOJEGO POCZUCIA TEGO, ORAZ WIARY w to, że tak się stanie.

Modlitwa, to droga do …

Wystarczy raz się pomodlić, a dobrze.

Dlaczego PO PROSTU idziesz do sklepu i po prostu kupujesz chleb?

Bo nie przekładasz do tego nadmiernej ważności.

To jest banalne i oczywiste, a jeśli nie kupisz, zrobisz gryczane naleśniki, luz.

Dlatego materializuje się potrzeba raz za razem, lewą nogą do lusterka.

Wystarczy jednak, że chleb ma być kupiony na przyjęcie dla gości i nagle banalna sprawa zaczyna się komplikować.

Nagle chleba w mieście nie ma.

I w ten sam, wyluzowany, spokojny, zrównoważony sposób należy się czuć marząc o swoim celu

Troszcz się o niego od czasu do czasu, lecz bez ścisku, nie podbijając tej ważności.

  • Oczywiście, że to już masz
  • Jak nie dzisiaj, to za kilka miesięcy
  • TO JEST  NIEUNIKNIONE!

Uważka! 

Oto dwa NOWE, NAJWYŻSZEJ jakości, wyczekiwane i szlachetnie zamknięte w ciemnym szkle, produkty marki TiB:

B12 forte TiB  jako metylokobalamina, oraz polecany przez dyplomowanego specjalistę odnowy psychosomatycznej

mgr Grzegorza Lewko na Twój kortyzolowy „kod barowy” B complex forte TiB!


Czy w końcu dojdziemy do przebogatego chodzącego seksu, czyli pana Darcy?

Komentarz

Pan Darcy, totalny neurotyk i osoba uwięziona przez własne ego. Kto go w ogóle wylansował na bożyszcze kobiet? Fatalny wzorzec dla mas…

A co mówi autorka  „Dumy i uprzedzenia” Jane Austen?

Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.

Ale tak czy siak, próżność i przesadna duma, to na bank podbijanie ważności własnej.
W naszej rzeczywistości nie ma znaczenia, czy ktoś jest mega dumny i idiotycznie próżny, czy też ma bardzo niską samoocenę, to są po prostu potencjały o przeciwnych znakach.
Jednak w taki sam sposób podkreślają ważność.
Oczywiście możesz być z siebie zadowoloną, ale GDY TYLKO ODBYWA SIĘ TO PRZEZ PORÓWNYWANIE Z INNYMI NATYCHMIAST SIŁY RÓWNOWAŻĄCE UPOMNĄ SIĘ O CIEBIE.
Podobnie jak rozkminianie, że jesteś gorsza niż inni, niż Twoja znajoma:
  • Bo miałaś kijowy start w życie
  • Masz o wiele mniej w skarpetce niż sąsiad
  • I generalnie jesteś do dupy w porównaniu z innymi.
Czemu dowodzi Ci ich Instagram, TikTok oraz Facebook:-)
Siły równoważące natychmiast będą chciały zrównoważyć ten nadmiar potencjału i dostajesz to, co o sobie sądzisz.
To trochę nielogiczne, ale tak jest zawsze z piętrzeniem potencjałów, podbijaniem ważności, dostajesz za to z liścia na płask, liść, liść.

Po prostu DOSTAJESZ ZAWSZE TO, CO CZUJESZ!

Jakby co, to Winston Churchill się kłania.

Pan Darcy jak najbardziej może odczuwać dumę, ale bez przesadyzmu

To postać literacka, zmyślona, ale i tak został „ukarany”, Elizabeth dała mu najsampierw kosza. Potem wszystko wyjaśnił, i dostał rękę.

Jedno zdanie uzupełniające o uprzedzeniach pana Darcy.

  • To nic innego tylko PRZYWIĄZANIE EGO DO SWOICH PRZEKONAŃ, czyli straszny syf zatrzymujący w przeszłości
  • Blokujący wejście w inną rzeczywistość do nowej przyszłości
Ty też możesz zauważać swoje sukcesy, cieszyć się z nich, ale rób to w sposób, nie dając okazji do łupnięcia Cię siłom równoważącym.

PRZY ROZREGULOWANYCH HORMONACH często dochodzą również problemy z insuliną.
Dlatego nie ma się co dziwić dlaczego dobrze byłoby zastosować:

10 dniowe oczyszczanie hormonalne dietą 

Które może okazać się tym przełomowym krokiem dla Ciebie, gdy doświadczasz nieprzyjemnych objawów w kształcie bezsenności, stałego zmęczenia i osłabienia.

Bywa, że nawet rano po przebudzeniu, słabego nastroju, wypadania włosów, zero chęci na robienie coitus, do tego zamglenie umysłu.
Zależnie jednak od rodzaju problemu i indywidualnych potrzeb oraz cech Twojego organizmu, objawy te mogą się różnić.

Co nie znaczy, że nie jest Ci potrzebny dziesięciodniowy detoks hormonalny, w charakterze pierwszego impulsu do ruszenia z tego skrzyżowania.
Surowa, roślinna dieta (znajdziesz w  tym e-booku tygodniowe wyliczanki na wszystkie 4 pory roku: co, ile kupić, jak zrobić) ma istotny wpływ na regulację hormonów.

Dlaczego? To proste, gdyż jest dietą żywą, dostarczającą ekstremalnych ilości substancji odżywczych i poprawiającą przemianę materii.
Ma to ogromne znaczenie z perspektywy regulacji gospodarki hormonalnej.

Polecam Ci mój 10 dniowy programu detoksu hormonalnego,
Twojego pierwszego kroku wyruszenia we własną drogę ze skrzyżowania …


 Ważność i wahadła Zelanda

Taka rada, sobie zostaw spokojną radość, luz, a zarozumiałą dumę oddaj swojemu Aniołowi Stróżowi

Ale Ty nie masz Anioła Stróża?
  • Dobrze, żebyś go sobie wyobraziła, że masz, niech to będzie przykładowo Twoja dusza.
  • Z Aniołem Stróżem  żyje się o wiele lepiej, gdyż on pozwala rozładować potencjały.
  • Podnosząc Twoją częstotliwość wibracji.

