fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 107 164
70 online
46 121 VIPy

Chińskie badanie – nieścisłości , część II

 

Ponowne Joł Socjecie w dniu dzisiejszym Skrótowa analiza Forks Over Knives na podstawie opracowania blogerki Denise. Jak nie skumałeś bazy, patrz wpis poprzedni TUTAJ Większość z was spotkała się z tym filmem, niejako ulepszoną wersją Jedzenie ma znaczenie, którego treść prawie w całości umieściłam na tym blogu TUTAJ, a więc większość wegetarian i wegan słyszała o tym filmie, gdyż jest bardzo po ich myśli, zaś mięsożercy podeszli do niego ze znacznie mniejszym entuzjazmem.

Denise jako jedyna sprawiedliwa wśród wegan/wegetarian jednak postanowiła niejako wbrew sobie przedstawić prawdę, która według niej została tylko połowicznie, czy też wygodnie wybrana i przedstawiona.

Producenci filmu opisali go, jako zajmującym się zagadnieniami, że większość, o ile nie wszystkie choroby zwyrodnieniowe mogą być kontrolowane, czy nawet wyleczone, kiedy odrzucimy nasze dotychczasowe menu, w tym z przetwarzanymi potrawami z wykorzystaniem zwierząt i innymi wysoko przetwarzanymi.

Roger Ebert znany krytyk filmowy, który zmarł w zeszłym roku określił ten film, jako mogącym uratować życie, zaś wegetarianka Denise podsumowuje go, czyli film zręcznym połączeniem faktów, fikcji i mnóstwem zdjęć warzyw.

Film według niej jest dość cwany, bo nie oczernia się w nim jawnie produktów zwierzęcych, a hasło widelce ponad noże, nie oznacza po prostu wyższości pożywienia roślinnego – widelec, nad pożywieniem pochodzenia zwierzęcego – nóż, ale nad wyższością odpowiedniej diety – widelec nad alopatyczną medycyną – nóż, lub jak kto woli skalpel.

Ten film jest bardzo ostrożny w doborze słów, unika się w nim terminu „weganizm”, a zastępuje go za pomocą frazy „dieta na bazie roślin”, co Denis uważa za sprytne posunięcie. Pomimo, że przesłanie jest jasne, że żywność zawierająca zwierzęta nie jest dla Ciebie dobra, jednak fraza „dieta roślinna” brzmi bardziej elastyczne, nie dogmatyczne i ogranicza się do sfery rzeczy jadalnych, a nie do wegańskich akcji PETA, które nie wszystkim przypadają do gustu. Gdyż są zbyt kontrowersyjne. Prawie nikt nie lubi zobaczyć rzeźni, nawet mięsożercy.

Generalnie film jest hejtem na tłuszcz. Ale nie tylko ten zwierzęcy, a również zaleca się wyeliminowanie tego roślinnego i ograniczenie go do 10%, co pozwala walczyć z chorobami serca i innymi. W filmie wystąpił Caldwell Blakeman Esselstyn amerykański chirurg, urodzony w 1933 roku, który od lat obejmuje wielkim patronatem dietę na bazie roślin, i który uważa, że komórki tłuszczowe uszkadzają śródbłonki komórek, co sprzyja chorobom serca.

Oczywiście Denise zaraz wspomina o omedze – 6, czyli szczególnie problematycznym kwasie linolowym.

Jedzenie ryb niejako zostaje rozdzielone z jedzeniem mięsa, bo niewiele się w tej kwestii mówi. Chociaż tradycyjna japońska dieta i dajmy na to, badania Norwegów w czasie drugiej wojny światowej, kiedy owszem Norwegowie zaprzestali jeść mięso, gdyż go nie było, ale bardzo wzrosło spożycie ryb, a spadła ilość zachorowań na serce.

W filmie zignorowano korzyści zdrowotne ze spożywania żywności pochodzenia morskiego. Nastąpiły też poważne uproszczenia, kiedy mówiło się właściwie tylko o dwóch niejako przeciwstawnych sposobach żywienia, czyli o diecie roślinnej i o standardowej diecie amerykańskiej.

Czyli, że pączki, ciasta i zaraz w tej samej sekundzie wspominano o przetworzonych zwierzętach, są bardzo niezdrowe, ale też ściśle powiązane z ludźmi, którzy nie są na diecie roślinnej. Tak jakby w innych krajach znacznie mniej uprzemysłowionych nie występował pokarm zwierzęcy.

Jakby nie istniały populacje Masajów, tradycyjnych Eskimosów, australijskich Aborygenów i niezliczonych łowców-zbieraczy, którzy wygodnie zniknęli na czas trwania tego filmu. Rzeczywistość została wybrana bardzo selektywnie. Również dieta śródziemnomorska została pominięta. No i teraz najważniejsze poruszenie, które zaczyna się od około 13-tej minuty filmu.

Słowo na C, czyli cholesterol. Cholesterol jest przedstawiony nie jako naturalna i niezbędna substancja, ale na podstawie opisów można wysnuć wnioski, że to jest toksyczny szlam.

13:06 minuta filmu – Ale kiedy spożywamy dietę zawierającą wysoką ilość cholesterolu, który znajduje się tylko w żywności pochodzenia zwierzęcego, takiego jak mięso, jaja i produkty mleczne, to ma on, czyli cholesterol tendencję do pozostawania w krwiobiegu. W postaci tak zwanej płytki nazębnej, która osadza się na wewnętrznej stronie naszych naczyń krwionośnych i jest główną przyczyną choroby wieńcowej.

To jest to! – krzyczy Denise – Czy doznajemy właśnie poślizgu i upadku z powrotem do lat 80-tych? Mój niedawny wpis w tym temacie https://pepsieliot.wordpress.com/2014/03/03/tluszcze-nasycone-czyli-jak-bardzo-zostalismy-oklamani/

Na początek, cholesterol z pokarmów zwierzęcych nie posiada magicznych zdolności do utworzenia stałego obozu w krwiobiegu. To była wspólna linia myśli parę dekad temu, ale jak czyniono postępy w badaniach, zorientowaliśmy się, że ciało jest w rzeczywistości dość niesamowite w regulacji produkcji cholesterolu w odpowiedzi na to, co zjadamy z żywnością.

