fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 114 546
112 online
46 124 VIPy

Dlaczego ludzie porzucają raw religię?

Pozwoli Magnateria i Książęta, że ponawijam po surowej kolacji:

Odżywianie się raw pokarmem roślinnym jest tak dla ludzi dziwnym i nienaturalnym współcześnie zjawiskiem, że wiąże się to ze zmianą całego stylu życia. Zmieniamy do tego stopnia swoje przyzwyczajenia i nawyki, że powstają luki i prześwity, które staramy się czymś wypełnić, często na siłę. Wpadamy na najlepsze, jak nam się wydaje rozwiązanie, czyli śledzenie jakichś raw guru, którzy będą dla nas wypełniać pustkę po spotkaniach przy kawce i whisky z lodem, albo chociażby przy bruskecie z pomidorami, bazylią z oliwą i odpowiednio schłodzonym czerwonym winem.

Nasi guru ci dalsi to zwykle rawfoodyści z długim doświadczeniem, ale my się chętnie zajaramy jakimś lokalnym guru, który zaledwie od pół roku pije szpinakowe szejki. Żeby wytrwać z tym wywróceniem sobie życia do góry nogami zwykle dorabiamy sobie nie do końca poparte dowodami teorie, a jak dotąd właściwie tylko to udowodniono i nawet gościa Noblem nagrodzono, że należy spożywać więcej niż połowę pożywienia na surowo, aby organizm nie odbierał pożywienia jako trucizny i nie szykował się z reakcją leukocytozy trawiennej na każdy kęs gotowanej szamy. Wracając do naszych guru, to znaczy, że jesteśmy wyznawcami jakiejś religii, chyba, bo nagle kolo, który obżerał się frytami z coca colą, a potem żeby ratować swój rozżarzony tyłek zaczyna żłopać soki owocowe i warzywne i jakoś wychodzi na prostą, pisze o tym kilka książek i ludzie się zaczynają do Paula Nisona modlić, a on po pewnym czasie bierze do ręki kostur, a na grzbiet wkłada lnianą sukmanę, no i kij z tym, jakoś to przełykamy, nawet fizis pozbawioną entuzjazmu to eufemizm, po prostu smutną facjatę oglądamy, która mówi, że będzie jadła mięso i gotowane, a potem, że jednak pozostanie na surowym, ale również z surowym nabiałem, bo mu kości słabe na rentgenie, czy dodatkowo stawy na rezonansie wyszły.

I nasza Świątynia rozpada się, bo już miała mocno osłabione fundamenty kiedy po siedemnastu latach naszej innej idolce Victorii Boutenko pół kilograma słonecznika i litr nerkowców z daktylami dziennie, zaczęły jednak szkodzić zdrowotnie i omegę 6 w nadmiarze przyswajała.

No to się pięknie świat wali, do tego koleś stulatek maratony biega na wikcie, wprawdzie wegetariańskim, ale hinduskim, czyli ciabatty i inne papki, wszystko po obróbce cieplnej i ma o podobnych parametrach kumpli w klubie. Do tego twój lokalny guru, też niepokojąco zaczyna coś przebąkiwać, że chyba zjadł chlebek razowy i nic i właściwie ma uczucie, że wrócił z dalekiej podróży do ukochanego domu.

Coś nas kiedyś do tej diety skłoniło i przekonało.

Najwięcej korzystają i to spektakularnie ludzie, którzy przeszli z tradycyjnej diety nagle na weganizm witariański. Ich organizmy na prawdę są zszokowane, i po pewnym czasie zachwycone, ale u takiej osoby jak ja, praktycznie całe dorosłe życie wegetarianki, przejście na witarianizm wegański nie dało żadnych spektakularnych skutków.

Jestem też osobą sama dla siebie wyznaczającą standardy, więc jakieś zawahania ideologicznej góry, mnie w ogóle nie zniechęcają, a wręcz przeciwnie potwierdzają fakt, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, więc nie róbmy z siebie Bogów, albo róbmy, w końcu kogo to obchodzi, że Jola jak zobaczy witariańskiego guru z gotowanym ziemniakiem to rzuci w cholerę raw food i wściekła zje trzy big macki. Bo kogo obchodzi Jola?

