😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Komentarz
Chodziło mi o bratnie dusze ( jeśli coś takiego istnieje?), czy są osoby sobie pisane?
Czy osoba ze swojego środowiska, która odwzajemnia zainteresowanie, czy to nie jest jakaś forma wzajemnego przyciągania i czegoś więcej?
Nie było więcej takich osób, do których czułam takie zauroczenie (być może to złudna sprawa i po czasie nic by z tego nie było).
Faktycznie ta wiedza z poprzednich wcieleń nie jest mi jakoś potrzebna, chodź słyszałam o niedokończonych sprawach karmicznych.
Według Ciebie takie coś się dzieje, czy każde wcielenie jest całkowicie na nowej karcie?
Jeszcze ciekawi mnie sprawa numerologii, jak to według Ciebie wyglada?
Jest popularna strona matrix-destiny. Zrobiłam tam kalkulacje i nie mogłam uwierzyć, że tak realne rzeczy z mojego życia były tam odnotowane.
Na ten czas strzał w 10 (wyjazd za granice w celach biznesowych i poznawanie języka), rozumiem horoskopy, które coś przybliżają i ludzie sami sobie to dopisują ale tak trafne rzeczy?
Lubię czytać Twojego bloga i bardzo się z nim utożsamiam (odkąd zaczęłam żyję bardziej świadomie).
Stąd też tyle pytań.
Gdzieś indziej przeczytałam, że w następnych latach będzie miała miejsce „moda” na duchowość i zauważam to coraz bardziej, że dużo więcej świadomych ludzi się pojawia.
Ale przez to też trzeba wykluczać co ma w sobie prawdę a co jest złudne?
Mam na myśli takie teorie spiskowe, kiedyś nimi żyłam i się przez to niepotrzebnie przejmowałam, a teraz wiem, że to też część całego matrixa, a większość z nich to jakieś wymysły, które nie mają wpływu na moje życie.
Dziękuje jeszcze raz <3 Wspólna Jaźń <3
Wszystkie odmiany Purple Corn wywodzą się ze starożytnej fioletowej kukurydzy znanej jako Kculli.
Od dawna jest czczony przez rdzenną ludność, gdzie jest znany jako „roślina pamięci”.
Jednak przede wszystkim należy znać swój organizm. Są osoby, które źle się czują już po jednym bananie, a są takie, które zjadają ich naście, i więcej, dziennie. I bardzo sobie ten stan yyy… chwalą.
Ego jest ciekawskie.
Jest wkurzone, że nie pamięta poprzednich wcieleń, bo wszystko byłoby (według ego) bardziej z sensem.
Chce też poznać grzech pierworodny, coś na kształt tak zwanej karmy.
Czy karma nie istnieje?
Ależ istnieje, dla wszystkich tych, którzy w nią wierzą, którzy się jej boją, których traumatyzuje.
Gdy nie ma poczucia winy, nie ma kary. Nie wiedziałaś o tym?
Za to jest łatwiejsze zadanie w następnym wcieleniu, zaraz o tym nawinę.
Teraz wracajmy do ego.
Nie obchodzi go, że to (pamiętanie poprzednich wcieleń) STOPUJE MOŻLIWOŚĆ EWOLUCJI, bo ego ma na to wyrąbane, bo ego wie, że zniknie.
Nic, co zrobiłaś ze strachu, lub pod innym przymusem, nie ma znaczenia ewolucyjnego.
Ale zostawmy ego w spokoju, taka jest ego natura, program naciągania kołdry w swoją stronę.
Zarówno ego, jak i osobowość człowieka, jak i wiadomo, że jego ciało też, są śmiertelne.
To awatary w grze, postacie (niektórzy lubią mówić postaci, ale to wciąż fakultatywne, nie obrażasz mię?, no dobra, obie formy są poprawne) o pewnych cechach.
Różnej osobowości i najczęściej o ogromnych możliwościach samorozwoju.
Niekoniecznie tego świadomych.
Pojawiamy się w grze komputerowej, czyli w przestrzeni wirtualnej umysłu Wszystkiego (Kybalion), czyli Wyższego Systemu Świadomości (Wielka Teoria Wszystkiego Toma Campbella).
Praktycznie to pojęcia bardzo bliskie do, zwanego przez innych Bogiem, Boga.
NATOMIAST ŚWIADOMOŚĆ JEST NIEŚMIERTELNA.
Czyli żyjemy w iluzji, jak kiedyś powiedział Budda, nie mogąc przecież powiedzieć, że w przestrzeni wirtualnej, o czym także zapewnia (podając prawdopodobieństwo 1 do miliarda) Elon Musk.
Zapewnie o nim słyszałaś, bo jest już bardziej znany od Tesli:)
Mechanika kwantowa dowodzi (słynne doświadczenie z dwoma szczelinami), że owszem, jest wielkie prawdopodobieństwo (pewność?!), że żyjemy w holograficznej przestrzeni symulowanej.