Każdy bogacz wie, że nie może przywiązywać ważności do objętości skarbca:

  • Że skarbiec musi być przewietrzany (bale charytatywne, akcje dobroczynne).
  • Że trzeba wydawać pieniądze, a raczej puszczać je w ruch (te nazwy nie są przypadkowe), inwestować, i nigdy nie żałować, że się wydało.
  • Najwyżej ucieszyć się z popełnionego błędu, bo to nauka.
  • Gdy będziesz się obawiała, że na koncie masz coraz mniej pięniędzy, że Ci ubywa, to jest właśnie podbijanie ważności, ponieważ tworzy się potencjał.
  • Nawarstwi się puste konto, co jest przeciwieństwem płynącej energii pieniądza.
  • Nie przez przypadek finansjera nazywa pieniądze przepływami, wpływami.
  • Pieniądze to energia.

Wszechświatu zawsze chodzi o energię 🙂

Drzwi do Twojego celu zawsze się dla Ciebie otworzą, tyle, że musisz odpuścić, przestać tłamsić.
Zasiałaś ziarno, zajmij się czymś innym, od czasu dno czasu w razie suszy delikatnie podlej.
Lewą nogą do lusterka.
Na zawsze Twój

(Visited 17 941 times, 1 visits today)
-
Blog pepsieliot.com nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba.
Może rzuć też gałką na to:

Dobre suplementy znajdziesz w Wellness Sklep
Disclaimer:
Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, dlatego nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.

Komentarze

  1. avatar ewkax1 26 września 2018 o 13:22

    Twoje ostatnie matrix’owe wpisy otwierają mi oczy na wiele spraw.
    Zaczynam rozumieć to co działo się w przeszłości, wiele problemów pojawiało się właśnie z tego powodu, że niepotrzebnie „piętrzyłam potencjały”,a potem dostawałam ogromnego liścia i szukałam winnych wokół. O mało nie rozwaliłam w ten sposób swojego związku bo niby pomagałam, ale moje intencje były sterowane ego – oczekiwałam wdzięczności, wystawienia na piedestał…, a przecież nie tędy droga.
    Zaskakujące jest to, że mój narzeczony, mimo, że nigdy nie czytał Twojego bloga, zawsze nie miał problemów z obniżaniem potencjałów, on podchodzi do wielu tematów jak do „zakupu chleba”, a ja myśląc, że jestem ta lepsza szukałam problemów (że za drogie, że nas nie stać…ble ble ble);/
    Dobrze, że otworzyłaś mi oczy!!
    Wciąż jeszcze nie wiem jaki jest MÓJ cel,szukam MOICH drzwi, ale czuję, że ruszyłam…
    Dzięki PEPS <3

    1. avatar Jarmush 26 września 2018 o 17:27

      z miłością

  2. avatar Ula 26 września 2018 o 14:19

    Dziękuję sercem …. piękna Kobietko <3

  3. avatar Spiralnie 26 września 2018 o 15:25

    Piękny art, Peps, piękny.

    1. avatar Jarmush 26 września 2018 o 17:19

      <3

  4. avatar Paulina87 26 września 2018 o 15:32

    Czy zatem ma sens spisywanie celi ? Ustalanie terminu realizacji etc etc
    Bo to chyba już sama ta czynność podnosi ich ważność ?
    Do celu trzeba działania – więc jak działać jednocześnie nie piętrzyć tych potencjałów?

    1. avatar Jarmush 26 września 2018 o 17:18

      nie spisuj, ale wyobrażaj sobie siebie już po osiągnięciu tego celu, czyli chodzisz po swoim wymarzonym domu, dotykasz sprzętów, po prostu już jesteś w tym, te slajdy są bardzo pomocne i jednocześnie nie są żadnym oszustwem dla ego, przecież możesz sobie siebie wyobrażać gdzie chcesz i w czym chcesz, i jaką chcesz.

      1. avatar Paulina87 27 września 2018 o 09:48

        dziękuję Pepsi <3 !!! odnośnie chwalenia się i tego poczucia ważności – przykładowo spotykam się z przyjacielem i co jemu lepiej też nie opowiadać, że u mnie dobrze ? nie myślę, już nawet o sukcesach czy zdobyciu Kilimandżaro, ale po prostu nie mówić, że mam fajny związek, pracę itp ? bo zaraz po powrocie do domu wahadło mnie cyknie ?:)

        1. avatar Jarmush 27 września 2018 o 10:58

          powiedzieć, jest spoczko, a najlepiej przerzucić całą ważność na niego i dać się wygadać znajomemu

    2. avatar Niki 27 września 2018 o 10:08

      spisane na kartce, kurczowo trzymają za pysk, bronimy się przed tym i zaczynamy analizować i podstawiać sobie nogę, rzucać kłody, czy podołam, jakie to ciężkie do wykonania, nikt mi nie pomaga, wszyscy się odwrócili, wywyższam się, pragnę żyć w luksusie, czy to aby nie zbyt drogie? ile pieniędzy pochłonie, czy nie zostanę na lodzie? ile czasu mi to zabierze? itd.

      Wizualizując jesteśmy uwolnieni od tych obciążających pytań, w wyobraźni jesteśmy wolni, wyobraźnia jest z gumy, można ją sobie naciągać w każdą stronę, warto powtarzać te sesje, bo wytworzona przy tym energia materializuje się, tworzymy matrycę, jest ona naszym dziełem, tylko naszym, nakładając ją na swoje życie, życie awatara, budujemy nową rzeczywistość. Na przestrzeni życia człowiek może się zmieniać, budować nową wartość, tylko potrzeba dotrzeć do istoty rzeczy, duszy, poznać ten sekret, jego działanie, sekret wokół którego wszystko się obraca

  5. avatar rumianek 26 września 2018 o 15:35

    Boska Pepsi, czyta się z lekkościà i rozjaśnia małe co nieco…buziaki!

    1. avatar Jarmush 26 września 2018 o 17:16

      <3

  6. avatar Carrie 26 września 2018 o 19:29

    Ja zawsze słyszałam, że jestem za dumna. Logicznego uzasadnienia oczywiscie brak. Przekonanie wypowiadajacych ten osąd owocowało pokazywaniem mi przez świat wlaściwego dla mnie miejsca. Gdzieś w najdalszym kącie. Kiedyś się buntowałam, no bo przecież to ocena mnie która jest irracjonalna z racji zaszufladkowania, próbowałam udawadniać swoja adekwatnosć, doborowość, zasługiwanie. Szalałam w jednym szeregu z Kareniną. teraz myślę, że postawię sobie na tym moim końcu fotel, wezmę koc, gruby koc i popatrzę sobie w kominek. I to będzie mój krok.

