Jak to jest z ubraniami? Czy kupowanie torebki za kilka tysięcy tylko łechce ego? Czy modna babeczka nie może być uduchowiona? Czy fakt, że mam 40 par butów ogranicza mnie duchowo?
I tak i nie. Czy raczej, żeby być bardziej konkretną, i nie i tak.
Cały świat mody, stylówy itp. to dla mnie totalny matrix. Nie rozumiem zachwytu tą dziedziną. W ogóle nie interesują mnie ubrania, tylko ludzie którzy je noszą. Rozbuchane ego wylewa się każdym otworem ….
I, zdaje się, udało mi się wówczas tę kwestię trochę rozjaśnić, niekoniecznie natomiast dojść z autorką do konsensusu. Poniższy artykuł trochę we mnie kwitł, dlatego jestem bardzo ciekawa tego, co Wy – drogie, ale też drodzy – o tym sądzicie.
Świat mody jest matrixowy i nie ma tu co zaprzeczać. Świat mody to trendy, które od lat mają tendencję do sezonowości, wtórności, a przede wszystkim powtarzalności. Jednego lata wszystkie dziewczyny noszą rozkloszowane spódnice przed kolano i luźne białe t-shirty, by kolejnego ubierać czarne sukienki z ćwiekami i przewiązywać w pasie flanelowe koszule.
Jednego roku modna jest paleta kolorów z baby blue i millenials pink na czele by następnego lata ogłosić powrót do klasycznej czerni i krwawej czerwieni. Z panami jest trochę łatwiej – kroje są rokrocznie podobne, ewoluują powoli. Zmieniać zdają się tylko palety kolorów dopasowujące facetów do żeńskiej części świata. Ale i to nie zawsze, nie ma sensu generalizować.
Raz kapelusze, raz czapki z daszkiem, trampki, mokasyny, pompony i kokardy. Na co trzeciej kobiecie. Do tego co roku różne fryzury, kształt paznokci, figura (duże tyłki i obfite biusty, chłopczyce, mimozy, mięśnie). Zawsze jakaś tendencja zdecydowanie pionuje nad pozostałymi.
Matrix jest wtedy, kiedy ludzie ubierają to w czym wcale nie czują się dobrze. Kiedy patrzą w lustro i myślą, że cali są cliché, bo nijak nie pasują do popkulturowego trendy-wizerunku. Wtedy, kiedy „muszą” coś mieć, bo wszyscy mają i wszyscy chcą.
Matrix jest wtedy, kiedy dzień w dzień pieczołowicie dobierasz stylizację wzdychając do dziewczyn z wybiegów. Wtedy, kiedy bez godziny przed lustrem nie wyjdziesz nawet po szpinak do zieleniaka. Wtedy, kiedy Twój humor potrafi rozpierdzielić wyłącznie to, że inna laska w tramwaju wyglądają lepiej niż Ty, a przecież starałaś się godzinami. A jeszcze gorzej, kiedy poprawia go fakt, że wszyscy komplementują Twój nowy żakiet. Niech komplementują, w końcu kosztował 5 stów, kamą!
Nie ważne w jakim jesteś środowisku. Czy masz 16 lat i chodzisz do liceum, czy jesteś artystką, pracujesz w korpo, stoisz za barem w modnym klubie, jesteś hipsterem, albo chodzisz na techno-imprezy i lubujesz się w ortalionowych kurtkach i okularach a’la Neo.
Każde środowisko jest matrixogenne i koduje Cię w jakiś sposób. I kiedy Twoja fascynacja modą, albo Twój personalny styl po prostu, opiera się o chęć przynależności, wynika z lęku, z chęci oferowania powierzchowności wyłącznie, najwyższa pora dać swojemu ego pstryczka w nos.
Twoje poczucie przynależności, zamiłowanie do pewnych nurtów i tendencji, wszystko to co składa się na gust, powinno wynikać z Twojego ja. Nigdy na odwrót.
Nurt body positive, większy niż kiedykolwiek rozłam w świecie mody, więcej miejsca na indywidualizm i samostanowienie.
Wynika to ze szczególnej sytuacji energetycznej świata, ale to temat na zdecydowanie osobny artykuł.
Bo wszystko jest w Tobie. Piękno Twoje nieskończone, szczęście, obfitość, pieniądze albo ich brak, wspierający partner i beznadziejni przyjaciele.
I Twój wygląd zewnętrzny też jest częścią Ciebie. I możesz karmić nim ego, nawet wtedy, kiedy wydaje Ci się, że nie karmisz go wcale.
Z reguły istnieje pewien algorytm określający w jaki sposób ubierają się konkretne osoby. Mówi się przecież, że coś jest „w czyimś stylu”.
Możesz uważać, że ubrania z sieciówek są na maksa matrixowe. I z tego powodu nosisz (na przykład) wyciągnięte swetry z second-handu, trampki, t-shirty z organicznej bawełny i kurtkę uszytą z naturalnych materiałów przez rdzennych Peruwiańczyków. Bo moda nie jest ważna ani potrzebna. I to jest ok. Ważniejsza jest Twoja wygoda i poczucie komfortu. Ale to wciąż Twój styl.
Bo gdyby to były „po prostu ubrania”, to czy ubrałabyś zamiast eleganckiej koszuli modny top odkrywający pępek? No bo skoro jest Ci obojętne co ubierasz, równie dobrze możesz wbić się w hipsterskie okulary z wielką oprawką i płaszcz XXL, nadal czuć się dobrze i nie uważać, że to egoistyczne, że ów płaszcz kosztował majątek. Bo przecież to tylko ubranie.
Nie zrobisz tego, bo będziesz czuć się nieswojo. Bo to z Tobą nie rezonuje i po prostu tak się nie nosisz, choćby ktoś dał Ci to za darmo, albo wręcz przeciwnie, zapłacił za ubranie tych rzeczy.
Swoim strojem zawsze w jakiś sposób wyrażasz siebie. I jeżeli wyrażają Cię ubrania z nurtu high fashion, to nie ma w tym nic złego. Oczywiście pod warunkiem, że to nie z ego wynika chęć ich posiadania.
Im bardziej potrafisz funkcjonować w tu i teraz, im częściej jesteś swoją intuicją i obserwatorem, tym bardziej sprzyja Ci energia obfitości, do której prowadzi Cię świat.
Ubrania, moda, zabawa kolorami i fakturami – jeśli z nią rezonujesz – jest sztuką. Sztuka tego typu jest formą rozwoju i stanowi element autokreacji. Czy całym duchem jesteś kolorowym ptakiem, czy wręcz odwrotne nie lubisz się wyróżniać, to jak wyglądasz na zewnątrz będzie odbiciem Ciebie. Ja na przykład nie chadzam do centrów handlowych, sieciówek i generalnie w miejsca, w których nie czuję się komfortowo. Nie kręcą mnie zakupowe haule, wielkie wyprzedaże i tłum ludzi błądzących między wieszakami. Nazywam takie miejsca karuzelą ego. Bardzo szybko jest mi w nich niedobrze, mam gorszy nastrój, zawroty głowy i jestem nadmiernie podekscytowana, albo przeciwnie, przybita i podenerwowana. Tak samo reaguję na karuzelę ilekroć się na niej kręcę. Ale to nie zmienia faktu, że lubię kupować rzeczy. Lubię ubrania, buty, kapelusze i okulary, wielkie swetry i cały swój szafiany inwentarz. Lubię żonglować osobowościami, wyglądać tak jak się czuję. Lubię odkrywać siebie w rzeczach, które z jakiegoś powodu mi się spodobały. Lubię też klimat małych vintage-shopów, showroomów, zabawnych second-handów ukrytych w podwojach kamienic, sklepów młodych marek i początkujących projektantów, którzy zawsze czekają w kuluarach z pachnącą kawką i dobrym słowem. Fajne inicjatywy, jak kurtki z worków po kawie szyte w afrykańskich wioskach i torby z materiału z billboardów. Intymność sklepów internetowych, które można oglądać w pidżamie i w każdej chwili wyłączyć, albo zapisać do obejrzenia później. Bez ochroniarza chodzącego za plecami – niby cień – bez nadęcia, kolejek do przymierzalni i wymęczonej do granic możliwości obsługi. Rezonuję z fajnymi rzeczami, trafiam na miłych ludzi, na cudowne inspiracje i serdeczne uśmiechy. Czasem zbłądzę do sklepu nie wiedząc czego szukam i znajduję perełkę, która służy mi przez lata, a czasem mam w wyobraźni jakąś wyimaginowaną rzecz i trafiam na nią zupełnie w międzyczasie. I po prostu ufam, że sprzyja mi cała ta niezwykła opatrzność. I wiem, że nie jestem przez to kimś lepszym, ani gorszym. Po prostu mam to czego potrzebuję i nie odgradza mnie to w żaden sposób od rozwoju.
Słowo klucz: intencja. Nie kupuj niczego, żeby poprawić sobie humor w gorszy dzień albo żeby coś uczcić. Jeśli nie jesteś pewna, czy coś chcesz, nie kupuj tego wcale. I nie żałuj. Nie kupuj rzeczy, których nie potrzebujesz, nie kupuj kompulsywnie ani w emocjach. Czasem zdarzy się, że coś przestanie Ci się podobać. Oddaj to komuś albo przerób na nowe i użyteczne. Bądź wdzięczna. Wdzięczność to kolejne słowo klucz. Dzięki wdzięczności do siebie, do obfitości, do rzeczy, które trzymasz w rękach, nie będziesz miała pozakupowego kaca. No i jakość. Bo za bylejakość też się płaci. To właśnie ona sprzyja nieprzemyślanym zakupom. Kolejna bluzka ze sztucznego materiału kupiona tylko dlatego, że była przeceniona na 20 złociszy, buty kupione pod wpływem impulsu, które rozpadną się po pierwszym spacerze, moda z Chin zamawiana pasjami, bo heloł, kto by nie chciał takiego pięknego zegarka za 3 dolary, a jak już płacę za paczkę, to zamówię jeszcze trochę rzeczy. Jakich? Nie wiem, znajdę. Takie rzeczy często są nieetyczne, psują Ci humor bo szybko się niszczą i tracą na jakości, a dodatkowo najczęściej są zbędne.
To już matrix. To gra ego. Nick Gleis, który na co dzień fotografuje prywatne samoloty multimiliarderów mówi, że ludzie ultra zamożni najczęściej są bardzo miłymi osobami. Nie przypominają protekcjonalnych dupków, którymi czasem bywają celebryci. Im wyżej zachodzą, tym są milsi. Dodałabym, że także bardziej hojni. I wynika to z tego, że pieniądze to energia, której trzeba dawać płynąć, a wróci w formie najróżniejszych wspaniałości. Ludzie, którzy trzymają pieniądze kurczowo przy sobie, albo otaczają się zbędnymi rzeczami, żeby swój luksus unaocznić, są po uszy uśpieni. Ich ego podpowiada im, że mogą wszystko stracić, że wszyscy żerują na ich majątku, ale też, że wszyscy chcą się do nich zbliżyć, są wielcy i muszą na każdym kroku swoją wielkość udowadniać, żeby nikt o niej nie zapomniał.
I tak właśnie jest z ubraniami. Kiedy jesteś w tu i teraz, kupujesz buty z czerwoną podeszwą, bo Ci się podobają, bo czujesz, że do Ciebie pasują i możesz (nie musisz) je mieć. Po prostu. Nie chodzi o cenę, o to by inni widzieli, że je masz, ani o cokolwiek, co płynie z zewnątrz. Kiedy jesteś w tu i teraz wydarzenia układają się tak, że zawsze dostaniesz to z czym rezonujesz, nawet jeśli w sposób najmniej dla Ciebie oczekiwany. Ot tak, bo Ci się podoba. A jeśli wcale z tym nie rezonujesz, też super. Nie ma określonej ścieżki rozwoju. Daj ponieść się swojej wyjątkowości i jeśli uważasz, że coś jest dla Ciebie dobre i prawdziwie Cię uszczęśliwia, nie zastanawiaj się, czy jest przeszkodą. Nawet jeśli ubranie jest odbiciem człowieka, człowiek jest głęboko pod spodem. Idąc za Świetlickim:
Pierwsza warstwa: skóra.
Druga warstwa: krew.
Trzecia warstwa: kości.
Czwarta warstwa: dusza.
Źródła zdjęć: 1, https://www.estillmag.com/lookbook-local-heroes-heartcore/ ,3,4
uściski:)
Powiązane artykuły
Komentarze
Nie wiem Manuelka nie wiem, wszystko spoczko ale wiesz o co chodzi? o to, ze cenę butów z czerwoną podeszwą sobie uzgodnili tam oni ot tak dla picu, że wartość tych butów jest tysiąckrotnie mnijesza niż ich wartość jakakowliek , po prostu ten high fashion to jest taki głęboki sen, że po co brać w tym udział ? teraz bede na maksa nudna ale to napiszę : są sobie botki od manolo za 8tys, czemu nie kupić równie fajnych za 1tys a pozostałe 7 wpłacić na siepomaga.pl ale świat byłby piekny…. hahahah pełna powaga of course
a jaka jest uzgodniona wartość sztuki? A rysunek Picassa lewą nogą do lusterka, po pijaku, dlaczego kosztuje tyle ile kamienica? A dlaczego nie zawinąć stopy onucą z gazet i nie oddać wszystkiego (chociaż tego tysiaka) na fundację księdza Alberta?
ale po co od razu onucą z gazet ? po prostu być rozsądnym nawet mając forse
a cen dzieł picassa czy sasnala tez nie rozumiem i nie zamierzam, dolary w oczach LOL
A dlaczego nie? Wolałabym onucę z gazety niż ubrać buta ze śmierdzącego sklepu, gorzej niż w aptece. Gdy ktoś nie rozumie czym jest pieniądz, nie zrozumie, że on nie ma żadnego znaczenia, bo zawsze napłynie w takich ilościach jakie ktoś potrzebuje, aby zdobyć to doświadczenie po które tu przyszedł.
No i pojęcie co jest drogie, a co tanie też jest bardzo subiektywne. Mówiąc woda, jeden zobaczy przepiękny wodospad, inny źródło na pustyni, a jeszcze inny wodę zamkniętą w cebrzyku.
p.s. tamten tytuł był lepszy 😉 po co ta dzika zmiana
To ja zmieniłam, za krótki dla wyszukiwarek, i dopiero po zmianie tytułu jest oddźwięk. Nie chciałam, żeby tak świetny artykuł Emanueli przepadł w chaszczach Neta z powodu tytułu 🙂
Karol – jeśli masz hajs na botki od Manolo, ale wiesz, choćby intuicyjnie, jak działa energia pieniądza, masz też pieniądze na pomoc innym. Pisarka Danielle Steel ma 6 tysięcy par Loubotinów (trochę szaleństwo i trochę matrix) ale ma też 2 fundacje charytatywne. Czy ze względu na ego czy nie, nieistotne.
Ale to jest Kochana dokładnie to o czym pisałam! Jeśli jesteś w tu i teraz, nie będziesz wzdychać do butów za 8 tysi, jeśli nie będzie Cię na nie stać. Albo będziesz miała wystarczająco dużo pieniędzy żeby je kupić i zapewnić sobie (i innym) wszystko, albo będą podobać Ci się rzeczy, z którymi rezonujesz i na które Cię stać. 🙂
A co do Loubotinów, zawsze ktoś ustala ceny, nawet rzeczy bezcennych, jak Picasso (płacisz za możliwość patrzenia, no i jak wycenić piękno). Ich wartość technicznie jest mniejsza, ale płaci się za projekt (i projektantów, którzy ustalają swoją wartość), za ludzi, którzy uszyli je we Włoszech za godne pieniądze, nie w Chinach za miskę cierpienia, za wizję, za transport, za czynsz za butiki i ludzi, którzy w nich pracują, za ich szkolenie i wszystko to co nakłada się na istnienie marki. Niestety także za samą markę. I mogłyby być tańsze, jasne, ale urok prawa rynku.
Buźka. 🙂
Emanuelka, przepiękny i zacny post 🙂 <3 Klasa i własny styl to jest coś co odróżnia kobietę "na miejscu" od kobiety matrixowej. Ja sama jestem wybredna i to okrutnie wybredna, nie gonię za modą, kupuję tylko to, co mi pasuje, niemal zawsze są to ciuchy z wysokich półek, bardzo dobre jakościowo, bardzo rzadko produkowane na Wschodzie. I kupowane okazyjnie, bo ja nosa do promocji i perełek to mam niebagatela (TkMaxx się kłania). Wszystko pasuje do wszystkiego w mojej szafie – elegancja, styl i wytrzymałość, nawet w górach przy piżdziowatej pogodzie :)) To jest piękne, jak moje Maleństwo razem z moją paskudą-ego potrafi mnie nieźle ubrać – za każdym razem jestem zachwycona swoją szafą <3 <3
<33333333 love
Piekny wpis. So true. Mam w nosie standardy mody i bardzo dobrze mi z tym! Kupuje malo i tylko produkty z naturalnych skladnikow i zal mi tych uzaleznionych od kompulsywnych zakupow…
No i dobrze. Ja – ilościowo – mam trochę rzeczy, ale nie mam zupełnie poczucia, że coś jest niepotrzebne i nie mam w szafie czegoś, czego nie noszę. No i ciągła rotacja – jeśli nie ubrałam czegoś od trzech miesięcy (poza rzeczami sezonowymi, które u mnie są total wielosezonowe) oddaję to. I się nawet nie zastanawiam. 🙂
Trafiłaś tym artykułem w dziesiątkę 🙂 Nic dodać, nic ująć. Coraz bardziej Cię lubię! Jedno mnie tylko męczy: lęk i stres związany z przejmowaniem się opinią ludzi, przez co często rezygnuję z jakiegoś nietypowego połączenia kolorystycznego czy fasonowego, a co za tym idzie – nie mogę w pełni wyrazić siebie i noszę jakieś bezpieczne podstawowe połączenia. Bo cała głowa rozmyśla zbyt do przodu i już widzi te krzywe spojrzenia czy półuśmieszki na ulicy, czy słyszy komentarze. Do tego bycie bardzo wrażliwym nie ułatwia sprawy… Ech, problemy XXI wieku. 😀 Miałam tylko pochwalić artykuł, a trochę się pożaliłam. 😉 Niemniej jednak nie daje mi to spokoju i chciałabym się uwolnić od tego typu rozmyślań, niepotrzebnego stresu i strachu. Czy można sobie z tym jakoś poradzić?
Ściskam i pozdrawiam, Emanuelo! ❤
Też tak kiedyś robiłam. Gdybyś zobaczyła mnie dzisiaj… 😀 Ale wszystko sprowadza się do jednego. Obserwuj siebie. Na początku jest trudno, ale później efekty są niezwykłe. Pomyślisz, że nie ubierzesz czegoś, bo Ci głupio, bo ktoś uzna to za śmieszne, etc… Powiedz sobie, że się stresujesz. Zwróć uwagę na problem. Zastanów się dlaczego i czy to faktycznie ważne. Czy obcy człowiek naprawdę jest w stanie popsuć Ci humor i rozwalić samoocenę? Nie ubieraj rzeczy, w których nie czujesz się pewnie i w 100% komfortowo, ale ubieraj rzeczy, w których stajesz przed lustrem i myślisz wooooaaaaa, geniusz. I nie przejmuj się tym co stanie się za godzinę albo za 10 ergo nie stanie się nigdy, no chyba że jesteś jasnowidzem. 😉 Bądź w tu i teraz. Ty, lustro, Twój uśmiech do siebie. Akceptacja i zadowolenie. 😉 Buziaki.
Dziękuję Ci, co nieco mi się rozjaśniło. Jeszcze trochę pracy przede mną z samą sobą. Często mam też tak, że fizycznie czuję się w jakimś ciuchu świetnie i bardzo komfortowo, a w lustrze wygląda wszystko bardzo średnio, wiec wtedy czuję się automatycznie niepewnie i niekomfortowo psychicznie. Bywa też tak, że widzę jakieś ubranie, które tak bardzo mi się podoba, rezonuje ze mną wisząc na wieszaku 😉 i wydawałoby się, że będzie na mnie wyglądać i leżeć świetnie, a jednak tak nie jest. Ale tak bardzo mi się podoba i czuję, że w pewnym sensie do mnie pasuje.
świetnie, że poruszyłaś temat, super post, zabawa kreacja ekspresja to mi się kojarzy z modą ubraniami, projektowaniem wyszukiwaniem czuciem się w tym dobrze, znajdowaniem unikatowych połączeń ciekawych projektów, pokazywaniem za pomocą stroju taki jestem, bez nadęcia i kompensowania sobie czegoś. chyba sam kiedyś stworzę jakąś markę odzieżową dlaczego nie? 🙂 przypominam – Osho miał ze 100 rolls-royców, i zajebiste zegarki, które ludzie dla niego robili, no i co z tego? Jak nie był do tego w ogóle przywiązany, w żaden sposób to nie decydowało o jego Istocie.
92 Rolls-Roycy 🙂
Jeśli czujesz się w temacie dobrze, kręć e-biznes. Można współpracować z fajnymi, kreatywnymi ludźmi i czasem nie trzeba nawet umieć wspaniale rysować, wystarczy mieć wizję. I koniecznie daj znać! <3
MODA TO PASJA, TO KREACJA – TO KOLORY, UBIERAJMY TE PIÓRA :))
…no i właśnie ze mną tak jest…..mam wizje, nawet w nocy, kreuje w nocy….myśli w głowie, aż buchają od wizji, i tak od dzieciństwa, a mamusia kochana nie pozwoliła mi iśc na AGH , bo za daleko……teraz
jestem niespełniona, a intuicja mi wali – to Twoja misja……..tu i teraz pracuje, dzieci – dzień za krótki,…..jak mam czas oko cieszę oglądając w sklepach jak ktoś kreował……
.
..jak byłam 5 letnią dziewczynką „0” – …mało co pamiętam, ale to tak……siedziałam na drewnianej ławeczce – schowana za zasłoną bordową i opowiadałam dziewczynce, że będę mieszkać w domu ze szkła, że taki muszę mieć…..minęły 4 dziesięciolecia, a ja nadal o tym marze…….I WIEM, ZE to pragnienie usilne może nie doprowadzić mnie do celu – muszę odpuścić. nie można za bardzo czegoś chcieć…..ale to jest tak silne ,ZE AŻ.
To działaj i kreuj. Serio. Zacznij działać i pociągnij tę lawinę, a później okoliczności same będą temu sprzyjać. Lovelove <3333
Kochana Emanuelo, cudny artykuł ? Przeczytałam tez komentarze i widzę, że niewiele osób zrozumiało o czym piszesz. Pozdrawiam
Bardzo ciekawe, bardzo! Kiedys, gdy jeszcze obchodzilo mnie, co ludzie o mnie mysla, mialam podobne podejscie , jak Martu z wpisu wczesniejszego. Wszystko sie zmienilo, teraz czuje sie po prostu wolna i ubieram sie w co chce i w czym czuje sie komfortowo. Mialam tez czas, kiedy wrecz bawilo mnie to, jak ludzie reaguja na moj wyglad, ale to chyba moje ego w ten sposob dawalo znac o sobie. To tez minelo. I teraz np. jade dzis do pracy w czarnych Hunterach, bo leje, a one sa przewygodne i w zadnych innych gumowcach moje stopy nie mialy tak dobrze:) Kupilam je, bo mi sie trafily, kiedy zamarzylam o wyodnych butach tego typu. Trafily sie bo ich potrzebowalam, to model typu zwijanego, lzejsze od standardowych, potem juz nigdzie takich nie widzialam. Dla mnie cena Hunterow jest stosunkowo wysoka, ale kupilam bez wiekszego zastanawiania sie. Potem byly kolejne rzeczy, ktore najpierw sobie wymyslilam, ze przydalyby mi sie, a one sie pojawialy w moim zasiegu, tak po prostu. I teraz juz nie zdarza mi sie, ze patrze na jakis ciuch, myslac ze zdziwieniem: jak ja to moglam kupic?! Oddaje tez mase rzeczy i ciuchow bez dawnego zalu, przywiazania. Ten proces zaczal sie ok 5 lat temu, ale najwiekszego rozpedu nabral po wpadnieciu na Pepsi Eliot, 2,5 roku temu
wiec dalej ewoluowalam juz razem z Pepsi, i chyba jestem lekko uzalezniona od tego miejsca w necie;) Trafiamy tam, gdzie mamy trafic:)
Emanuela, kocham twoje wpisy, kocham was wszystkich.
My też Cię kochamy! <3
No i kolejny wpis jakby na moje zamówienie. Pepsi i s-ka czytają chyba w moich myślach. Już jakiś czas temu powyrzucałam dawno nienoszone ubrania z szafy i teraz powoli i świadomie ją uzupełniam. I zastanawiam się czasami nad high fashion i próbuję wyrobić sobie na ten temat zdanie i nie wiem do końca jeszcze, co ja o tym myślę 🙂 Znam chyba zbyt dużo ludzi, którzy kupują markowe ubrania z czysto egotycznych pobudek i powiedziałam sobie kiedyś buntowniczo, że ja taka nie będę 😉 Stąd moje rozterki. Ostatnio jednak kupiłam sobie torebusię Korsa, bo chciałam i mogłam i uznałam, że mnie stać. Nosi się dobrze 🙂 Pasuje do moich innych rzeczy, więc ok. Nie stać mnie oczywiście na kupowanie tylko i wyłącznie drogich marek. Staram się jednak kupować zawsze rzeczy dobrej jakości, z naturalnych materiałów, w kolorach i fasonach, które lubię i które mi pasują. Z przyjemnością otwieram swoją szafę. Problem „nie mam co na siebie włożyć” przestał istnieć.
Bardzo różnorodnie zrobiło się na blogu ostatnio. Fajnie. Właściwie to drogę do harmonii w życiu można zacząć od harmonii w szafie 🙂
Pepsi ja nie w temacie posta ale potrzebuje jakiegoś pocieszenia . Synek 3 lata ma
Gorączkę od wczoraj w nocy dałam mu czopka a teraz znowu kurwa wymieklam !! WIEM do czego służy gorączka WIEM ze nie należy podawać tych leków , czytałam po kilkanaście razy posty Twoje i Noemi na ten temat a mimo to dałam czopka i jestem autentycznie załamana . Zobaczyłam 39,5 i sie poskladalam . Jestem do niczego Japierdole czy ja mu nie zrobiłam krzywdy tymi czapkami ?
Ruda, spokojnie. Swoimi nerwami i autoagresją nie pomożesz dziecku. Nie reaguj emocjonalnie. Bądź obserwatorem. Pokaż dziecku, że nie ma się co stresować gorączką, że przejdzie. Dbaj o jego nawodnienie, odpoczynek. Jeden czopek mu nie zaszkodzi. Jesteś dobrą matką, nie obwiniaj się o nic, bo coś takiego w ogóle nie istnieje. Nie dawaj synkowi powodu, żeby uczył się tego schematu. Tu masz naturalne sposoby od Pani doktor: http://www.pepsieliot.com/jak-zbic-goraczke-u-dziecka-domowymi-sposobami/. A teraz uśmiechnij się do siebie i działaj.
Wyluzuj, są gorsze rzeczy, też mam takie coś w szafce na wszelkij słuczaj.
Nic się nie stało, mogłąŚ POCZEKAĆ na 40 st., ale nic się nie stało i ta granica tu jest płynna.
Wit.D , C i będzie dobrze.
Ha, ha… Ja akurat jestem z tych „prostych-klasycznych” 🙂 Najchętniej np. biała koszula i jeansy (pracuję w IT, wiec spoko), ale lubię dobrej jakości dodatki. Mam tylko jedną zasadę, nigdy nie kupuje nic z mocno wyesksponowanym logo. Więc Guczi sruczi, czy Pady srady nie dla mnie, nawet jakbym na loterii wygrała… ha ha
Ja też nie lubię logosów na środku wszystkiego, to często małe koszmarki są. Trza umieć je lokować. 😉
Emanuelka dzieki art czytałam dziesiątki razy … No ale co z tego wychodzi na to . Akurat przed synem ubieram super maskę (jak to Pepsi zwykła mawiać ) ze gorączka to nic i choroba to normalność wiec z tym luz. Ale to prawda sama robię sobie sabotaż w głowie . Jak do 40 nie dojdzie to nie panikować prawda
Nie panikuj. Jak będzie trzeba zbić temperaturę, to zbij. Jeśli masz możliwość, już teraz obniżaj temperaturę naturalnymi sposobami. Organizm walczy i sam się leczy, szczególnie u takich maluchów, nie ma co się bać.
Dziekuje 🙂 pare słów od z pozoru obcej osoby a człowiek tak lepiej sie czuje . To moj dziwny konstrukt słabiaka i nerwicowca czy każdy tak ma czy to Wy tak potraficie uspokoić
Ruda głowa do góry.
Ja też rok temu,dałam 2letniemu dziecku czopki (choć wcześniej już czytałam na ten temat u pepsi), też spanikowalam na widok tak wysokiej tem. Córka od tego czasu raz tylko miała lekką gorączkę. Pozdrawiam.
Córka od tego czasu raz tylko miała lekką gorączkę. Pozdrawiam.”
Maluchy potrzebują kilku lat na normowanie układu odp.
akie środki zawsze warto mieć, na wszelki wypadek.
A ja nienawidzę chodzić na zakupy. Trochę trwało zanim zmusiłam się do chodzenia na zakupy żywnościowe i jakoś z tym teraz daję radę. Ale zakupów ubraniowych unikam jak ognia, a to dlatego, że denerwują mnie tłumy w sklepach, wkurza mnie ogromny wybór – nawet jak coś mi się podoba, to mam wątpliwości, czy to brać, bo może w kolejnym sklepie będzie coś fajniejszego.
No i w ogóle nie lubię nadmiaru rzeczy. Jak mam za dużo w szafie, to mam problem z wyborem i ubieranie się zajmuje mi więcej czasu, niż na to chciałabym poświęcić. Dlatego też mam w szafie z siedem par butów na wszystkie sezony. Ciuchy przeglądam regularnie i usuwam z szafy te, w których nie chodzę od roku, albo już nie chcę chodzić.
Podsumowując, to uwielbiam robić porządki w szafie i wyrzucać ciuchy, a zakup każdej nowej nawet małej bluzeczki mnie męczy i w jakimś stopniu obciąża psychicznie.
To dobre podejście. Ja nie znoszę total centrów handlowych i tłumów. Ostatnia wycieczka w Ikei, lata zresztą wstecz, obudziła we mnie niemal instynkt przetrwania. No ale od czego są zamówienia on-line. 🙂 Mam jednak to niesamowite szczęście intuicyjnie trafiać w miejsca, z którymi rezonuję i w których nie ma takiego zamieszania.
Brak nadmiaru jest fajny i oznacza bardzo fajne rzeczy. Im bardziej stajesz się świadoma, tym bardziej ograniczasz ilość rzeczy do tych, które są Ci niezbędne i które najzwyczajniej czujesz. I to jest super.
Jeśli coś kupujesz, bo Ci się podoba, jest dla Ciebie dobre i jest spoko, myśl o tym z wdzięcznością zamiast mieć wyrzuty sumienia. Myśl o tym, że ta rzecz jest spoko, że Ci się podoba, że z nią rezonujesz i się nią ciesz. Jeśli wywołuje u Ciebie inne uczucia, odpuść. Odpuszczanie jest dobre. 🙂
Buźka.
współczuję 🙂
wspaniały post :*