Tak na prawdę nie ma żadnego my, czyli wtajemniczeni, ci co dotknęli prawdy, zetknęli się z objawieniem i tajemnicą, albo oni, idioci nie mający pojęcia o naturalnym i pro zdrowotnym pożywieniu. Czytam, że to że jesz surowe owoce i warzywa, to pestka, ma być kolejność układania odpowiednio jedzenia w żołądku i na tym masz się skupić.

Ożeż.

Pies pewnej pani umiał aortować, nie mylcie z aportowaniem, gdyż on rzucał się akurat do aorty szyjnej. Witarianizm mnie zaortował, na początku zwariowałam razem ze wszystkimi. Jednak stosunkowo szybko wypłynęłam na powierzchnię i nie dlatego, że uważam, że jest głupi, czy mówi nieprawdę, wręcz przeciwnie, ale prowadzi prostym szlakiem do orthorexii i jest na prawdę nie potrzebny, aby być zdrowym człowiekiem i sprawnym.

Pierwsze to oddech, potem woda, potem podskoki, a następnie strawa roślinna w przewadze surowa, najlepiej organik, a także minimalizowanie chemii w codziennym życiu i jak nie jesteś pechowcem, to masz statystycznie zapewnioną dobrą kondycję zdrowotną.

Weganizm w stu procentach surowy, to nie naturalna wolność, jak się niektórym wydaje, to stu procentowa klatka, gdyż zdrowie wymaga równowagi na wszystkich frontach: fizycznym, emocjonalnym, psychicznym, a nawet duchowym chociaż dla mnie ateistki całkowicie wystarczyłby psychiczny, ale nie będę taka małostkowa.

Zdrowie też wymaga dobrych relacji na wszystkich powyższych frontach, a także z drugim człowiekiem, a stu procentowy raw weganizm nie jest w stanie żadnej z tych komfortowych sytuacji automatycznie nam dostarczyć.

Więc kiedy złościsz się, że Twój guru na boku coś podjada z piekarnika, albo pije kozie mleko, a to jest w oczywistym rozbracie z raw wegańską świętą ideą, to wiedz, że na piedestale nie można umieszczać po prostu żarcia, bo niby jesteśmy tym co jemy, ale to jednak wielka metafora.

Lider zawsze może Cię zawieść, ciekawe czy DR obecnie się też chwali, że z Armstrongiem trenuje rowerowe dystanse? Więc lepiej polegaj na sobie i sam dla siebie wyznaczaj standardy.

Dla bardzo wielu ludzi ścieżka surowego żarcia, leśny biegaczy dukt i doskonałe zdrowotne samopoczucie, to równoległe tory, ale nie dla wszystkich.

Dlatego jestem wdzięczna ludziom od których dowiedziałam się o raw foodzie, ale nie jestem na nich obrażona, że zdradzili gotowańcem ideę, bo zawsze podążam swoją ścieżką i mam swoje własne tory.

A tym co przez lata nie zdradzili, sorki, ale nie wierzę. Kończę te nudne pierdoły i współczuję tym, którzy dobrnęli do końca. Kisssssss Ich. pape PS Podobno Davidowi Wolfeowi nikt nie wierzy. Uśmieszek.

(Visited 1 515 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Piotrek V Jaworski 2 lipca 2013 o 20:31

    Nigdy nie rozumiałem ortorektycznych uniesień. W nadziei na co? Na dyplom od burmistrza za najlepszy stolec w gminie? 😉

    1. avatar pepsieliot 2 lipca 2013 o 21:10

      Może jest o co powalczyć 🙂

    2. avatar Sylwia Dmitruk 3 lipca 2013 o 05:54

      haha Lubie to ! 😉

  2. avatar sylcia holmes 3 lipca 2013 o 05:41

    Pepsi jeśli chodzi o witarianizm to jesteś moją jedyną guru, a zwłaszcza że – tak jak ja – nie robisz z tej diety świętości 100% raw. więc chyba nie mam się czym martwić 😀 pozderki

