buaaaa lovciam
Surowa ocena stanu rzeczy, czyli nic innego jak nazywanie zjawisk przez pryzmat swoich doświadczeń i ogólnej wiedzy, była mechanizmem, który przodkom naszym pozwalał przetrwać. Tysiące lat temu krytycznym okiem można było spojrzeć na jagodę dziwnej barwy i uznać ją za trującą bez sprawdzania tego organoleptycznie.
Czy mechanizm ten przydaje się dalej? Jasne.
Na przykład wtedy kiedy ktoś zaprasza cię do swojego samochodu proponując podwózkę i mówi, że jedzie w tym samym kierunku, chociaż nie ma pojęcia gdzie mieszkasz. Taka ocena nie jest zła ani energetycznie obciążająca.
Ponieważ jednak ten mechanizm ewoluował wieki temu, mamy od dawien dawna ocenę i ocenę.
Nie istnieje wyłącznie dobra ocena, pozwalająca bezwpadkowo przejść przez proces poznania i dożyć późnej starości.
Pozostała także ocena zupełnie inna: ocena wpojona kulturowo, przekazywana z pokolenia na pokolenie, czasem zgryźliwa albo ugładzona przez szufladki i ograniczenia.
Ocena egotyczna kierowana zupełnie do siebie albo wręcz przeciwnie, na zewnątrz.
Każdy ma swoją drogę poznania. Każdy doświadcza inaczej, ale doświadczenia te zawsze mają jeden cel: zaprowadzić cię do źródła.
Bez względu na to którędy idziesz, jesteś w swojej grze, w swojej lekcji.
A świat* potrzebuje zbioru tych lekcji, zbioru różnych jednostek i wydarzeń.
w didaskaliach
świat* – napisałem świat, ale chodzi o wyższy system świadomości, niektórzy nazywają go Bogiem, czy Absolutem
Wszystkie te lekcje łączą się w całość, są ze sobą spojone i jedna od drugiej zależne w jedynym sobie łańcuchu energii.
To, że ty duchowo jesteś na pewnym poziomie świadomości i dostrzegasz, że niektóre zjawiska są po prostu organicznie, energetycznie niefajne, nie zmienia faktu, że potrzebuje ich ta gra, potrzebują ich inni.
Im więcej osób będzie bardziej świadomych, tym mniej będzie nienawiści, niezrozumienia, niechęci i walki. Tyle tylko, że aby zacząć znów wznosić się po okresie dziecinnej beztroski, zazwyczaj trzeba przejść jakąś drogę i zgromadzić doświadczenia, czasem zostawiające wyrwę w sercu.
Pepsi całe życie jest buntowniczką, ja, jej alter ego, też.
Bunt wynika z niezgody na pewną rzeczywistość. Rzeczywistość tymczasem jest odbiciem tego co w nas siedzi. Jest ona jednak także odbiciem potrzeby zmiany i czasem podsuwa nam to, czego nam najbardziej potrzeba.
Kiedy to tłumaczę, lubię posługiwać się przykładem protestów.
Bo protesty to uosobienie niskiej, bardzo matriksowej energii oddawanej na zewnątrz, wzmacniającej tę siłę, przeciwko której się walczy. Wiec przeciwko rządzącej partii też ją wzmacnia.
I podobnie jest na poziomie duchowym. Tyle że protesty też się energetycznie różnią.
Jak przez 10 dni oczyścić ciało surową dietą roślinną?
Doskonały e-book detoks hormonalny z tygodniowymi przepisami na każdą (polską!) porę roku i z listami zakupów może być również dla Ciebie wstępem do nowego stylu życia!
Zasadniczo różną energetycznie rzeczą jest walka o coś i przeciwko czemuś, bo zupełnie różne są wówczas wysyłane w eter intencje.
Oddawanie energii, ta niezgoda na ograniczenia i nierówności, też może być stopniem do wzrastania, do zrozumienia pewnych rzeczy.
Świat potrzebuje ludzi, którzy wchodzą na barykady w imię wolności. Potrzebuje ich do swojego rozwoju, do zachowania postępu.
Nie łudź się jednak, że skoro jesteś rosyjską egzaltowaną kochanką oświecisz się z założenia. Niekoniecznie.
Owszem, ogromna kumulacja energii czasem prowadzi do wybuchu, Czasem trzeba dostać odłamkiem tej bomby w twarz żeby zrozumieć, że źródło absolutu jest gdzieś indziej i że WCALE NIE TRZEBA WALCZYĆ.
Czasem coś o wielkiej sile uderzeniowej musi pojawić się na twojej drodze. Raz, dwa albo dziesięć.
Czasem musisz nawiązać zrozumienie, zarezonować z czymś takim, musi kliknąć.