Lekarze w „Forks Over Knives”, jak się wydaje, są jednymi z nielicznych maruderów, którzy ciągle wierzą, że cholesterol w diecie jest szkodliwy.

Na podstawie badań wyszperanych przez Denise, okazuje się, że większość ludzi (około 70% populacji) są „hipo-reagujący”, jeśli chodzi o spożycie cholesterolu, czyli, że to co jedzą ma niewielki wpływ na stężenie cholesterolu całkowitego we krwi. Mniejsza część ludności to „hyper-reagujący”, u których zwiększa się wzrost poziomu cholesterolu we krwi po jedzeniu żywności, która ma wysoki poziom cholesterolu, ale zmiana jest proporcjonalna w stosunku LDL złego do HDL tego dobrego, czyli ryzyko chorób serca pozostaje takie samo jak było wcześniej.

Ciekawe co Denise ma do powiedzenia w kwestii takiej, że jednak u wielu osób odżywiających się tradycyjnie stosunek złego do dobrego cholesterolu jest bardzo nieprzyjemny. Mój wpis w tym temacie https://pepsieliot.wordpress.com/2014/03/06/cholesterol-ldl-moze-by-go-suplementem/

No i poruszyła sprawę jaj, która rzeczywiście przemawia, za jej racjami. Były badania, w których dieta wysoko cholesterolowa, oparta na dużym spożywaniu jaj, czyli białka zwierzęcego w rzeczywistości zwiększyła poziom dobrego cholesterolu HDL. Następnie film zaczyna w dalszym ciągu opisywać dokonania Campbella, on sam w nim występuje.

Denise ma zastrzeżenia do wniosków wyciągniętych przez Campbella na temat raka wątroby i powiązań ze spożyciem przez szczury kazeiny w 20% i w 5%, a przede wszystkim stymulacji organizmu groźnym kancerogennym grzybem aflatoksyną.

Denis dowodzi, że związek z poziomem kazeiny i rakiem wątroby jest ściśle uzależniony od ilości aflatoksyny. Żartuje nawet, że żeby owe badania można było rzeczywiście wykorzystać należałoby zjeść kilkanaście słoiczków spleśniałego masła orzechowego.

Okazuje się też, właśnie szczury Campbella na nisko białkowej diecie nie były również okazem zdrowia. Jeszcze bardziej ekscytujące dla Denise, były indyjskie nowsze badania, którym przyjrzała się z bliska, wykazujące, że dieta z niskim poziomem kazeiny wpływa na promowanie raka, wtedy gdy dawka aflatoksyn jest niższa.

W następnych minutach filmu występuje już wymieniony dr. Esselstyn i za chwilę jest właśnie przytoczona sprawa z Norwegią w czasie wojny, o czym wspominałam wcześniej i pomija się milczeniem sprawę jedzenia o wiele większej ilości ryb, jakby ryba nie była mięsem.

Denise zaczyna w tym momencie przeprowadzać szczegółowe analizy, które mają świadczyć o mocno tendencyjnym podejściu do tematu twórców i uczestników tego filmu. Podaje szereg wykresów wraz z komentarzami.

Prawie w 22 minucie filmu pojawia się McDougall, który w 1970 roku pracował jako lekarz na plantacji cukru na Hawajach. Zauważył, że starsze pokolenia Japończyków (i innych imigrantów z Azji) byli wolni od współczesnych chorób, byli aktywni fizycznie, nie mieli chorób serca, zapaleń stawów, ani raka piersi, czy cukrzycy. Czyli ogólnie uniknęli dolegliwości dręczących większość cywilizacji Zachodu.

McDougall przypisuje to temu, że starsze pokolenie, żywiło się ryżem i warzywami, które sami wyhodowali. Natomiast już ich dzieci i wnuki, które skontaktowały się z amerykańską dietą wysoko tłuszczową natychmiast zaczęli cierpieć na te same choroby, jakie dręczą innych Amerykanów.

Minuta 21:56 – [McDougall:] Dzieci rdzennych, starszych Japończyków, zaczęły rezygnować z ryżu i zastępować go pokarmami zwierzęcymi, produktami mlecznymi, i … – Denise kpi- wyniki były oczywiste. Stali się grubi i chorzy.

Wszyscy mieli zrozumieć, co było przyczyną tej patologii, oczywiście pokarmy pochodzenia zwierzęcego.

Denis jednak przyłożyła się do rozkminienia pokazanych wykresów, które były do tego dość niewyraźne i dostrzegła zasadniczo inne różnice w diecie między Japończykami, którzy zostali w Japonii, a tymi którzy przenieśli się na Hawaje. Potem występuje znowu Campbell i mamy przegląd treści, o których dowiedzieliśmy się już wcześniej w China Study. (Wrócę do podsumowania przez Denise tej książki w III-ciej części wpisu)

Tymczasem, badania w Dieta, styl życia, a śmiertelność w Chinach, (Diet, lifestyle and mortality in China,każdy może pobrać sobie te badania, byłam na tej stronie) na które zwróciła uwagę Denise są następujące:

Białko roślinne ma korelację 0,21 z chorobami serca (pozytywną) Białko zwierzęce z wyłączeniem ryb ma korelację 0,01 z chorobami serca (neutralną) Białko ryb ma korelację -0,11 z chorobami serca (odwrotną) Spożycie mięsa ma korelację -0,28 z chorobami serca (zdecydowanie odwrotną) Spożycie ryb ma korelację -0,15 z chorobami serca (odwrotną) Spożycie jaj ma korelację -0,13 z chorobami serca (odwrotną)

Pszenica ma korelację 0,67 z chorobami serca (naprawdę wściekle wysoką)

Czyli widzimy, że to pszenica ma najsilniejszy związek z chorobami serca!