  7. avatar Bluetopaz 26 września 2018 o 20:49

    Ojej. W końcu trochę więcej na temat ważności. Dobrze poczytać.
    Dzyń! Dzyń!

  8. avatar In 27 września 2018 o 04:56

    Bardzo fajnie można prześledzić ścieżkę rozwoju swojej świadomości przy użyciu skali dr Dawida Hawkinsa. To psychiatra, który przez 20 lat badał i analizował poziomy ludzkiej świadomości. Duma jest na 8 miejscu w 17 stopniowej skali. 17 to oświecenie. Wpadłam na to wczoraj w sieci, więc się dzielę 🙂 Pozdrawiam

    1. avatar Jarmush 27 września 2018 o 05:59

      myślę, że to nie o to chodzi, po prostu każda ważność wywoła reakcję wyrównującą

      1. avatar In 27 września 2018 o 06:15

        Oczywiście masz rację. Po prostu temat mi się skojarzył i uznałam go za godny podzielenia 🙂 pzdr

  9. avatar Kaki 27 września 2018 o 09:29

    Od rozstania z facetem, do którego doszło ponad miesiąc temu, co jeszcze jakiś czas wcześniej było „najgorszym” dla mojego ego, co mogło się wydarzyć, jest we mnie dokładnie ta spokojna radość, a wszystko inne sobie jest. I dosłownie każdego dnia dostaję dobrą informację, coś mnie miło zaskakuje, spotykam świetnych ludzi, dostaję (!) rzeczy – choćby wczoraj, mój pies dostał w prezencie obrożę z uroczymi cyrkoniami (czasem kocham błysk, ups, jak ta ruska kochanka!), spotkał mnie fajny wyjazd (wcześniej nie udawało mi się go zorganizować pomimo starań), no bajka! To się serio sprawdza! Potwierdzam, polecam i dziękuję.

    1. avatar Jarmush 27 września 2018 o 10:59

      och teraz wszystko ma się błyszczeć, moda to bywa fajne wahadło, jak transerfing 🙂

      1. avatar Kaki 28 września 2018 o 13:51

        Tak! A propos mody dodam, że dostałam też od tego czasu propozycję asystowania super stylistce przy sesjach. A nadmienię że akurat czekam na przeprowadzkę mojego przyjaciela fotografa do stolicy, z którym od jakiegoś czasu zamierzam założyć bloga o modzie, ale jego przyjazdy do stolicy były utrudnione. I kiedy się okazało, że się przeprowadza, bo „magicznie” stworzyła mu się taka możliwość? Dosłownie moment po moim przełomie. No także tak 😀

  10. avatar Sańka 27 września 2018 o 09:51

    Jupi! Mój komć!?I jak tu nie wpaść w wahadło ekscytacji??

    Pepsi, bardzo czekałam na ten artykuł, bo mieszania pychy i poczucia nizszosci jest paskudnym koktajlem, który zalewa mnie od lat. Ale! Jest coraz więc spokoju i jasności, a Ty pięknie to opisałas, dokładnie tak, jak czuję ?Barszo dziękuje! Dodam tylko, że duma to zimna towarzyszka i mrozi aż do samego serca!

    1. avatar Jarmush 27 września 2018 o 10:57

      bez przesady, nie mrozić, nie podgrzewać do wrzenia, luzik ma być <3

  11. avatar Sańka 27 września 2018 o 11:19

    Lubię to!?

  12. avatar Natalia 27 września 2018 o 12:12

    A czy możesz polecić jakieś sprawdzone sposoby na obniżenie ważności?

    1. avatar Jarmush 27 września 2018 o 16:45

      przez kogo sprawdzone? przecież to Twoje życie dziewczyno

  13. avatar Monika 27 września 2018 o 14:01

    Hmm.. Czasem ma sie wrażenie ,ze do tych „ważniejszych „czujemy pewien dystans i szacunek. A do ludzi mniej waznych podchodzimy bardziej na luzie. Chodzi mi o biznes. Wchodzi wazniak trochę sie go boimy wiec wzbudza respekt. Wchodzi sympatyczny gość i juz jest inna astmosfera i juz wiemy ze bedzie łatwiej niz z wazniakiem?

  14. avatar Aga 27 września 2018 o 14:51

    Dzięki Peps. Lovciam…

  15. avatar Ninka 28 września 2018 o 12:57

    Nie wiem czy to ta sama bajka czy inna ale bardzo od czasu do czasu zdarza mi sie nagla, niekontrolowana mysl typu: oo, dawno nie bolala mnie reka ( ktora na przyklad kiedys czesto bolala ) a za chwile zaczyna mnie bolec. To nie bylo jakies rozmyslanie dlugie i uwazne, byla nawet mala radosc ze juz od dawna mnie to nie meczylo…czy taka niepozorna radosc moze byc pozywka dla wahadla?

    Kiedys myslalam ze takie cos to przypadek, albo moze tylko moj przypadek, ale dzis 'to’ znowu sie wydarzylo, postanowilam zapytac kolezanke czy ma podobne doswiadczenia i odpowiedziala, ze jej mama nigdy nie pozwala mowic „dawno juz nie bylam chora” bo potem się jest chorym. To jak widac dotyczy nie tylko wypowiedzianych slow ale i mysli. Jak krotka mysl mogla wplynac na cialo fizyczne, no chyba ze cialo wczesniej wyslalo ta informacje, skad wziela sie mysl na poziomie podswiadomym. Pomozesz to uporzadkowac silteple?

  16. avatar Marrakesz 28 września 2018 o 19:29

    Tylko jak wejść w głąb siebie i tak z luzem przyglądać się myślom i emocjom, gdy na zewnątrz( w szarym codziennym życiu) wszystko się pali.
    Jak nie ulegać pożarom?

    1. avatar Jarmush 29 września 2018 o 09:30

      wyciszać umysł, nie gonić za każdą myślą, a jak przychodzi strach po prostu zaakceptować i wyjść mu naprzeciw, czyli odwaga, to wszystko dlatego że brakuje nam odwagi.

  17. avatar Ela 29 września 2018 o 22:52

    PEPSI, Dzięki, że Cię odnalazłam w sieci. Dzieki Tobie rozumiem wiele rzeczy.Czytam Vadima Zelanda i jestem w szoku .

    1. avatar Jarmush 30 września 2018 o 07:05

      love

  18. avatar Wiktoreł 19 września 2022 o 20:52

    Co to znaczy dokładnie rozproszyć potencjał działaniem?
    To działanie ma być jakiejkolwiek? Czy stricte związane z celem?

    1. avatar Pepsi Eliot 20 września 2022 o 06:50

      czymkolwiek co spuści powietrze z nadętego balonu, a jednocześnie będzie rozsądne, czyli nie fajki i flaszka,

  19. avatar kiszonka 25 kwietnia 2024 o 13:23

    Hej Pepsi,

    intensywny kwiecień, nadrabianie zimowych zaległości (nie wszystkie, ale największe żaby udało się nadrobić 🙂 ) więc i mniej czasu by napisać, ale śledzę lajvy i fimy, są naprawdę bardzo dobre.

    Zgadzam się z twoją koncepcją rozpisaną na trzy aspekty – koncepcję wejścia w przyszłość, wibracyjnie, charakterologicznie, wreszcie już całkiem całościowo. Ale z wieloma aspektami wciąż się borykam.

    Jaka jest jakość naszych marzeń? Taka, jak nas samych, musimy to zaakceptować tu i teraz, a jednocześnie nie poddawać się. Nie da się odgapić od kogoś przepisu na konstrukcję marzeń, na nagranie tego filmu (fabryka snów…), a tak łatwo odgapić treść, która nie jest nam do niczego potrzebna i która tylko zabierze nam energię na parę lat… i to tylko dlatego, że nie umiemy umiejętnie marzyć po swojemu. Czasem wystarczy że dwie osoby w kuchni w pracy będą się ekscytowały wyborem pieca czy innego sposobu ogrzewania w planowanej lub realizowanej budowie domu, a ty już zaczynasz dziwnie powielać ten rezonans, który nie jest ci do niczego potrzebny, bo wyczuwasz tę ekscytację, bo tam coś się dzieje w jakimś kierunku, a u ciebie kręci się w kółko i czepisz się wszystkiego, żeby jakoś z tego własnego kółeczka się wykręcić… nie możemy się wykręcić od własnej słabości, musimy ją jakoś rozwiązać. Owszem, czasem można przeskoczyć w dobre miejsce, zafascynować się czymś zdrowym, ale gdy tak bardzo przeciekamy energią, jest to niepewna ruletka, można się wkręcić w tylko pozornie zdrowe ambicje. I nie chodzi o samą treść, bo dla kogoś innego ona może być zdrowa i wspierająca, ale dla ciebie nie jest, gdy wynika tylko z przeskoku, ucieczki od siebie.
    Tak samo jest z niedoborowością, tak niebezpiecznie o grząsko. Niekiedy stoi za tym nieprzepracowana umiejętność obchodzenia się z ważnością, a czasem jest to też jakieś kompletne niedostrzeganie własnych twórczych możliwości, bo niech ktoś wreszcie wskaże mi drogę, niech wytyczy…

    Podobnie też można odczytać te zawiedzione żony odwracające się na drugi bok i odpływające w księżniczkowate marzenia, a jednocześnie spowite w poczuciu winy, czyli kompletnej dezorientacji. No tak, że chłop polski może być średnią inwestycją w życie, i mało ekscytującą, to pewnie gdzieś podskórnie wyczuwały, no ale podjęły trud, mimo podwójnych standardów dźwignęły to, wybudowały pospołu chałupę (wzięli razem kredyt), wychowuje dzieci (jak mąż wyprowadzi raz w tygodniu na spacer to nawet można się pochwalić przed koleżankami bo to statystycznie spore osiągnięcie!), a jednocześnie pojawia się w nich jakiś brak poczucia sprawstwa, mimo że to wszystko one dźwigają na swoich barkach…
    No ale ten brak chcą jakby w tym momencie pokryć ekscytacją, teraz niech zjawi się ON i pokaże coś… ale co, coś konstruktywnego czy coś ekscytującego? Mężuś popada w hipochondrię, przeklina cały dzień na swoje korpo i czeka na kolejną wizytę u endokrynologa, to jej się wydaje, że przeciwieństwem tego męża jest jakiś Don Juan który je porwie i pokaże jakieś nieprzewidywalne uniesienia, wyświetli jakiś film… który tak szczerze to można bez trudny zamówić w pięć minut na jakimś serwisie VOD i obejrzeć u boku przysypiającego małżonka, bo to jest znowu mniej więcej taki film, który ona sobie wyświetla.

    I to pomimo tego ogromnego wysiłku twórczego który wkłada w ten dom, swoją pracę, dzieci, moze nawet wlasny biznes. To wszystko ląduje na szali z kulturowo narzuconymi mrzonkami, albo nawet powidokami mrzonek z młodości… to wszystko razem są często cudze marzenia, i te z głowy, i te zwizualizowane do bólu, czyli ten mężuś u boku, to wszystko razem jest w tym momencie takie nierealne…

    …a może tylko widziane w krzywym zwierciadle?

    W zwierciadle ego, ważności, niedoborowości. To jest faktycznie wszystko energia dawania z oczekiwaniem w zamian. Ktoś podał program do realizacji i przekazał mgliście, co dostaniesz w podzięce. A my realizujemy to jak umiemy i czekamy na to coś, co ma przyjść z powrotem do nas… jakieś poczucie szczęście, satysfakcji, uznania, szacunku… tiaa…

    Dobrze celujesz w energię brania, i jest to faktycznie dobry azymut do rozpatrywania optymalnej energii kobiecej. Przecież jeśli bierzesz, to nie po to, żeby zgromadzić i tego bronić, zamknąć skarbiec, tylko żeby tym żyć, czerpać z tego radość i moc. Energia brania pociąga za sobą dawanie, bo wtedy działamy na najwyższych obrotach i te przepływy, które napędzane są naszą zdrową mocą, to nie jest żadne „udzielanie” z zapasów, ale życiowa synergia. Dajemy wtedy z siebie dużo, a nam wcale nie ubywa.
    Kiedy skupiamy się na tym, co też my z siebie dajemy, to po prostu świadczy o tym, że stoimy w jakichś szykanach, że już myślimy kategorią skarbca i biedy, że już liczymy wszystko pod kątem tego, że nam nie starczy, że antycypujemy głód, i nakręcamy tę spiralę. Czy to jest zawsze obiektywny wynik tego, jaka jest nasza rzeczywistość, czy też sami wolimy ją widzieć w takich barwach, żeby móc pozostać w miejscu i zawierać szyki, zaciągać pasa?

    No właśnie, tu jest potrzebna uważność i umiejętność zdystansowanej oceny własnych myśli. Jasne, że gdy jest niebezpieczeństwo lub obiektywne trudności, trzeba się troszeczkę skurczyć w swojej otwartości, trzeba trochę energii zamknąć w uszczelnionych oknach, trzeba trochę pooddychać mniej rześkim powietrzem… ale i z takiej kryjówki trzeba jak najczęściej wychodzić, jak to tylko możliwe, łapać jakiś wiatr w żagle, nawet gdy nie chcemy tego zimnego powietrza wpuszczać do naszych nozdrzy, jak to zimą… Ale musimy ciągle pokonywać ten lęk przed wyjściem ze skorupy, bo w końcu wibracje nam spadną, wejdą na szlak błędnego koła, będzie dudniło zamiast gwizdać…

    Czujność, czujność… czujność by nie zaśniedzieć, a nie czujność by się nie wychylać. To ostatnie to jest właśnie ego. Ego – strażnik, ego – nadzorca granic. Nie powstało po to, by nas chronić, ale po to, żeby nas strzec… subtelna różnica, a jednak… strzec naszej pozycji wobec społecznej hierarchii, ale też strzec naszego własnego (niby) mniemania o sobie, naszej ważności…

    Przeciekamy energią, bo nie umiemy marzyć… marzyć przyszłości/teraźniejszości dla siebie… łatwiej się porównać i widzieć wszystko w niedoborowości, albo co gorsza marzyć, aby innym było gorzej.
    A jednak czasami stoimy w impasie i musimy zaakceptować, że nasz przełom nie nastąpi jutro ani pojutrze… odetchnijmy z ulgą… zaakceptujmy tu i teraz… i tak jak mówisz, podlejmy czyjeś drzewko… czasem łatwiej nam chwilę się rozmarzyć o cudzym rozwoju, czasem zostaje w nas ta iskra, żeby wyobrazić sobie, że komuś innemu mogłoby się wiejść lepiej… ale uważnie, bez protekcjonalności, bez ważności, pomyśleć o czymś dobrym dla tej innej, obcej osoby, nie według naszego widzimisię, tylko według jej marzeń, które w jakiś sposób wyjawiła. I to nam podniesienie wibracje, moze jutro jednak będzie trochę lepiej? 🙂

  20. avatar Pepsi Eliot 25 kwietnia 2024 o 14:54

    Coś Ci powiem, ze wszystkim się zgadzam, bo są to Twoje przemyślenia, ale z rozumu.
    Zobacz na taką prostą rzecz, marzenie, które potrzebujesz, żeby się spełniło, JEST NA BANK TWOJE I DLA CIEBIE OCZYWISTOŚCIĄ, no kiedy?

    No kiedy jest na bank Twoje?

    I nic nie trzeba rozkminiać, czy to pani w kuchni (podpowiedź co do dobrze działającego pieca jest zawsze przydatna, ale o tym chcesz marzyć?) , czy sąsiad, czy żona rozkapryszona filmami o miłości i rozczarowana swoim gościem obok?

    No to Ci powiem krótko, a innej dobrej odpowiedzi nie ma.

    Gdy jesteś w niewoli, gdy jesteś zniewolony pragniesz tylko WOLNOŚCI! I to jest na bank, absolutnie Twoje pragnienie. Nikt w więzieniu nie chce niczego innego, i to są pragnienia naprawdę ludzi zniewolonych.

    Gdy jesteś głodny, pragniesz jedzenia. I wszyscy obok mogą być najedzeni, ale Ty masz takie pragnienie i ono jest Twoje.

    Gdy nie masz na życie, chcesz mieć coś i marzysz o tym, czym wyżywisz siebie i swoich bliskich. Nie ma dwóch zdań, że to Twoje pragnienie.

    Gdy nie masz nikogo bliskiego do rozkminy w dom, i czujesz tę pustkę, zaczniesz marzyć o kimś i to będzie Twoje.

    Ty napisałaś rozprawkę o dziecku, które ma wszystko i niewiadomo co mu kupić na urodziny.

    Ale to dziecko może pragnąć po prostu przyjaciela. I tylko to dziecko wie, że pragnie psa ponad wszystko.

    Jeśli naprawdę nie masz SWOICH marzeń, wtedy można otworzyć się na jasno wyrażone marzenia bliskich. I im coś podmaterializować. Ale nie w ich imieniu, opierając się na własnych osądach, bo można wyrządzić szkody.

    Po prostu bycie obecnym w swoim życiu i to wystarczy, żeby NATYCHMIAST wiedzieć, czego się pragnie.

    Ale nie widzę też nic złego w tym, żeby podkurwić całą ulicę materializując sobie ich pragnienia. Hue Hue W końcu jesteś, Jam Jest, i można sobie robić co się chce. Dla nauki, dla żartu, dla zobaczenia jak to jest, dla modlitwy, dla luzu.
    ściskam Cię i dzięki za jak zawsze ciekawy komentarz

  21. avatar kiszonka 26 kwietnia 2024 o 18:37

    Dzieki wielkie, znacząca, pomocna odpowiedz. Ale nie moge dzis odpisac bo wibracje jeszcze dołują, jakas bardziej swietlista smuga jednak sie wylonila w tych tematach i na dniach dojrzeje, wtedy odpowiem 🙂

    1. avatar Pepsi Eliot 26 kwietnia 2024 o 19:16

      Zawsze czekam Kiszonko 🙂 <3

      1. avatar kiszonka 1 maja 2024 o 21:21

        Piękne dni, wreszcie znowu ciepło, nie ma co czekać, trzeba pisać 🙂

        Dzięki za lajva a także bardzo dobry film podsumowujący na youtube. Oba pomogły mi uporządkować te myśli.