I dlatego nie ma sensu negować czyjegoś poczucia niesprawiedliwości, czyjejś chęci protestu, czyjejś niezgody na nierówności.
One są nam wszystkim potrzebne do rozwoju.
Rozwalenie się na kanapie z czipsem i wgapianie się w serial jest wygodne i bezkonfliktowe, wyłącza się więc gen przetrwania, odpowiedzialny za długość życia.
W gorącej saunie, na treningu biegaczym wręcz przeciwnie
Znasz tę historię?
Ojciec Buddy, król Suddhodana, pragnął by syn był następcą tronu. Zdarzyło się jednak po narodzinach chłopca, że wezwany do pałacu mędrzec przepowiedział iż ten, chociaż będzie wielkim człowiekiem, nie zostanie kolejnym władcą.
Król, pragnąc zatrzymać syna w zamku, otoczył go wszelkimi możliwymi luksusami i pięknem, tak że młodzieniec nigdy nie musiał opuszczać dworu.
Miał trzy pałace, wielką świtę i wszystko o czym zamarzył. Nie musiał walczyć ani cierpieć.
Właściwie młody Budda nie poznał brzydoty, choroby ani starości.
I wiecie co? Nie to sprawiło, że doznał oświecenia.
Tym co sprawiło, że mógł stać się tym Buddą, którego znamy, było wymknięcie się z pałacu. W wieku 29 lat młody książę pierwszy raz, mimo zakazu ojca, opuścił mury królestwa i zobaczył świat, taki jakim jest, z brzydotą i nieporządkiem.
Ujrzał starca, chorego człowieka, zwłoki niesione przez żałobników i ascetę, zjawiska zupełnie mu obce.
Niewiele później na zawsze opuścił dom i zaczął poszukiwać swojej drogi. A wszystko zaczęło się od aktu buntu. Od sprzeciwu wobec tego co mu serwowano.
Od sprzeciwu, który sprawił, że coś kliknęło.
Nie mówię, że masz się buntować i podważać na czym świat stoi.
Bo w gruncie rzeczy to akceptacja i miłość do dzieła stworzenia jest tym co pozwala się rozwijać.
Nie akceptacja nierówności albo zła, ale zrozumienie tego, że wszyscy są takimi jakimi są i wszyscy mają to z czym rezonują, to czego potrzebują do swojego rozwoju, do przejścia swojej drogi, do odrobienia lekcji.
A to jak dany im potencjał do wzrostu wykorzystują jest tylko elementem ich drogi.
Wystarcza przyjmować świat z otwarciem, bez własnych klisz i oczekiwań wobec niego. Za to z podświadomą ufnością tworzyć to co się chce.
Nie zawsze trzeba wierzyć tym, którzy nazywają zjawiska złymi. Bo zło jest w gruncie rzeczy konstruktem. Ci, którzy nie akceptują, boją się, więc szukają dla zjawisk nazw odpowiadających ich emocjom. Takich nazw, które odzwierciedlają ich doświadczenia i ogólną wiedzę. Oceniają egotycznie.
Jak śpiewali (w bardzo wolnym tłumaczeniu) Beatlesi, wiesz, że wszyscy chcemy zmienić świat, ale kiedy mówisz o niszczeniu, czy nie wiesz, że nie możesz na mnie liczyć? Czy nie wiesz, że wszystko będzie dobrze?
Ufaj swojej intuicji.
Zanim znów zaczniesz oceniać zastanów się, czy jest to jedna z ocen niezbędnych dla bezwpadkowego przejścia procesu przetrwania, czy może egotyczny paszkwil, który przeszedł ci przez myśl?
Czy to hejt wynikły z zazdrości?
A nawet jeśli przeszedł ten paszkwil przez myśl, to nieważne. Ostatecznie wszystko skończy się akceptacją, wszystko skończy się miłością. Tam wszyscy idziemy. Niekiedy zbaczając z drogi.
Czy nie wiesz, że wszystko będzie dobrze?
Na zawsze Twój
Horry Porttier
Powiązane artykuły
Komentarze
Najbadziej upiększa dobrze nawodniona i odżywiona skóra!
Dodaj łyżeczkę doskonałego Kolagenu TiB do 4 szklanki!
Horry a powiedz mi bo już się gubię co mam do przepracowania, skoro osoba która kocham cały czas mnie rani, kłamie, intryguje, ma częste wahania nastrojów, nagle zmiany decyzji które doprowadzają mnie na skraj zalamania. Ja już nie wiem jak mam dalej żyć, z jednej strony mam tego dość, ciągłych nowych szans i w kółko od nowa a z drugiej strony mi żal gdybym musiała odejść. Jestem w kropce a delikwent coraz gorzej się zachowuje wobec mnie. Od zawsze mam problemy tzw miłosne czy ja jestem jakas nie z tej planety ze nie mogę ułożyć sobie życia? Czas leci mam już ponad 30 lat.
Kłócicie się głośno? Przedkładasz swoją rodzinę nad niego? Jakiego typu to są kłamstwa, tak zwane białe, żeby cię nie zasmucić?
A czy „delikwent” nie był przypadkiem zajęty skoro tak „kłamie”, „intryguje” i ma „nagłe zmiany decyzji”? Bo jeśli tak to nie ma co się dziwić. Na czyimś nieszczęściu nie zbuduje się swojego szczęscia. Co zasiewasz to zbierasz. Taki syfek to bardzo zła karma i wraca ze zdwojoną siłą.
Do przepracowania masz to, żeby na spokojnie zastanowić się co robisz z własnym życiem. Np. jeśli piszesz, że osoba którą kochasz jest nie w porządku, to czy aby cały związek jest w porządku? A jeśli ew. nie jest, to jakie są zalety bycia w takim związku? Czy zwyczajnie nie krzywdzisz siebie? Może ponazywaj swoje emocje. Czy kochasz go, bo to miłość? Czy kochasz go, bo to strach? W końcu wcześniej ci się nie układało, a masz już ponad tam ileś lat! Ale jakie to ma znaczenie? Życie można sobie schrzanić w każdym wieku. Po dajmy na to 60-tce również. Na szczęście życie można również naprawić w każdym wieku. Czytałaś „Biegam, bo muszę”? I czego ci będzie żal po rozstaniu? Kartka, długopis i wypisz w punktach. Ile tego jest? Cała nieskończona lista, że rolka się już kończy? Czy kilka zdań „wyduszonych” na siłę? A jeśli chodzi o dziecko, to jaki problem w dzisiejszych czasach? Przy dzisiejszym socjalu? Wybierasz najmądrzejszego z całego instytutu albo najprzystojniejszego w klubie i heja. Oczywiście to tylko moje fantazje 😉 Za które zresztą nie biorę odpowiedzialności. Ty projektujemy swoje życie. Jeśli Twoje życie ma być twoje i ty chcesz nim kierować, to najlepiej abyś była dogadana sama ze sobą. Jeśli ktoś ma kierować twoimi życiem, to właściwie nie musisz się z nim dogadywać. Właściwie to już tak się dzieje. Uzależniasz swoje życie od innych osób, związków. Pasuje ci to? Są związki gdzie wg opinii społecznej ktoś jest pod pantoflem. Ale zdarza się, że taki układ jest szczęśliwy, bo komuś to pasuje. Co ty o tym sądzisz w kontekście własnego związku?
Tym bardziej, że on nie potrafi rozmawiać. To jak chcesz się z nim dogadać? Ale on z nikim nie potrafi? Czy tylko z tobą?
Może znajdź kogoś z kim dużo lepiej i szybciej się dogadasz. Zrób tak. Pójdź do pokoju, w którym absolutnie nikogo poza tobą nie ma. I nie wychodząc znajdź kogoś z kim się najlepiej dogadasz.
Powodzenia 🙂
PS: kwestia planety nie ma tu nic do znaczenia.
Z tą rodzina to w punkt, nie kłuci się on tylko ja. A te kłamstwa to np. Jedzie za granicę z dnia na dzień i noc mi nie mówi, dowiaduje się od obcych. To bardzo nie w porządku… W ogóle mam wrażenie że on nie potrafi rozmawiać. Co robic?
Twój facet nie mówi Ci,że wyjeżdża za granicę? To raczej nie jesteście w takim związku jak myślisz <3
wygląda to na bardzo urojony związek 😀 Niektóre kobiety same uczestniczą w kłamstwie, niszczą innym związek, idą po trupach a potem oczekują uczciwości i motylków ;-D
Mężczyzna nie jest bezwolną kukłą, którą da się ze związku wyrwać, gdy on tego nie chce. To nie kochanka niszczy jego związek, tylko on sam. Natomiast z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi się zgadzam, że ten związek może niekoniecznie być tym, co o tym sądzi zainteresowana
na pewno przynajmniej próbują współniszczyć dla swoich celów. Czy się to ostatecznie uda zależy tylko od związku. Nie zmienia to faktu, że niewiniątka to nie są, facet też nie i kukiełką nie jest, ale jest łatwiejszy do zmanipulowania, przebiegłość niektórych zdesperowanych kobiet nie zna granic. Niejeden nowicjusz w temacie w to pójdzie a gdy sobie uświadomi, że zrobił błąd i się wycofuje to lament pokrzywdzonych cierpiętnic.