😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Hejka datozależni,
Na początku mojej zajawki witarianizmem, z zapałem szukałam przepisów na różne potrawy, bo wtedy uważałam, że przepisy są najważniejsze. Abym mogła przeżyć na rawie. Stale natrafiałam na datę. Byłam rozczarowana, bo tłumacz googla tego tajemniczego słowa nie tłumaczył. A tu Paul Nison i wszyscy znani raw foodowcy ciągle te daty w swoich raw przepisach umieszczali. Teraz oczywiście wiem, że data, to słodki owoc palmy daktylowej, czyli tak zwany daktyl. Data jest uważana za jeden z najstarszych na świecie owoców uprawnych (prawdopodobnie już 6000 lat pne), stosowana od wieków. Pochodzi z oaz na pustyniach w północnej Afryce i południowo-zachodniej Azji. Palma daktylowa dostała nawet przydomek „drzewo życia”,
prawdopodobnie ze względu na doskonałe właściwości zdrowotne i odżywcze jej owoców, dat właśnie. Daty oczywiście najlepiej jeść, gdy są świeże. Należy pamiętać o ich dokładnym umyciu, ponieważ porowata skórka zatrzymuje ewentualne nieczystości. Ale można łatwo również znaleźć, surowe, suszone daktyle organiczne w sklepach z tak zwaną zdrową żywnością. Te suszone należy wcześniej namoczyć. Czyli postępujemy tak jak ze wszystkimi innymi suszonymi owocami, czy też ziarnami i orzechami.
Najważniejsze korzyści zdrowotne wynikające z jedzenia daktyli już wymieniam:
– Są bardzo łatwo trawione, czyli mogą bardzo szybko dostarczyć energię. Kapitalne przy 811, sprawdziłam, zresztą kolarz Harley w wywiadzie też za nimi opcjuje. – Mają właściwości lekarstwa jelitowego. – Regularne spożywanie dat pomaga w rozwoju przyjaznych bakterii w jelitach i hamuje wzrost patologicznych. – Daty działają korzystnie dla osób cierpiących na zaparcia, ale również pomagają w detoksykacji organizmu. – Badania wykazały, że spożywanie dat, wcześniej namoczonych na noc i potem rozdrobnionych, jest dobre dla ludzi z chorobami serca. – Badania wykazały, że daktyle są skuteczne w zapobieganiu raka jamy brzusznej. – Jedną z najważniejszych korzyści płynących z jedzenia daktyli jest ich zdolność do regulowania układu nerwowego dzięki bogatej zawartości potasu, przez co mogą zmniejszyć ryzyko udaru. – Daktyle mogą pomagać w obniżeniu cholesterolu LDL. – Daty zawierają dużo żelaza i mogą pomagać w zwalczaniu anemii. (podkreśliłam to specjalnie , bo witarianie tak obawiają sie niedoborów) – Izraelskie badania wykazały, że jedzenie sporej ilości świeżych daktyli przez cztery tygodnie może poprawić jakość lipidów (tłuszczów) we krwi bez podnoszenia poziomu cukru.
Dodatkowe korzyści dla kobiet w ciąży i matek karmiących
Doświadczenia wykazały wpływ jedzenia daktyli na wzmocnienie mięśni macicy. Jest to korzystne szczególnie w ostatnich miesiącach ciąży. Należy również wspomnieć, że badania wykazały związek pomiędzy jedzeniem dat, a zmniejszeniem krwawienia po porodzie. Dzięki tej informacji należy stwierdzić, że daktyle przynoszą realne korzyści dla kobiet w ciąży i w okresie karmienia piersią. Uważa się, również, że daktyle zawierają składniki pomagające w łagodzeniu depresji po porodowej, a także wzbogacają mleko karmiących matek w elementy zdrowotne i odpornościowe dla dziecka. Uwaga Wprawdzie daktyle zawierają naturalny fluor, który jest odpowiedzialny za dobry stan szkliwa nazębnego (nie mylić ze straszną rzeczą jaką jest sztuczny fluor dodawany do past do zębów itp), ale należy pamiętać, że w Polsce przez większą część roku mamy dostęp jedynie do suszonych dat. I tak jak po zjedzeniu każdych suszonych owoców, pozostaje cukrowy nalot na zębach. Należy zawsze przemyć zęby po takim posiłku, aby nie nabawić się próchnicy.
Wszystkiego o daktylach dowiedziałam się z opracowania Jennifera Townesa, rekomendowanego przez Frederica Patenaude.
Kiedy wspomniałam kiedyś na początku mojego rawu, że mam lekkie niedobory żelaza, radzono mi napary z pokrzywy. Natomiast Witarianin powiedział, żadne napary, jedz daktyle. Wiadomo, że wiedział już o dacie to, o czym dzisiaj Wam piszę. Powiedział mi również żebym korzystała z cronometra i sprawdziła sobie co jem.
Na początku jest to bardzo ważne, żeby wiedzieć jakie minerały, witaminy i aminokwasy dostarczasz z jedzeniem. Potem masz już wiedzę i pewne doświadczenie to nie musisz stale tym sobie zaprzątać głowy, tym bardziej kiedy dobrze się czujesz i masz dobre wyniki badań krwi.
lovciam peps
Powiązane artykuły
Komentarze
kochanie powtórze sie po raz kolejny: UWIELBIAM CIE!!!!!!
i wicka werska !!
Jestes tak naturalna w tym co robisz tak bezpośrednia i szczera och, normalnie jak bym znała cie od zawsze! Wspomniałysmy o twojej stronie u nas w audycji, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko. 🙂 ściskam!
żartujesz, bardzo się cieszę, wiem na pewno, że przynajmniej jedna osoba po tej audycji była na moim blogu i jej się podoba, bardzo Wam dziękuję
czytam z uwielbieniem…i czekam na cd.. cium
senkju, cium,cium
Pepsi, Mam do Ciebie wielką prośbę – przyklej sobie proszę zieloną/żółtą/albo różową „fiszkę” na monitorze z napisem: „Asia BW dziękuję Pepsi za cudowne posty na blogu”. Dziękuję, owocek i daktylek!:)
Pepsi dziękuje Asi BW, tak miało być?, przykleiłam :))
Twoj blog to takie vademecum witarianizmu:) Piszesz od niedawna, a już tyle przekazałas światu cennych informacji 🙂 To piękne, że poświęcasz swój czas na to, aby uświadamiać innych i pomagać. Blogi takie jak Twój, to nie tylko centrum informacji, poradnik, ale i wsparcie. Dziekuje i pozdrawiam:)
Basiu, to miodzik dla mnie te Twoje słowa, oczywiście użyłam metafory, bo podobno miód to jakby womity pszczół, ale nie to jest najistotniejsze, żeby go jednak nie jeść, tylko to że podobno wyrywa się im nóżki, tym pszcz kiedy im się kradnie miód, no to powiem że to ksylitol (cukier brzozowy) lub stewia na moje samopoczucie, po takim przemiłym Twoim komencie :::))))) owocek, lovciam
Kochanie dołączam sie do wszystkich komentarzy! Ja niektóre twoje posty czytam po kilka razy! Dziękuje za komentarz u mnie na blogu. Niestety zabrakło nam czasu w audycji by cie prawidłowo zareklamować ale zrobię to w ten wtorek:) i jak będę kręciła kolejny filmik to wszystkim o tobie opowiem. A to powinno ci nawet kilkuset czytelników „przeprowadzić”:) tak trzymaj kochanie !:) ja tez chce jedna karteczke od siebie: Kocham Pepsi Eliot!- Ewcia
A Asia BW kiedy blog zacznie pisać ?:)
Ewcia, haha ja tez niektóre fragmenty czytam kilka razy:)))))))) Pepsi fajnie, że dobrym słówkiem można komuś osłodzić nastrój 🙂 Tak się chociaż można odwdzięczy za cenne i przyjemne lekcje 🙂
Basiu kochanie:))) oj jak cieszy mnie ze my wszyscy sie pojawiamy na tych samych blogach, uczymy rozwijamy sie , budzimy, doradzamy na wzajem i idziemy droga światła ku lepszemu. cieszy mnie widok takliej świadomości , ktory tak odmienny jest od tego jaki pamietam w dziecinstwie, gdzie wszyscy byli o siebie zzadrosni a ci co byli silni i szczesliwi bali sie o tym mówic głośno….coh musze chyba post o tym napisac:) Sciskam kochanie z calej sily:)
Fakt, to bardzo budujące, otwieram bloga jakiejś dziewczyny w stanach i widzę, że mówi o ciekawym blogu i daktylach. Zaniepokojona klikam w kliknij i otwiera się mój post o daktylach. Bardzo miłe to było. Ewciu nie chcę Cię absolutnie rozczarować, ale myślę, że dzisiaj jest tyle samo zazdrości co zawsze. To są ludzkie uczucia. Tylko inteligentny i wrażliwy człowiek rozumie, że jest poddawany nieustającej ocenie. I że przed tym się nie ucieknie. I tak w przypadku blogów, będą powstawały stale nowe. Czas wszystko zweryfikuje. Czy komuś będzie się chciało to ciągnąc i czy wie po co ten blog jest. Czy dla niego to terapia, czy dla innych może. Ja teraz nie oceniam.Szczerość, ładunek emocjonalny i merytoryczny do przekazania i jeszcze to coś. Jak spotykam interesującego człowieka, to wchodzę na jego stronę, czytam jego wypowiedzi, poznaję, ba nawet czasami ośmielam się polemizować, ale to mnie buduje, podkręca. To staje się motorem. Czasami nawet mu zazdroszczę, ale życzę jak najlepiej. Lepiej z mądrym stracić niż z głupim znaleźć. Zazdroszczę Ci , konsekwencji, tego uwielbienia którym Cię darzy tak wielu. Tych Twoich świetnych cech, ciepła, tego że mieszkasz w NY. Ale to dlatego mam ochotę ciągle wchodzić na Twój blog, a nie z grzeczności jak wchodzę na niektóre inne. Ciągle szukamy inspiracji. I jak damy się ponieść zazdrości to tylko my na tym stracimy. Całuski:)
Ewcia, Basia, Asia BW bardzo Wam dziewczyny dziękuję, oczywiste jest ze nikt nie pisze bloga po to żeby robić to tylko dla siebie. Wtedy raczej pisze się pamiętnik. Więc kiedy czytam takie rzeczy jestem bardzo szczęśliwa. Miałam od dłuższego czasu trudniejszy okres w firmie, jak pewnie 3/4 świata, ale odkąd piszę tego bloga w ogóle przestałam o tym myśleć, tak okazał się dla mnie ważny. Czyli terapia grupowa. Jeszcze raz wielkie dzięki za tę słodycz 🙂
kochanie do tego komentarza i tego powyżej też:)))
Powiem ci od siebie kilka „mądrości”…wielu naukowcow , psychologow i ezoterykow zastanawia sie juz od setek lat co przynosi nam prawdziwe szczescie…no jak to juz wiekszosc z nich doszla do porozumienia ze trzeba go szukac within i nic z zewnatrz nie jest nam w stanie tego dac, doszli tez oni do wniosku ze wszyscy jako jednostki jestesmy czescia wiekszej i potezniejszej calosci. (wszechswiat jest energia jak i my sami i wszystko jest ze soba polaczone). Przez to tez najwiekszym bolem dla nas jest wlasnie poczucie samotnosci, odrzucenia, tego ze nie jestesmy akceptowani czy tez kochani. Pozniewaz naszym naturalnym stanem jest bycie czescia calosci. Badania pokazuja ze nie wazne czy ludzie sa bardzo bogaci czy tez biedni, ci co s szczesliwi sa szczesliwi dlatego ze robia cos dla innych, czuja connection z wszechswiatem. Naszym naturalnym instynktem jest dawać i dzileic sie, jednak uwarunkowanie spoleczenstwa przewrocilo swiat do gory nogami. Jesli komus wypadnie z reki dlugospis na podloge naszym naturalnym instynktem jest go podniesc, jedyny powod dlaczego tego nie robimy to jest ze w myslach sami siebie przed tym powstrzymujemy. Nowoscia nie jest fakt ze kariera, pieniadze, ladny dom i ubrania daja nam wiele szczescia jednak szybko zdajemy sobie sprawe z tego jak ulotne one sa i jak klopotliwe moga byc , dlatego ze gdy ta ulotna radosc mija, rodzi sie pragniene na cos nowego, innego i lepeszego. Zajmuje nam lata albo nawet kilka zyc by zdac sobie sprawe ze jako ludzie dotajemy ciala, ktore kiedys i tak umra, a nasze dobra materialne perzpadna, jedyne co po nas pozostaje do relultaty naszych działań.
twoje dzialania juz po kilku tygodniach pisania mialy wplyw na tak wielu ludzi, a to dopiero poczatek!:)
dziekuje za to ze jestes i przepraszam ze tak wiele tu nabazgralam…jestes niesmowita i tez jestem (zdrowo) zazdrosna, ze piszesz tak pieknie, ze pierwsza rzecz jaka robie po obudzeniu sie to siegam po telefon i kilkam na twoj blog by zobaczyc co nowego nam podorowalas, ze masz dom moich, ktorego ja prawdopodobnie nigdy nie bede miala, ze piszesz takie posty ze mozna je czyatc po kilka razy, ze cwiczysz codziennie i ze masz photoshop:) hihih i wiele wiele innych rzeczy.
love u<3
Co tu dużo nawijać, jesteś po prostu Wielka. Czapki z głów proszę państwa. Ale żebyż nie myślała, że Ci tem NY odpuszczę tak łatwo. Nienawidzę miast, kocham wsie i im większe zadupie, tym lepiej, ale jest jeden wyjątek, nazywa sie Nowy York. Ściskam Ewcia, zazdrośnica pepsi
o tak tak tak daktylki właśnie wykorzystałam w swoim Raw chocolate cake Mniam 🙂
Świetny blog będę zaglądać częściej 🙂 zdecydowanie 🙂
Sifhaya, dzięki, byłam u Ciebie, jest tam nieprzyzwoicie smacznie , bardzo mi się podoba, ściskam, owocek 🙂
Podsumowując wątek o szczęściu powtórzę cytat z filmu, zapewne wszystkim znanego „Into the Wild” : „Happiness always real, where shared” ! 🙂
Jak najbardziej siur 🙂
co do tych owoców suszonych to trzeba uważać. ja kupowałam do czasu 😉 pare tygodni temu chciałam się trochę podbudować właśnie daktylami. zawsze kupowałam te eko – ponieważ te zwykłe są bardzo wysuszone i wyglądają średnio apetycznie. niestety kupiłam ostatnio z robakiem….. :/ i jego kupa tam była chyba albo się zaczął rozmnażać :/ nie wiem i nie chcę wiedzieć, bo pół tego daktyla zjadłam. i to nie koneic. bo kupiłam też morele i był tam coś jakby żuczek. w sumie nic strasznego, ale nigdy nie zaglądałam do suszonych owoców i teraz zastanawiam się ile razy zjadłam takie coś. pewnie powiecie, że może taka partia mi się trafiła. ale fig nie kupuję już od dawna, ponieważ raz zgodnie z jakimś przepisem spażyłam je (wiem – nie witariańsko, ale gotowałam dla rodziny) i okazało się, że były tam malutkie żuczki. można by to olać i pomyśleć sobie, że to troche więcej białka tylko, ale nie jestem pewna czy jak się zjem takie jajeczko robaka to czy nie wprowadzę sobie jakiegoś dzikiego lokatora do organizmu.
nie będę pisała, że fajny blog, gdyż to z pewnością wiesz 🙂 bo chyba nalezysz do osób, które znają wartość tego co robią 🙂
pozdrawiam serdecznie
Ależ się ucieszyłam, jak zobaczyłam tego komenta. Tym bardziej, że pisałaś,że nie lubisz się przemieszczać z wypowiedziami po necie. Trzeba uważać i zaglądać do tych owocków. Ale myślę, ze to po prostu nasza goryla dawka witaminy B-12. I na pewno nic Ci się nie rozwinie wewnątrz. Podobno w ciągu życia zjadamy kilkadziesiąt pająków w nocy i różnych much. A ja nawet do czereśni nie zaglądam. Wolę nie. Maliny tez lubią mieć zawartość.Chyba bardziej groźne sa takie niewidzialne rzeczy. Ala Makota, cały czas widzę Ciebie z rozłożoną gazetką. Bardzo Cie pozdrawiam 🙂
wypowiadać się w necie nawet lubię, nie lubię należeć do społeczności internetowych typu fb, nk, itp 😉 miałam 3 razy konto na fb przez jakieś 15 minut i to wystarczy. nie wiem co mogłabym tam robić. miałam konto na nk. nawet przez jakiś czas śledziłam swoich znajomych z klasy z niektórymi udało mi się skontaktować, co było nawet miłe. ale ostatnio zaglądałam tam hmmmmm raczej nie przesadzę jak powiem, że w zeszłę wakacje 😉 no i zmusili mnie w pracy do zalogowania się w społeczności internetowej pure :/ ale mam zero aktywości tam, gdyż aktywność tam polega na obrabianiu instruktorów. nie miałam ochoty czytać czy komuś się podobam czy nie.