Jak się to ma do stwierdzenia, że dieta roślinna zawsze wiąże się z najmniejszą śmiertelnością? Ostatnie zdanie należy do blogerki (?) Denise.

Denis się wypowiada – na pewno „Forks Over Knives” ma jeszcze jakieś inne obszary, do których mogłabym się przyczepić, takie jak sprawozdania Campbella, że ​​”białko zwierzęce zmierza do stworzenia warunków kwasowych w organizmie o nazwie kwasica metaboliczna i prowadzi do osteoporozy (minuta 01:03:20 ), co jest według Denise nieuzasadnionym przekonaniem i zostało obalone już w kontekście mleka.

Generalnie Denise podważa prawie wszystko co podsumował Campbell w swoim badaniu, dajmy na to zapalenie wątroby typu B, które albo związane jest z niskim poziomem cholesterolu, albo wywołuje niski poziom cholesterolu. To nie jest jeszcze pewne, ale tak czy siak wpływa na korelację przeciwną. I tak dalej i tak dalej.

Tak jak wspomniałam, blog Denise jest zapewne fikcyjny, a może był sobie taki blog, który został za zgodą autorki zaanektowany do przedstawienia ogromnej pracy dedukcyjnej i szperaczej, pewnie zespołu badaczy, na usługach przemysłu mleczarskiego, lub jakiegokolwiek innego, tyle, że nie piekarnictwa.

Cokolwiek nie powiedzieć opracowanie wytyka wiele wydawałoby się tendencyjnych zabiegów formalnych, zarówno w książce China Sudy dr. Campbella, jak i w filmie Widelce ponad noże, aby spłaszczyć te nie pasujące do ogólnej koncepcji, a nienaturalnie wyolbrzymić te, które pasują.

Natenczas, jeszcze nie przyszedł moment na wyrażenie przeze mnie ostatecznej i osobistej opinii. Serdeczności i zapraszam do zapoznania się częścią III, która już wkrótce pojawi się w tych skromnych progach.

peps

(Visited 4 953 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar bombi76 17 marca 2014 o 13:55

    Witaj Peps !!! trochę odbiegnę od tematu , zastanawiam się nad kupnem wyciskarki lub blendera (na oba sprzęty mnie nie stać) nie wiem co będzie lepsze , ponieważ chcę spożywać wiecej warzyw i owoców ale czasami nie pochłonę takiej ilości jak trzeba więc alternatywą są albo musy albo soki , co będzie lepsze blendowanie??? czy wyciskanie warzyw??? jeśli możesz pokłonić się nad moja rozkminą będę wdzięczna

    1. avatar pepsieliot 17 marca 2014 o 15:09

      Ja tylko blenduję. Jak jesteś zdrowa szkoda wyrzucać tyle rozpuszczalnego błonnika

      1. avatar bombi76 17 marca 2014 o 15:47

        Dzięki wielkie za odpowiedz i pozdrawiam

  2. avatar Jakub 17 marca 2014 o 15:19

    Białko zwierząt jedzone podczas badania China Study było zupełnie inne niż obecnie spożywane. Poza tym prawdopodobnie było inaczej przyrządzane niż dziś. To samo odnosi się do ryb, które obecnie są b. zatrute. Jeśli mówimy o pszenicy i węglowodanach które w nadmiarze wpływają na znaczny wzrost trójglicerydów i potem przez lipogenezę de novo wpływają na powstawanie VLDL a także zwiększają Lp(a) i homocysteinę to nic dziwnego że mają one znamienną korelację dodatnią na choroby serca. Chude mięso z dobrego źródła jest lepsze niż proste węglowodany; które dodatkowo przygotowane są z innymi cukrami..i to jest wniosek Denise. A że przebiałczenie tłustym mięsem powoduje wzrost lipidów i wpływa na choroby…wiadomo

    1. avatar pepsieliot 17 marca 2014 o 16:31

      Jakubie ostatnie badania donoszą, że chude mieso jest najgorszą opcją, mięso ma być tłuste, wracają do łask podroby i naprawdę ciężko byłoby na taką dietę się skusić. Co do koleracji jednostopniowej właśnie to zostało w odwecie zarzucone Denise w odpowiedzi Campblella, że doszukała się koleracji tam gdzie być może jej nie było, bo pszenicę jedzono w Chinach w cześciach narazonych na suszę i nie jedzono tam poraKTYCZNIE zielonych warzyw, więc dlaczego tego akurat by nie skorelować z chorobami serca. to wszystko nie jest takie proste i będę temat kopntynuować w następnych postach

      1. avatar Jakub 17 marca 2014 o 19:05

        Mogłabyś przytoczyć te badania? Jeśli one promują jedzenie tłustego mięsa to znaczy że sugerują że wielonasycone tłuszcze powinny być zdrowe dla nas. Wątpliwe. Stąd chętnie bym się z nimi zapoznał. Dzięki.

        1. avatar Łysica 17 marca 2014 o 21:45

          „A że przebiałczenie tłustym mięsem powoduje wzrost lipidów i wpływa na choroby…wiadomo”
          Mięso zawiera od 16 do 21% białka a soja od 30 do 50% to czym się prędzej przebiałkujesz? No i na jakie to choroby ma wpływ mięso, jedzone w rozsądnych ilościach?
          Tłuszcze wielonasycone to jakie to są bo jakoś ich nie kojarzę.

          1. avatar Jakub 18 marca 2014 o 01:25

            W rozsądnych jedzenie mięsa pewnie nie zagraża, jeśli nie obawiasz się jedzenia dioksyn, fosforanów, i innych świństw zatruwających twój organizm. Moje pytanie dotyczyło wskazania przez pepsi badań pokazujących że lepiej jeść tłuste niż chude mięso. Takich nie widziałem.
            Odnośnie tłuszczy chodziło oczywiście o tłuszcze nasycone. Które bezpośrednio wpływają na wzrost LDL i powszechnie przyjmuje się że wpływają negatywnie na choroby serca i różne rodzaje raka, gdy konsumowane w większej ilości.