        Bo za tym moim wpisem nie stoi jakieś zwątpienie czy niewiara w to, że może być dobrze, ale w miejsce tego stoi za nim poczucie winy i obawy przed tym, że zrealizowane marzenia wielokrotnie obróciły się w moim życiu przeciwko mnie, oczywiście z mojej winy.

        Nie piszę tego teraz, by obniżać wibracje, ale by pomedytować nad tym, czym właściwie jest „przebudzenie” (mnie w sumie wystarczy powiedzieć o tym „opadnięcie klapek z oczu”.)

        Kiedy myślimy, że „opadły nam klapki które mieliśmy na oczach”, myślimy najczęściej o tym, że ktoś nas oszukiwał a teraz wszystko jest na wierzchu, że coś się działo za naszymi plecami i nie po naszej myśli, a teraz opadły zasłony. Ale to zupełnie nie o to chodzi, wręcz o coś przeciwnego: nie o naszą ślepotę na zło, ale ślepotę na dobro.

        Co z tego, że doświadczamy dobra, i jest ono dla nas też przyjemne. Co z tego, że zło i niskie wibracje jednak dla nas przyjemne nie są. Być może rodzimy z jakąś zaszłością łatwiejszego bądź trudniejszego dostrzegania dobra albo zła, tak że u niektórych łatwiej zachowują się w pamięci doznania dobre, albo tez złe. Więc to jeszcze nie jest żadne przebudzenie ani ściągnięcie opaski, gdy powiemy sobie, że dobro jednak istnieje na tym świecie, bo raczej w mniejszym lub większym stopniu jednak zdążyliśmy go doświadczyć.

        „Budzimy się” dopiero wtedy, gdy zaczynamy rozumieć, że dobro ma transformacyjną moc, ale dopiero ta świadomość może się okazać dla nas wyjątkowo niewygodna, i to dlatego tak bardzo owego zerwania klapek z oczu unikamy i staramy się je odwlec.

        Dlaczego to jest takie niewygodne? Przecież w takim razie dobro i wysokie wibracje to jest coś co… po prostu się opłaca, żaden altruizm, żadne pięknoduchowstwo… ano właśnie, właśnie dlatego nie jest to wygodne, bo zabiera kolejną wymówkę od działania. Opłaca się? To działaj w tym kierunku tym bardziej. Niskie wibracje są kamieniem u nogi? No dobra, ale są jednak zbyt wygodną wymówką…

        Tylko i aż tyle. Więc kiedy w końcu te klapki nam z oczu spadną, czy też budzimy się, od razu wiemy, że nie będzie łatwiej, ale pod pewnymi względami nawet trudniej, i to nie tylko ze względu na utracone wymówki (to raczej traktujemy z ulgą), ale dużo bardziej ze względu na poczucie winy.

        A skąd ono?

        Masz rację, ta zasłyszana rozmowa o piecach to nie było żadne zgniłe jabłko podrzucone przez cudze czy prędzej nawet własne ego… No nie, to nie było zgniłe, bo to jakoś odpowiadało na potrzebę.

        Ale już interpretacja i dalsze postępowanie w przyjętym kierunku, o ile było zanieczyszczone sprzecznymi, egotycznymi intencjami, mogło i w moim przypadku miało skutki bardzo smutne, było pewnym postępowaniem, dążeniem, ale nie było działaniem, było raczej przyruchem.

        A więc jest zapłon iskry, tak, to jest moje/twoje, ale to co z tego wyjdzie dalej, zależy już wprost od jakości, co świetnie wyłuskałaś w lajvie i to był dla mnie ten moment kluczowy w nagraniu: jakiej jakości to ma być, co chcesz przedsięwziąć? Jeśli dążenie będzie szło na skróty, jeśli zadziała niecierpliwość i półśrodki, uproszczenia, sufitowe założenia… to będzie to dla ciebie nie zwycięstwo, ale trudna, choć cenna lekcja…

        Poczucie winy jednak niestety… również się pojawi. I to nie z racji tej lekcji, bo za nią poczujesz wdzięczność, ale z racji tego, że utracona, wyciekająca energia to energia i zaangażowanie którego nie poświęcisz swoim bliskim, a nawet jeśliby nie chodziło o konkretnych ludzi, to nawet innym projektom, które cię wspierały i które były cenne w twoim życiu. I po tym zostanie skaza poczucia winy.

        Co zrobić? Nie uciekać od tego, nie zaprzeczać, że to poczucie winy istnieje. Nic bardziej niż zaprzeczenie poczucia winy nie odwodzi ludzi od przebudzenia. Oni już nawet czują, że to głupie wymówki hipochondrii, ksenofobii („oni zabierają nam miejsca pracy” etc.), manii prześladowczych… że nawet już ich własne ego trochę na to ziewa i wolałoby coś innego, bo ciągle ta sama nuta robi się nudna. A jednak coś głębiej (choć także i ego oczywiście nie jest w tym bierne) jeszcze bardziej krzyczy NIE, nie budź się, nie dostrzegaj transformacyjnej mocy dobra, bo wtedy zrozumiesz, jakie szkody wyrządziła twoja dotychczasowa nieuważność na to dobro, które było ci dane. To jest ta siła najgłębszego oporu, która wynika być może nie tylko z powierzchownych zapędów ego, ale też słabej jakości duszy, niegotowej jeszcze na to, by z tym poczuciem winy żyć.

        Powiesz, że robię tu jakieś straszne nurkowanie korkociągiem w dół, że tak to poczucie winy strasznie tu winduję. Ale jak akceptujemy i mówimy, że jestesmy akurat tu, gdzie jestesmy i nie wypieramy się, no to poczucie winy także musi tu zostać uwzględnione.

        Na tym zresztą polega „tytanizm” życia po życiu z klapkami na oczach. Nie na tym, że masz więcej samodyscypliny i starasz się jej nie utracić (nic nie jest dane raz na zawsze), samodyscyplina to przecież nagroda i czujesz wdzięczność. Ale to jest po prostu życie bez ucieczki od poczucia winy. Tak, widzisz dobro, tak, dostrzegasz jakie jest potężne, tak, cieszysz się życiem, ale też tak, jesteś winny/winna, tego co się stało. Ale to jest nadal jedno wielkie TAK, podczas gdy życie w klapkach na oczach to hipokryzja mówienia NIE poczuciu winy i podtruwania się znieczulaczami w postaci wymówek z wachlarza upodobań ego.

