Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Czyli rodzicami zostają w większości ofiary własnego ego, jego służące i posługacze. Zaprogramowane jednostki, z których duża ilość w jakimś futurystycznym modelu społeczeństwa, być może, powinna zostać, po przejściu prostego testu na obiektywną niezdolność do czynienia dobra, odgórnie wysterylizowana?
Może sterylizować alkoholików, narkomanów, pedofili i innych zboków, psycholi, sadystów, ale także ludzi niezdolnych do miłości siebie samych, żeby nigdy nie mogli zostać rodzicami?Wszelkie patogeny i pasożyty nie mogłyby się rozmnażać?
W koncepcji jednego życia miałoby to jakiś sens, ale w koncepcji tysięcy reinkarnacji, nie.
O co kaman?
Niby sami sobie wybieramy rodzinę i to wszystko ma sens i było po coś, ale mimo, że probuję sobie to wkręcać… Wszyscy rodzimy się tymi ufnymi dziećmi i rodzice zazwyczaj mają jakąś dozę miłości pomieszaną z wyżywaniem się na najsłabszym elemencie za swoje niepowodzenia. Zajęło mi to ponad 30 lat zanim znów zaczęłam kochać siebie, pomimo tego, że byłam w takim passiv aggresiv niezrozumiałym dla mnie dawkowaniu miłości podczas dzieciństwa i nastoletniości.
Z jednej strony była ta miłość, szczególnie na początku, ale też inwestycja, żeby się pochwalić pupilem i żeby z pupila coś było, żeby przyniósł tą przysłowiową herbatę, jak się będzie niedołężnym. No i pamiętam to odbieranie mi wiary w siebie, obiektywnie rzecz biorąc, gnojenie, przemoc fizyczna (która w wielu rodzinach była na porządku dziennym w czasach postkomuny), mimo bycia „wzorowym dzieckiem“ w szkole ale z czasem w domu już nie, z buntu i dla zasady.
I rownież rozwinął się we mnie passiv aggresiv stosunek miłościowy do rodzicieli, z jednej strony nie chciałam, żeby coś im się stało, by byli chorzy, ale gdy przechodziłam przez emocjonalne piekło w wieku nastolatki, zagubionej i zgnojonej, niewierzącej w siebie i te cechy skutecznie były wspierane przez rodziców, świadomie czy nieświadomie, może i świadomie, żebym też została takim zahukanym wystrachanym wiernym pieskiem na ich poziomie i za daleko od nich nie odbiegła.
Żeby ta przysłowiowa szklanka herbaty… często jako nastolatka myślałam o zemście, nie mogłam się doczekać, kiedy ja już będę niezależna, a oni starzy i im pokażę, bedą starzy i będą sami zdychać w przytułku dla starców, tak właśnie myślałam. Powstalo we mnie wiele strasznych myśli. Dzis już nie mam takich myśli. Nawet im współczuję, że nie mają już drugiej szansy, że sami się teraz nawzajem wyniszczają, gdy nie ma już mnie pod ręką.
Wiem, że ja byłam tylko przypadkowym workiem treningowym, wiem też, że wyniknęło z tego wiele korzyści i opportunity, ja z moim obiektywnie od dziecka spokojnym, ufnym i nieśmiałym usposobieniu raczej bez takiego wstrząsu nigdy bym tak szybko lub wcale nie wyemigrowała do wygodniejszego świata. Jednak ciągle do końca nie rozumiem… Po prostu mam wrażenie, że zmarnowałam tyle lat, żeby to wszystko przepracować, tak obwiniam ich o to, że nie wykorzystałam swojego potencjału dużo wcześniej, że ten potencjał był nie wspierany tak jak rodzic, to powinien robić. I wiele rodziców tak jednak robi.
Było też wiele dobrego dobra, powiem to dla równowagi, żeby nie było, że się użalam nad sobą, były jakieś zajęcia pozalekcyjne, żeby jakieś ludzie ze mnie były, jednak ja niestety ciągle czułam za tym wyrachowanie i herbatę. Mogło być gorzej, gdybym się urodziła w jakimś kraju trzeciego świata. Też otarłam sie o smierć i wiele to zmieniło, zaczęłam budzić powoli siebie, powoli znów kochać siebie, opiekować się jak dzieckiem. Ale nadal mam takie schematy i przebłyski self-sabotażu, jednak już coraz rzadziej, coraz więcej samodyscypliny, ale nadal dwa kroki do tyłu, jeden do przodu.
Moj point is, nie wiem do końca po co to wszystko było, tak naprawdę. Piszesz o tym często i próbuję zrozumieć, czasem rozumiem a czasem mam takie coś, jak dzisiaj, budzę się rano i nie rozumiem (nie żebym non stop o tym rozmyślała, powtarzam sobie cele i dużo zmieniam ostatnio w moim życiu, trochę się dzieje). Wiem, że świat taki różnorodny śruty druty, ale jednak kurde flaczek są rodziny, gdzie wspiera się wszystkie pozytywne cechy dziecka, jego wiarę w siebie, tak że nie trzeba potem lat, nie trzeba potem autodestrukcyjnych zachowań, błędów i zmarnowanych lat, żeby dojść do tego samego.
Jest ogólnie dobrze widziane, żeby małżeństwa posiadały dzieci, nawet w tym celu ludzie się pobierają. Miliardy ludzi na świecie płodzi dzieci, bo to jest łatwe, oraz często atrakcyjne społecznie, chyba, że dziewczynki w Chinach, to niezbyt. Rodzicami stają się więc ludzie dualni, bo tacy jesteśmy, możemy wybierać, najczęściej głęboko uśpieni, bo większość z nas jest głęboko uśpionych.
Gdy tylko rozpoczęłam mój proces budzenia się, zrozumiałam, że wszystko jest po coś i ma sens. Ależ nius, chyba zasłużyłam na kokosa w czoło.
Zgodnie z kluczem dzisiejszej inwokacji, trzeba by się więc zastanowić, czy nie wysterylizować laski za zazdrość, czy gościa za serwilizm wobec swojego partyjnego szefa. Chciałby kto być dzieckiem zawistnicy, czy lizidupy? A przekrętasa? A intelektoujemnego maturzysty 2020?
Że ci wszyscy kijowi ludzie żyjący pod dyktando ego, oprogramowani przez społeczeństwo i przez siebie, z walizami przekonań, kretyni niekumający niczego, skierowani z pretensjami na zewnątrz, nieustająco obwiniający świat, politykę, własnych starych, że właśnie powinno się im zakazać rozmnażania. Pojęłam, że sama powinnam zostać wysterylizowana, i wszyscy wokół, bo nikt, włączając matkę Teresę nie powinien się rozmnożyć, bo przekaże własnemu dziecku bezkresną osobistą kiłę.
To nie my wybieramy swoich rodziców, a z pewnością nie młode dusze, bo wszyscy chcieliby mieszkać na 5 Alei Manhattanu. My decydujemy się zagrać jeszcze raz w nową grę. Robert Monroe twierdzi, że dlatego wciąż się tutaj logujemy, bo jesteśmy ćpunami ludzkimi, złapaliśmy bakcyla na granie człowiekiem.
Tak czy siak otrzymujemy jedynie zadanie, które daje nam szansę wzrośnięcia. Gdy nie podołamy, następne jest łatwiejsze. Stalin musiał dostać bardzo łatwe zadanie w kolejnym wcieleniu. Może wołu na kotleta?
Stare dusze mogą pojawiać się na innej zasadzie, świadomie, na przykład logując się do awatara dziecka, które żyje krótko, lub do późnej starości. Jest jakby świadomym stopniem do wzrastania dla jego bliskich.
Gdyż są dwie drogi do przebudzenia, a nawet trzy, pierwsza przez cierpienie, druga przez skierowanie się do siebie, wgłąb siebie, trzecia przez absolutną empatię.
Ogromna ilość ludzi popełnia kardynalne błędy wychowawcze, gdyż są ludźmi nierozumiejącymi, w szponach dualności, strachu przed jutrem i rozpamiętywania wczoraj. Podobnie, jak rodzice swoje dzieci, dzieci też rozczarowują swoich rodziców, gdy nie spełniają tego, czego sami nie byli w stanie spełnić.
Prymitywne, uśpione jednostki, niespełnione, niezadowolone ze swojego życia, będą wściekłe widząc delikatnego człowieka, który z pewnością im niczego nie zadośćuczyni. Każdy policzek wymierzony takiemu dziecku, dosłownie i w przenośni, to zastępstwo strzelenia się samego z liścia w pysk i to po 100 razy.
Ludzie ci szukają winnych, a worek treningowy w domu jest jakąś namiastką na wyładowanie wściekłości na siebie, swoje nieudacznictwo życiowe. Ale co Ty teraz robisz? Powiem coś, za co może mnie znienawidzisz. Jesteś dokładnie taka sama jak Twoi rodzice. Zamieniasz się w nich.
W głębokim uśpieniu, tak samo nimi rozczarowana, jak oni Tobą. Może woleli mieć bardziej przebojową osobę za córkę, jak Andżelika z sąsiedztwa? Podobnie, jak Ty zazdrościsz innym dzieciom rodziców.
Chociaż postrzegasz raczej sytuację za bardzo wylukrowanego tortu, bo ogromna ilość ludzi widzi swoje, nawet pozornie szczęśliwe dzieciństwo, jak okropieństwo. Wszystko dlatego, że dzieci mają bardzo duże ego i wszystko biorą do siebie. Kłótnia rodziców o dupę Maryni, przez dziecko może być odbierana osobiście. Dziecko sądzi, że madafaki lecą przez niego.
Obwiniasz starych, chciałabyś mieć innych, czujesz się niedoborowa przez nich. Podobnie, jak oni. Nieważne jaka jest prawda obiektywna, liczy się tylko to, co ludzie naprawdę o sobie myślą. Lustro rzeczywistości odbije zawsze Twoje wibracje. Wracanie do przeszłości, której nie można w żaden sposób zmienić, zadręczanie się nią, świadczy, że udało ci się całkowicie podporządkować swojemu ego, zamienić się w ofiarę.
Znam wiele osób z wzorcowym wręcz dzieciństwem, obwiniających swych rodziców za własną nieśmiałość i niewiarę w siebie z powodu niejako przekłamania prawdy i pokazywania im świata piękniejszego niż ten, z którym zderzyli się w szkole, i ogólnie w życiu. Ego zawsze będzie obwiniać, zawsze. Ego nie jest od akceptacji. Ego samo z siebie nie pomoże Ci, nie ruszy ze skrzyżowania.
Dopóki nie weźmiesz ego za swojego sługę, dopóki nie zaczniesz robić z niego użytku, jak konia u wozu, którym Ty powozisz, będziesz tak jak Twoi rodzice, co szukali kozła ofiarnego swoich krzywd.
Naprawdę nieważne jest co jest prawdą obiektywną, i jak dziecko mogło czemuś takiemu zadośćuczynić? Rzeczywistość odbije zawsze Twoją prawdę, nawet jak będzie składała się z samych cudzych programów i własnych kłamliwych przekonań.
Dopóki będziesz budziła się rano z tymi destrukcyjnymi myślami, nie pojmiesz, że to Twoje własne ego chce Cię zdominować. Chce abyś porównywała się z innymi, obwiniała przeszłość, wyolbrzymiała to, na co nie masz wpływu. Ego zrobi wszystko, żeby oderwać Cię od teraźniejszości, wejścia w siebie, radości istnienia w teraz, bowiem ego w takich przypadkach nieistnieje. Ginie całkowicie w momencie pełnego przebudzenia, albo śmierci. Ale najczęściej po prostu musi udać się na służbę, zamienia się w owcę, a Ty w pasterza, nie odwrotnie.
Ja to widzę, bo to jest z boku o wiele łatwiej do zauważenia, ale zamieniasz się w swoich niezadowolonych rodziców i nawet podobnie jak oni, masz winnego.
I jeszcze jedno, nie gloryfikuj młodości, nie mów kiedy lepiej, a kiedy gorzej jest zacząć, zostaw to Kijosakiemu i jego bogatemu i biednemu ojcu (notabene historia całkowicie zmyślona na potrzeby marketingu), który grozi w swoim kwadrancie przepływów, że trzeba wcześnie zaczynać.
Gówno prawda, zaczynasz dokładnie wtedy, gdy rozpocznie się proces kumania. Zawsze jest to czas idealny i najlepszy, nawet wtedy, gdy odkładasz już widelec. Moim zdaniem Ty jeszcze nie zaczęłaś. Ten proces można jednak bardzo przyspieszyć, gdy w końcu zwrócisz się do siebie.
Niczego też nie musisz przepracowywać, wystarczy, że zaprzestaniesz grzebania w przeszłości, na którą nie masz wpływu i wreszcie zakotwiczysz się w drodze, która absolutnie zależy od Ciebie, od tego co myślisz i co działasz.
Ruszamy z tego skrzyżowania.
loveU
Powiązane artykuły
Komentarze
O jeju. To chyba moj sobowtor emocjonalny. Moglabym napisac podobny list.
Amen….taka jest prawda
Hej Pepsi,
Czy moglabys napisac cos konkretnego na temat narkotykow. Ja mam taki program od dziecinstwa, ze jak ktos bierze, to jest pogubiony, nie umie radzic sobie z uczuciami, jest znudzony swoim zyciem oraz nie ma wystarczajaco silnej woli zeby powiedziec nie. Moj chlopak natomiast przytacza ciagle przyklady ludzi ktorzy sa bogatsi, maja wieksze sukcesy w zyciu, lepiej sie bawia niz ja i biora dragi. Ja nigdy nie bralam, on z drugiej strony przerobil caly ‘katalog’. Zarzuca mi ciagle problemy ze soba i staroswiedzkie podejscie. Ja uwazam ze cale zycie skutecznie udawalo mi sie od ludzi bioracych dragi stronic, a on uwaza ze spie bo kazdy bierze tylko nie przy mnie, bo wiedza jak bardzo oceniam ludzi pod tym katem, do czego sie przyznaje i nie ukrywam. Doszlam do momentu, ze budza sie we mnie tak intensywne (negatywne) uczucia i pojawia sie coraz czesciej w moim zyciu, ze czuje ze mam cos do przerobienia. Byloby super nie karmic ego i posluchac opinii kogos, kto jest dla mnie autorytetem. Z gory dziekuje!
zerwij z nim. <3
Pierwsza rzecz! Od razu! Now! Efektow doswiadczysz pozniej. Moze na nast dzien! Moze za tydzien! Ale gwarantuje ci, ze bedzie to najlepsza decyzja twojego zycia! ???
W mojej opinii niczego nie masz do przerobienia. Dajesz się po prostu zwyczajnie i bez podtekstów manipulować. I tyle. To ja tak uważam.
Dodatkowo w temacie narkotyków ale nie tylko przypomniałem sobie takie stare przysłowie. Irlandzkie zdaje się. „Touch the devil and you can’t let go.” Na polski, to się dosłownie tłumaczy: ile trzeba zjeść g… żeby się przekonać, że jest obrzydliwe?
No! Może lingwista ze mnie żaden ale sens zachowałem prawidłowo.
Dużo miłości 🙂
Mocne Peps i takie prawdziwe
Dzieki Peps za ten wpis i za pare slow prawdy, mysle ze pomoze on wielu ludziom, bo podobny schemat powtarza sie w tysiacach rodzin i nawet nie pomyslalam o tym ze nawet w pozornie idealnych warunkach podstepne ego bedzie szukac dziury w calym i obwiniac innych, nawet jakby wszystko bylo podane na zlotej tacy. Byl to mocny tekst, z serii obuchem w glowe. Jeszcze pare razy taki obuch i moze w koncu cos kliknie.
Wiele ludzi w wieku doroslym ma wlasnie takie niejasne uczucie, ze mutuje w schematy zachowan swoich rodzicow i nie wie do konca co to jest, a to jest schemat obwiniania kogos najlatwiejszego do obwiniania, pod reka, w sumie kogos kto nawet juz nie moze sie bronic, bo czasu sie nie cofnie, nawet jakby chcial. Czyli wygodnictwo, zrzucanie odpowiedzialnosci z siebie, gdy juz jestesmy dorosli i mamy wszystkie mozliwosci swiata, na najlatwiejszy target.
Wazny post i piekna odpowiedz, ale ja i tak wracam co jakis czas do tej 'ofiary’ we mnie (wbrew wlasnej woli?). Jest nieco ciezej jesli od dziecka byla w domu przemoc psychiczna i fizyczna. Czuje sie jakbym nie byla odpowiednio przez to 'rozwinieta’, bo cale 18 lat do wyprowadzki zylam w scisku i strachu. Flight or fight wydawal sie zupelnie naturalny dla mnie, dopoki nie zobaczylam ze moze byc inaczej. Jednak zal i smutek pozostaje
nic nie pozostaje, to Twoje ego ego tego chce
A co sądzisz o ludziach którzy piszą książki pod wpływem narkotyków jak DMT? Znam człowieka który pisze książki o matrixie itp a w życiu jest menagerem w korpo. Myślisz ze maja pod ich wpływem dostęp do jakiejś informacji z wszechświata?
Nie ma co oceniać ludzi, tylko ich dzieła. Wielu twórców i nie od dzisiaj potrzebuje, albo myśli, że potrzebuje, wprowadzić się w tak zwany flow, w taką strugę myśli, które zapisują, lub wyśpiewują. Robił to Witkacy eksperymentując z pejotlem, raperzy, rasta, jarają trawę, szamani podkręcali się ziołami, ajałaską, rockmeni są na koce, potem na heroinie. Dimetylotryptamina podobno dostarcza kontaktu zmysłowego z istotami pozaziemskimi według tych co ją biorą. Rzeczywistość jest wirtualna, ale prawdopodobieństwo wystąpienia jakichś zdarzeń jest różne. Na przykład spotkanie różowego jednorożca jest możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne. Oczywiście intencjonalność zdarzeń jest bezsprzeczna, więc jak gościu naprawdę chce otworzyć się na więcej informacji z wszechświata, to je otrzyma. Tylko co może otrzymać? Zawsze jedną z tych 3 rzeczy, albo wyższy system świadomości, którego jesteśmy jednostkami, może zechcieć pokazać nam coś uznawanego za paranormalne, kosmitę, wielkie obrazy w zbożu, ufo, w celu abyśmy nie sądzili,że to wszystko niekoniecznie jest takie jak myślimy. Kolejną rzeczą to jest jakiś psikus, czy przypadek pojawienia się kogoś z innej gry w naszej grze. Bo nie tylko odbywa się gra w Ziemian, ale jest podobno najbardziej efektywna jeśli chodzi o ewolucję. No i jest jeszcze 3 rzecz, nasz nieposkromiona wyobraźnia. Uważam, że właśnie w tym przypadku chodzi o wyobraźnię, nic więcej. Ale obrazki mogą wydawać się do złudzenia prawdziwe.Te same zasady obowiązują w stosunku do ludzi, którzy bez żadnych ajałasek i DMT jednak spotykają zielone ludziki, chodzą z nimi do statków kosmicznych i takie tam.