Bardzo podobnej do hiperrealistycznej gry komputerowej, tylko komputer ma niewypowiedzianie ogromną moc (chociaż i tak może się zawieszać, patrz: czarne dziury)
Dzięki tej grze nasze świadomości tworzą dla siebie różne zadania/schody/wyzwania/niektórzy nazywają je: paskudne problemy i dzięki temu ludzie szybciej ewoluują.
Materia wibruje znacznie niżej niż eter, czy energia, dlatego odbieramy nasz świat: gęsto.
Jako mięsisty i znacznie mniej iluzoryczny niż nasze sny, które są również odzwierciedleniem świadomości, czy ego.
Licho nie śpi:), chociaż śpi.
Gdybyśmy jednak przyjrzeli się atomowi każdego mebla w domu, okaże się, że głównie składa się z pustki, i nie można nawet określić, gdzie znajduje się elektron na orbicie każdego z atomów twojego stołu w jadalni.
Jednostka świadomości obdarzona wolną wolą (dusza?! czyli głos świadomości) nie posiada inteligencji, ale posiada JAKOŚĆ.
I dokładnie TA JAKOŚĆ POJAWI SIĘ NA STARCIE w nowym wcieleniu.
Ta jakość jest określona przez stopień ewolucji, jaki osiągnęła jednostka świadomości w poprzednich wcieleniach.
W tym niekoniecznie w tej grze. Bo są jeszcze inne. Jest nawet gra w yyy … niebo.
Jeśli świadomość nie ewoluowała, a nawet bardzo cofnęła się w rozwoju, bo przykładowo była Hitlerem, czy Stalinem, otrzymuje znacznie łatwiejsze zadanie.
Jeśli by to od mojego ego zależało, otrzymałaby zadanie zalogowania się do knura w ludzkiej hodowli przemysłowej tuczników.
Jak wiesz, ego bywa mściwe. Na szczęście WSŚ (wspomniany Wyższy System Świadomości) załatwi sprawę bez nienawiści, ale z miłością właśnie.
Zadanie niewątpliwie będzie łatwiejsze.
Dlatego nie rezonuję z tak zwanymi Ustawieniami hellingerowskimi, czyli koncepcją Berta Hellingera, żeby rozwiązywać (przy pomocy trzecich ludzi) sprawy rodzinne teraźniejsze, zaprzeszłe i very zaprzeszłe.
Co ciekawe tylko do 7 pokolenia wstecz.
A kto to ustalił? Dlaczego nie szukać skoligaceń z Piłatem, który skazał Jezusa?
Albo z Jezusem, w końcu podobno z Merowingów się wywodził?
A może jest jakieś pokrewieństwo z jeszcze starszym Buddą?
Łaj not? Co to jest 2000 lat dla Wszechświatów? Nic takiego, 20 stulatków jeden po drugim.
Ale to, że ja tak myślę (i dlatego moja gra wygląda inaczej niż Twoja), nie znaczy, że Tobie nie wolno myśleć całkiem po swojemu i tworzyć własną iluzję gry.
Wręcz przeciwnie. Nie ma sukcesu bez inności.
Skoro chcesz uznać, że w poprzednich wcieleniach, człowiek napotkany dzisiaj, wchodził już z Tobą w bliższe relacje, i że to jest magnesujące dla Was oboje, to dlaczego nie.
To niewątpliwie ubogaca dla ego całą historię, ale nie dla świadomości, bo ona i tak będzie ewoluować.
Jej wystarczą wszystkie zdarzenia i ludzie przyciągnięci podobnymi wibracjami.
Każdy człowiek, którego spotykasz gdziekolwiek, w pociągu, w tunelu, w szkole, to osoba, z którą spotykasz się NIE PRZYPADKIEM.
I zawsze chodzi o wibracje.
WSZYSTKIE RELACJE TO NASZE WIBRACJE.
Dlatego bogaci starają się przebywać z bogaczami, żeby wibracje sukcesu i przepływu pieniądza się zgadzały.
Na własnym weselu nie chcesz widzieć smutnej kobiety w czerni.
Numerki?:)
Jeśli chodzi o numerologię i horoskopy, to też sprawa niezrozumienia.
Jednak typy osobowości określone liczbami, to już zupełnie inna sprawa.
Bo nie trzeba być jungistą, żeby dostrzec, że ludzie mają różne osobowości i jeśli przypiszemy liczbę jakimś konkretnym cechom, to będzie tylko ułatwiało zdefiniowanie się, aby móc popracować ze sobą.
Dlatego jestem gorącą entuzjastką starożytnego enneagramu i staram się wspierać kierunek własnego rozwoju i wyhamowywać skłonności, które nie są dobre ani dla mnie, ani dla Wszechświata.
I tutaj nie działa rzecz jak w Zodiaku, że rodzisz się w czasie barana, czy wagi i masz właśnie te cechy, a nie inne.
Albo jeśli chodzi o liczby, które do tego wszystkiego można dzisiaj zmieniać, przykładowo przez cesarskie cięcie, czy sztuczną prowokację urodzin.
W enneagramie, podobnie jak w podziale na osobowości Junga, po prostu osobowości o określonych głównych cechach istnieją, a Ty poznając siebie zaczynasz rozumieć, że jesteś 2, 6, 8 etc
Masz też możliwość zrozumienia, że pasujesz do kilku numerów, ale jeden najczęściej przeważa.
Nawet, gdy sama nie jesteś w stanie tego określić.
Podobnie jest z 7 głównymi wadami ego.
w didaskaliach
Przypominam moje doskonałe, aczkolwiek nie za łatwe artykuły z:
I możesz teraz zacząć ze sobą pracować.
Co do Twojego wróżenia z fusów, ups, z liczb.
Osobiście nie znam nikogo (oprócz kilku starszych osób, ba, ale nawet oni), kto kiedykolwiek nie pojawił się za granicą w celach biznesowych i szlifowania języka.
Gdybyś była obywatelką wioski w puszczy brazylijskiej, gdzie nadal nie widziano białego człowieka, a jakby się taki pojawił, mógłby tego spotkania nie przeżyć (może nawet zostałby rytualnie zjedzony), a więc właśnie wtedy, taka przepowiednia jakby się sprawdziła, to hohohoho.
Co do przepowiedni w ogóle, to tak zwana „Księga Akaszy”, czy zelandowska „Przestrzeń Wariantów”, czy też Cambellowska „Baza Danych”, czy inne podobne, zawierają WSZYSTKIE (nieskończoną ilość, a raczej skończoną w nieskończoności ∞) możliwości zdarzeń.
I MOŻE można trafić (bardzo rzadkie przypadki) przepowiadając na linię życia drugiego człowieka, jednak trzeba być naprawdę doskonałym ekstrasensem, żeby to przejasnowidzieć.
Bo jest dokładnie tak, jak to tłumaczy mechanika kwantowa, żeby było na bank pewne, że coś się stanie, MUSI SIĘ STAĆ.
owocek
Powiązane artykuły
Komentarze
Najbadziej upiększa dobrze nawodniona i odżywiona skóra!
Dodaj łyżeczkę doskonałego Kolagenu TiB do 4 szklanki!
Hej,
to jednak zastanawiające, jak ludzie, ludziska brną do tych kategorii sugerujących jakąś wyjątkowość/ważność lub przyporządkowanie. Niby popularnie karma kojarzy się z czymś negatywnym, ale już hasło „związek karmiczny” ludzie, nagle ignorując potoczne wyobrażenie, konceptualizują sobie jako coś fantastycznego, pięknego (?!), wyjątkowego (no ba!), dedykowanego dla nich.
Owszem, można równie dobrze nie skupiać się szczególnie na karmie i powiedzieć, że w sumie jej nie ma, ale to dlatego że… jest wszechobecna, jest jej tak pełno jak piasku i powietrza, wypełnia przestrzeń naszych zdarzeń. Ścieżka działania, a więc ludzkie życie, to przecież nic innego jak ścieżka karmy… ale to nie znaczy, że na ścieżce wiedzy i wszelkich innych, potencjalnie wyższych ścieżkach, następuje uwolnienie od działania, albo że nie-działając można uniknąć karmy i mieć święty spokój. Wręcz przeciwnie – nic tak nie kusi karmy o pomstę jak zaniechanie, nic nie jest większym tryumfem karmy niż fatum, które dosięga nas wtedy, gdy lawirujemy w taki sposób, w ucieczce przed rezultatem zaniechań, że wpadamy w sidła tego niechcianego scenariusza ze zdwojoną mocą.
I taki ma też wydźwięk ta dziwna lepkość „karmicznego związku” – to jest jakby dopraszanie się o fatum przecież.
Dopiero od pewnego czasu widzę, również dzięki temu blogowi, że nie ma usprawiedliwienia, by sobie nie działać, by czuć się ponad to. Spory czysto akademickie? No pięknie, pozory wolności od sfery przyziemnej, ale ze skutkami zaniechań na płaszczyźnie rodziny, zależnych osób, ale też dajmy na to pogardliwego traktowania studentów i studentek, pracowników etc. – to klasyczny scenariusz. Rozkminianie duchowości – tak, to też może być kolejny przykład, inny rodzaj bujania w obłokach, zastanawiają się nad wzniosłością niekrzywdzenia muchy czy komara, a krzywdzą ludzi naokoło i wtedy, choć myślą, że karmy nie ma, to entropia jednak rośnie, znowuż w ludzkim, społecznym wymiarze, znów rozchodzą się złe wibracje, oni zaś zasypiają głębiej, choć innych najchętniej budziliby uderzeniem gongu prosto w czaszkę. Albo ci, co swego zbawcę umęczonego czczą, gotowi ubiczować się dla niego, pod warunkiem, że wybatożyli solidnie wszystkich dookoła. No i my na codzień, gdy zasypiamy, gdy czujemy zbytnią pewność…
Ale też w drugą stronę odzywa się ten fałsz: ktoś nieskończenie skromny, co nikogo nie wybatoży, ani własnymi rękami nie ukrzywdzi, niemniej pewnym autorytetom się nie sprzeciwi (choćby wewnętrznie, we własnych myślach, nie oczekuję od nikogo heroizmu ani poddawania się ostracyzmowi, tego mogę oczekiwać tylko od siebie, jak już), choćby wewnętrznie… bo wewnętrznie musi mieć tę pewność i spokój: jestem przyziemnym robaczkiem, nikogo nie krzywdzę, pracuję ciężko z dnia na dzień, nie wznoszę się ku ścieżce wiedzy, to nie zadanie na ten czas, czysta pokora zbawi mnie przed uczestnictwem w złu… nie kupuję tego. Takie zakładanie sobie klapek na oczy to oddanie całego swojego potencjału energetycznego, sprężystości, sprężynom oscylatora, takiego czy innego, dokładającego entropii… to też bierność i zaniechanie, a więc karma i tak wypłynie. I ten nadmiar pewności – pewności autorytetu, pewności pokory…
Postrzeganie karmy to jeszcze coś innego. Inaczej się postrzega karmę zaniechania od karmy działania. Bo jeśli myślimy o karmie jako konsekwencji zaniechania, to tak, to będzie ten przypadek, o którym ty często Pepsi piszesz jako o czymś, co nie będzie istniało, jeśli podmiot działania nie ma poczucia winy i nie ogląda się za siebie. No właśnie, ale wtedy to nie jest karma zaniechania tylko karma działania – dodajmy – złego działania. Czyli są to jednostki jednak przepojone złem, które tego poczucia winy faktycznie nie mają i nie trwożą się przed konsekwencjami… bo przecież trwoga bierze się z nie-działania, nie zaś z ukierunkowanego działania, w tym przypadku ku złu. Kto działa, ku dobru lub złu, ten się nie boi. Więc karma działania ku złu nie ma swojej reprezentacji na płaszczyźnie strachu, jest realnym wkładem ku entropii. Czy uderza w samego sprawcę? Ciężko powiedzieć, ale uderza jakoś w ogół i w każdą/każdego z osobna. Jest pokarmem entropii (hmmm karma pokarmem? 😉 ) – jest karmą entropii… czystą karmą!
Natomiast zagubieni, śpiący, drzemiący lękliwcy, zaniechujący, lawirujący na wszelkie sposoby w obawie przed działaniem, zewsząd widzą nadmiar tej iluzorycznej (!) karmy zaniechania, ta karma to sidła, żeby popadli w fatum, faktycznie ta karma jest trochę nierealna, trochę nie istnieje, i faktycznie to oni sobie ją tworzą/współtworzą, żeby potem w nią popaść. Ta karma zaniechania to wibracje, oddźwięki tej właściwej karmy zła, choć jednostek naprawdę złych, całkowicie oddanych idei zła jest być może całkiem niewiele, zwłaszcza w skali tych niezliczonych przestraszonych, śpiących, nie-działających za wszelką cenę. Oni, wiedzeni tym strachem, będą działać na rzecz entropii, myślą, że inaczej się nie da, że trzeba się oddać totalitaryzmowi, w taki czy innym sposób, żeby przeczekać wyzwanie, wstrząs…
Ta świadomość jest tak samo mainstreamowa, co alternatywna, ale u nas ma jednak posmak orientalny, bo w szkołach wtłaczają w nas, ze całe to patriarchalne, męskocentryczne myślenie zaczęło się na bardzo bliskim wschodzie (Biblia), a wcześniej, czy gdzie indziej to w ogóle nic nie było i być nie mogło… A cała Biblia to po prostu mały fragment idei, które przyszły ze starożytnych Indii przez Iran na Bliski Wschód, równolegle z podbijaniem kobiecych kultur przez brodatych bojowników narzucających nowy porządek dobra i zła, i swoją karmę. To przyszlo w dwóch falach/nurtach: albo jako hierarchizacja bóstw, żenienie ich ze sobą, usynawianie, wynoszenie jednych na Olimp i strącanie innych do podziemi, w drugim zaś aspekcie jako wzrastający pochód monoteizmu.
Prawdziwie „alternatywna” (ale obecnie bardzo nieprzyjemnie kojarzy mi się ten epitet) jest koncepcja prymatu kultur matriarchalnych, matrylinearnych, takich jak kultura drawidyjska przed podbojem Indii przez Indoeuropejczyków, kultury Indian północnoamerykańskich, wyniszczonych doszczętnie dopiero w XIX i XX wieku, czy wreszcie do dziś jeszcze istniejących ostatnich enklaw (typu Masuo na terenie Chin – i nikt tam ludzi nie je!). Dziwne, że wszyscy ci „alternatywni” kompletnie nie kwestionują patriarchatu, a jedynie żonglują taką czy inną nostalgią: albo to zwalczają rozpustność kultury, w której zaledwie odrobinę poluzowały się więzy hierarchii, więc im się marzy przywrócenie jednego bóstwa na sztandarach, albo też odrzucają monoteizm w imię równie jednowątkowej wizji hierarchizującej byty, czują w sobie iskrę mocy, nie wypierają jej do bóstwa, ale też nie czują autentycznej jedności z innymi bytami, z planetą, z przyrodą, chcą je nadal wyzyskiwać, bo widzą tylko tę hierarchię, w której chcą wzrastać, chcą być coraz lepsi.
Karma świetnie się też spełnia na tej osi – jedni wiecznie w poczuciu niższości sami sobie tę karmę wizualizują i się nią duszą i krztuszą, drudzy dodają gazu odrzutowego i wydobywają tę karmę za siebie, prąc bezceremonialnie do przodu za wszelką cenę, nie zawsze mając przy tym złe intencje.
Dlatego nie zgodzę się z tezą, że rozwój jest esencją „jakości”, choć zgodzę się, że istotę wcielających, przedzierzgających się z wcielenia we wcielenie bytów dobrze jest metaforyzować właśnie poprzez „jakość” – czyli wartość, doniosłość, dobro. Nie rezonuję z tymi techniczno-wirtualizacyjnymi metaforami, z tymi pikselami, elektronami i tak dalej – prawdopodobieństwo konkretnego położenia elektronu w wiązaniu chemicznym przybliża swoimi metodami chemia kwantowa. Wszelkie cząstki, z których się składamy, są poddane więzom, prawom, rygorom chemii, wiązanie chemiczne ogranicza ale też chroni elektrony przed nadmiernym w tej rzeczywistości przyspieszeniem i rozpadnięciem się na nieokreslone stany. Człowiek, zbudowawszy akceleratory cząstek, owszem, dokonuje doświadczalnego osiągnięcia tych przyśpieszeń/przeciążeń i anihiluje te cząstki a nawet przeobraża jedne w drugie, w okruchy cząstek z innych światów, być moze i tych, gdzie praw chemii i jej wiązań z racji tych ogromnych erupcji energetycznych nie ma, ale każdy eksperyment w akceleratorze to ogromne i okrutne wzrastanie entropii tu na ziemi, wypalanie hektarów lasów i drzew…
Gdyby ta wiedza, to podglądanie innych stanów energetycznych (jak najbardziej udawadnialnych fizycznie, nie neguję tego!) faktycznie służyła tu na ziemi osiągnięciu jakiegoś wyższego poziomu empatii, zrozumiania, że unicestwiamy tak naprawdę sami siebie, ludzkość, nawet nie przyrodę, to byłoby ok. Ale to naprawdę kończy się tak, że jakaś część zdolnych ludzi (nie ważne, czy w Chinach, czy w Polsce) marzy o tym, żeby projektować drony (sorry, ale drony służą tylko do wojny i kontroli, nie mają i nie będą miały innego zastosowania…) zamiast projektować… w pełni skuteczny recykling odpadów i uratować dobrą energię tu na ziemi.
Więc to też jest jakieś fatum i karma – ludziom będzie się opłacało konstruować, „rozwijać” technologie, które kiedyś jakiejś grupce nielicznych faktycznie pozwolą wnieść się na wyższy poziom energetyczny, na bazie drona zbudować statek kosmiczny lub nawet teleportować się w ucieczce z płonącej, wyniszczonej Ziemi… ale tak naprawdę to oni sami będą tej Ziemi podpalaczami, oni i ich poprzednicy, którzy urodzą się pojutrze, żeby projektować te drony. Generują popyt na coś, czego nie umieją jeszcze skontruować… czy to jest na pewno dobry biznes, dobry przepływ? No dobra, nawet jeśli za 100 lat to skonstruują, to i tak oni wygenerują sami ten popyt. Więc wtedy już będzie wszystko ok? Owszem, dzieciaki z tiktoka też niczego nie naprawią, i nawet jeśli swoim dekadentyzmem sypią trochę piasek w sprychy tamtym od dronów, to są tylko dwie strony tego samego wahadła – jedni będą hejtować drugich i mobilizować się tym bardziej do działania w swoim kierunku (drony) lub zaniechania i zniechęcenia (tiktok).
Może uznasz to za wizję pesymistyczną, dualistyczną i niskowibracyjną, ale… co będzie potem na Ziemi? Moze ze jak ten statek kosmiczny opuści wreszcie Ziemię, to przyroda tutaj się odrodzi, wszystko wskazuje na to, że coś jednak przetrwa, pewnie te „najbrzydsze” istoty, i będą ewoluować od nowa, i może wykluje się z tego coś lepszego niż człowiek… więc jakiś optymizm we mnie jednak jest 🙂
A co poczną ci na dronie wystrzelonym w kosmos? Najlepsze, co ich może spotkać, to wykalkulowanie, gdzie leży inna, wciąż zielona planeta taka jak ziemia… i co z nią zrobią? Też zaleją, rozmnożą się i zniszczą? Dopóki będą wierzyć tylko w postęp, tylko w pokonywanie ograniczeń energetycznych, w przechodzenie samych siebie, to żadna wyższa świadomość się w nich samych nie ujawni, nie wykluje, będą mieli głowę pełną wzniosłych idei, będą myśleli, że teleportując się, pokonali prędkość światła, ale na polu karmy, czynów będą po nich ciągle zostawać tylko spalone zgliszcza… więc gdzie ten wyższy poziom, gdzie ta wyższa jakość? Wciąż będą musieli dostarczyć do układu więcej energii, niż są zdolni z tego układu wygenerować i ukierunkować, wciąż będą więc energetycznie cudzożywni, będą chcieli ssać energię, więc będą potrzebowali żywicieli, i jeśli nie znajdą na tej planecie jakichś autochtonów, których sobie podporządkują i wyzyskają, rozmnożą się sami i ze swojego potomstwa wyselekcjonują nowe kategorie poddańcze, wymyślą nowe odcienie totalitaryzmów, nowe tiktoki, a jak to wszysko, rezonujące w karmie właściwej lub tylko karmie zaniechania/strachu da im znowu dość energii, by się z tego bajzlu ewakuować, to scenariusz się powtórzy, jak fatum, jak ta karma…
Więc tak, jakiś wyższy system świadomości powinien istnieć, ale to musi być system innej etyki, faktycznie coś w kontrze do karmy, w kontrze zarówno do nie-działania jak i samolubnego, narcystycznego działania. To jest jakiś system dobra, ale pojęcie „rozwoju” wydaje mi się po prostu bardzo problematyczne, niepokojące w tym kontekście…
Taki zbiór przemyśleń, jakże w kontrze, a jednak nie zaistniałby w takiej formule i nie byłby podszyty jakimś entuzjazmem, jakimś optymizmem jednak, gdyby nie ogrom interesujących porcji wiedzy zaczerpniętych tutaj u ciebie na blogu, Pepsi!
L-O-V-E you 🙂
Kochana, po pierwsze pragnę Cię „uspokoić”,praktycznie nikt nie chce projektować dronów, na studia inżynieryjne idzie coraz mniej ludzi, wszyscy chcą robić w marketingu na tik toku 😀
Działanie wydaje się obrzydliwie upierdliwe, a poza tym (tak jak nawinęłaś) oczywiście ZAWSZE karmiczne, dlatego posłużę się rodzinną peszkową (Maria i Jan) metaforą, będą nakurwiać ZEN.
Problem patriarchalny owszem, wydaje się całkowicie zszedł na dalszy plan, a dziewczyny feministki przedstawia jak chłopobaby, lezby i mocno uderzone metalową sztabką w głowę.
W dalszym ciągu panuje skurwysyńska nierównowaga kwasów i zasad, na korzyść męskich kwasów. Kobiety nie chcą się nawet nad tym zastanawiać, o ile ich łechtaczki nie są zagrożone.
Ziemia Natura reprezentuje rodzaj żeński, a tak zwany Bóg rodzaj męski, a wszystko siedzi w JEDNYM (jedność w dwojakości). Równowaga kwasów i zasad nie polega na tym, że wszystkiego jest po równo, siła zasady jest delikatniejsza, co oznacza, że 25% kwasu całkiem wystarcza do homeostazy Wszechświata (o którym gadamy).
Tak, że może rzeczywiście skończmy z nakurwianiem ZEN a zacznijmy budować jakość świadomości w inny sposób. Nie podzielasz mojego zdania, bardzo dobrze, każdy ma (a raczej dobrze, gdy ma) swoją wielką teorię wszystkiego. Jestem umysłem ścisłym, może za bardzo kwaśnym, dlatego jeszcze bardziej Cię kocham za Twoją dysertację. Żeby się nie zmarnowała, zrobię z niej osobny wpis dzisiaj <3 <3 wysyłam miłość Kiszonko
<3
Dziękuję ci za odpowiedź i za miłą wzmiankę na lajvie 🙂
Masz rację, że dron przy bieganiu i lajvach byłby mega pomocny i z całej siły kibicuję taki dronom. Zresztą gdyby tylko chodziło o pojedynek dronów do biegania i tworzeniach lajvów z dronami, które będą przynosić ludziom smalec z najbliższej żabki, to jeszcze byłoby wszystko ok. No ale ta wojskowość i ta kontrola… to przeraża bardziej, nawet niż te drony które będą nam latały nad chodnikami, a wracające z tej żabki właśnie… (żart, ale jednak trochę smutny).
Moim postulatem nie będzie też całkowite wycofanie się z technologii, ale poszukiwanie tych ścieżek zagubionych bardzo dawno, sprzed patriarchatu i związanych też ze zbierackim trybem życia. Wspólnoty przemieszczające się, czerpiące pokarm z natury, czyli de facto owoce, ale to też nazbyt utopijne obecnie, przy czym… jest przecież permakultura, mozna tworzyć obiegi zamknięte w wytwarzaniu pokarmu, z udziałem zwierząt ale bez potrzeby zabijania i jedzenia ich. Np. ryby – takie piękne, różowo-srebrzyste karasie – tworzą genialne gęsto-odżywcze bagna, z których można czerpać wspaniały nawóz, a rybom dolać czystej wody, rzęsa wodna rozmnoży się sama, a one znowu naprodukują nawozu… owce dadzą okrycie i skoszą… można się żywić inaczej.
To także jest inżynieria! I nadal jest tu wiele do odkrycia, do zoptymalizowania, choć te mechanizmy są już znane. Ale to jak leczenie dietą kontra synteza kolejnych leków do "wydłużania życia", to ekstrakcji jednego czynnika, przebadania go tendencyjnie i sprzedawania ludziom jako czasoumilacza w postępie cywilizacyjnej choroby. Zaś w skali cywilizacji taka inżynieria wyzysku to też czasoumilacz dla nielicznych, podczas gdy ktoś inny musi ten brud posprzątać i rozbrajać. Czyli ty przesiadasz się do osobistego elektrycznego auta, kosiarki rekreacyjnej lub odrzutowca, nie wdychasz raka, a jakieś dzieci w Kambodży będą potem odzyskiwać z twoich zużytych akumulatorów resztki metali szlachetnych, by dostać coś do jedzenia. To już tak wygląda, ale to nie jest dla nas usprawiedliwienie, żeby nie działać, żeby popadać w apatię.
Ale ta inna inżynieria to jest inżynieria współpracy, inżynieria ogromnej ilości ogniw, które trudno zestroić, tak jak trudno zestroić duzy zespół ludzi, bo ego, bo zagarnianie i wyścig. To też są wyzwania praktyczne, ale to jest właśnie coś takiego, czego jedna osoba nie opatentuje jak jakieś technologii doskonalszych baterii/akumulatorów, których inni będą tylko wyrobnikami. Tak samo jak w leczeniu dietą, rozstrojenie tylu narządów, tylu hormonów, wyciszanie, schładzanie zapaleń, aby nastąpiła/powróciła współpraca… kontra ksenobiotyk, jedna substancja, ewentualnie trzy z trzech roznych tabletek, na patencie, odseparowanych od całego kontekstu, i jak jedną przestaniesz brać, domek z kart musi runąć.
Przecież wierzymy, że ciało ma te mechanizmy w sobie, że na początku potencjalnie była dobra współpraca narządów i hormonów (no chyba że jest juz noworodek, który musi trafić na oddział reumatologii… takie historie też są, choroba cywilizacyjna kumulująca się i przekazywana juz w okresie płodowym, lekarze nazywają to wrodzoną autoagresją…). Trochę trudniej, ale jednak mozna uwierzyć, że społeczeństwo też moze takie być, a nie tylko pojedynczy organizm, któremu chcemy dać szansę, aby się wyciszył i uleczył…
Dziękuje za poświęcony czas na obszerne wyjaśnienie zadanych przeze mnie pytań i wyrażenie własnej opinii. Z wieloma sprawami zgadzam się jak najbardziej. Pewne jest jedno, że każdy tworzy tu swój własny unikalny film. Z każdej filozofii czy doktryny, można wyciągnąć dla siebie coś odpowiedniego co uskrzydli, bez trzymanie się ich kurczowo jako doktryn przynależnych. Gematria, numerologia, kabała miały wpływ twórczości na takich filozofów i myślicieli jak Arystoteles, Platon, Newton, Pitagoras i wiele innych, co nie jest żadna tajemnicą, dlatego myśle ze temat jest dość ciekawy dla ego 😀 Wysyłam pozytywną energię <3
Nie mogę z nawiedzonych kobit, które siedzą nad horoskopami, fusami od kawy, wróżkami, analizują cyferki, a jak już im wyjdzie z wróżko-numerków że jakiś facet to ich „bratnia dusza” to jak opętane psychopatki nie mogą się od takiego odczepić, bo sobie coś do chorej główki wbiły, nawet wtedy gdy widać gołym okiem, że koleś pasuje do nawiedzonej wariatki jak wół do karety. Ciągają się nogawek u spodni za wszelką cenę. To typowe dla nawiedzonych dewotek, które udają, że brakuje im logicznego myślenia. Będzie z nawiedzoną miną kartami tarota wymachiwać albo biblią i wszystko sobie na swoją modłę tłumaczyć, a tak naprawdę szukając tylko potwierdzenia do tego co im akurat pasuje i na rękę. Lub też posługują się tego typu pseudo „dowodami na kosmiczne przeznaczeczenie”, żeby tłumaczyć się przed sobą i innymi z tego co robią. Na wszystko można znaleźć „dowody” i „pseudo-wytłumaczenie”. Wystarczy wpisać dowolną frazę w wyszukiwarce i znajdzie się tysiące „dowodów” za i przeciw. Niedzielne dewotki siedzą na mszy co niedzielę, a sąsiada utopiłyby w łyżce wody bez mrugnięcia okiem. Bo se do główki wbiły, że jak Kali jeść banana i sam zajuma banany od sąsiada to dobrze, nie ma grzechu bo pan w czerni wszystko rozgrzeszy, a jak Kalemu zjeść banany to ogromna niesprawiedliwość.
Najgorsi są nawiedzeni chorzy ludzie, hipokryci, którzy się zasłania religią, ideologią albo fusami z kawy czy innymi bredniami depcząc bezlitośnie innych. Hitlerek i Stalinek też na wszystko mieli wytłumaczenie. Szczególnie Hitlerek też się wróżkami zasłaniał i astrologicznie wyższość rasy aryjskiej tłumaczył. Medycznie dowody dla tych bardziej logicznych też znalazł. Dla każdego coś miłego. On uważał, że to wręcz jego moralny obowiązek mordować. Taki to był kochaniutki, prawy wujek, że aż wielkie tłumy dały się nabrać i się wzruszały na jego natchnione przemowy. Może i wyrzutów sumienia nie miał, ale karma go raczej nie ominie, a do historii przeszedł jako psychopata i morderca nieważne jaki fałszywy obraz próbował o sobie kreować.
W większości przypadków mafiozi i gangsterzy mają zerowe wyrzuty sumienia, a najczęściej kończą oni lub ich rodzina z kulką we łbie. Jeśli to nie karma, to najzwyklejsza wymiana złej energii. Akcja – reakcja. Mieczem wojujesz od miecza giniesz. Czasem z dużym opóźnieniem czasowym. Czasem płacą następne generacje.
Nie wierzcie w te brednie ,uwierzcie że jest dobro i zło ! Bądźcie tego swidomi ,odsiewajcie dobro od zła ! W życiu nie ma złotego środka ! Reinkarnacja nie istnieje ! Popatrzcie na linie życia która biegnie na osi czasu ! Każde nowo narodzone dziecko świadczy o tym że Chrystus nie traci wiary w człowieka ! Do puki rodzaj ludzki rodzi dzieci ,wola Boża napełnia Ziemię ! To część Królestwa Bożego która jest w nas tu na tym świecie .To człowiek gardzi drugim człowiekiem ,z chciwości ,rządy władzy czyni zło ! Nic tu nie trwa wiecznie .Nauce nie udało się podważyć istnienia Boga ! Nawet sam Albert Einstein sam stwierdził że nie neguje istnienia Boga ! Ponieważ w Starym Testamencie czyli Bibli jest opisana druga zasada termodynamiki i nauka w żaden sposób nie jest w stanie podważyć tego dogmatu niezaprzeczalnego ! Dotyczy ta zasada 2 termodynamiki każdego żyjącego człowieka bez wyjątku ! Słyszałem też różne teorie typu dziecko indygo i inne brednie ! Dajcie ludziom iluzje ,to czego nie mają a ślepo włożą rękę w ognisko ! Czyńcie dobro ponieważ zło jeśli tylko czynicie ,zawsze powróci do was jak źle wyrzucony bumerang ,uderzy w was samych do tego stopnia że sami upadniecie ! To jest jedyna pewna sprawiedliwość tego świata !
Myślę, że to po prostu nie jest strona dla Ciebie, pozdrawiam
Pepsi chcę tylko powiedzieć, że bardzo rezonuję z tym o czym piszesz i DZIĘKUJĘ, że tak pięknie piszesz.Powiem od siebie jeszcze to,że tłumaczę na szwedzki niektóre twoje wpisy.Aby pokazać moim szwedzkim przyjaciołom, ze w Polańskiego też są otwarte , świadome Matrixa dusze.Dzięki po tysiąckroć!!!!!❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Miało być w Polandzie nie Polańskiego oczywiście😜
z miłością dla Ciebie <3 i pozdrowienia dla Twoich szwedzkich przyjaciół