😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Hejstwo Socjecie przy poniedziałku,
Ile kilometrów biegniesz, minimum tyle minut późniejszego rozciągania i tutaj mogę się bez najmniejszej polemiki zgodzić. Rozciągać powinniśmy się po każdym treningu i to należy przyjąć jako pewnik. Współcześnie czytając różne czasopisma dla biegaczy, czy ludzi chcących rozpocząć bieganie zawsze zastanawiam się, jak mogło dojść do tak dużej rozbieżności pomiędzy witariańskimi paradygmatami dajmy na to takiego mistrza wytrzymałościówki jak Durianrider, który wprawdzie głównie jeździ na rowerze ultra maratony, ale też biega na osiemset jedenaście i dajmy na to polskiego biegacza na długich dystansach, amatora, czy też nawet olimpijczyka. Nie dość, że takie czasopismo kosztuje tyle co pół dobrej książki, po lekkich zniżkach w Matrasie, to jeszcze masz wrażenie, że to tobie powinni dopłacać za kontakt z ową broszurą, gdyż ilość reklam przypadających na każdą stronę, świadczy raczej, że masz do czynienia z rozbudowaną ulotką z apteki, czy sklepu z fałszywymi butami do biegania, och sorki, runningu, a nie z fachowym czasopismem, o bardzo wyspecjalizowanym targecie. Ludzi kłusających.
Ostatni numer Runnersa na przykład radzi jak jednak jedząc, jednocześnie chudnąć, a jak posiadać mniejszą masę to bardziej bez zadyszki i do tego coraz dłużej podbiegiwać. Powołuje się gazeta na wyniki badaczy z Harvardu, którzy przez dwadzieścia lat przebadali multum czeladzi i opublikowali te radosne wieści na łamach The England Journal of Medicine, z czego wybitny periodyk wybrał te najlepsze i najgorsze decydujące zarówno o spadkach jak i wzrostach na wadze. Nie będę się spierać, że frytki, ziemniaki podawane z masłem i śmietaną, słodzone napoje, czerwone mięso i wędliny rzeczywiście nie sprzyjają spadkom masy ciała, czy też pogodnemu runningowi, ale co do tych najlepszych, szczególnie w kontekście biegacza mam spore wątpliwości, gdyż na liście znalazły się: orzechy, jogurty, owoce, chleby z pełnych ziaren zawierających błonnik i witaminy z grupy B, oraz nagle warzywa z wytłumaczeniem, że mają mało kalorii, ale dużo składników odżywczych, witamin i błonnika. Natomiast przy orzechach już nie wspomniano o niskiej kaloryczności, a jedynie o dobrej kombinacji tłuszczów nienasyconych i wypełniającego błonnika. Jak widać ktokolwiek z moich czytelników rzuciłby na ten spisik gałką, byłby natychmiast zaniepokojony pomieszaniem stosunkowo dobrych porad z całkowitym brakiem logiki, ale zwykły człowiek, który sięgnąłby po ten drogowskaz z pewnością, raczej nie schudnie, ani nie poprawi swoich biegaczych możliwości.