        2. avatar Karolka 18 marca 2014 o 09:12

          Chciałam tę odpowiedź dodać do komentarza poniżej, ale nie widzę linka. ” […] tłuszcze nasycone. Które bezpośrednio wpływają na wzrost LDL i powszechnie przyjmuje się że wpływają negatywnie na choroby serca”. Proszę bardzo, pierwsza z brzegu metaanaliza na ten temat: http://ajcn.nutrition.org/content/early/2010/01/13/ajcn.2009.27725.abstract Poza tym fajnie by było, gdyby zamiast „powszechnie przyjmować”, jednak coś się badało/dedukowało/sprawdzało/obserwowało.

          1. avatar Karolka 18 marca 2014 o 09:17

            A jednak dodało się w dobrym miejscu. Dziwne. Jeszcze jedna kwestia dotycząca chudego mięsa: za duża jego konsumpcja może prowadzić do stanu zwanego „rabbit starvation”. Jeśli razem z mięsem zjemy tłuszcz z owego, to stan ten nie będzie miał miejsca. Czytałam gdzieś, że Indianie, którzy lubili raczyć się starszymi, bardziej otłuszczonymi zwierzętami, kiedy upolowali coś chudszego, to byli niepocieszeni. Wiedzieli, że mogą się po tym gorzej czuć. Polecam traktować to jako ciekawostkę, bo nie przytoczę źródła niestety.

          2. avatar Łysica 18 marca 2014 o 11:18

            Indianie ci byli opisani w książce „Ginące plemie”, jak dobrze pamiętam, czytałem tylko opis tej książki, wolałbym całą przestudiować.
            Tam było napisane że jak upolowali karibu chude, z małą ilością tkanki tłuszczowej to byli nie zadowoleni, wiedzieli że będą chorować z braku tłuszczu.
            Zaczęli indianie chorować jak przyszedł biały człowiek, zabrał im łuki, dał wędki, chleb i biały cukier.

          3. avatar Jakub 18 marca 2014 o 11:54

            Być może tak jest dla CVD, CHD, które są oczywiście główną przyczyną zgonów w krajach rozwiniętych, jednakże dr. Campbell w China Study pokazał związek jedzenia nasyconego tłuszczu z występowaniem nowotworów, które też mają spory udział śmiertelny. Dość precyzyjne wykresy pokazują zdecydowanie dodatnią korelację. Z drugiej strony badania Dr. Esselstyna pokazują że dieta 0-tłuszczowa z niewielką ilością orzechów/siemienia, itp. powoduje cofanie się arteriosklerozy i zwapnienia tętnic. Nie znam innych badań pokazujących cofanie się CVD…

          4. avatar Not Milk 18 marca 2014 o 15:48

            Dodałbym jeszcze do tego Łysico białe mleko. Widzę, że również czytałaś „Sugar blues” Dufty’ego. Pozdrawiam, życząc miłego dnia!!! 🙂

          5. avatar Łysica 18 marca 2014 o 16:39

            Not Milk, nie czytałem „Sugar blues”, ale jak polecasz to się rozejrzę, i ja to on, nie ona.

          6. avatar Jakub 18 marca 2014 o 17:08

            @Karolka, nadal nie zamieściliście badania potwierdzającego, że tłuste mięso jest zdrowsze od chudego, co sugerowała w odpowiedzi wyżej @pepsi. Ewentualnie że nie szkodzi na CVD i CHD. Z czym się nie zgadzam, ze względu na chociażby poniższe badania:
            – Comparison of predictive performance of various fatty acids for the risk of cardiovascular disease events and all-cause deaths in a community-based cohort. Atherosclerosis. 2013 Sep;230(1):140-7. doi: 10.1016/j.atherosclerosis.2013.06.015. Epub 2013 Jul 12.
            http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23958266
            „CONCLUSIONS: Our data provides strong evidence to support that plasma saturated fats and trans fats can predict all-cause death and CVD more effectively than other fatty acid markers.”
            2) Saturated fats and the risk of stroke.
            – Plasma Fatty Acid Composition and Incident Ischemic Stroke in Middle-Aged Adults: The Atherosclerosis Risk in Communities (ARIC) Study.
            Cerebrovasc Dis. 2013 Jul 30;36(1):38-46.
            http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23920478
            „Conclusions: In this US cohort of whites, we found significant positive associations of plasma saturated and monounsaturated fatty acids, especially of palmitoleic acid, with ischemic stroke. We also found an inverse nonlinear association between linoleic acid and ischemic stroke.”
            3) Serum Fatty Acids and Incidence of Ischemic Stroke Among Postmenopausal Women.
            http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23899914
            Stroke. 2013 Jul 30. [Epub ahead of print]
            „These findings suggest that individual serum trans, saturated, and monounsaturated fatty acids are positively associated with particular ischemic stroke subtypes, whereas individual n3 and n6 polyunsaturated fatty acids are inversely associated”.

          7. avatar Not Milk 18 marca 2014 o 17:49

            Polecam, bo była bardzo interesująca w lekturze, pomimo widocznego antychrześcijańskiego resentymentu jej autora. Przepraszam Ciebie za sfeminizowanie-ten nick Łasica przyćmił mi formy męskie czasowników, które pojawiają w Twoim komentarzu. Pozdrawiam!!!

  3. avatar Edyta 17 marca 2014 o 15:28

    Przyznam otwarcie ze ja nie nadazam z tymi rozkminami, a moze mam za malo wiedzy teoretycznej.
    Niemniej jednak na moj wlasny uzytek klaruje mi sie obraz „zdrowego jedzenia”. Chociaz bardzo pomalu sie klaruje.
    NIe wiem kiedy chína study bylo prowadzone, ale zakladam ze w miare wspolczesnie. Ten fakt dyskwalifikuje – w mojej ocenie- do wiarygodnosci. Ustalajac najlepsza diete dla czlowieka nalezaloby cofnac sie w badaniach do czasu, kiedy zywnosc byla dziewicza, a to, jak mniemam nie jest mozliwe.

    1. avatar pepsieliot 17 marca 2014 o 16:38

      Edyto Faktycznie nie siedzisz w temacie, badanie było prowadzone w ciągu 24 lat (książka wydana jakieś 6 lat temu) i jest nadal prowadzone, czyli dotyczy żywności sprzed 30-tu lat do czasów współczesnych, ale Chiny, a szczególnie wiejskie prowincje raczej nie posilały się pożywieniem wysoko przetworzonym, ani odpowiedającym tak zwanej diecie ludzi zachodu, do tego jest to ludność niezwykle liczebna a przy tym jednolita genetycznie, co bardzo pozytywnie wpływa na jakość wyciąganych wniosków, dlatego znaczenie chińskiego badania jest/byłoby ogromne, gdyby okazało się w całości nie naciągane. Pomimo opinii Denise będę starała się tego dowieść, że tak właśnie jest, a jeżeli szala przechyli się na jej stronę, będę zmuszona zweryfikować dotychczasowe paradygmaty żywieniowe

  4. avatar Not Milk 17 marca 2014 o 16:33

    Nie mogę się doczekać Twojej osobistej opinii na ten temat 🙂

  5. avatar Monika Niżnik 17 marca 2014 o 17:21

    Wspomniana książka dr. Campbella była punktem zwrotnym w moim podejściu do kwestii jedzenia. Z typowego mięsożercy (mięso na śniadanie, na obiad, na kolację – matko święta!!!) przerzuciłam się na roślinny sposób odżywiania. Zawsze znajdą się malkontenci – i dobrze, tacy też są potrzebni. Pomagają nam spojrzeć na sprawy z zupełnie innej, niedostrzeganej wcześniej przez nas perspektywy. Ludzie mają jednak skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Pomimo rozkminy i wątpliwości Denis – zostaję przy swoim prostym, nieuczonym rozumie. Nie truję już siebie i moich ukochanych bliskich padliną sklepową przesiąkniętą antybiotykami, hormonami i innym świństwem. Nigdy w życiu nie podalibyśmy przecież swojemu dziecku tego co pchają producenci do mięsa, wędlin, paróweczek, fast foodów, cukiereczków gdyby było wyizolowane z tych „pyszności”. Jem żywność świeżą, prostą, nieprzetworzoną. Nie pogardzę jajkiem wsiowym (ze sprawdzonego źródła) jak również kawałkiem zdrowego, soczystego mięska. Taki rarytas trafia nam się zazwyczaj 2 x do roku, wtedy kiedy odwiedzamy Bieszczady. Mięso, które kosztujemy pochodzi od zwierząt hodowanych w tradycyjny sposób a gospodarze szanują Matkę Naturę i jej dary. Zdecydowałam, że nie będę w przyszłości stałym klientem Big Pharmy. Nie musiałam długo czekać na efekty zmiany odżywiania. Apteki nie odwiedzamy już od 2,5 roku – wyczyn nie lada mając 3 dzieci 🙂

    1. avatar pepsieliot 17 marca 2014 o 17:42

      Moniko bardzo rezolutna wypowiedź, pozdrawiam Ciebie i Twoją rodzinę

    2. avatar Jakub 18 marca 2014 o 17:14

      Dokładnie, trafiłaś w punkt. To wydaje się być najzdrowsze podejście, czyli 100% plant-based z czasem odstępstwami, które nie robią tak na prawdę różnicy na organizmie. Sam to stosuję i wyniki mam podobne. Nie chorowałem od 5 lat..

  6. avatar Basia 17 marca 2014 o 17:34

    Pepsi czy Ty się do paleo przymierzasz?:)
    Powiem szczerze że nawet jakby paradygmat sie odwrócił to nie wyobrażam sobie powrotu do jedzenia zwierząt, mam nadzieję że trochę tego CAmpbella wybronisz. Jedyna nadzieja w tym, że i Campbell i Esselstyn żyją już długo, choć oczywiscie ich pojedyncze przypadki nie mogą służyć do wyciągania jakichś dalekich wniosków. Cóż – chyba pozostaje żywność nieprzetworzona albo nisko przetworzona, dla wegan dbanie o omega 3 z konopii czy lnu, a to czy ktoś zje trochę mięsa to już jego sprawa – ani weganizm ani jedzenie mięsa niczego nie gwarantuje, niczego nie przekreśla. Wszyscy muszą dbać o to co wkładają do ust, pozdrowionka

    1. avatar pepsieliot 17 marca 2014 o 17:40

      Nie do paleo, ale i tak od dawna supelementuję się omega -3 z oleju z ryb, ale myślę o dzikich rybach morskich, na surowo oczywiście.

      1. avatar Not Milk 17 marca 2014 o 19:51

        Podejrzewałem, że raczej będziesz się przymierzała do tego typu pokarmów. Powiem Tobie, że mnie na poczatku to odżywianie paleo wydawało się ciekawe i nawet ostatnio trochę spróbowałem owoców morza (dało mi to większy komfort psychiczny-jak chcę to zjem i się tym nie przejmuję) a teraz od 2 tygodni jestem znów w 100% roślinny i tak jest chyba najlepiej (przynajmniej czuję sie najlepiej) 🙂 Jednak nigdy raczej nie określiłbym tego jako zejście na ścieżkę „paleo”. Mnie ten ruch sam w sobie nie przekonuje, choć przeżywa prawdziwy boom w wielu miejscach od około 10-15 lat. Myślę, że dopiero po 20-35 latach będzie można wstępnie określić jej wpływ na zdrowie/choroby osób ją stosujących, ale już pojawiają się pewne głosy krytyki (np. 12 Paleo Myths: Eat Better Than a Caveman). Jest wiele interesujących blogów, które polemizują z pewnymi założeniami paleo, np. paleoveganology, plantpositive, vegetarianmythmyth (z niego polecam wpisy permaveganina), czy peaktestosterone. Jest też interesujący wpis (a właściwie esej) o nieudanej próbie wszystkożerstwa, który powinien Ciebie (ale i również pozostałych czytelników) zainteresować. Jego tytuł to „Omnivore: Fail”.
        *
        Pozdrawiam serdecznie!!! 🙂

      2. avatar Łysica 17 marca 2014 o 21:47

        To już teraz wiem dlaczego chcesz pojechać do Kanady.
        Dr. Budwig pisała że jedyną rybą którą możemy jeść tj.dziki czerwony pstrąg kanadyjski, chyba dobrze zapamiętałem że o tej rybie ona pisała?

        1. avatar pepsieliot 18 marca 2014 o 06:26

          Łysica dokładnie

  7. avatar Paula 17 marca 2014 o 20:44

    Surowe ryby powiadasz Pepsi , prosze bardzo 🙂 ja podziekuje
    https://www.youtube.com/watch?v=b3M1lOYtTBo&list=UULwUd5KtYONsRJ3UAOojZ0w

  8. avatar Paula 17 marca 2014 o 20:46

    Nie to nie ten filmik :/ nie che mi sie wkleic, tytul to:
    SUSHI TOXICITY 2014: WARNING you may NEVER eat fish a

  9. avatar Paula 17 marca 2014 o 20:48

    sory , zasmiecilam ,skasuj to nie da rady wkleic tego filmiku.

  10. avatar Łysica 17 marca 2014 o 22:16

    Ale pojechałaś z tymi dwoma wpisami, bardzo obiektywnie podjęłaś ten temat, a już myślałem że wyniesiesz na piedestały Campbell’a a mnie zmieszasz z błotem.
    Widać że szukasz prawdy, i nie za bardzo lubisz jak ktoś chce Ci wcisnąć kit.
    Campbell strzelił sobie sam w nogę, pisząc że białko roślinne nie ustępuje niczym białku zwierzęcemu, ale to złe to oczywiście to zwierzęce.
    Następnie te dziwne badania z kazeiną, gdzie potem do wora wrzucił wszystkie białka zwierzęce, nie ważne że to spleśniałe orzeszki zawierały najgroźniejszą toksynę, można ich było jeść wiadrami, żaden problem, ale broń boże tykać białek zwierzęcych.
    Już jakiś czas temu sama pisałaś o tym że jak zamienili procentowy udział białka i węglowodanów to i tak ogniska rakowe się powiększały, ale gość uparcie twierdził że to białko zwierzęce jest rakotwórcze, nie ta cholerna aflatoksyna.
    To co też pisał o nadmiernym spożyciu wapnia, z nabiału, że jest szkodliwe, a przecież wiadomo że nasz organizm wydali nadwyżkę wapnia, tak samo się dzieje z tłuszczem.
    Bardzo ciekawie pisał o cukrze, bo prawie w ogóle.
    Nie wiem dlaczego nie poruszył tematu pęcherzyka żółciowego?
    Żółć jest produkowana przez wątrobę cały czas do trawienia tłuszczy, za to insulina tylko wtedy jak spapusiamy węglowodany, więc na to wychodzi że powinniśmy jeść codziennie tłuszcze.
    Co do Denise, nie wiadomo czy prawdziwa lub podstawiona, prawie każdy kto ma trochę czasu i zacięcia mógłby się pobawić w takie śledztwo jakie ona przeprowadziła.
    Cholesterol tak przez niego skazany na zagładę, szkoda że w mleku matki ok.20% to cholesterol, niech poi swoje wnuki mlekiem sojowym to zobaczymy co z tego wyrośnie.
    Wziął sobie za przykład Chińczyków, kraj kurdupli z metra ciętych karakanów, a nie pokwapił się tak jak Pepsi pisałaś o porównanie z innymi nacjami , narodami.
    Na koniec bo zanudzam, podczas II Wojny Światowej brakowało wszystkiego do jedzenia, niech nie podkapcają że przyszły fryce i zabrały tylko i wyłącznie mięso a całą resztę zostawiły, półki w sklepach się uginały, a na polach i ogródkach było w bród pożywienia.
    Wystarczy obejrzeć kilka programów dokumentalnych, poczytać książki to można się dowiedzieć jak to wtedy wyglądało.
    Jeszcze ten nawiedzony błonnik, nie ma żadnych(mogę się mylić) badań potwierdzających prozdrowotne działanie błonnika, dzięki żółci jelita też będą się poruszać, ale mistrz Campbell wyniósł błonnik do rangi czegoś bez czego nie możemy przeżyć.
    Dobra już bo zanudzam.

    1. avatar Diana 10 lutego 2015 o 21:52

      „Campbell strzelił sobie sam w nogę, pisząc że białko roślinne nie ustępuje niczym białku zwierzęcemu, ale to złe to oczywiście to zwierzęce.”
      Owszem – nie ustępuje pod względem zawartości aminokwasów. I nie chodzi o białko, a raczej o komórki roślinne, gdyż aminokwasy występują tam także w formie wolnej (te nie są zwykle poddawane analizie, przez co niektóre rośliny są nazywane „niedoborowymi” pod względem zawartości aminokwasów egzogennych, co nie jest prawdą. I owszem po raz drugi – białka roślinne nie prowadzą do rozwoju np. dny moczanowej i nie podwyższają zawartości kwasu moczowego, nie promują kwasicy i stanów zapalnych w organizmie.
      „Następnie te dziwne badania z kazeiną, gdzie potem do wora wrzucił wszystkie białka zwierzęce, nie ważne że to spleśniałe orzeszki zawierały najgroźniejszą toksynę, można ich było jeść wiadrami, żaden problem, ale broń boże tykać białek zwierzęcych.”
      Campbell od początku podkreśla, że aflatoksyna jest rakotwórcza. A badania na szczurach udowodniły jedynie, że najsilniejsza znana substancja rakotwórcza nie jest rakotwórcza bez swojego promotora – białka zwierzęcego. A więc rakotwórcza jest tylko w pakiecie z białkiem zwierzęcym. Nie wiem co w tym dziwnego. Może nie doczytałeś, ale produkty kancerogenne nigdy nie działają w pojedynkę. Zawsze musi się nałożyć kilka czynników, żeby nasz układ immunologiczny padł.
      „Żółć jest produkowana przez wątrobę cały czas do trawienia tłuszczy, za to insulina tylko wtedy jak spapusiamy węglowodany, więc na to wychodzi że powinniśmy jeść codziennie tłuszcze.”
      Po pierwsze żółć nie trawi tłuszczów (a jedynie emulguje – tłuszcze są trawione przez lipazę trzustkową i jelitową). I owszem jest produkowana stale, ale wydzielana TYLKO wtedy gdy zjemy pokarm obfity w tłuszcze. Enzymy trawiące cukry (konkretnie dwucukry) stale znajdują się w rąbku szczoteczkowym kosmków jelitowych – chyba o czymś to świadczy? Nie rozumiem porównywania insuliny, która jest hormonem i żółci emulgującej, nawet jeśli miałeś na myśli enzymy ? Jeśli już porównujemy enzymy trawienne to chyba z enzymami trawiennymi, a nie z hormonami ???
      „Cholesterol tak przez niego skazany na zagładę, szkoda że w mleku matki ok.20% to cholesterol, niech poi swoje wnuki mlekiem sojowym to zobaczymy co z tego wyrośnie.”
      Szkoda, że nie doczytałeś, że niemowlęta mają niedojrzałą pod względem enzymatycznym wątrobę – stąd np. żółtaczka czy zespół szarego dziecka. Cholesterol jest naturalnie tworzony w wątrobie z glukozy. Ten egzogenny jest nam do niczego nie potrzebny i jedynie łata wszelkie możliwe „dziury” w organizmie oraz odkłada się w każdym możliwym miejscu (śródbłonek, pęcherzyk żółciowy, przewody żółciowe, hepatocyty, nerki itd) co oczywiście jest stanem patologicznym i nie występuje gdy osoba nie zjada cholesterolu.
      „Jeszcze ten nawiedzony błonnik, nie ma żadnych(mogę się mylić) badań potwierdzających prozdrowotne działanie błonnika, dzięki żółci jelita też będą się poruszać, ale mistrz Campbell wyniósł błonnik do rangi czegoś bez czego nie możemy przeżyć.”
      Śmiać się czy płakać….? Jest dziesiątki takich badań (o ile nie setki), które min. potwierdzają związek między dietą ubogą w błonnik, a występowaniem raka jelita grubego i zaparciami. Ale jeśli nie chce Ci się ich szukać na MP (bo mi nie) to zrób sobie swoje własne badanie – jedz tylko i wyłącznie mięso + tłuszcz przez tydzień. Zobaczymy jak Twoje jelita będą się poruszać. Aha – tylko nie zapomnij zakupić środków przeczyszczających, bo inaczej nie zejdziesz z kibla przez 2 godziny (chociaż pewnie i wtedy efekt będzie żaden), a Twój odbyt stanie się krwawą sieczką. Powodzenia.

      1. avatar pepsieliot 11 lutego 2015 o 07:01

        Niestety Diano nie koniecznie, są badania które mówią, że za dużo błonnika w diecie, a przede wszystkim błonnik nierozpuszczalny, powoduje zniszczenia ścianek jelit, zbyt obfite stolce, zatory i właśnie poważne kłopoty z jelitami, w tym te najgorsze. Jestem roślinożerna i rokminiam temat nie żeby dołożyć weganom, albo biednym zwierzętom, ale żeby zrobić najlepiej dla człowieka.

        1. avatar Hubert 27 lutego 2015 o 19:57

          Zgadza się, doświadczam tego na własnej skórze. Od jakiegoś czasu byłem na żywieniu niskowęglowodanowym (dieta wg Lutza albo coś koło tego) i wówczas, po początkowych problemach, wypróżnienia unormowały mi się jak nigdy i w zasadzie zapomniałem już co to znaczy nie wypróżniać się codziennie (a miałem z tym problemy od lat). Niestety w innych obszarach nie było już tak dobrze i z czasem doszedłem do wniosku, że moje chroniczne zmęczenie i otępienie nie może nie wynikać z jedzenia dużych ilości mięsa, jajek i tłuszczu, więc postanowiłem (poczytawszy sporo i zmieniwszy zupełnie zapatrywania na niektóre rzeczy) najpierw przeprowadzić post Dąbrowskiej, a docelowo przejść na dietę roślinną (jakiś taki niezobowiązujący weganizm, że tak powiem). Na poście jestem już czwarty tydzień, spożywam więc mnóstwo błonnika, a codzienne wypróżnienia odeszły w niepamięć: jelita mam wypchane, a mimo to mam zaparcia, i to po 3-4 dni, do tego gazy (niestety potęgują je kiszonki, które przecież powinny pomagać w odbudowaniu odpowiedniej flory, a tak jestem zmuszony w ogóle z nich zrezygnować), do tego wypadają mi znów hemoroidy, dotychczas jakby uśpione i wypadające tylko przy wypróżnieniach (jest bodaj 3 stopień, ale szczęśliwie nie dokuczają mi typowe dolegliwości jak swąd, pieczenie, ból czy krwawienie – to zdarzało się dawniej, chyba nawet powodowane przez gluten?). No ale nie będę się zanadto rozpisywać na swój temat, chciałem tylko wspomnieć o tym błonniku. Trochę jestem w kropce, bo chciałbym zmienić dietę na taką, która przynajmniej teoretycznie będzie w stanie dać mi więcej energii, no ale jeśli ceną ma być permanentna obstrukcja, to chyba raczej nie powinienem iść w tym kierunku…

          Co do filmu, to oglądałem go wczoraj, zachęcony jego reklamą na Akademii Witalności. Całokształt bardzo mi się podobał, a naciągane fragmenty zauważyłem, ale jestem już przyzwyczajony do tego typu manipulacji, często zresztą nieumyślnych: podobnie przez wiele lat postrzegałem (także pod wpływem różnistych luminarzy niskowęglowodanowości) dietę roślinną – przez pryzmat wiecznie niedożywionych i nieszczęśliwych, schorowanych ludzi oszukujących samych siebie. Jedni krytykują drugich (tzn., nazwijmy to umownie, High-Carb vs. Low-Carb, Mięso vs. Rośliny) przedstawiając opozycję w wypaczony sposób.

          1. avatar mlb 3 marca 2015 o 05:51

            W poście Dąbrowskiej dozwolone są niewielkie ilości kwaśnych owoców – przy zaparciach często pomaga poranny koktajl ze szklanki dobrej wody oraz pół szklanki drobnych, ziarnistych owoców (mogą być (roz)mrożone) – np. porzeczka, agrest, jagoda czy jeżyna. Można też owoców nie blendować – ale wtedy najlepiej zjadać powolutku, uważnie bardzo żując.

            Po skończeniu 6 tygodnia – powoli i delikatnie rozszerzałabym jadłospis o nie bardzo słodkie owoce: pomarańcze, maliny, jeżyny, wiśnie, jagody a także organiczne jabłka, borówki i truskawki, jedzone na śniadanie. To ma szanse dosyć szybko przywrócić prawidłową perystaltykę i regularne wypróżnienia.

          2. avatar 3qm 20 lutego 2017 o 23:54

            Kolego ile byłeś na diecie niskowęglowodanowej? Jest to dość istotna kwestia. Po drugie jesteś anabolikiem czy katabolikiem? Tzn uprawiesz jakies sporty czy nie? Bo to może wykluczać pobyt na diecie wysokotłuszczowej. Problem zmęczenia może wynikać z zupełnie czegoś innego ale to napiszę gdy odpowiesz mi na pytania. Pzdr

          3. avatar Hubert 3 marca 2015 o 08:35

            Mlb, dziękuję za sugestie. Niestety nie bardzo na mnie działają wszelkie mikstury (zresztą kiedyś przy podobnych problemach próbowałem i babki płesznik, i śliwek, i siemienia – bezskutecznie); co prawda jagód itp. nie próbowałem, ale zapewne efekt będzie podobny. Dzieje się zresztą coś osobliwego, bo miewam często (zwłaszcza rano) wrażenie, że pojawia się parcie, ale kiedy wybieram się do toalety okazuje się, że to fałszywy alarm – i tak kilka razy. Wiem, że przyczyną mogą być też hemoroidy, które siedzą w środku i są dość spore, więc pewnie upośledzają jakoś całą perystaltykę w końcowym odcinku jelita.
            Co do wprowadzania owoców, to jem jabłka – oczywiście zgodnie z zaleceniami i ideą pół-głodówki niewiele, góra dwa dziennie (choć jak czytam o „parszywej dwunastce” to aż mi ręce opadają), więc tego błonnika rozpuszczalnego trochę też dostarczam. No ale może jak wprowadzę za dwa czy trzy tygodnie koktajle z bananów i z mlekiem roślinnym, to jakoś te jelita pobudzę do normalnej aktywności (z którą, przypominam, zawsze miałem problem i dopiero na low-carbie się to w miarę uregulowało – choć i tak nie było to do końca tak, jak powinno).

  11. avatar Basia 18 marca 2014 o 13:05

    Zastanawiam się jaki jest w ogóle sens ustawiania swojego jadłospisu pod wielkie badania, skoro nawet one się różnią i zmieniają. W sumie wiedza o żywieniu ma jakieś 60 lat. To malutko. Najpierw tłuszcz był zły, teraz że ok, tak samo było z węglami, gdy nikt nie próbował wprowadzać rozróżnienia ze wzgledu na ich źródło. Jedynym pewnikiem jest właściwie unikanie cukru, ale i buraczany cukier wybrania się przy wszystkich fruktozowych słodach. Na weganach i wegetarianach są duże badania na uniwerku w Kaliforni(adwentyści dnia siódmego) i na harvardzie. Tam już porównywano ich z grupami „dbających o dietę” wszystkożerców i ustalono jakieś korelacje pomiedzy spożyciem mięsa a np długością życia.
    Jak dotąd tylko aksjomat nieprzetworzonej lub niskoprzetworzonej żywności do mnie przemawia, cała reszta to chyba osobisty wybór/ukształtowanie. CZłowiek jest wszystkożerny i na różnych dietach może mieć się dobrze, byle nie wpieprzał jakiegoś plastiku zamiast spożywki

    1. avatar Diana 10 lutego 2015 o 21:56

      Właśnie badania na adwentystach udowodniły, że człowiek nie jest wszystkożerny i nie może żyć w zdrowiu jedząc mięso. Doczytaj uważnie 😉

  12. avatar Statystyka medyczna 25 stycznia 2017 o 17:46

    Jako osoba związana zawodowo ze statystyką medyczną muszą potwierdzić, że ukazane w książce „Nowoczesne zasady odżywiania” korelacje, testy istotności oraz analizy prawdopodobieństwa są naprawdę zdumiewające. Faktycznie tendencje są tak wyraźnie dostrzegalne, że ciężko jest w jakikolwiek sposób dyskutować na temat tego, że białko zwierzęce (kazeina) powoduje przyśpieszenie rozrostu komórek rakowych, a pożywienie roślinne natomiast spowalnia ten proces. Co najbardziej warte uwagi, analizy te nie były jednorazowe i odbywały się na reprezentatywnej próbie respondentów. Dodatkowo były przeprowadzane na faktycznych próbkach krwi i moczu, a nie jedynie na deklaracjach. Są zatem w dużym stopniu wiarygodne i nie wiem, czy równie wartościowe analizy statystyczne pod kątem diety do tej pory przeprowadzono.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum