Miłego morningu przy poniedziałku Socjecie,
Dzisiaj będzie o tym, żeby było tanio, taniutko, jak najtaniej.
Idziesz sobie w końcu kupić najzwyklejsze pięćset jedynki, bo te które nosisz nie nadają się nawet do hipsterskich stylizacji. Wydawałoby się niewinna czynność, a nawet jakaś taka sama w sobie radosna, choć powiązana z wyskakiwaniem z pie, jednak to tylko pozory, bo tak na prawdę umoczyłeś.
Zanurzyłeś się człowieku w wielkim wyzysku ludzkim, żeby zarobiło kilku pośredników i właściciel logo, levi’s przede wszystkim, natomiast szwacz, czy najczęściej szwaczka praktycznie nie zarobi nic. Znana firma dajmy na to odzieżowa, czy sprzedająca obuwie sportowe, gdyby zechciała wybudować fabrykę w USA dajmy na to, wyposażyć ją, a następnie zatrudnić Amerykanów, gdzie za szycie za godzinę trzeba zapłacić około 9-ciu dolarów, do tego borykać się z roszczeniami rozbuchanych związków zawodowych, naraziłaby się na poważne zastrzeżenia akcjonariuszy, że koszty są o wiele za wysokie. Ciąć koszty, bo ludzie chcą taniej, tanio, taniuteńko, nawet za produkt ze znanym logo chcą zapłacić najtaniej, a przecież marketing kosztuje krocie. Podtrzymywanie miłości do marki, to ekstremalne kwoty, a właściciel logo chce zarobić jak najwięcej, bo przecież wszystko się sprowadza do generowania jak najwyższego zysku. Dajmy na to taki Levi’s, zamyka więc fabrykę, zwalnia 16 000 Amerykanów i szuka jakiejś wygodniejszej miejscówki, raju podatkowego. Na takie dictum jest natychmiastowa odpowiedź krajów, z głodowym dochodem na jednostkę, które godzą się, żeby na ich terenie powstały fabryki, na których państwo, często to są Chiny, ale nie tylko, nic nie będzie zarabiało, dając całkowite zwolnienie od podatków przez pięć lat, w zamian za podaż miejsc pracy w najuboższych regionach państwa. Najlepsza jest Sri lanka na Cejlonie, bo dają aż dziesięć lat zwolnienia od podatku. Fabryki takie zatrudniają ludzi na bestialskich wręcz warunkach, gdzie uszycie pary pięćset jedynek kosztuje 89 centów, albo i mniej. Ludzie tyrają prawie jak w obozach pracy, nie mogą się odzywać, za to co sześć godzin na odpowiedni sygnał mogą udać się do toalety. Ich wynagrodzenie nie starcza nawet na absolutne minimum socjalne, ale nie mają innego wyjścia, gdyż alternatywą byłby totalny głód. Ze względu na to, że fabryki zatrudniają spore ilości ludzi, ściągają oni do pracy z różnych regionów kraju, w związku z tym powstają za fabrykami, ogrodzone i ledwo zadaszone sypialnie, wyglądające jak gigantyczne parkingi, tyle, że na rowery, gdyż wymalowane są tak małe prostokąty, żeby ludzie spali pokotem, każdy na swoim miniaturowym ortogonalu. Po pięciu latach, kiedy Państwo miałoby zacząć coś zarabiać, właściciel odstępuje od umowy, ogłasza upadłość, czy cokolwiek, a na to miejsce wchodzi ta sama firma, tyle, że z nową nazwą i zaczyna się kolejne 5 czy 10 lat w raju podatkowym. Na świecie jest aż osiemset ileś takich stref wolnego handlu, gdyż tak to się nazywa faktycznie, a nie żaden raj podatkowy. Pisze o tym między innymi, w swojej świetnej książce No logo Naomi Klein, dziennikarka śledcza, która sama to widziała, pomimo, że proceder jest ukrywany, lecz jej podstępem udało się dostać za mury fabryki.
Na marginesie, obecnie czytam jej następną też bestselerową książkę Doktryna szoku, o tym jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne. Niestety muszę zweryfikować poglądy co do prof. Balcerowicza, którego uważałam wśród polityków, jako jednego, żeby nie powiedzieć jedynego spoko gościa, a jednak jego idole, na których się powołuje, a na pewno ten o którym nawija Naomi, to zdecydowana gnida. No dobra, wracam. Kiedy dziennikarze śledczy atakują Nike, czy Levi’sa, o takie traktowanie ludzi, to okazuje się, że to nie te firmy są właścicielami fabryk, że to pełen outsourcing, czyli w całości zlecona produkcja. Że te firmy mają tylko logo, w którego wzmacnianie ładują wielką kasę, natomiast nie są w żadnym wypadku obciążeni fabrykami z ich wyposażaniem i konserwacją, ani, to przede wszystkim, męczącymi pracownikami z ich związkami zawodowymi. Do tego mają absolutnie czyste białe rękawiczki, bo są całkowicie niewinni w kwestii tak nędznie opłacanych szwaczów i szewców.
Ma być tanio. Jakby wszystko działo się w Ameryce, para dżinsów 501 kosztowałaby trzy, albo cztery razy drożej i nikt nie chciałby jej kupować, bo to w końcu nie diesel, czy disquared2. Chociaż te marki robią prawdopodobnie, a nawet na pewno to samo, tyle, że logo mają jeszcze bardziej wyśrubowane pod bogatszy target.
Właśnie to mi się skojarzyło, kiedy przeczytałam nie tak dawno rozmowę na: Wegetarianie Kraków, kiedy zachwalano nową wegetariańską knajpę w Krakowie.
Zapytałam grzecznie: – czy jest tam organiczne jedzenie? Na to ktoś poirytowany mi odpowiedział: – że nie i bardzo dobrze, że nie!, bo przynajmniej będzie tanio.
Na to ja: – że w takim razie, nie będę jej wspierać, gdyż dzisiaj można, szczególnie restauracje na prawdę mogą załatwić sobie dwa razy w tygodniu dostawy warzyw i owoców organicznych i to na prawdę nie kosztuje wiele więcej, przy zakupach restauracyjnych. Tylko, że ma być wyjątkowo tanio dla ludzi, a właściciel musi też swoje zarobić. Nie będę wspierać chemicznego żarcia, na którym się zarabia, bo niby zwierzęta nie cierpią. Właśnie, że cierpią i zwierzęta i inni ziemianie od tej wszechobecnej chemii.
Na to ktoś inny mi zarzucił: – że przecież bywasz w hipermarketach i stale kontaktujesz się z chemią.
Na to ja: – owszem, ale ograniczam to wszystko do minimum i nie ma to nic wspólnego ze świadomym wspieraniem lokali, co z tego, że wegetariańskich i tak pełno tam jogurtów i mleka, kiedy sprzyjającym chemii. Pewnie tragiczny w skutkach spożywczych ziemniak amflora GMO też się trafi i piwko z wołową żółcią, bo nada śliczny kolor i miły gorzki smak, a jest histerycznie tańsze od nieprzyjemnie drogiego chmielu.
Na to osoba zażarta wegetarianka, walcząca o każdego chomika: – oj tam, oj tam, mam już dość gadania o tym, nie wegańskim piwie
Przy okazji, w trakcie konwersejszyn okazało się, że krakowska restauracja witariańska i całkowicie organiczna RO została zamknięta, z powodu totalnej nierentowności. Na to ktoś się odezwał: – och, a tak chciałam się do niej wybrać, a już jej nie ma. I w tym miejscu emotka, najgłupsza z buziek, że niby smutno.
I ktoś z kolei bardzo rezolutnie spointował: – no może właśnie dlatego już jej nie ma.
A mnie się przypomniało, że kiedyś, zresztą kolejny raz, właściciele RO urządzili pokaz filmu o witarianizmie i prelekcję jakiejś świadomej witarianki i był poczęstunek darmowy, ale można było też oczywiście dokupić sobie jakieś danie.
Zostało to uwiecznione na zdjęciach jak się rzucili na żarcie, jakby nigdy nic nie żarli, zjedli wszystko łącznie z ceramiką. Prelekcja była tylko pretekstem i nikt nic nie kupił, nawet jednej organicznej herbaty, ani buteleczki wody strukturalnej nie sprzedano.
Tego dnia właściciele mieli utarg zero.
jeszcze przed otwarciem w 2012, a już jej nie ma od miesiąca, oczywiście Gołębia padła również, do tego miesiąc wcześniej niż Wolnica
Na zapleczu kilka osób od rana kroiło owoce i warzywa, przedtem płukane w wodzie mineralnej, wszystkie ingredienty organik, mieliły orzechy, a miksery były po umyciu jeszcze przepłukiwane wodą mineralną niegazowaną, żeby klient, nawet przez przypadek nie kontaktował się z kranówą. Dostawały te osoby godną stawkę za godzinę, żeby było uczciwie. Nie mówię, że właściciele nie popełnili kilku poważnych błędów biznesowych, w tym przeinwestowanie, ale tak czy inaczej, nie sądziłam, że krakowscy weganie, nie wpadną chociaż z ciekawości od czasu do czasu, na urodziny dajmy na to.
Jednak sprzedaży nie było, bo lepiej iść do wegetariańskiej knajpy na zupę z wody z kranu i wymoczonym zwiędniętym warzywem z makro, czy tesco, z pływającym na wierzchu żółtym kożuchem oleistego pestycydu, bo rolnik nie chce, żeby mu się zmył herbicyd od deszczu, więc jest oleisty i może robić teraz za ambitny tłuszczyk wegetariański w zupce i zapłacić za nią pięć zło i popić piwem i mówić, że fajnie, bo tanio, jest git.
Nie popieram, pomimo, że są wegetariańskie, bo to dla mnie inny rodzaj rzeźni, tym razem na ludziach. To można z biedy uskuteczniać we własnych domach, ale nie karmić tym ludzi pod szumną nazwą, restauracja.
Krakowianie, Wegetarianie, Weganie i Witarianie, w RO na mityngach, a przecież tylko wtedy tam wpadaliście, było na prawdę tanio, tak jak lubicie najbardziej, bo za zero zło.
Kłaniam się Socjecie i ślę ukłony innym Ziemianom, peps
Powiązane artykuły
Komentarze
Pochwalę się, że mimo, iż nie jestem z Krk to miałam okazję podczas podróży służbowej być i widzieć RO. Zabrałam ze sobą koleżankę kompletnie nie związaną z raw. Obydwie byłyśmy pod miłym wrażeniem lokalu i obsługi, jadłam jakiegoś wita burgera, wita chleb i coś tam jeszcze, czego sama w domu nie zrobię, wyszłyśmy bardzo zadowolone. Sympatyczna miejscówka. Chętnie bym wróciła.
Miało to miejsce pod koniec maja w środku tygodnia w godzinach południowych, zajęte 3 stoliki i powiem szczerze, jestem zaskoczona, że padło.
hej Pepsi 🙂 wiesz.. czytam ciągle co piszesz.. i jak zwykle wychodzi Ci to najlepiej.. Pamiętam, jak przyszłaś do nas pierwszy raz, jak wszyscy podnieceni szeptali na zapleczu, że przyjdziesz, że ciekawe czy Cie poznamy i będzie jak z Tobą pogadać.. ale nie o tym chciałam.. Byłaś w RO często, wiesz, że jedzenie było na wysokim poziomie i zawsze staraliśmy się je robić najlepiej jak sie dało.. jak jeszcze było widać efekt końcowy to już w ogóle byłyśmy w niebo wzięte.. a Wy z Gregiem potrafiliście pokazać, że Wam smakuje.. to było bardzo miłe i dowartościowywało nas jako 'kucharzy’.. Problem przeinwestowania nie był jedynym problemem dlaczego RO sie zamknęło.. problemy z kasą były od początku, ale tak na prawdę nikt tego nie prowadził jak powinno się to robić.. począwszy od właścicielki, która codziennie hasłem 'masz upadłe’ potrafiła zepsuć wszystko.. brak wprowadzonych towarów do komputera, brak wycen jedzenia, kaloryczności i innych kosztów.. brak zarządzającego, któremu zależało na restauracji (bo usłyszałam, że to była kara, że 'czuła się jak w więzieniu’).. nie było nikogo kto wiedział jak się za to zabrać.. no ale cóż.. chciałam też poruszyć tu kwestię ze miałyśmy dobrze płacone.. teoretycznie miałyśmy, bo te powiedzmy 7zł na godzinę było w miarę uczciwe, ale na pewno nie wymierne za pracę którą dziewczyny wkładały.. zresztą, jak pamiętasz, przyjmowały się za inną stawkę, ale na szczęście zostały i za 7zł.. do dzisiaj dziewczyny nie dostały wypłat (nie mówiąc o mnie, bo ja nie dostałam tak na prawdę ani jednej).. właścicielce jak zwykle upiekło się w życiu.. nie było na wypłaty, ale na zrobienie zębów i choćby wyjazd na miesięczny kurs theta do Chorwacji pieniążki się znalazły.. i na tysiąc innych rzeczy, jak zmianę mieszkania na większe.. myślę, że do prowadzenia restauracji trzeba mieć nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim chęci.. bo sam personel nie był w stanie zrobić wszystkiego..
Pozdrawiam Was i ściskam!
Aniu cześć Kochana, bardzo się cieszę, że napisałaś, bo Twoje info jest najbardziej wiarygodne, gdyż z pierwszej ręki. Mnie też czyszczono z upadłych 🙂 i G. też. Bardzo rozbawił mnie również fakt, że teraz pewna osoba będzie szkolić innych, między innymi jak osiągnąć, oczywiście przy pomocy transcendencji, sukces w biznesie 🙂 Gorąco Cię ściskam i kisssssssss
🙂 tiaaa.. w temacie szkoleń jak osiągnąć sukces w życiu zawodowym i prywatnym i każdym innym.. najgorsze jest to, że tacy 'uczniowie’ nie mają pojęcia powiedzmy o przeszłości takiej osoby.. jak bardzo potrafi skrzywdzić i jak bardzo ma niepoukładane swoje życie 'duchowe’ i nie tylko.. może przydałby się taki 'brudny pr’?! 🙂 ściski!
czyli to też wychodzi na to, że piszesz Pepsi o nie wspieraniu wyzysku i tego typu rzeczach, a z drugiej strony płaciłaś i wspierałaś knajpę, która nie wypłacała pieniędzy pracownikom, a ich stawki i tak były raczej śmieszne wnioskując z posta powyżej. 7 złotych za godzinę pracy, która wymaga jednak sporego wysiłku i zaangażowania? Więcej płacą za roznoszenie gazetek reklamowych czy rozdawanie gazet. Ale jak by nie patrzeć też dwa razy odwiedziłam RO i szkoda, że upadło. Jedzenie było smaczne, doceniam że organiczne, choć dla mnie jednak wszystko za tłuste.
chciałam zapytać CIę Pepsi przy okazji, bo zawsze zapominam, czy jest jakiś owoc i warzywo, których nie lubisz? pozdrówki!
Hej Marcy, nie wnikam w stawki, gdyby firma zarabiała, myślę, że na pewno podniosłaby stawki, lepiej zapytać się ile płacą za godzinę w innych restauracjach, w tym momo i innych wegetariańskich, cokolwiek nie powiedzieć firma upadła, więc właściciel również się nie obłowił, pomimo, że zainwestował masę kasy.
Ja akurat w tym wypadku trzymam stronę pracowników, gdyż to nie oni popełnili błędy, ale w kontekście zarobków, nikt nic nie zarobił, bo zabrakło klientów, być może również z tego powodu, o czym pisze wyżej Piotrek.
Nie lubię i to bardzo melona i dojrzałego banana, ale w szejku jakoś uwielbiam oba. Nie jem też arbuzów, nudzą mnie. Daktyli też nie jem. Odrzuca mnie brokuł i kalafior. Ale jak widzę zielone liście czegokolwiek jadalnego to zjadam jak najpyszniejszą przekąskę, solo i oczywiście bez żadnego tłuszczu. Liśc po liściu mogę zjeść dwie wielkie głowy sałaty przed kompkiem
cześć Aniu Jeśli chcesz odzyskać pieniądze za pracę to skataktuj się ze mną
jurge@interia.eu
Otwieranie tego typu knajpy w kraju jakim jest Polska – to jest kardynalny błąd biznesowy. Wszystko tak naprawdę rozpieprza się o kasę. Gdyby przeciętny konsument brał na rąsię 2000 euro, a nie 2000zł, to myślę, że znacznie częściej by do niejednej knajpy zajrzał i monetę wydał.
A co do 501-ek, gdyby produkcję przeniesiono do USA na przykład, to załóżmy, że koszt produkcji jednego spodzienia wynosiłby 5$ a nie 50c (pi razy drzwi). Cena końcowa mogłaby pozostać taka sama, firma by raczej nie splajtowała (dodatkowym plusem byłoby to, że szyją w USA). Niestety akcjonariusz z cygarem traci 4,5$ i on tych 4,5$ nie odpuści ZA NIC.
Zasadniczo nie widzę wyjścia z sytuacji, kiedy konsument z jednej strony chce jak najtaniej, jak „najmarkowiej”, a z drugiej serce mu pęka, jak się fabryka wali. Jakieś 95% ma już taką siekę w głowach, że w zasadzie żyją tylko po to, aby napędzać kapitalistyczny kołowrotek, a pozostałe 5% to wiadomo – cykliści, ekolodzy, lewacy i szaleńcy 🙂
czyli my Piotrku 🙂
Przypomne ze w polska to takze takie chiny i produkcje ze skandynawi , anglii przenosi sie do polski .
To nie ma porównania, tutaj nikt nie śpi na 70 cm 2 na ziemi i nie pracuje 12 do 18 godzin , a do tego to nie jest strefa bezpodatkowa, więc jak jest fabryka to państwo dostaje swój haracz w postaci ogromnych podatków, czyli niby budźetowka ma co jeść.
Pewnie tylko dlatego, że w Polsce jest coś takiego jak „płaca minimalna”.
Pepsi dla nas jest do nieogarniecia pracowanie za takie pieniadze i w takich warunkach jak to jest w chinach. A w skandynawi nie miesci sie w glowie pracowanie za takie grosze jak w polsce . A co do pracowania po 12 godzin proponuje pogadac z ukrainkami ktkore przyjechala do polski za praca a dostaly charowke za pare groszy.
Paula, nie patrzyłam pod tym kątem, zapewne masz rację
Pepsi a no widziałaś „Chiny w kolorze blue”? Bardzo, ale to bardzo trafny do tego co napisałaś.
Ania I, nie widziałam, ale w takim razie chcę zobaczyć
Raz udalo mi sie do tej knajpki wpasc, akurat bylem spragniony a nie glodny wiec zamowilem swiezy sok z marchewki, czy z czego tam mieli, i czekalem … czekalem … czekalem … czekalem, a ta marchewka chyba jeszcze rosla … mialem wypic i spotkac sie z zona ale w koncu zona przyszla i czekalismy teraz razem. w koncu doczekalem sie kubeczka tego nektaru, znaczy sie happy end. cena byla troche za wysoka, ale co tam. ale pomimo ociezalosci w dzialaniu szkoda ze padli, zawsze jakas odmiana.