Orzechy jako źródło niewątpliwych dobrodziejstw, to jednak tak czy inaczej to wysokokaloryczny tłuszcz, po którym fatalnie się biega, zjedzony w okolicach treningowych pogarsza regenerację, a na kolację odbiera możliwość onirycznych marzeń. Orzechy są cudowne dla wszystkich, ale na pewno nie jest to produkt odchudzający, ani jak każdy tłuszcz jedzony w towarzystwie węglowodanów prostych będący zagrożeniem rozmnożenia się bez opamiętania candidy, czy nawet cukrzycy. Orzechy są świetne, byle nie więcej niż 10% kalorii z tłuszczu dostarczyły biegaczowi, no i nie jedzone w newralgicznych punktach dnia, czyli nie przed treningiem (nawet nie kilka godzin przed) i nie tuż po treningu, no i wiadomo, że nie przed snem. Jogurt, dobre źródło wapnia i korzystnych dla zdrowia żywych kultur bakterii. Czyżby nie słyszano o zabójczej kazeinie, albo o wielkiej ilości zachorowań na osteoporozę u obywateli, którzy piją coraz więcej mleka, jedzą rok do roku coraz więcej serów i jogurtów, a nawet co do bakterii, dodawanych do jogurtów przez korporacje są wielkie zastrzeżenia. Co to za bakterie i czy o takie chodzi. Jogurt wypad. Owoce zawierające dużo wody, od siebie dodam strukturalnej, antyoksydantów i witamin, jak najbardziej tak i na odchudzanie i na bieganie, co oczywiste, popieram. Pełne ziarna. To co może się przydarzyć człowiekowi, który zjadł chlebek żytni razowy i poszedł nawet trzy godziny później na trening biegaczy na prawdę nie należy do przyjemnych. Biegałam już nie raz z tą zdrową i jakże piekącą kulą chlebka w żołądku, wrażenie na prawdę do polecenia teściowej, chociaż nie mojej, bo tę szczerze uwielbiam. No i warzywa, a ja szczególną uwagę zwróciłabym oczywiście na zielone liściaste, pełne chlorofilu, jednak na pierwszym planie, bo jest ilustracyjka widzę cebulę i czosnek. Po nich też na prawdę ekstra się biega.
Wydawałoby się, że ktoś kto pisze do pisma Runners ma jakieś doświadczenia biegacze i wie co w trawie piszczy i sam metodą prób i błędów, czy też naśladownictwem pewne eksperymenty na sobie niechcący nawet przeprowadził i już pewne rzeczy wie. Nie to, żebym sama z siebie wymyśliła witarainizm 811 dla moich biegaczych skłonności, tego z pewnością nie, jednak na pewne rzeczy sama wpadłam, a kim ja byłam, jakąś truchtającą neurasteniczką. Mianowicie zauważyłam, że węglowodany złożone nawet najbardziej zdrowe w okolicach treningowych nie tylko, że nie dawały mi pałera, ale go jeszcze wzmożoną perystaltyką jelit, a głownie boleści odbierały. Że orzechy siedziały we mnie i dociążały nie lekką i bez tego biegaczkę. Z jogurtem nie eksperymentowałam, ale to co chleb razowy żytni wyprawiał w moich trzewiach i ile musiałam czekać, żeby móc się w kłus udać nawet najmniejszy, było natychmiast gołą gałka wychwytywane nawet przez takiego jak ja laika. Co dopiero wytrawny biegacz, który zna swoje ciało i możliwości, jak taki biegacz może nie chcieć spróbować 811, 80% węgle, w tym wielka przewaga prostych zfruktozy, 10% świetnego tłuszczów nienasyconych i 10% białka roślinnego. Nawet jakby ktoś z ciekawości wziął do ręki książkę Jurka Scotta i oparł swój jadłospis nawet na jego, Jurka w sensie, wegańskiej gotowanej szamie, czyli białko mógłby sobie zapewnić ze strąków, to poczułby już wielką różnicę, a co dopiero jakby się z Durianriderem zbratał.
Kiedy porzuciłam swoje poprzednie nawyki żywieniowe i poszłam się wygonić na 811, to różnica była tak jednoznaczna, namacalna, łatwa do spostrzeżenia beż żadnych urządzeń pomiarowych, po prostu kolosalna. Ciekawe dlaczego biegacze tego nie spróbują? Przecież biegacze to nie zwykli sybaryci, którzy mają tylko hedonizm, wygody i dziwne nawyki brania za prowiant rzeczy do kubła z odpadkami przynależące. Biegacze, to ludzie, którzy mają silną wolę, albo przynajmniej mają sposoby na zmniejszenie atrakcyjności lenistwa, poprzez chęć realizacji zacnych celów. Biegacze to nie zwykli ludzie, oni już coś zrozumieli, już zrobili ten jeden hops w podskoku więcej i dalej. Oni mogliby spróbować, ale z jakichś powodów nie chcą zobaczyć, jak to jest. Nawet ci krygujący się, hi hi hi, nie jestem żadnym biegaczem, ha ha ha nie jestem weganinem, bo raz zabiłem muchę, no no no jestem tylko skromnym kimś nie nazwanym, bez nazw biegacz i weganin, nie próbują 811 w swej nieśmiałości chyba.
Na koniec, a nawet na początku, jakaś dziewczyna pyta redakcję: trochę truchtam, trochę przebieram syrami, odrobinę kłusuję giczałami, czy mogłabym na tym jakiś sos zrobić? Czy mogłabym dajmy na to kilka zło przytulić w związku z powyższym? Redakcja, no no, ależ merkantylne pytanko, no tak, idź lasko najmij się za ladę jakiegoś sklepu z koturnami do gonienia, albo w biegach przełajowych chorągiewki rozstawiaj, łodewer, możliwości masz w brud. Ja dodaję od siebie, że takie same możliwości masz lansadko, jak każdy potencjalny samodzielny biznesmen, albo zatrudniony u kogoś koleś, czy w najgorszej sytuacji zawsze pozostający samo zatrudniony przez siebie, bo jak go nie ma w pracy, to nie ma też biznesu.
Ja napisałam książkę, wprawdzie jest to rodzaj powieści- reportażu, czyli tak zwanego gonzo i zahacza o wiele tematów, żebyście się nie rozczarowali głównej bohaterki czterdziestolatki, zgubionej, lecz wkrótce odnalezionej, interesujących, lojalnie uprzedzam, to jednak gdzieś tak od drugiej połowy, książka jest już raczej pełną afirmacją gonienia i choć wiele zmyśleń się w niej pojawiło jak to w beletrystyce, to jednak o kłusaniu pojawia się tylko reporterska wręcz prawda, która mnie swego czasu wyzwoliła.
Dostanę do dystrybucji trochę egzemplarzy autorskich i będę je wkrótce na mojej stronie sprzedawała (sic!) Kto kupi moją książkę na mojej stronie będzie miał opatrzoną stosowną dedykacją maniaczki słów, czyli Pepsi Eliot.
Biegam, bo muszę, ktoś zrozumiał mnie nieopatrznie Biegam po murze, i chociaż w pierwszym momencie ledwo powstrzymałam się od paroksyzmów, to później dotarło do mnie, że wszystko jedno. Biegam, bo muszę, czy Biegam po murze, z podtytułem, czyli monolog kobiety, która postanowiła coś w swoim życiu zmienić.
Joł Państwu Pepsi Eliot pisarka
Powiązane artykuły
Komentarze
he, he, wiedziałamn, że w końcu zaczniesz nam cos sprzedawać [sic!] 😀
no to ja ustawiam się pierwsza w kolejce !!!!!
i jakąś zniżkę poproszę albo gratisa po znajomości, na krzywy ryj 😉
ustawię ją na stronie główne, będzie trzeba wcisnąć przycisk kup teraz i jazdaj, zacznę handlować na całego, ale mam niewiele sztuk 🙂 a nawet ich jeszcze nie mam, bo dopiero dzisiaj mi z wydawnictwa wyślą, wiadomo, że dla ryjów się coś wymyśli, odbite moje kiss na okładce :)))))
No to mam nadzieję nie przegapić momentu wystawienia tych autorskich egzemplarzy do sprzedaży, bo pewnie pójdą jak woda, a przecież też chcę taki mieć.
Magdika hej, żebyście mnie potem tylko nie ścigali za maniacki kod 🙂
Pepsi, masz kreskę jak Papcio Chmiel 😉
Czy Twoje wiekopomne dzieło będzie gdzieś w dystrybucji stacjonarnie w krakowie? juz w melasie pytałam hihi
pozdrawiam biegająco!!
katalaka ooo. dobry pomysł, wstawię do melasy ze dwa egzemple 🙂 No wydawca się odgrażał, że będzie, ale czy księgarnie zamówią i które?
to wstaw 3 bo ja po jeden na pewno się przejdę
🙂
kochana Jaz, teraz pędzę do księgowej, ale jak wrócę zaraz się do Twojego wpisu ustosunkuję, ale już Ci powiem, że generalnie masz rację, ale też odrobinkę się mylisz według mnie:)
Jazgotttu, po pierwsze wielokrotnie pieprzę bzdety, wystarczyłoby dokładnie przelecieć się po moim blogu ile razy sama sobie przeczę, wykazuję się również nie wiedzą, mylą mi się niektóre rzeczy, przecież pisałam kiedyś, że jestem łyżwą, która ślizga się po powierzchni. Twoja wiedza, przynajmniej ta z którą dzielisz się na tym blogu bardzo często jest o wiele bardziej wnikliwa i po prostu głębsza od mojej. Ja jestem krotochwilą, zarówno w życiu codziennym jak i w ważnych sprawach i brakuje mi nie tylko równowagi nerwowej, ale również intelektualnej. Twoje wpisy są nieocenione dla tego bloga, a przede wszystkim dla mnie i myślę, że również moich czytelników. Bez żadnej obawy o posądzenie Cię o trollowanie możesz pisać co chcesz, tym bardziej, że bezwzględnie ufam temu co piszesz i właściwie często ludzi odsyłam do Twoich wypowiedzi, ale też Mimi, która również ma sporą wiedzę, chociaż interesuje się innymi sprawami. Na pewno wiedzę chociaż dość tendencyjną posiadał Jahu i chociaż nie ma go na tym blogu, to jednak pozostawił sporo informacji, z którymi można polemizować. Świetne rzeczy pisze NotMIlk i wielu innych. Dopiero to wszystko razem może dać jako taki przekrój przez tą tak na prawdę rozległą wiedzę.Wszyscy tworzymy tego bloga.Szkoda, że Basia zniknęła, może wróci, jej wpisy też były świetne i wielu innych, których teraz pominęłam, gdyż nie pisali zbyt dużo, ale zawsze bardzo mądrze. ten blog skupia o wiele mądrzejszych ludzi, niż jego autorka i z tego jestem bardzo dumna.
Zgodze sie z wiekszoscia co napisala Jazgottt 😉 Jeszcze dodam, ze swiat sporotwy nie jest gotowy na tak ekstrmalny ruch jak 811 i te rady zawarte w czasopismie chociaz nie idalne to sa w porzadku wg mnie. Dieta 811 nie jest dieta bezpieczna, mozna nabawiec sie szybko niedoborow , szczegolnie zyjac w zimnym klimacie i jedzac owoce dosc marnej jakosci. Ja od pewnego czasu nie moge kupic dobrej jakosci melona, wszedzie niedojrzale a pozniej gnija. I tak szczerze nie mam ochoty jesc w kolko bananow , poniewaz nic dojrzaleg nie moge znalesc, pozywienie to takze przyjemnosc a nie wmusznie w siebie.
A Pepsi , widze z kupujemy z tej samej firmy bio owoce/warzywa 😉 A gdzie kupujesz tak piekny szpinak, ja nigdzie nie moge znalezc swiezego bio szpinaku , tylko mrozony 🙁
Paula, Jazgotttu, oczywiście, że jest to dieta bardzo pro zdrowotna i odtłuszczajaca, szczególnie jak ludzie przechodzą na nią prosto z pożerania czerwonego mięsa, sosów i frytek i bułeczek z serkiem i wędlinką, ale ta dieta została zamieszczona w czasopiśmie dla biegaczy, a nie zwykłym pro wegetariańskim. Wierzcie mi, że biega się okropnie po chlebie. Jazgotttu, to pismo nie jest pzreznaczone dla młodych lekkoatletów sprinterów,sztafeciarzy i płotkarzy, to jest pismo dla przeciętnych długodystansowców, czyli dla większości biegaczy i o diecie dla nich rozprawiają, jednak pismo zawiera również wytyczne do przygotowania do maratonów, jakby największego sprawdzianu dla biegacza, potem są już tylko ultra maratony. Byłam na takiej diecie i jestem na 811, między tymi dietami jest przepaść i tylko tyle, akurat w tym kontekście jestem w stanie powiedzieć, przepaść
szpinak zamawiam w sklepie ze zdrową żywnością i mam przygotowany, chyba tylko dla mnie gość to sprowadza
Pepsi ja bylam pare lat na surowym w tym i 811, teraz wiekszosc moich posilkow jest surowa. Tak ,jest roznica w samopoczuciu i organizm nie jest taki ociezaly , lzej sie uprawia sporty, ja akurat uprawialam zawziecie body combat, inne rozciagajace i troche jezdzilam na rowerze. Np po paczce daktyki to prawie frunelam na rowerze 😉 Ale sa i minusy , jeden z nich to sikanie!!! drugi ekonomia :/ Sikalam bez przerwy po prostu , nie moglam nigdzie wyjsc , bo zaraz chcialam siku, jak strawilam posilek owocowy , czulam ekstemalny glod, i checi na wszystko jak np bylam na miescie, nawet na hoddogi i inne smieci a nie jem miesa . Teraz jak patrze z perspektywy to wszystko obralcalo sie wokol jedzenia. Abym zjadla wystarczajaco kalorii , abym wyszla najedzona z domu , gdzie kupie jedzenie jak zglodenieje na miescie itp itd Moj brzuch przyzpominal kulke odstajaca i na 811 nabaralam ze 3 kg.
Paula, no sikanie stanowi pewien problem, ale dr Graham twierdzi, ze tylko kiedy sikamy oznacza to ze nie jestesmyl, odwodnieni, 10 x dziennie przezroczystym moczem, facet nic nie może napisać na sniegu:) Dziwne jest dla mnie to co piszesz, bo własnie po wypiciu rannego koktajlu, 10 bananow ,plus zielone liscie i pomarancza dajmy na to, potem kilka orzechów to ja mogę do 18 prosperować nie czując cienia glodu, dopiero jakbym w tym czasie zrobiła trening, ale taki po którym jest kałuza potu to dopiero po gdzinie bylabym głodna. Dlatego kiedy wychodze z domu wcale ńie myślę co zjem, w raze czego zawsze jkieś jabłko czy sok zmarchewki znajde, a w góry biorę banany na wszelki wypadek
ja rozumiem wątpliwości jazgottta i nie dziwię się, że je w ogóle ma. chyba każdy człowiek o zdrowych zmysłach 😉 poddałby pod wątpliwość słuszność diety 811 w europejskich a zwłaszcza polskich warunkach. a juz geneza powstania tej diety i tłumaczenie, że wszyscy pochodzimy z AFRYKI i że nasi praojcowie i matki pożreali głownie owoce jest dla mnie po prostu naiwnie śmieszna. wybacz pepsi, ale to prawda. oczywiście trzeba wziąśc pod uwagę, że zyjąc w blsiko równika mamy dostęp do nieograniczonej wręcz energii słońca, która karmi rosliny owocujące w najlepszym mozliwym czasie i przestrzeni. zrywane świezo na pewno stanowiły niezła szmę dla ówczesnych małpoludów, ale tutaj w Europie, gdzie słonca jak na lekarstwo, jakość egzotycznych owoców bylejaka, do tego trzeba uzmysłowić sobie z jakiego źródła one pochodzą i kiedy sa zrywane to wtedy cała idea diety 811 jest smieszna i generalnie głupia po prostu, co nie zmienia faktu, że uwielbiam experymentowac i w lecie jestem gotowa miesiąc poświęcić się dla sprawdzenia jak mój organizm zareaguje na te wywrotową dietę … nie moge sie doczekac tego okresu i z zaciekawieniem zastanawiam się jak to będzie. Pepsi, ja Ciebie z jednej strony podziwiam za te konsekwnecje trwania przy 811 ale znowu zastanawiam się czy to ma jakis sens? czy nie masz absolutnie żadnych wątpliwosci i c zy zamierzasz juz do konca jechac na 811 ??? [watpię]
….negując ideę tej diety absolutnie nie mam zamiaru krytykować pepsi jako osoby i wiem, że ona to wie i że ma pewien dystans do siebie i potrafi odgraniczyc te dwie sprawy, choc znam osoby, które sa tak wrazliwe na swoim punkcie, że dyskusja z nimi i zanegowanie ich punktu widzenia sprawadza na mnie zawsze obraze majestatu „przeciwnika” i moją konsternację :/
obecnie sama szukam w diecie tego, co mi sie przysłuzy najlepiej. od ubiegłego tygodnia mam wielkie parcie na zielone i wcianam zielsko michami dzien w dzień, mieszam wszystko jak leci: pak choya, pekińską,włoską, rukiew wodną, natke pietruchy, trybule, rukolę z lismi buraków, czekam niecierpliwie na liście mniszka polnego i portulakę, bo mi bardzo smakowała rok temu. Ok, napisałabym coś jeszcze mądego 😉 ale czas mnie goni, więc spadam, ciao 🙂
10 razy to ja sikam tylko po sniadaniu , a gdzie reszta dnia ??? i po zjedzeniu takiego smoothies o ktorym piszesz, rano , jestem glodna ok 12-13 . Zauwazylam ze jesli tylko na posilem zjem owoce – mono to glod czuje juz po godzinie, a np jak owoc z zielonymi liscmi to jestem najedzona dluzej, a dodanie np lyzki chia czy lnu powoduje dluzsze uczucie sytosci. I np po zjedzneniu pelnej michy owocow , jak po pol godzinie wyszlam na miasto to zaczynalam czuc glod i musialam cos zjesc , a noszenie w torbie bananow na poczatku sprawdzalo sie , pozniej mialam juz dosc jedzenia w kolko bananow i nie czuam sie syta, usatysfakcjonowana po nich.
Mysle ze to takze wszystko zalezy od naszego trawienia. Orzechy jadalam na wieczor do obiadu razem z warzywami wg wytycznych dr Grahama. Rozumiem Pespi ze orzeczy jesz na lunch ?, i tak jesz jesz same bez niczego? namaczasz ?
orzechy jem tylko dość wcześnie, po szejku. Szejka nigdy nie mieszam z tłuszczem, ale zawsze mielę dużo liści. Szejk, który wypijam rano ma z pewnością ponad 1000 kalorii. I mam do tego cały rytuał, wcześniej mam już w sobie 1,5 litra wody z cytryną. Wodę popijam jeszcze w łóżku robiąc przegląd bloga, fejsa jak akurat nie zlikwidowałam konta, poczty i czytam. Potem mycie, oporządzanie domu i wreszcie pachnąca siadam do szejka i piję go długo i czytam. Po pewnym czasie orzechy. Potem dopiero praca. Potem trening. Potem warzywa i owoce i coś gotowanego. Potem nic, albo jakiś owoc, jak mi się zachce.
acha, orzechy zawsze namaczam i jem je same. Raz migdały, innego dnia włoskie. Sporadycznie zjem kostkę czekolady raw, jak mnie przyprze
Widzisz Mimi, mnie to po prostu bardzo smakuje i tak samo jem bardzo dużo liściastych zielonych. Ja nie zmienię diety z tego powodu, że nie wiem co bym miała niby jeść? Znowu chleb? Jem trochę gotowanych warzyw i trochę soczewicy, no a reszta to owoce i warzywa. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym coś sobie usmażyć, albo jedzenie polać oliwą, nigdy tego nie robiłam. Mnie nic innego nie smakuje, a do tego dobrze się czuję, nigdy nie zmienię diety raczej. Nie mam powodu.
Jazgottt ja nie tylko że nie lubiłam owoców, to jeszcze nie znosiam sałaty i pietruszki i w ogóle zielonego, obecnie owoce po prostu wielbię, a jak widzę nawet pastwisko zielone, to chce mi się jeść trawę, tak się pozmieniało. Mogę mieć kopiatą miskę samych liści i jem ze smakiem bez zeanych przypraw, zuję jak krowa.
fajnie, kupie sobie ksiazke z dedykacja ze strony:)
anana cieszę się 🙂
Pepsi,
Czy zdjęcie nr 3 przedstawia twoją lodówkę ?
Jeśli tak to muszę powiedzieć , że ta kapusta kiszona w słoiku, pomimo że organic, jest niedobra. Nawet nie stała koło takiej domowej roboty kapusty kiszonej.Dostaje taką domową od teściowej i mam porównanie.Jak jem czasem tą organic ze słoika to mam wrażenie, że jest martwa, a jeśli nie ma w niej probiotycznych bakterii, to po co ją jeść ?
W ogóle nie wierzę producentowi, bo jak to jest, że ta kapusta może stać w sklepie na półce w temperaturze pokojowej kilka miesięcy ? Taka domowa to sfermentuje za dzień, znaczy to , że była pełna życia.
masz rację Jaspis, wyrzuciłam ją, bo smakowała starą szmatą i więcej nie kupuję, horror, ale taką miałam ochotę, że musiałam kupić 🙂
A tak przy okazji, to można jeść kiszonki na vitarce, czy są jakieś ograniczenia w tym względzie ? Głównie chodzi mi o kapustę kiszoną i ogórki , bo te bardzo lubię .
Cytowany doktor, twierdzi, ze sól nie zaszkodzi 🙂
Jas, wszystko co kiszone, sfermentowane jak natto , uważa się za surowe
Dzieki Eliot za wyczerpujaca odpowiedz, no wlasnie u mnie ten szejk takze ok 1000 kal, teraz zmniejszylam do 500 , poniewaz mam nadal dodatkowych 6 kg po ciazy :/ i jakos nie chce zniknac.
Ja jak przyjezdzam do polski , mowie do mamy: mam ochote na kiszona kapuste, i ona zrobi mi salatke, poleje oliwa ( chociaz mowilam jej aby nie polewala) i czeka mnie wizyta w kibelku 😉 male przeczyszczanko 😮
A jakbym wypila 1,5 litka wody z rana to pozniej czeka mnie prawdopodbnie z 20 wizyt w ubikacji 😉
Wiec u mnie tylko jedna szklanka z rana wody 🙂
Paula, twoje problem z częstym sikaniem nie muszą być związane z dietą. Z Twojego wpisu wnioskuję, że jesteś już mamą. Jeśli sikasz często ale nie są to hektolitry, może to być związane z osłabieniem mięśni po ciąży lub porodzie ewentualnie delikatny stan zapalny dróg moczowych związany z macierzyństwem. Miałam to samo po urodzeniu obydwu synów. Utrzymywało się do roku po pierwszym porodzie i blisko 2 lata po urodzeniu 2 synka. Polecam badanie moczu i ćwiczenia Kegla.
Anka hej, też sobie podobnie pomyślałam. Paula, może tutaj jest jakiś mały problem właśnie.
Raczej nie , poniewaz ja mialam tak zawsze i przy „normlanej diecie” sikam jak inni . Niezmienilo sie to po porodach. Oslabienie miesni takze mialam po porodach, ale wrocilo do normy. Mozliwe ze jeszcze mam troszke slabsze , poniewaz jestem ok 1,5 roku po porodzie. Zawsze pilam bardzo malo , czuje mniejsze pragnienie, wieksza ilosc nie przechodzila mi przez gardlo , a jak wmusilam w siebie jakiems cudem to bezprzerwy musialam latac do kibla. Chyba taka moja uroda :/
Paula, ale wiesz o tym, że jesteś stale odwodniona?
Nie jestem , moj mocz nie jest zolty a przezroczysty, moje sniadanie i luncz to surwizna , wiec dostarczam sporo wody dla mojego organzmu.
Paula, to cieszę sie, widocznie rzeczywiście tak masz po prostu 🙂
nie rozumiem tego szaleństwa z tą wodą, jak człowiek tak ciągle żłopie, nery pracują bez ustanku, w dodatku z moczem wydalamy mnóstwo magnezu, ja jak za dużo piję to powieka mi zaczyna latać, ja i bez picia ma częśto taki nerwowy częstomocz, wiec na pewno te hektolitry to nie dla mnie:)
Jazgottt, picie duzej ilosci wody jest promowane nie tylko na diecie 811 ale WSZĘDZie, modelki maja pić 5 l dzennie i czytałam o tym 15 lat temu we francuskch czasopismach. Ja wcześnej piłam tylko 1.5 l wody i jhstale byłam odwodniona, bo odczuwałam pragnene, obecnie wcale i to jest świetne
Jazgotttu, na słynnym filmie, czy jedzenie ma znaczenie , chyba Wolf, mówił ile trzeba pić, szczególnie kiedy chcesz, aby wszystkie toksyny zeszły z czlowieka, a nie na przykład zostały wypacane
Jazgotttcie w kwestii wody nie podejmę polemiki, gdyż tak bardzo dobrze poczułam się wreszcie nawodniona, że mogę tylko przyklaskiwać w tym temacie Wolfowi, Japończykom, Grahamowi i takim tam, nawodnienie jest niesłychanie przyjemne
Podkreślam jeszcze raz Jazgotttu z takimi samymi zaleceniami co do ilości wody spotkałam się wielokrotnie , zanim w ogóle słyszałam o 811 czy witarianizmie i sama tyle piłam, ale przez to, że nie wiedziałam żeby to zrobić jeszcze na początek dnia, zaraz po przebudzeniu i uzupełnić wodę, którą tracimy w nocy , nie byłam tak idealnie nawodniona jak teraz. We Francji wszyscy dietetycy tak zalecają od lat, a w Japonii jest wymogiem wręcz wypicie na czczo 4 szklanek wody i w ciągu dnia normalne picie i nie ma to żadnego związku z naturalnym cukrem zawartym w owocach. Wielcy projektanci francuscy projektują nawet takie torebki designerskie na ramię, które są specjalnie dostosowane tylko do noszenia dużej, 1,5 litrowej wody, zawsze przy sobie. Wielokrotnie widziałam ludzi z takimi torbami wypełnionymi dużymi wodami.
każdy orze jak może Jazgottt 🙂
ja jestem nieduża, więc nie wiem jak mam w siebie wmusić tyle wody co 2 metrowy facet, ogólnie chyba prpstu się zorientowac czy człowiek jest nawodniony czy odwodniony – wystarczy spojrzeć na mocz i samopoczucie – mój jest klarowny po 1,5 l płynów spokojnie, może być tak że niektórym ludziom nie przeszkadza częste wychodzenie do kibla – ale ja mam w pracy spory dystans do pokonania do łazienki:)
Basia jebzeli pijesz 1,5 litra i wodę strukturalną w warzywach i owocach, i do tego mocz jest przezroczysty to jak najbardziej jest ok, tak myślę,
Dorian Yates miał jakiegoś specjalistę, który mu wyliczył, że do przyswojenia 1g węglowodanów org. potrzebuje 2,7g wody. Dużo w tym prawdy.
ile wody potrzeba do przyswojenia jednego grama białka, to dopiero jest morze