        Więc oczywiście, mój poprzedni wpis słusznie wywołał twój niepokój, dysonans, że ja tu oskarżam cudze ekscytacje, zasłyszane rozmowy, przywołuję zwątpienie.

        To zwątpienie to niebezpieczny retoryczny wybieg. Bo doświadczywszy dobra nie wątpisz, że ono istnieje. Ale są takie dni, kiedy poczucie winy uwiera bardziej i wtedy wibracje się obniżają. Albo odwrotnie, spadek formy czy samodyscypliny przejawia się obniżeniem wibracji, a te obniżone wibracje osaczają niekonstruktywną wizją wspomnień i dumną procesją przywodzą poczucie winy ku centrum, by wywołać jak największe tąpnięcie.

        I to jest to tytaniczne wyzwanie, żeby w takie tąpnięcia nie iść. Bo owszem, następnego dnia wibracje będą nieco wyższe, to wynika choćby z cyklu dnia, z wypoczynku, ale kropla drąży skalę i ten wykres nie może mieć tendencji malejącej, trzeba wciąż okazywać czujność i uważność, żeby tych wibracji nie obniżać. Bo lekcja poczucia winy to nasza ważna lekcja, ale to także trwały bagaż, który jednak musimy dzielnie nieść.

        Daniel… odwracając się odrzucił niskie wibracje, wybrał pewność siebie, stabilność. Ale czy mógłby odrzucić poczucie winy? Przecież te lwy, to prześladowanie, to nie była jakaś kara wymierzona za jego ludzkie błędy, to miała być zdaje się jakaś szykana za jego niezłomność/heroizm, no w każdym razie za to, co czynił dobrze, konsekwentnie. Ale gdyby uwierzył, że z innych powodów to mu się w sumie to rozszarpanie przez lwy należy, nie odwróciłby się, tylko stał, dygocąc przed „sprawiedliwą” karą. Zaś odwróciwszy się… czy mógł myśleć o sobie, że jest kryształem? Że jest wybrańcem boga? Że bezpieczeństwo od lwów mu się po prostu należy? To by była pycha, wtedy może raczej zacząłby podrażniać lwy i jeszcze bardziej je rozjuszać, niż ufnie się od nich odwracać…

        No właśnie, odwrócił się jakby ufnie, jakby w zaufaniu, że nic mu nie zrobią, choć nie miał kontroli…

        Religie będą oczywiście narzucać inny kierunek interpretacji, ufność w takiego czy innego boga… Brzmi to w ich wykonaniu niezwykle mało przykonywająco…

        Więc może chodzi to, że odwracając się, zaufał w siebie, że może dalej żyć… z poczuciem winy, że to nie jest ciężar ponad miarę… że nie jest tak winny, by zginąć od tych lwów, ale nie jest kryształem ani niewiniątkiem, że trzeba żyć z uważnością wobec swoich ograniczeń oraz głębokich błędów. A więc zaufał w swoją moc do dalszej egzystencji…

        To tyle dalejszej syntezy/reinterpretacji z mojej strony na dziś. Oczywiście wadzi mi w tym ta „egzystencja”, tytanizm… to brzmi jak egzystencjalizm, niezbyt sympatyczny dla mnie nurt. Trochę taki Kierkegaard… głęboki i dość mroczny XIX wiek a nie żaden przyszłościowy cyberpunk… no ale co poradzić, mam jednak nadzieję, że to przebysk wyższych wibracji niż poprzednio.

        Pozdrawiam 🙂

        1. avatar Pepsi Eliot 2 maja 2024 o 09:17

          Sama wiesz, że ciągnie Cię do pewnego komplikowania odbioru rzeczywistości. Lubisz to korkociągowanie i zapętlanie. Tak mają umysły filozoficzne i to jest bardzo interesujące.

          Ale co byś powiedziała na takie uproszczenie? Nie ma dobra ani zła. Jam jest tym, który zabija, i tym który wskrzesza. Czy coś w ten deseń.

          Śmierć ma w tej grze najniższe wibracje na skali Hawkinsa, ale w rozumieniu Absolutu, najwyższe, gdyż jest po prostu powrotem do Źródła. 

          Poczucie winy nie jest obiektywne, i zależy od narzuconych norm społecznych, światopoglądu, przekonań i poziomu świadomości na dany moment. Najczęściej to jest po prostu lęk przed karą. 

          Ewolucja świadomości jest celem nadrzędnym dla świadomości, czyli dla Absolutu/Boga/Ciebie/Jam jest/Jezusa/Pawła/Dawida/Daniela i wszystkich. 

          Dlatego zapominamy kim jesteśmy i gramy w tę grę, jako odrębne istoty. 

          Okazuje się, że im więcej wysokich wibracji tym więcej miłości, a mniej lęku. Żyjąc bez lęku znika też poczucie winy. Zrozumienie tego, że wszyscy jesteśmy jednym, bardzo pomaga. 

          Spróbuj się puścić z nurtem, bo wydaje mi się, że trochę za dużo, jak my wszyscy, gdy tylko usypiamy zmagasz się z prądem, płyniesz pod prąd. 

          Gdy tylko pojawia się poczucie winy, jeb, trzeba sobie czymkolwiek podnieść wibracje. Poczucie winy to emocja egotyczna, wystarczy pomyśleć, jestem zajebiście inteligentną Kiszonką, siedzę sobie z kawusią na balkonie i kontempluję maj. I jest gitarka. 

          Jesteś tylko Ty i maj. A reszta też jest Tobą, wywaloną na zewnątrz Ciebie. 

          Ściskam 🙂

          1. avatar kiszonka 5 maja 2024 o 21:03

            Hej,

            dzięki za odpowiedź.

            W tym przypadku to poczucie winy nie jest lękiem przed karą (ona czy inaczej tak już nastąpiła), ale lękiem przed powtarzaniem mniej więcej podobnych błędów, lękiem przed „zaśnięciem”.

            Ta nieufność z siebie wynika z pewnego zjawiska. I myślę, że to nie jest tylko moja jakaś niespotykana przypadłość, ale że jest ona jednak dość powszechna: chodzi o dysonans między potrzebami a pragnieniami, gdy pewne poważne potrzeby są spełnione i powinien nastąpić co najwyżej moment pewnego wytchnienia, a następuje… tendencja do demobilizacji.

            To się dzieje jednak nie dlatego że ktoś, kto ma wszystko, nagle zaczyna to lekceważyć i po prostu przestaje cenić to, co ma. To nie jest w tak (zresztą w tym przypadku byłaby to jakaś taka beznadzieja, że naprawdę aż trudno w to uwierzyć, na szczeście). Chodzi bardziej o to, że potrzeby i pragnienia są naprawdę różnymi rzeczami, choć w pragnieniach mogą się też w jakiś nieuporządkowany sposób objawiać/przebłyskiwać potrzeby, które owszem, gdyby zostały pociągnięte/dociągnięte konstruktywnie, z pewnością nie wyrządziłyby szkody a może nawet faktycznie stały się czymś nieodzownym, składnikiem nowej, przyszłej osobowości.
            Ale niestety… bywa tak, że w momencie dobrej „passy” (ale to wcale nie przypadkowe momenty tylko często momenty następujące bo bardzo ciężko i rzetelnie wykonanej pracy, po chwilach osiągnięć), coś się zaburza w membranach odbiorników/przekaźników, w tym wibracji wkrada się szum, pojawiają się pewne pragnienia, czasem nawet przypadkowe(!), nieznane wcześniej, i nagle już brakuje uważności na podtrzymywanie konstruktywnych wspierających procesów, za dużo energii odchodzi w to coś, co może być przeczuciem jakiejś potrzeby, ale wszelkie kroki w kierunku tego pragnienia są albo nieudolne i wykonywane kompletnie po omacku, albo – co gorsza – spada im jakość, pojawia się ta tendencja parcia na skróty, w oparach niecierpliwości.

            To wszystko można i należy potraktować jako nieuchronną, kolejną cenną lekcję, ale pozostaje ta niepewność i trwoga co do takiej skłonności to schodzenia z kursu, gdy jakiś ważny port jest już odrobiony/zaliczony. Ta trwoga nie pomaga rzecz jasna przyszłości, jest ewidentnie zakorzeniona w przeszłości i to w sposób, który oczywiście nie może wspierać. To zresztą też reminiscencja tej postawy bliskiej wielu ludziom (w tym mnie), że jak to dobrze byłoby się uczyć tylko na cudzych błędach. No niestety, tak pięknie nie jest, i nawet jak już tak bardzo spoglądamy do przodu, że swoją przeszłość jesteśmy skłonni widzieć jako dość obcą i zaakceptować to jako tę „cudzą” porcję błędów która mnie już nie będzie doskwierać… to w tym momencie popełniamy oczywiście egotyczny błąd, bo nie tylko skupiamy się za bardzo na sobie, ale odgraniczamy się od siebie zbyt mocno, zaczynamy jednak zbyt bardzo tą swoją przeszłością pogardzać i bać się jej.

            Więc nawet na poziomie rozkminy to da się wszystko rozpracować w pozytywną stronę, niemniej… ten lęk będzie po prostu wracał, trudno temu zaprzeczać. Co poradzić takim ludziom? I tu się jednak będę upierać, że marzenia nie są w takim przypadku wspierające. Tak mi podpowiada intuicja, ale i doświadczenie. Bo nie dla każdego marzenie jest kreacją, nawet gdy komuś zdarza się wręcz nałogowo marzyć. Te marzące myśli to też mogą być myślokształty. I znowuż nie o to chodzi, by latac za nimi z młotkiem, wybijać, i jeszcze się potem za nie biczować, nie, to byłoby oczywiste błędne koło. Ja po prostu nie widzę powodu, by marzenia wyciągać poza szereg innych myśli, jak każda myśl – mogą być przebłyskiem, a mogą być kompletną ciemnością. Jak każda cegła – mogą budować dom, a mogą być rzucone w tył głowy by zrobić komuś krzywdę. Marzenia… to po prostu rodzaj myśli. Pewnym osobom pomagają, a innym szkodzą.

            Zgadzam się zresztą jak najbardziej z twoją koncepcją, którą przedstawiasz w ostatnich filmach – pracy nad wibracjami, pracy nad zmianą osobowości i wreszcie nawiązania kontaktu z przyszłością. Ale marzenia oraz… balkon, nie zawsze będą tu pomocne (ja chyba najbardziej nie lubię siebie właśnie na balkonie, a balkon jest i to piękny, to w niczym mu nie umniejsza, ale ja tak bardzo nie lubię wtedy siebie…).

            Niektórym jest pisana po prostu droga, ciągła walka o działanie, ciągłe przemieszczanie się gdzieś, odchodzenie. Myślę o tym bez wartościowania – ani piętrzenia tego w heroizm, ani pogardzania tym jako ucieczką.

            Takie osoby nie potrzebują wytchnienia, ale po prostu tych wzmacniających iskier. Tak, działanie, orka, nie wizualizacje, nie manifestacje i nie do końca też… prawo założenia… ale w niczym tego prawa nie podważają. One też mają momenty, że lubią świat, że lubią ludzi, nie dochodzą jednak do tych chwil ścieżką afirmatywną, ani nawet negacjonistyczną/buntowniczą, to nie ta oś. To jest jakaś kręta, mglista ścieżka, ale ona jednak pnie się powoli do góry, więc to nic złego 🙂 Co do reszty już całkiem się zgodzimy – im więcej tych wysokowibracyjnych chwil, tym bardziej rzeczywistość staje się spójna w takich właśnie barwach, zadaniem dla tych osób jest utrzymanie tych wibracji jak najdłużej, niech zleją się w wielką plamę w której nie ma miejsca dla ciemnych smug. Lecz droga ku temu jest kręta, choć i tak obfitująca w skrzyżowania. Byle się tylko na nich nie zatrzymywać 🙂

            Uściski.

          2. avatar Pepsi Eliot 6 maja 2024 o 14:58

            Kiszonko hej, przeczytałam, odpowiem w wolnej chwili <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się
Reklama

Dodaj łyżeczkę doskonałego Kolagenu TiB do 4 szklanki!

Ta piękna blond sierść od czego proszę Pani?

A jelita?

A pozostała tkanka łączna?:)

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum