z miłością do Kiszonki
W zamierzchłej przeszłości w ramach licznych kolokwiów z konstrukcji i geometrii wykreślnej (ten drugi przedmiot wybitna zmora szczególnie dla lewopółkulowców) a’priori kujona nie dawałam ściąg, stylem myślowym uwięziona w amerykańskich standardach uczciwości studenckiej, uważałam (ego), że każdy architekt powinien umieć obliczyć belkę dwukrotnie statycznie niewyznaczalną o stałej sztywności zginania, oraz sporządzić wykresy sił przekrojowych. Jakże śpiąca niby lunatyk, gdyż to ego moralności matrixowej było. Czyli, wyścig szczurów trwał już w zamierzchłej przeszłości. To nie stało się teraz, a właśnie teraz mamy większe szanse na przebudzenie z powodu łączącej nas jak w Awatarze (filmie), sieci internetu. Nie tak dawno spotkany kolega Maks z baseniskiem, stadniną koni, hektarami ziemi z rezydencją, choć wciąż nieznający metody sił tnących i momentów gnących, wypomniał mi (ze śmiechem) powyższy brak koleżeńskości, obecnie wylogowawszy się z gry z powodu powikłań cukrzycy typu 2. Ciekawe czy już się zalogował ponownie?
Pepsi jakie masz stanowisko wobec pomagania ludziom? Ja wiele razy pomagałam zupełnie bezinteresownie ludziom, sprawiało mi to przyjemność, ale gdy ja byłam w podbramkowej sytuacji, to od nikogo pomocy nie otrzymywałam. Najbardziej uwidacznia się to na studiach, gdzie ja, „dobroduszna” wszystkimi notatkami się dzieliłam, natomiast gdy chciałam coś od kogoś wziąć to ludzie kręcili, wywijali się od pomocy. Mam wrażenie, że ludzie w większości stali się tacy bardziej jałowi, ewidentny wyścig szczurów na wielu płaszczyznach życia. Postanowiłam odciąć się od ludzi, być obojętna, nie udzielać żadnej pomocy ani wsparcia (tudzież od nikogo nie oczekiwać nic), wręcz zminimalizować kontakt z ludźmi do minimum (jestem intro), nikomu nic nie mówić o sobie, ani nie prosić o doradzanie (słuchać swojej duszy primo), mieć gdzieś co inni o mnie myślą i czy mnie lubią. Nie jestem w ogólności zamknięta na ludzi, po prostu czuję, że na ten moment odpadli ode mnie źli ludzie, a więc praktycznie wszyscy do tej pory. Czuję się lepiej, znacznie lepiej teraz. Co o tym uważasz Pepsi? Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą, dlatego Twoje zdanie jest dla mnie ważne.
… „Mam wrażenie, że ludzie w większości stali się tacy bardziej jałowi, ewidentny wyścig szczurów na wielu płaszczyznach życia”… No, ale skoro Ty tak uważasz, to właśnie taka jest Twoja rzeczywistość. To Twoje myśli symulują tę wirtualną grę, w której jesteś zanurzona. Czy rzeczywistość starca jest taka sama jak malca, który wychowuje się w tym samym domu, na tym samym poziomie dobrobytu ekonomicznego? Nie, są to rzeczywistości zupełnie inne, gdyż jeden myśli, że świat zszedł teraz na psy i widzi starzec beznadziejną jego zdaniem wegetację, a dziecko natenczas z zachwytem podgląda szyk mrówek faraonek maszerujących obok nogi stołu. Jest ciekawie i intrygująco. I jeden dostaje świat magiczny, zaczarowany (dopóki nie otrzyma programu ego), a drugi na już, ma właśnie kiłę.
Nie to, co chciałabyś myśleć, nie to, co mówisz, ale dokładnie to, co myślisz. Na szczęście nie potrzeba IQ 150, żeby każdy mógł pojąć, że podjęcie prób dostrzeżenia w każdej sytuacji jakichś plusów, a są zawsze (chociaż nawet doskonałość Absolutu jest w fazie niekończącej się ewolucji), zmieni odbicie w ich lustrze rzeczywistości. Twoje ego jest nastawione na „nie”, więc dostajesz świat śpiących szczurów w wyścigu, mających absolutnie wyrąbane na niesienie pomocy komukolwiek, w tym Tobie. Ba, nawet nie są w stanie pomóc sobie. I mam dziwne wrażenie wiedźmina, że to jest Ci niejako na rękę. Że to nie ten błahy powód nieotrzymania notatek od braci studenckiej sprawił, że rzuciłaś się w eremictwo, a inna rzecz, że to Ty nie lubisz ludzi, ponieważ się ich boisz.
Wahadła destrukcji wyhaczają nas przede wszystkim z powodu lęku. Boimy się o dzieci, o karę za popełnione winy, o przyszłość, o pieniądze, o zszarganą opinię, o zmiany pogodowe, o to, żeby nas na scenie nikt nie zadźgał (chociaż od występu w przedszkolu nigdy nas tam nie było). A wahadła rozhuśtują się bardziej i bardziej i mają coraz większą ucztę.
Uprawiamy dostojny ogród ego za pomocą dulszczyzny, okłamywania się, ciągłego porównywania z innymi, wywyższania, czy zaniżania własnej wartości, szukamy katów, gdy widzimy się jako ofiary, albo tak jak Ty, uciekamy do samotni eremu.
Lęk pojawia się wtedy, gdy nie ma miłości wysokiej. Ego rodzi się z lęku, miłość wysoka rodzi się, gdy lęk znika. Będąc w swojej samotni, odgrodzona od „złych ludzi” po prostu mniej się boisz, ale to nie jest droga do przebudzenia. Owszem na pewnym etapie wszyscy Buddowie potrzebowali „trochę” samotności, a Budda w sensie ścisłym Budda nawet 6 lat siedział pod drzewem, ale to nie była ucieczka od ludzi, tylko czas poświęcony na medytacje, na dotarcie do siebie, do własnej prawdy, na przebudzenie. Właściwie historia nie zna przypadków przebudzenia kobiety w pędzie życia z dwojgiem dzieci w wieku przedszkolnym, mężem kibicem i szybkiej kuchni na telefon. Gdy zaczniesz się budzić, pierwszą rzeczą jaką dostrzeżesz, to mniej lęku, a więcej miłości do wszystkich ludzi, do zwierząt, do natury. Kij z tym, że to wszystko jest wirtualne, ale dzięki zalogowanych w tym świadomościach jest cudowne, energetyczne, radosne i bezkresnie piękne. Wspólne z Tobą. Jesteś jednością z tymi ludźmi, złymi też.
Bezinteresowna, spontaniczna pomoc drugiemu człowiekowi to nic takiego. Po prostu robisz to, gdy najdzie Cię ochota, nie rozmyślasz o rewanżu, o wizerunku własnym w swoich oczach, no i cudzych (dla wielu bardzo ważne, bez oceniania).
Jeśli nie pomagasz drugiemu człowiekowi, to nie dlatego, że on się i tak nie zrewanżuje, chociaż mógłby lewą stopą do lusterka, tylko dlatego, że masz wolną wolę i tego po prostu nie robisz. Ale każde poczucie winy, że nie pomogłaś, to już jest lęk przed karą i wahadło destrukcji chętnie Cię za ten lęk wyhaczy. Piętrzenie potencjałów, rozkminianie, dlaczego ten żebrak nie dostał piątaka, to wszystko lepiej samej rozproszyć działaniem, dając piątaka i zapominając o tym, niż wystawiać się na kolejnego kokosa sił równoważących. Z drugiej strony wahadła destrukcji haczą Cię, narzucają stereotypy, że musisz koniecznie pomagać, że powinnaś przystąpić do akcji, że najlepiej, abyś weszła na barykadę i pomagała, chociaż Twoja dusza skulona, zaniedbana gdzieś w kącie siedzi i potrzebuje Twojej uwagi, jak zapomniana córka matki działaczki partyjnej. Być może teraz potrzebujesz 100 lat samotności Marqueza na dotarcie do siebie, i to należy zaakceptować. Jednak to nie powinna być ucieczka od ludzi z powodu strachu przed nimi. Strach znika tylko wtedy, gdy wyjdziesz mu naprzeciw, gdy się na niego zgodzisz, gdy pozbędziesz się pani Dulskiej spod judasza. Twój pierwszy krok ku przebudzeniu będzie zwróceniem się do drugiego człowieka i uświadomieniem sobie, że pomimo odrębnej, nawet obcej Ci osobowości, jest cząstką Ciebie, bo oderwaliśmy się wszyscy od tego samego Absolutu, aby tutaj doświadczać i zamieniać siekierkę na kijek. Ups, strach, straszne lęki istnienia, czyli lęk przed śmiercią, lęk niezrozumienia o co tutaj kaman, na miłość wysoką. Do wszystkich i do wszystkiego. No dobra, konkluduję, że kończę. Pomagaj, lub nie pomagaj, ale rób to świadomie, podobnie kopuluj i jedz. Dzyń, dzyń, budzimy się.
z miłością
Powiązane artykuły
Komentarze
Pepsi myślisz ze bieganie pomoze na natretne powracajace mysli o yyyy durnym facecie ktory mnie nie chcial i ja tego zaakceptowac nie mogee! dlaczego nie moge no nie wiem bo sie glupio zakochalam a tak mowie ze jest durny bo nie chcial sie nawet dac poznac mi i sobie .Przez niego nie moge sie ponownie zakochac i porownuje wszystkich do niego a to przeciez nie ideal bo takich nie ma Jak dlugo biegac w sensie jak myslisz 20 min , 30 min? nie mam super super kondycji wiec czy na poczatek to wystraczy
nie przez niego nie możesz się ponownie zakochać, tylko przez siebie, nie mów też durny, tylko dlatego, że nie odwzajemnił Twojego uczucia. To tak nie działa, że biegając zapomnisz, może trzeba by biegać kilka godzin, a i tak nic z tego, bo na tym etapie nie rozumiesz czym jest medytacja. Uspokój się, zapisz się na jogę najpierw, spróbuj coś zrozumieć, żeby się choć trochę zacząć budzić. Jak długo to trwa?
po prostu super!!!!!!!
8 miesiecy
„Ja wiele razy pomagałam zupełnie bezinteresownie ludziom, sprawiało mi to przyjemność, ale gdy ja byłam w podbramkowej sytuacji, to od nikogo pomocy nie otrzymywałam. (…) Postanowiłam odciąć się od ludzi, być obojętna, nie udzielać żadnej pomocy ani wsparcia (tudzież od nikogo nie oczekiwać nic) (…)”
…czyli że jednak oczekując – bezinteresowność nie oczekuje, nawet własnej przyjemności z pomagania, nie wymaga, po prostu działa się nie bacząc na korzyści własne… a potem wyciąga się szybkie nierzadko bezpodstawne wnioski, skoro nie pomagają, to źli ludzie są, więc jak siebie określę, lub jak oni mnie określą, kiedy im nie pomogę? Wszyscy są źli, łącznie ze mną, w jednym kręgu, ramię w ramię, wszystko i wszyscy wpływają na swoje reakcje i myśli, nastawienie. Ludzie nagminnie nie rozmawiają ze sobą, o swoich motywach, o tym skąd wynikają ich poglądy nie przewidując że w przyszłości mogą się nałożyć też na ich życie, przyjmują wszystko bez mrugnięcia powieki, mylnie oczekują iż osobisty gest pomocy zostanie dobrodusznie odczytany jako dobroczynność i takimże oddany. A kiedy dzieje się inaczej niż założyli, nie potrafią tego zaakceptować i pójść dalej, a bez żalu i rozpamiętywania. I tak uformowany plastycznie nowy człowiek, z nowymi cechami, poglądami, innym spojrzeniem na ludzi, na życie postanawia żyć tylko dla siebie, nie pomagać gdy ktoś potrzebuje, bo przecież nie odda… spotyka innych ludzi, którzy mają podobne doświadczenia, albo wywiera na nich taki wpływ że razem tworzą mur. Nie pomagając nawet sobie, tak bardzo są twardzi. Potem przychodzi ktoś i ich ratuje robiąc w nim dziury aż mur sam pęknie i runie. Dopiero wtedy zobaczą światło, ile światła zabrał im wysoki mur własnoręcznie postawiony.
(i to się dzieje też „dziś” w ostatnich dniach, kiedy obserwujemy ludzi ich gesty i słowa w obliczu tej polskiej tragedii, znieczulicy, ciosów w serce i odruchów dobra)
„……czyli że jednak oczekując – bezinteresowność nie oczekuje, nawet własnej przyjemności z pomagania, nie wymaga, po prostu działa się nie bacząc na korzyści własne…”
Trzeba byc wyjatkowo nieczulym, zatwardzialym a moze I zakompleksionym czy o niskim poczuciu wartosci by byc osoba otwarta I pomagajaca, ktora gdy ujrzy, ze jest ona sama nie ma ma kogo liczyc (mimo wszystko) I nawet jej serce nie drgie raz z przykrosci… nie przesadzajmy…zeby zaraz krzyczec, ze ta osoba zawsze oczekiwala (nie wiedzac) I to ona jest zla.
Tak to powinno dzialac. Jestes dobry I traktuja cie dobrze, ale niestety wielokrotnie ktos kto ma serce ma dlonie jedt nieszanowany I przyjmowany za pewnik.
Znieczulica? W odniesieniu do ostatnich wydarzeń? A może akceptacja, skąd taka a nie inna postawa? Kiedyś usłyszałam, że jak chcesz pomagać, to się z tym pokaż.
Nie wnikam, nie mam misji zbawczej, wysyłam w świat zrozumienie, w oparciu o bycie po prostu człowiekiem. Nie wchodzę w skrajności, już nie. Skoro zdrowie to równowaga to i doświadczanie na tym polu, to również świadome postępowanie, by tę równowagę utrzymać i naukę na podstawie drgań w tę czy w tamtę, na zasadzie akceptacji. Pozdrowienia 🙂
pomagasz tylko w swój indywidualny sposób, nie podłączasz się do żadnego wahadła. Możesz pomóc, możesz nie pomagać, żadnych ocen.
Tego się trzymam, aczkolwiek wyrażanie swojego stanowiska różnie może być odebrane, mimo jasności – czy raczej postrzegania swoich intencji. Coś w tym odbiorze jednak jest, bo zobaczyłam niedawno w lustrze zwizualizowanym w postaci drugiego człowieka odbicie pychy ukrytej pod warstwą życzliwości, także nie tędy droga. Aż się zaśmiałam przez tę prędkość 😀
Wdzięczna jestem za tę lekcję, serdeczności ślę <3
Oj Pepsi, gdyby to rzeczywiście było tak proste i ładne jak piszesz….
A co jeśli dziecko z duszą starca, a starzec z duszą dziecka..? Jak widzisz wciąż gmatwam, i sam nie wiem czy to nadmiar wiedzy, czy już beznadziejna głupota.
Jak ktoś tu kiedyś mądrze przytaczał: „Nic nie jest proste, dopóki nie stanie się proste”, więc może kwestia do rozważenia i w tym przypadku.. 😉 Masz ogrom w sobie tego, co akurat Tobie przychodzi z łatwością, to i to doświadczona duszo przed sobą odkryj.
Hej ,,Keyt”. ,,Nic nie jest proste……….”, pewnie wiesz, że to moje. Niestety, moje jest też –
,, Nie zaznasz spokoju ” – to pieprzony aksjomat, który jest we mnie od chwili poczęcia. Właśnie pierdolenie jaźni przychodzi mi z łatwością. Szyfr, kod, którego mam świadomość, a jednak nie umię go złamać, znaleźć klucza.
Przeprowadziłem masę pogubionych przez skrzyżowania, sam siebie nie potrafię, zanim ruszę na ,,zielonym” – już katastrofa.
Jestem pojebany i chyba najwyższą pora pogodzić się z tym.
Pepsi, nurtuje mnie taki temat, a propo miłości wysokiej. Długo nie mogłam pogodzić pojęcia miłość np. w stosunku do bardzo złych ludzi, w końcu podeszłam do tego tak, że to są dusze, które zalogowały się do awatarów którym wybrano bardzo trudną drogę do przejścia tu na ziemi i to trzeba uszanować. Ostatnio zastanawiałam czy to dotyczy wszystkich stworzeń? A np. jak się rzecz ma z kosmitami, takimi co okradają ludzi z energii, pasożytują na człowieku? Chodzi mi o to czy oni też maja duszę czy to są bardziej takie pasożyty energetyczne?
nie ma takich kosmitów, to system, albo nasze wystraszone ego symuluje takie sytuacje. Ich po prostu nie ma, bo nie byłoby to oszczędne energetycznie. natomiast wahadła destrukcji powstają natychmiast, gdy pojawia się jajakolwiek naturalna struktura
Mysle, ze takie wycofanie stosuje wiele osob bo by sie mozna zajechac.
Nie uwazam, ze zycie wedlug okreslonych zasad (bo tak trzeba, powinno, wypada) I uczucie przykrosci gdy sie okazuje, ze zostajemy na placu boju sami robi z kogos zla osobe, czy taka co… bu hu hu cos tam oczekuje.
Jesli mnie ktos pyta cos co wiem to sie tym dziele. Czasem typu „krowie na rowie” bo rozumiem, ze jak ktos w czyms nie siedzie to moze byc dla niego trudne. Nie raz zapytana o pomoc pisalam niemalze elaborate, z linkami, screen shot’ami I bardzo wyczerpujaca. Jesli ja czegos potrzebowalam I wiedzialam, ze ta osoba z tym miala doczynienia I na zapytanie o pomoc/wytlumaczenie uslyszalam:
jest w internecine, wygoogluj sobie, to latwe… to niestety poczulam sie jakbym dostala w pysk.
Nieladnie jest wypominac, wiec oczywiscie nie moge powiedziec: ojej, a pamietasz jak ja ci pomoglam wtedy I wtedy I wtedy.
Jedyne co mozna wtedy zrobic to wlasnie w stosunku do takich ludzi, ktorzy notorycznie w taki sposob sie zachowuja to… sie wycofac.
jedno jest pewne, że ta gra nie przebiega na logike, na poczucie spraweidliwości, na to, że dobrzy żyją długo i w zdrowu oraz dobrobycie, a źli umierają w biedzie. To tak nie działa. Gdy zaczniesz obserwować , próbować grać w swoją grę, zobaczysz,że wszystko idzie dobrze, dopóki nie podbojasz własnej ważności i ważności niczego. Wszystko robi się tak, jakbyś szła po zwykłą gazetę do kiosku, jak tej nie ma, top jest inna. Dalajlama jest zawsze taki sam, czy spotyka się z papieżem, czy z żebrakiem. Zobacz jaak działa ta gra, zrozum i zacznij grać ruszając w swoją indywidualną drogę.
Rozumiem. I chcialabym zebym kiedys umiala w to grac zawsze, a nie od czasu do czasu. Byloby mi latwiej. Jednak jesli jeszcze nie umiem musze od czasu co czasu zrobic trzy kroki w tyl I stemperowac swoje „pomagajace” zapedy. Mam z tym problem od lat. I duzy zal kiedy osoba, kiedy dotrze do mnie, ze osoba, ktora stawialam na piedestale, tak naprawde nigdy nie uwazala mnie za kogos waznego w swoim zyciu. Jestem madrzejsza niz bedac nastolatka, ale wciaz lapie sie na tym, ze dawne przyzwyczajenia wychodza. Dlatego rozumiem tych wszystkich „pokrzywdzonych” I zawsze skieruje uwage na „kata” a nie na tego co z zalu eksplodowal. Tak to jakos glupio jest, ze spoleczenstwo nie atakuje beszczelnego biorcy a reprymende I niesmak dostaje dawca ktory ma dosyc I mial czelnosc sie odezwac I zaprotestowac.
Powiem krótko i nie chcę Cię w najmniejszym stopniu urazić, ale nie o tym się tutaj rozmawia.
Możesz robić dokładnie co chcesz, pod warunkiem że to akceptujesz, i że nie myślisz o swojej ważności, czy nieważności, bo to jedno i to samo, tylko z innym znakiem. Możesz pomagać jak Cię proszą, lub nie pomagać, ale zrób to świadomie.
Bluetopaz, sama sobie odpisałaś w czym tkwi Twój problem 🙂 Stawiasz innych na piedestale, czyli robisz mega spiętrzenia ważności. Nikt nie mówi, że osoba, która czuje się pokrzywdzona jest zła, tylko że to po prostu tak działa, że dostaje kokosem w pyś od sił równoważących:) Nie jest to żadna wina ani kara, tylko rozładowanie spiętrzonego potencjału. Skoro dostajesz kokosem, to znaczy, że jednak gdzieś te potencjały napiętrzyłaś. To takie proste, dziala i w te i wewte stronę 🙂 Przestań stawiać kogokolwiek na piedestale (łącznie ze sobą), chcesz pisać komuś elaboraty z linkami to pisz, ale nie wymagaj, że ktoś też się tym odwdzięczy, bo może on po prostu nie lubi pisać elaboratów? 😉
Dzieki.
Kilka rzeczy troszkę dotarło.
Z tym powtórzeniem potencjałów.
Bo zwykle nie do końca rozumiem
Wiem, że każdy ma inna moc ale… sorry nie potrafilabym do koleżanki, która dzieli się że mną wiedzą tysiące razy jebnac by sobie wygooglowala kiedy ona coś mnie spyta. Wstyd b6 mi było. Tak po ludzku 😉
Pepsi! Dzięki!??? Porównanie z Dalajlamą jest piękne i bardzo obrazowe! Kocham takie olśnienia ????
No to tak z tego wynika, że należy lub można pomagać jak się chce/czuje tylko nie ekscytowac się tym za bardzo, od niechcenia i bo mogę więc czemu nie?
Czasem miałam wrażenie, że pomagający bardzo a nawet nadmiernie pomocni pomagają w pierwszej kolejności tym pomaganiem sobie – często próbując przełamać tak samotność lub wchodząc w pewną pozycję mocy dzięki temu, może to ta ważnosc.
Była taka zen przypowieść „niech się cieszy ten co daje” 😀 jako konkluzja obojętnego na dary zebraka /wędrownego nauczyciela którego obdarowal moznowladca, domagajacy się wdzięczności później.
Pomaganie jest ok, niektórych to dosyć nakręca i w sumie zazdroszczę im tego entuzjazmu ale bez luzu w tym można popaść w przesade i rozczarowanie gdy tej wzajemności brak w końcu.
Cos w tym jest. Od jakiegos czasu probuje „pomagac” z lekkim namyslem. A nie rzucam sie na leb na szyje bo… nie wiem mam jakis owczy ped, a potem zonk. Teraz sie pytam siebie czy naprawde chce to zrobic, czy nie bedzie mi przykro jak to nie bedzie docenione, czy to jest osoba, ktorej chce pomoc, sprawic radosc. Mysle. Nie impulsywnie. Raz sie udaje, a raz nie. Ale widze, ze to przemyslane to tak nie gryzie jak cos pojdzie nie tak. Bo zdaje sobie sprawe, ze to naprawde byla moja decyzja I podjelam ja ze wszystkimi konsekwencjami 😉
Myślę, że z takim nastawieniem pomocowym do wszystkich, warto się zastanowić komu tak naprawdę chcę pomóc. Wiem, że na tym blogu grzebanie w przeszłości raczej nie jest aprobowane, ale mimo wszystko to napiszę ;P. często jest tak, że nasza postawa życiowa jest uwarunkowana tym, co się działo w dzieciństwie. Często przekładamy na cały świat relacje z rodzinami. I wówczas pomagając innym, tak naprawdę w głębi duszy chcemy uratować matkę w depresji, albo ojca w nałogu. To są schematy zakorzenione w podświadomości. I później idziemy przez życie i chcemy pomagać wszystkim, a tak naprawdę chodzi o tego rodzica, który nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Wtedy całe życie stawiamy się w pozycji takiego dziecka, bo liczymy, że tym razem, pomagając uda nam się zasłużyć na wdzięczność, pochwałę, akceptację i jesteśmy źli (dokładnie jak to małe dziecko, którego mama obarczona swoimi smutkami nie potrafiła dostrzec) i uważamy, że ludzie są niewdzięczni i nie zasługują na naszą pomoc. Bez świadomości tego co było kiedyś, ciężko zauważyć, że nawet w życiu dorosłym stawiamy się w roli dziecka w stosunku do tego, komu pomagamy, nakładając na tę osobę nieświadomie obraz naszego rodzica. A bycie dorosłym polega właśnie na racjonalnym wyborze: albo pomagam, albo nie, robię tak jak chcę, ale nie robię z tego sprawy. Chodzi o mnie i moje działania, a nie reakcję drugiej strony na nie.
Popieram, zanim przyszła akceptacja, potrzebowałam zrozumieć. Rozdział zamknięty, można iść z tym dalej. Jeśli ktoś ma potrzebę drążyć temat z kimś „fachowym”, niech będzie, bo rozwiązywanie wszystkiego samemu jest naprawdę super, ale może się zdarzyć moment, że tak emocjonalnie się zakopaliśmy, że przyda nam się ktoś znający schematy postępowania i nie związany z nami w żaden sposób. Zrobiłem to zrobiłem , zjadłem to zjadłem, scenariusze są różne, grunt żeby nie walić głową w ścianę bo wybraliśmy tak a nie inaczej i nie ma jednej słusznej drogi, że nas oswieci żarówka jedynie w samotności, książka, blog (choćby Pepsi) czy druga osoba, to wszystko może nas doprowadzić na naszą ścieżkę, kwestia wyboru i potrzeb na dany moment.
często ludzie nie chcą żadnej pomocy; tak tylko gadają, żeby gadać. Nie wiem…ponarzekać, poużalać się nad sobą. A jak pokazujesz, czy mówisz co można z tym zrobić, to cię kompletnie nie słuchają, bo oni nie chcą żadnej pomocy. Chcą pogadać i ponarzekać i utwierdzić się w przekonaniu, ze nic im nie pomoże, bo przecież tyle szukają i znikąd ratunku, ni pomocy. No chyba, ze konkretnie określą, że chcą pieniędzy, kontaktu do dobrego adwokata, czy dentysty, no to wtedy pomagasz, jak możesz.
Jestem zwolenniczką jasnego określania czego potrzebujesz, jak zwracasz się o pomoc. Często jest tak, zwłaszcza członkowie rodziny w tym celują, ze powinnaś się domyśleć, co im potrzeba. A jak się nie domyślasz, to jesteś zła i mają do ciebie pretensje.
Warto pomyśleć nad tym, że niekoniecznie pomoc nam się należy, bo tak. Jak nam jej odmówią, to się obrażamy i uważamy, że ludzie są źli. Ach, te nasze programy….
” Właściwie historia nie zna przypadków przebudzenia kobiety w pędzie życia z dwojgiem dzieci w wieku przedszkolnym, mężem kibicem i szybkiej kuchni na telefon.”
No Pepsi mistrz
Przynajmniej nie pozostawiasz matkom złudzeń… ?
Super Pepsi. Akurat mój temat do przerobienia. Wielkie Dzięki.
To ja jestem tą matką. Czyli się nie przebudzę. Ale i tak dzięki twoim radą żyje się lepiej, piękniej .Dzięki
<3, spoczko, dzieci rosną i masz coraz więcej czasu dla swojego zrozumienia
Właśnie tak. A jak dzieci są nastoletnie, to potrafią tak urozmaicić życie rodziców (uzależnienia, ucieczki, próby s) – i to jest najlepsza okazja do zrozumienia, zaprzestania kontroli, zgody na to, co jest. I na koniec jesteś wdzięczna swoim dzieciom, choć zdążyłaś już przedwcześnie osiwieć (ale to nie ma żadnego znaczenia już), i jesteście w zupełnie innej relacji, raczej partnerskiej, z szacunkiem dla ich wyborów. I kochasz inaczej i cieszysz się ze wszystkiego, co się przytrafia.
Hej, z tej strony uśpieniec z przebłyskami. No bo ja to mam problem z zazdrością o chłopaka. On żyje głównie w necie, bardzo jest w to wkręcony (wiem, wiem, daje mu to wytchnienie od peplania ego), fb, yt, gry, jbzd, snap i ciągłe, ale to ciągłe pisanie z kimś. Lubi pisać z dziewczynami a ja lubię wiedzieć o czym. Mam jakąś manię kontroli. I jest taka koleżanka, którą rzucił chłopak, studiują razem, piszą non stop, nie ukrywa tego, ale ona jakieś serduszka mu wysyła, takie pierdoły, znamy się, ale irytuje mnie to i że tyle piszą. Druga – chodziliśmy wszyscy do jednej klasy w liceum, wie, że jesteśmy ze sobą, a robi jakąś taką selekcję snapów – do mnie wysyła książki, ble ble, do niego siebie w sukienkach, spódniczkach, szpilach i takie tam. I piszą też od czasu do czasu. A jesteśmy na studiach, wynajmujemy kawalerkę i ja nie mogę się przez to w ogóle skupić na sobie, nie umiem tego olać, jak on ciągle z nimi pisze a one pomimo tego, że wiedzą, że ma dziewczynę, tak się zachowują. Wkurzona jestem ciągle, zazdrosna, jak ten bluszcz. No i przez to myślę, że wszystkie baby są takie same, porównuję się, ciągle oceniam wygląd mijanych dziewczyn, jak facet. Bluszcz się boi, że straci podpórkę. A wiem, że jego to jara, a mnie to gniecie. Jestem jak łupinka orzecha w oceanie emocji.
No to by było tyle 😀 czyli proszę o ponowne omówienie „problemu” zazdrości gimnazjalistki, która takową nie jest, ale się tak utożsamia. Proszę o dzyńdznięcie dzwonkiem, co by mnie falą dźwiękową oświecił? ? 😀
Kózko jeśli możesz mieć do kogokolwiek pretensje to tylko do niego. Te dziewczyny są obdarzone wolną wolą, nie są z Tobą związane żadnym węzłem, mogą robić co chcą. Jedyną osobą z którą należałoby porozmawiać jest Twój chłopak. On też ma wolną wolę, i w ramach tej wolnej woli zdecydował się na bycie z Tobą, a flirtowanie nie powinno mieć miejsca. Jeśli jednak on nie flirtuje, a jest jedynie uprzejmy, to i tak facet zanurzony po szyję w necie będzie dla Ciebie uciążliwym partnerem. Albo zaczniesz go wspierać w jego zamiarach i kupicie dla niego jeszcze szybsze łącze i lepszy sprzęt, no dobra żartuje, ale albo zaakceptujesz że taki jest, i odrazu Ci mówię, że to jest uzależnienie, i on z tego nie zejdzie, bo to jednak nie jest alkoholizm, albo rozglądniesz się za życiem na innej linii. Mam wrażenie, że w tym związku nie weszłaś przez swoje drzwi i nie idziesz swoją drogą.
Na początku byłam w szoku jego trybem życia, jaki prowadził po powrocie z uczelni, że tylko komp, komp, od rana telefon w rękach internet, przeglądanie czegoś, czy oglądanie i nawet nie dotrwanie do końca, tylko szybko coś innego, albo gra. I to nie jest tak, że jak nie może tego robić to szaleje. Jak nie może to aceptuje. Przyjmuje spokojnie, robi co ma zrobić a potem wraca do neta. Rozchodziliśmy się i schodziliśmy wiele razy, bo ja robiłam afery o to, że pisze ciągle z kimś. On zawsze ma na wszystko logiczne argumenty, zawsze wyjdzie na jego, a że ja to jakaś neurotyczna krejzolka, która za nic w świecie nie potrafi zaufać. Że zachowuję się jak dzieciak itd. I wiesz, teraz to już przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego, poza pisaniem ciągle, nałogowo z kimś, najchętniej z jakąś laską. Cieszy się, że ludzie go lubią a ja nie pozwalam mu mieć znajomych. Dla niego te emotki nie mają większego znaczenia, nawet przytulenie na pożegnanie dziewczyny, z którą pracował w wakacje i wyjechała na studia gdzieś tam, a jedyny kontakt to snap i teraz już coraz rzadziej jakaś wiadomość. W każdym razie jest bardzo wciągnięty w internet, wszystkie te aplikacje, strony itd., życie sensacją, czy życiem innych ludzi. Zaś jeśli chodzi o mnie, to mam pełną swobodę, nie kontroluje mnie, czasami ma dni kiedy będzie zazdrosny o jakiegoś kolesia, albo jak się ubrałam, ale generalnie żyje w tym swoim świecie. Po naszych zawirowaniach teraz jest stabilnie i myślę, że ja mam z nim to wszystko, co mnie mierzi, do przepracowania. Wiele się przy nim uczę, bo np. kiedy on jest zły to nie wylewa tego na innych, zadzwoni do niego matka (pępowina nie odcięta, bo potrafią gadać 3 razy dziennie, ale to tak z wszystkimi czlonkami rodziny ma, poza gadaniem co u nich, to uwielbiają sprzedawać sobie świeże ploty, mnie to z kolei mierzi bo ja nie lubię się spowiadać rodzicom, wyopowiadać im, gdzie w równaniu postawiłam zły znak i przez to wszystko poszło się kopać, albo co on powiedział na temat groszku w zupie), to nie pokazuje tej złości, jest miły, pyta co słychać i opowiada co u niego. Zaś ja jak jestem zła to wszyscy mają wiedzieć. I jest masę takich sytuacji. Wydaje mi się, że chociaż nasze partnerstwo nie jest łatwe, to idzie nam coraz lepiej i pomimo tych hocków klocków czasami, to dużo się od siebie nawzajem uczymy. W dodatku ja interesuje się „tymi” tematami, więc postrzegam to w takim sposób – jako lekcje, szlifowanie siebie i zwiększanie swojej świadomości, zaś on żyje tylko i wyłącznie na poziomie materii. Czasem próbuje z nim gadać o czymś innym, ale odzew jest znikomy. Jednak, jako trudna osoba, cieszę się z tego związku, bo serio wiele mi daje do myślenia. Gorzej z działaniem, ale chyba po to jesteśmy razem, żeby każdy wyniósł coś dla siebie. Bo gdyby było idealnie to co? Nie, nie mogłoby być, bo ja mam masę rzeczy w sobie, które są do zmiany. Ten związek cały czas pokazuje mi to. Myślę, że kiedy wreszcie uda mi sie olać te laski, tak jak on nie interesi się z kim i o czym ja koresponduje, kiedy zajmę się sobą i tak naprawdę mi się to uda, a nie na 5 sekund, ażeby po tym czasie zrobić gówno burzę, to wtedy Wszechświat przestanie mnie konfrnotować z tymi lekcjami, no bo już to przepracowałam, przestałam reagować emocjami, olałam, to koniec, czas na coś innego, nowe wyzwanie, w którym będę szlifować siebie, przejmować kontrolę nad umysłem i nie być pionkiem, tylko osobą grającą.
Tyle, dzięki, że można się tu wypisać. Dziękuję za tą akceptację, za rady, inne perspektywy.
Zmiana już trwa. Namaste ?
Nawinę coś nie z poziomu transcendentnego, tylko takiego z tej gry. Musiało do tego kiedyś dojść, bo jesteśmy częścią wirtualnej rzeczywistości, że internet nas wessie. Przy czym ci co śpią poza nim, w sieci śpią jeszcze głębiej, gdyż nie kontaktują się z żywą naturą. Matrix w necie występuje w czystej postaci, a dla ego to jest dodatkowy atut, bo można dowolnie fleszować po tematach, mimochodem grać w szybkie gry i jarać się, lub nabijać, że kozak, czy kozaczka wysłała buźkę z całuskiem.
Jest na to rada, zacznij uprawiać z kolesiem sport, jazdy na rowerze, bieganie, czy tylko spacery po górach, po lesie. Wtedy (na ten czas) internet sam odpada, a awatary i dusze ładują się pięknem. Z miłością.
Dziewczyno a moze wlasnie masz przepracowac swoje podejscie niczym bezwolna ameba i zaczac bronic swoich wartosci. Chlopak jawnie flirtuje i robi Ci wode z mozgu a Ty uwazasz, ze przerobisz problem jak oszukasz sama siebie i przestanie Cie to wkurzac? xd Moze Twoja lekcja jest nauka szacunku do siebie i ochrona wlasnych granic? Przemysl taka opcje 😉
A może nie Twój Ci On?
Ciesz się, że ma fajne i urocze koleżanki.
Ciesz się, że się przed Tobą nie chowa z niczym.
Kochana, zajmij się sobą i swoim rozwojem.
Ty bądź fajna, urocza. Bądź zadowolona i nie rób problemu.
Czy z Nim, czy z innym. Ciesz się na to wszystko, co Cię spotka, bo to w znakomitej większości będą fajne chwile.
Jak jestem w domu to się cieszę (jeszcze jak mi rodzice nie przeszkadzają) wychodzi mi to, zajmuje się sobą, dużo, dużo czytam, pije zieloną herbatę, idę do piesków, pospacerować po skrzypiącym śniegu (on tak pięknie się mieni, sosny i świerki też mają łunę wokół siebie, tak jak i mój cień – macie coś takiego, że widzicie wokół swojego cienia łunę?) I czuję, że moje atomy zaczynają w tych okolicznościach wibrować szczęściem. Ale kiedy wracam na „kwadrat” i jest taka kolej rzeczy – uczelnia, mieszkanie, zakupy, żarcie, jednen pokój, gdzie siedzimy razem, on na kompie i widzę, że ciągle pisze z kimś, no to ciężko mi się skupić na sobie szczerze mówiąc. Ale dziękuje za te słowa ?
W domu jest akceptacja tego, jak jest. Na niego jesteś cięta. Przyjdzie moment, że spojrzysz na niego tak jak i na siebie. Jak na człowieka, ktory doświadcza. O takie podejście łatwiej z obcym człowiekiem, bo emocje odgradzają nas od nas samych, ale skoro potrafisz na mijającego pana spacerujacego z pieskiem w parku spojrzeć jak na kogoś równego sobie (czy tak jest, to już sama wiesz:)), że idzie i kto wie, czy nie jest w tym parku tylko ciałem, a myślami wczoraj czy za tydzień, że ma swoje doświadczenia, smutki i radości, że ty tego nie wiesz, bo widzisz tylko obrazek zewnętrzny. Tak samo jest z Twoim chłopakiem. Jak Pepsi ładnie mówi, zejdź z siebie i dostrzez w nim kogoś, kto zachowuje się w ten sposób w prawdopodobnie nieświadomy dla siebie, jak automat. Ty w tej relacji potrafisz dostrzec jak jest, więc Twoim zadaniem jest spojrzeć na Niego takiego jakim jest i sama przed sobą przyznać, tak zupełnie bez drążenia, że akceptujesz. W końcu kliknie, wiesz o tym <3
Ja to tak mam, że wkurzę się ale zaraz mi przechodzi, nie potrafię długo chować urazy do kogoś, wręcz tego nie lubię, ale co się powściekam to moje (w ogóle zauważyłam, że im więcej przeżywam bitew myślowych, które skutkują rozedrganiem ciała i utratą kontroli na chwilę przez fale emocji, tym częściej choruje somatycznie). Taki impulsywny człowieczek jestem 😀 ale tak, tak, masz rację! Już ze 2 razy udało mi się pomyśleć o nim, znając go, wiedząc co go gryzie, wiedząc jak bardzo goni za kasą, ze współczuciem, udało mi się spuścić wiecznie niezadowolony i sfochany balonik ego. Łapię to, powoli, ale łapię.
Dzięki za te słowa, cieplej się robi na serduszku ❤
Kozka, ja mialam podobnie z kontrolowaniem w zwiazku, tylko ze u mnie byla zdrada.
Po tym jak sie przyznal i przepraszal to wybaczylam ale katem oka patrzylam czy aby nie rozmawia z nia na jego ekranik telefonu.
Jak wychodzil do lazienki czy kuchni i telefon zostawial to patrzylam czy czasem tamta nie pisze, mialam obsesje.
Po jakims czasie , przypadkiem jak siedzielismy w parku na lawce pokazywal mi cos na telefonie i nagle bum – tamta pisze.
Bylam zla na nia nie na niego, to ja obwinialam za wszystko.
W koncu drugi raz mnie zostawil dla niej, po dwoch tygodniach wrocil i przepraszal.
Ona pracowala w tej samej firmie co on wiec teoretycznie mogli sie codziennie widywac, to doprowadzalo mnie do szalu.
Ja wiedzialam od paczatku ze ona sie nim tylko bawi, a on twierdzilm ze ona jest taka biedna bo nie ma tutaj znajomych, ma kiepskie warunki mieszkaniowe.
On zrozumial ze ona sie nim bawila bo sama mu powiedziala ze ona nie lubi przegrywac – w takim sensie przegrala ze moj partner wrocil do mnie. Mnie nazwala Matka Teresa (z przeklenstem na paczatku), a moj partner w koncu dostrzegl jaka ona byla naprawde.
Wtedy moja rodzina sie zastanawila jak ja moge dalej ciagna ten zwiazek po czyms takim.
Na poczatku bylo ciezko ale zrozumialam ze ona byla po prostu zagubiona dziewczyna, która nigdy nie doswiadczyla prawdziwej milosci.
Ona w koncu sie zwolnila z firmy, nie wiem co sie z nia teraz dzieje.
Nie mam do niej zalu i nie boje sie ze to sie stanie drugi raz, mam tylko nadzieje ze ktos ja kiedys pokocha (albo juz pokochal, bo to bylo jakis czas temu).
Lekcja jakiej sie nauczylam z tego doswiadczenia?
Właśnie tak. A jak dzieci są nastoletnie, to potrafią tak urozmaicić życie rodziców (uzależnienia, ucieczki, próby s) – to najlepsza okazja do zrozumienia, zaprzestania kontroli, zgody na to, co jest. I na koniec jesteś wdzięczna swoim dzieciom, choć zdążyłaś już przedwcześnie osiwieć (ale to nie ma żadnego znaczenia już), i jesteście w zupełnie innej relacji, raczej partnerskiej, z szacunkiem dla ich wyborów. I kochasz inaczej i cieszysz się ze wszystkiego, co się przytrafia.
A wiesz, że Doda mówi podobne rzeczy w wywiadach? 🙂
jesteśmy tą samą świadomością tyle że na różnych etapach ewolucji, więc dlaczego nie ?