ja z czereśniami robię tak: albo nie zaglądam w ogóle albo zaglądam do pierwszych 10 i jak nie ma robaka to jem bez patrzenia. mój mąż był w szoku jak się dowiedział, że w czereśniach mogą być robaki. on zawsze jadł takie prosto z drzewa i nigdy nie zaglądał. ja go dopiero uświadomiłam. szczęściarz, bo w takich bardzo świeżych to rzeczywiście może nie być robaka. natomiast w śliwkach on widywał robaki bardzo często, co mi osobiście zdarzało się bardzo rzadko.
pozdrowionka 🙂
nie ma co popadać w paranoję. Robaki swoją bytność w czereśniach, tudzież innych owocach, mają wliczone w swoje życiowe ryzyko. A ja tak uwielbiam czereśnie, że nigdy nie zdarzyło mi się zajrzeć co mają w swoim wnętrzu, nie mogłabym się bez nich obejść. A odrobina robaków nigdy nikomu nie zaszkodziła, a i witaminy B12 mogą dostarczyć
chodzi raczej o barierę psychiczną 😉 dopóki nie znajdę robaka, to nie przeszkadza mi, że jest w czereśni którą chcę zjeść. trochę jak z kotem schrodingera – dla mnie ten robak tam jest i go nie ma. nie robi mi to różnicy dopóki nie zobaczę robaka 🙂 niestety zawsze znajdzie się ten moment kiedy ulegam pokusie i zaglądam do środka – jak znajdę robaka to kiepsko, bo mogę mieć uraz do końca sezonu.
swoją drogą to robaki wiedzą co dobre 😀
dlatego właśnie nie zaglądam, bo być może bym nie zjadła, a dla mnie byłaby to za duża strata.
no bariera psychiczna jest, fakt, ja nie zaglądam, chociaż mnie korci, ale one sa takie obrzydliwe tłuste i beżowe z ciemną kropką w okolicach tyłka lub wręcz przeciwnie 🙂
Zosia zwierzaka zjadasz :-)))))))) ?
ech, cóż by to było za życie bez dawki ryzyka i niepewności :)))
no dobrze, rozbroiłaś mnie 🙂
Jazgottcie, mam takie same odczucia. Nie ma idealnego pożywienia. Do każdego można się przyczepić. A to się połknie muchę jadąc na rowerze, a to sie przez sen połknie pająka. Tak na prawdę myślę, ze wybrać drogę i potem już mniej rozkminki, a więcej radości z życia, bo zdrowe ciało i zdrowy duch to dopiero fajna całość, fiku miku
jazgotttcie kochany Twój jazgot jest dla mnie bardzo prawdziwy i bardzo mi bliski. Malina z robakiem? Aaaa z przyjemnością 🙂
Wiesz Jazgottt ze uwielbiam obyczaje, a jak to czytałam to myślałam o moich wakacjach we Mszanie, uwielbiałam je, chociaż dla innych dzieci tam nic ciekawego się nie działo, ja byłam zachwycona własnie tym wszystkim o czym piszesz, ściskam
Jazgottcie jak masz na imię? pasuje mi do Ciebie albo Karolina, albo Agnieszka 🙂
Małgosia też jest śliczne i pasuje :))
Małgorzatka śliczniej
Food Matters – absolutnie cudowny dokument, razem z Food Inc., Crazy Sexy Cancer, Fat Sick and Nearly Dead, Seeds of truth, Forks over Knives, The beautiful truth, Dying to have known i wiele innych. Obejrzałam 3/4 z nich w przeciągu tygodnia i mam wrażenie,że moje myślenie i podejście zmieniło sie diametralnie. Knowledge is power. Mam nadzieje,ze uda mi sie wprowadzić wszelkie zmiany do mojego zycia,bo wiem,ze dopiero wtedy osiągne jakaś namiastkę spokoju i szczęścia. To czy żyje w zgodzie ze sobą i moja wiedza jest chyba głównym determinantem mojej satysfakcji. Jednak im wiedza większa tym wymagania większe tym trudniej żyć w zgodzie,ale trzeba. Nie ma wyjścia. Bardzo ciekawy i wartościowy blog. Doceniam ostra i bezwgledna krytykę pewnych zachowań i oraz łamanie syereotypowego postrzegania. Kilka zdań do mnie przemówiło, za co dziekuje, bo prawdopodobnie coś sie dzieki nim zmieni. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i życiu.
Anno ucieszyłaś mnie, thx
No tak, nawet „zaawansowana choroba wieńcowa może być odwracalna przy pomocy odpowiedniej diety i aktywności fizycznej” – ale raczej nie kiedy załogi miazdzycowe istotnie zważające światło tętnicy nie są „miękkie” , a naprawdę bardzo mocno zwapniale…
atqa, a witamina D3 nie pomoże pomału pozbyć się zwapnienia? Badałaś poziom witaminy?
Izi, sprawa dotyczy mojego męża. Wit. D3 zażywamy, ale nie spotkałam się ze stwierdzeniem, że wit. ta może cofać istniejace zwapnienia w tętnicach wieńcowych, mało tego- ze istnieje jakikolwiek sposób na cofnięcie zwapnien w tętniącach..co innego gdy blaszki są „miękkie” , te mozna cofnac,nawet w zaawansowanej miażdżycy.
atqa, przepraszam żle napisałam. Chodziło mi o uzupełnienie niedoboru witaminy K2. Rozpuszcza
zgromadzone w tkankach miękkich złogi wapnia.
Czytałam, że Clinton wyleczył się z miażdżycy dzięki diecie pełnej zielonych, ciemnozielonych warzyw. Można pomyśleć też o dodatkowym dostarczaniu wit K2 z suplementu. Ja osobiście
wolałabym kiszonki.
Pomalutku, spokojnie się wszystko rozpuści. Trzeba czasu, nie od razu Kraków zbudowano.
atqa, a tu książka, która może Ci się przyda: http://www.tadzimir.pl/product_info.php?products_id=5174
Izi, jesteś kochana, dziękuję.
Niestety mój mąż mimo młodego wieku ma już wszczepiony stent i to w istotnym segmencie najważniejszej tętnicy bo w gałęzi przedniej zstepujacej…pociesza mnie jednak fakt, że u Clintona -który przeszedł operację wszczepienia by passów, oraz imlantacje stentów, a jest na diecie Esselstyna, Ornisha- miażdżyca przynajmniej zahamowala..
aaa i oczywiście kieszonki tez je.
atqa, dieta, badania kontrolne, witaminy, minerały i mąż się z tego wyliże. Pomyśl (poczytaj) także o kryształkach japońskich, które wytwarzają tzw. wodny kefir – zdrowy probiotyczny napój.
Czy moczenie suszonych daktyli bio jest obowiązkowe? 🙁
no tak, bo Cię odwodnią, no i są strasznie brudne
Ok, to zacznę. A ile najlepiej je moczyć? W Internecie różne wersje znajduję.
aż zaczną przypominać niesuszone
jadlem suszone bez moczenia.Czy cos sie stalo.?
zapewne nic, samo zdrowie, ale lepiej moczyć, pisałam dlaczego
Siemka ? A czy daktyle muszą być bio? Pozdro
daktyle muszą i są łapaczami kurzu i zanieczyszczeń, szczególnie suche trzeba moczyć przed jedzeniem
No to ładnie, a ja kupiłem wczoraj 15kg daktyli nie bio bo mega przecena była ? Jak długo moczyć i czy zalewać wrzątkiem czy chłodną wodą? Dzięki ❤️
takie coś tu jest : luty 2012
Ewcia, Basia, Asia BW bardzo Wam dziewczyny dziękuję, oczywiste jest ze nikt nie pisze bloga po to żeby robić to tylko dla siebie. Wtedy raczej pisze się pamiętnik. Więc kiedy czytam takie rzeczy jestem bardzo szczęśliwa. Miałam od dłuższego czasu trudniejszy okres w firmie, jak pewnie 3/4 świata, ale odkąd piszę tego bloga w ogóle przestałam o tym myśleć, tak okazał się dla mnie ważny. Czyli terapia grupowa. Jeszcze raz wielkie dzięki za tę słodycz ?
myślę, że się Pepsi uśmiechniesz 🙂
uśmiechnęłam się 🙂