Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Uważka, wpis trochę wystrasza.
Żeby zrozumieć swoją prawdziwą istotę, pojąć własną boskość, w jednostkowej postaci świadomości obdarzonej wolną wolą, która jest tutaj po to, aby doświadczać i ewoluować, nie potrzebujesz żadnej religii. Gdy stajesz się uważnym obserwatorem siebie, rozwijasz się intelektualnie, przechodzisz z klasy do klasy, czytasz coraz więcej i rozumiesz, nieuchronnie nadchodzi ten moment, gdy uświadamiasz sobie, że byłaś uśpiona. Już tylko to zrozumienie wystarczy do tego, żebyś zaczęła się budzić.
Religie starają się pozyskać popleczników zanim to nastąpi, czyli uprzedzając Twoje przebudzenie całą serią programów, które są nam wpajane przez religijnych rodziców, kościoły, dzisiaj nawet religijne państwo. Wielkie korporacje, religie, tak jak wszystkie wahadła karmią się emocjami i o ile radosny entuzjazm jest jak najbardziej wskazaną emocją dla Ciebie, o tyle wahadła raczej zdecydowanie wolą przekąsić strachem, zamartwianiem się, złością, czy też wybitnie niezdrową ekscytacją przedmiotem, pieniądzem, czy seksem, albo, gdy bez zrozumienia walczysz z tymi uzależnieniami. Otrzymujesz więc szereg tez, twierdzeń i całych programów, które tworzą Twoje ego, zapisując się w Twojej podświadomości, jako Twoje prawdy. Religia katolicka działająca w strefie 3D newtonowskiej koncepcji świata, nakłada system wierzeń, w tym to, że żyjesz tylko raz, że tylko ten jeden raz się liczy, i z niego będziesz rozliczana. Dlatego naciskanie za wszelką cenę na długość życia liczoną wartością bezwzględną, bez zastanowienia się nad jego jakością, wielkością cierpienia, wydaje się jak najbardziej uzasadnione.
Również dla innych wahadeł, nie wymienię, bo nie chcę być cięta przez naszego dobroczyńcę Google. Wolność domku w swoim domku, dopóki nie ma lepszej opcji, należy zachowywać się jak elegancki, chociaż wirtualny gość, a nie strofujący gospodarza cham intruz. Z kolei po zaznajomieniu się z teorią reinkarnacji, wszelkie nielogiczności związane z jedynym logowaniem się do ciała, zwanego też na tym blogu awatarem, znikają. Pozostaje za to spójna i rezolutna opowieść o wielokrotnym logowaniu się do tej kwantowej gry, czego dowodzi nowa fizyka zwana właśnie kwantową. Z czasem pojmujesz, że jesteś jednostką świadomości obdarzoną wolną wolą, ale też częścią wyższego systemu świadomości, i ewoluujesz sobie doświadczając tego i owego, ujmując chaosu, obniżając entropię, coraz bardziej zbliżając się do Absolutu, co jak wiesz jest procesem, który nie ma końca. Wracając jednak do religii głoszącej reinkarnację, pomimo, że jej dogmaty są zdecydowanie bardziej spójne z nauką, fizyką kwantową, gdyż tak naprawdę gdybyśmy działali sensu stricte z wytycznymi Newtona, nasz świat rozpadłby się w momencie, można na ten temat znaleźć doniosłe dysertacje. A więc te religie, jak wszystkie inne wahadła narzucają na każdego poplecznika, czy nieświadomego wyznawcę, software na umysł, manipulując jego podświadomość na realizację celów wahadeł, a nie wyznawcy. Tak jest zawsze. W interesie takiej religii jest posiadanie wyznawcy, który przestaje dbać o doczesność, traktując ją lekko i bez szacunku dla zdrowia, cielesności, stylu życia, kładąc jedynie nacisk na rozwój duchowy, spodziewając się wynagrodzenia przy następnym logowaniu. Jest to mocna manipulacja, która sprawia, że ludzie akceptują ubóstwo, niewygodę, mieszkanie na ulicy, w nadziei kolejnych inkarnacji przynoszących im dostatek. Osho sporo na ten temat pisał tworząc konceptualny ideał człowieka będącego połączeniem ducha wschodu i ciała zachodu, ktoś w typie Budda-Zorba.
Najprostszą odpowiedzią na Twoje pytanie jest właśnie takie, że zostali zmanipulowani przez religię w kształcie, że ciało jest nieważne, że przepływy finansowe są jakąś nagrodą za biedę, że równowaga ekonomiczna dla jednej duszy jest gdzieś tam zapisana, i po prostu biernie się na nią doczekasz. W sumie nie o to chodzi, że Hindusi coś odwlekają, po prostu są przekonani, że bardzo mało od nich zależy, zaprzestali działania. To religia zatrzymuje ich (niekiedy w sensie ścisłym) na skrzyżowaniu. Nie wchodzą na drogę do materialnego sukcesu, bowiem ta dziedzina życia została im zakodowana na odwrót. Jednak Twoje pytanie nasunęło mi to, o czym napiszę. Uprzedzam, że jest to smutna część posta i jeśli nie rezonujesz dzisiaj z czymkolwiek innym poza sprzątaniem konfetti i nuceniem Abby, faktycznie odpuść. Z miłością. Dostałam od Świętego Mikołaja książkę „Medyczna marihuana, historia hipokryzji” Doroty Rogowskiej-Szadkowskiej, grube, bardzo rzeczowe tomisko, bynajmniej nienamawiające do robienia blantów w ramach rekreacyjnych, za to wydaje się, dające najbardziej obiektywne odpowiedzi na wiele pytań związanych z ziołem. Chociaż nie o marii to będzie piosenka, ale pewien fragment książki w skrócie będzie.
Historię choroby dziennikarza, prawnika, obrońcy praw człowieka, Ralpha Seeleya, opisał w 1998 roku w czasopiśmie prawniczym (nie dziw się, an końcu wszystko się wyjaśni) Uniwersytetu w Seattle jego przyjaciel. W 1986 roku u Seeleya (miał wtedy 36 lat) rozpoznano rzadki nowotwór kości (cordoma), guz zlokalizowany w okolicy krzyżowo-ogonowej. W ciągu 12 lat choroby mężczyzna przebył 8 operacji kręgosłupa, 2 operacje płuc (usunięto mu prawie całe prawe płuco i część lewego), przechodził radio i chemioterapie, a mimo tego (naturopata powiedziałby może, że właśnie to przyspieszyło, ale nikt nie daje gwarancji) doszło do przerzutów do wątroby i kości krzyżowej. Podczas chemioterapii czuł się tak bardzo źle, że rozważał jej przerwanie. Opisywał „gwałtowne, bezlitosne odruchy wymiotne, dławienie się, często z niedającymi się kontrolować wypróżnieniami”. Cierpienia wywołane przez chemioterapię trwały godzinami kończąc się często na szpitalnej podłodze, na której Seeley leżał w pozycji embrionalnej, pokryty wymiocinami i ekskrementami, niezdolny do naciśnięcia przycisku przywołującego pielęgniarkę, choć ten znajdował się blisko jego twarzy. Jeden z lekarzy zasugerował mu użycie marihuany przed terapią. Po rozmowach z innymi chorymi, spróbował. Pomogło! Wcześniej próbował doustnego THC, który zaczynał jednak działać dopiero po upływie 2-4 godzin, a palona marihuana pomagała w ciągu 5-10 minut. Fale nudności towarzyszących chemioterapii pojawiały się okresowo i w nieprzewidywalny sposób, więc często Seeley nie mógł połknąć sporej kapsułki. Ale nawet, gdy mu się to udawało, pojawiające się odurzenie osłabiało go i trwało znacznie dłużej niż po palonej marihuanie. Nie mógł wtedy przez 12-14 godzin czytać ze zrozumieniem, ani nawet rozmawiać. Walczył przed sądem stanu Waszyngton o prawo do używania jedynej substancji, która pomagała mu przetrwać chemioterapię, ale Sąd Najwyższy tego prawa mu odmówił.
Jednak tylko pozornie sprawa dotyczy palonych konopii indyjskich. Mnie uderzyła wręcz determinacja z jaką człowiek poddaje się strasznej, może nawet antyludzkiej w tym wypadku chemioterapii, ponieważ sądzi. No właśnie, co sądzi? Czy gdyby był przekonany o istnieniu reinkarnacji, również zdecydowałby się na tę formę przedłużania życia? To bardzo poważne pytanie, które dotyczy reinkarnacji. Czy, gdyby Ralph Seeley wierzył w reinkarnację zdecydowałby się na kolejną chemioterpię, o to na siłę przedłużanie życia w niewyobrażalnym cierpieniu, czy też zdecydowałby się na spokojną afirmację stopniowego odpływu energii? A może jego podświadomość uwierzyłaby, że może się samo-wyleczyć, z pomocą naturalnych wyzwalaczy. Skoro podświadomość dała się zaprogramować i wbić w łeb dowolnie skrajnym softwarowym wytycznym nałożonym na ego, potrzeba trochę czasu i konsekwencji świadomego działania, aby przeprogramować swoją podświadomość. Korzystając, że nie odróżnia ona wyobraźni, myśli od faktów, można ją modyfikować głośno werbalizując nowe wytyczne. Jestem odważna, moje zdrowie, to przede wszystkim moja sprawa, profilaktyka, decyzja. Nie oddaję się w cudze ręce dopóki świadomie nie rezonuję z metodami. Jestem elastyczna, w razie czego bez problemu zmieniam zdanie. To ja jestem autorką swojej rzeczywistości. Mam to, co myślę. Przyciągam to, co mam. Codzienne, głośne powtarzanie tych wcześniej spisanych afirmacji i celów, i nierozpraszanie się na białe króliki, czyli słabe, męczące, niewzmacniające myśli, już wkrótce da bardzo dobre rezultaty. Jeśli podświadomość ma do wyboru: fantazję, albo obiektywną rzeczywistość, zawsze uwierzy w wyobrażenie. To z tego powodu działa sentencja: strach ma wielkie oczy.
loveU<3
Powiązane artykuły
Komentarze
Jako terapeutka bardzo często przerabiam temat zgody na smierć i naukę rozumienia jej jako pięknego dnia … umierania nie musimy się uczyć jak i narodzin .. a co jest trudniejsze??? Może to gorsze za nami 😉 a łatwiejsze przed…?
nic nie jest gorsze, ani lepsze, nie ma w ogóle śmierci, Twoja świadomość nie umiera nigdy
🙂 🙂 „Jestem elastyczna, w razie czego bez problemu zmieniam zdanie.” – coś pięknego
Wspaniały tekst, dziękuję!
Jak to działa? Ano tak, pytasz i dostajesz odpowiedź. Dziękuję Pepsi? dzisiaj było przy mnie wiele pytań z tego posta. Strach, obawa, która się mocno przerabia to nie dostać się w łapy jakiegoś konowala (z całym szacunkiem dla nauk medycznych). Mądre słowa napisałaś jak to należy zrobić. Reszta jeszcze się układa, bo chcę to do końca czuć. A wiesz, wczoraj oglądałam filmik o wyzwaniu – bieganiu. Jesteście kochani. Dzień wcześniej odkurzylam moją bieżnie z celem, codziennie wstajesz Jolcia z kanapy. Teraz jadę na 21 dni i dłużej ?
tak trzymać, jesteśmy z Tobą <3
Kochana Pepsi. Życzę Ci i Twoim bliskim cudownego Nowego Roku. Nie wiem, czy słyszałeś o białej szalwi. Ma ona właściwości oczyszczające ze złej energi i podnosi dobre wibracje. W dzień sylwestra zastosowałam przy jej pomocy rytuał oczyszczania domu, związku i siebie z niekorzystnych energi oraz przywolujacy dobrą i korzystną. I w tą właśnie noc kłóciliśmy się z mężem i była zła atmosfera. Klotnia była obciążająca psychicznie ale o bzdety. Naprawdę o takie głupoty, że aż trudno uwierzyć. Nic to nie znaczyło, bo po chwili się pogodzilismy i wyjaśnilismy sobie wszystko i jest już norlamnie i wszystko w porządku i dobrze, jednak niesmak pozostał. Jak myślisz czemu tak się zadziało? Tym bardziej mnie to dziwi, że nie było powodu do sprzeczki i nic jej nie zapowiadało, wręcz przeciwnie. Buziaki ?
Dzięki Kochana, gdy małżeństwa się kłócą, nie jest tak źle, tym bardziej, żeście się pogodzili, dla związków najgorsze jest, gdy milczą, kisssy https://www.pepsieliot.com/5-krokow-jak-zostac-bogaczem-po-30-40-50-90-a-nawet-pozniej/
Dziękuję Pepsi. Chodzi mi też o kwestie tej białej szałwi. Dlaczego przyniosła kłótnie, skoro miała zadziałać odwrotnie?
Saraaaaaaa, nic z zewnątrz nie wywołało żadnej kłótni, szałwia to gusła, może zadziałać, jak podświadomość uwierzy, ale to Ty zrobiłaś tę kłótnię, nikt inny tylko TY!
Ooo dzięki Pepsi raz jeszcze. Właśnie przeczytałam artykuł do którego podałaś mi link. Znałam informacje o rytuale z biała szałwią. Wtedy w dzień sylwestra właśnie tak zrobiłam. Okadziłam dom od drzwi wejściowych w górę w stronę przeciwną do zegara, żeby oczyścić energię. Wywietrzyłam pomieszczenia. Potem jeszcze raz obeszłam dom, tym razem w stronę zgodną do ruchów zegara a nie przeciwną, żeby tym razem zaprosić dobrą energię po oczyszczeniu ze złej, i jeszcze dodatkowo zapaliłam palo santo. To skąd się wziąła ta klotnia tego dnia? Masz jakiś pomysł? I co robić jak chciałabym spalić biała szalwie i palo santo czesciej, ale mój facet źle reaguje na ten zapach i uważa się śmierdzi nawet na drugi dzień po wywwietrzeniu. Drażni go ten zapach i gada, że jestem czarwonicą, a sam przynosi przedmioty odstraszające zle duchy i w to wierzy. Jest coś co neutralizuje ten zapach?
Kłótnia wzięła się od Ciebie, z ego
Pepsi, a co z osobami chorymi na depresję? Gubię się znowu, bo powoli zaczynam przeżywać stany mojego brata. Chociaż mieszka 200 km ode mnie pisze z nim często, i tak bardzo chcę mu pomóc, ale cokolwiek nie napiszę, może się to stać zapalnikiem do jego agresji i gniewu. Jest wściekły na nas, rodzinę, że zmuszamy go do życia. Mówi, że takie życie frajera, jakim się określa, jest niewarte życia, i przytacza milion argumentów. Jest w szpitalu psychiatrycznym, ale nie widać poprawy po dwóch tygodniach. Depresja u tego faceta jest pełna złości i gniewu, głównie na rodzinę i siebie samego. Mam odpuścić, przestać się odzywać? Może lepiej będzie zdrowiał bez moich nachalnych pytań jak się czuje… Bardzo Ci dziękuje za Twoje wpisy, stały się dla mnie drogowskazem, poprawiłam swoje zdrowie dzięki 4 szklankom, jesteś Darem 🙂
Recall Healing
Drogi Annaneku, jedyną osobą, która może pomóc Twojemu bratu jest on sam. Zachęć go do zapisania się na coś, na Yogę, czy do jakiejś grupy budzących się. Nie martw się o niego, bo te myśli obniżają Twoje wibracje i nas wszystkich, więc jego też. Wysyłaj sobie i jemu miłość.
Jego gniew wynika z lęku, niech się wykrzyczy. Możesz podpowiedzieć mu, aby zaczął trenować odwagę.