    1. avatar pepsieliot 3 lipca 2013 o 06:13

      sylcia pozderki :))

  3. avatar owsianka 3 lipca 2013 o 16:25

    Witaj!
    Jedyne co mogę dodać to co do Vitorii Butenko myślę ,że ona ma w miarę zdrowe podejście i potrafi sama zauważyć swoje błędy , np. w książce o zielonych szejkach uważa ,że lepiej pić zielone szejki niż być na 100% RAW.
    Tak samo co do gotowanego, jak zmieniła swoje zdanie nie bała się tego ogłosić światu.
    Nie ma też wątpliwości ,że dieta 100% surowa przyczyniła się do wyleczenia ich z poważnych chorób ,które są nieuleczalne przez naszą medycynę.
    Ona wciąż poszukuje w tamtych czasach co zaczynała było jeszcze mniej informacji i było trudniej, myślę ,że to dobra droga , ponieważ my możemy uczyć się na jej błędach.
    Pozdrawiam

    1. avatar Violina 3 lipca 2013 o 18:49

      Hehe i zarówno dla mnie Pepsi jest poniekąd przykladem 😀 Ale myslę, że w tym przypadku to zdrowe podejście. Między innymi dzięki Tobie przeszłam z surowego orzechowego raw na 811. Wytrwałam 3 tyg na owocach, moja energia poszybowała w górę, cera zaczęła się poprawiać, ale waga wciąż stała w miejscu , okres nie wrocił, do tego męczyły mnie wzdęcia po owocach (właściwie łączonych). Dlatego zaczęłam powoli wprowadzać gotowane jedzenie, a tu ryz, a tu bataty, niepalona kasza gruczana. A dziś umierając z głodu i cierpiąc na kolejne wzdęcia po dużej ilości owoców pochłonęłam chrupki z pełnych ziaren zbóż. Produkt przetworzony – to fakt – ale zawiera błonnik i znikomą ilość tłuszczu. Z resztą finanse nie pozwalają mi na zakup tak dużej ilości bananów, nie mówiąc już o organicznych. Może cery nie mam idealnej,ale walcząc z trądzikiem na surowej diecie faktycznie zbliżałam sie do ortoreksji (i nie wiem czy na nią wciąż nie cierpię) i wyniszczałam swoj organizm tracąc niezbędne mi kilogramy.

    2. avatar pepsi 3 lipca 2013 o 19:21

      owsianka, mam trochę inne zdanie, po pierwsze nie wierzę, ze przez 17 lat nie zauwazyła, że coś jest nie w porządku, miała otyłośc brzuszną, a ja tylko miesiąc byłam na podobnej diecie i miałam co wieczór potworne boleści, a jej przemiana zbiegła się z promocją kolejnej ksiązki, tym razem że nie trzeba być 100% raw. Generalnie nie wierzę do końca nikomu, kto się utrzymuje z tego co promuje.

  4. avatar Jaspis 4 lipca 2013 o 09:33

    Pepsi,
    Chciałbym zapytać skąd wzięła się właśnie taka kolejność rzeczy ważnych dla zdrowia ?
    To twoje życiowe doświadczenia , czy fraza zaadoptowana od jakiegoś guru ?
    I druga kwestia: czy z tym tłuszczem i cukrem to tak na 1000 % pewne, czy też jakaś fama puszczona w eter ? Pytam, bo często jem orzechy z suszonymi owocami i czuje się po nich świetnie. Wrzucam też do szejka siemię , sezam czy nasiona konopii .

    100% witarianizm, to codzienna walka za sobą i z otoczeniem.
    Odkąd pozwoliłem sobie na część gotowanego jestem psychicznie stabilniejszy i mniej mam pokus.
    Mogę się spokojnie wybrać na imprezę rodzinną, czy ze znajomymi, bo zawsze znajdzie się coś wegańskiego do jedzenia.Jest lepsza integracja i jest szczęśliwiej.

    1. avatar pepsieliot 4 lipca 2013 o 14:19

      jaspis, jesteś aktywny, w Twojej rodzinie nie było cukrzycy, nie masz otyłości typu brzusznego, to jak pomieszasz pewnie Ci nie zaszkodzi, ale ja nie ryzykuję, najpierw słodycz potem tłuszcz. Dokładnie opisałam to zjawisko kilka razy, ściągnęłam od dr. Grahama, ale właściwie wszyscy dietetycy o tym wiedzą.
      Natomiast kolejność czytałam w wielu zagranicznych opracowaniach, a Kevin Giani podał też długa bibliografię. Ale tak na zdrowy rozum. Ile wytrzymasz bez oddechu? Więc jest pierwszy. Ile bez wody? więc jest druga? Czy możesz nie być aktywny, ze względu na metabolizm, perystaltykę jelit? Nie. Czy ludzie, którzy nie mogą się ruszać są tylko chorzy od swoich chorób? nie. Jak się przestajesz ruszać samoistnie zacZynasz chorować. Jedzenie jest dopiero czwarte, bo na prawdę można długo pościć i organizm da sobie radę.

  5. avatar Jaspis 4 lipca 2013 o 09:35

    „Generalnie nie wierzę do końca nikomu, kto się utrzymuje z tego co promuje.”
    Złota myśl.

  6. avatar Paula 5 lipca 2013 o 21:02

    Rewelacyjny wpis 🙂 zgadzam sie w 100 proc. 😉

  7. avatar Hell kitty 6 lipca 2013 o 16:28

    Hejka, Pepsi 🙂
    Mam takie pytanie, czy znasz może rozwiązanie. Być może pisałaś o tym na swoim blogu, a mi umknęło.
    Z natury mam długie kończyny, szczupłe, nieotłuszczone ciało, znikome ilości tkanki tłuszczowej gnieżdżą się na brzuchu, w formie złotego półksiężyca, i na udach, zewnętrznych stronach, a uda mam rowerzystki, choć roweru już nie, bo ukradli. Jestem wysportowana.
    Lecz, do rzeczy.
    Część pokarmów, z mojej perspektywy, jest snogenna. Czyli kończąc posiłek robię się senna, i talerz chcę potraktować jak poduszkę. To zniechęcało mnie do wsuwania, bo jak w takiej opcji być wydajnym. Do snogennego jedzenia należy skrobiowe (przykładowo ziemniaki, makarony, pochodne), ale też gotowane (ryż z gotowanymi warzywami). Tłuste nie jest senne. Owoce nie są senne, surowe warzywka też.
    Teraz się pasę, bo skończyłam dwie sesje naraz, więc czas odżyć.
    Jestem drugi miesiąc weganką, wegetarianką wiele lat, blisko połowę życia, a że mam 24, to mam szanse na weganizm przez większość życia, jeszcze 😉
    Z ideą raw romansuję od paru lat, lecz-
    wychłodzenie
    to jest kłopot.

    Robię sos warzywny-ogrzany do 40C. Pomidorki, marchew, kawałek selerka, garść ziarenek, (wszystko surowe) przemielić blenderem, gotowy, gęsty, pyszny, pachnący.
    Zjem, 15 minut mija, a mi coraz chłodniej, i chłodnieję tak sobie, i chłodnieję, aż wreście uciekam pod kołderkę, bo zimno mi wychodzi jakby z kości. Mimo, że ogrzane było.
    Co prawda mam fizys jaszczurki skalnej, której w gorącym klimacie w sam raz, grzać się na słońcu mogę tygodniami, a w zimie czuję się lipnie, i noszę tyle ciuchów, że przypominam kulkę.
    Znasz metodę by nie chłodnieć? Warzywa ziemne nie kojarzą mi się wychładzająco, a takie są jednak. Lubię surowe, bo jest apetyczne, smakowe i samo wchodzi do buzi.
    Ciepłe napary ziołowe raczej nie załatwiają sprawy, ogrzeją na chwilę, i dalej zimno.
    Jak być raw i nie byc zimną suką?

    A nawiązując do postu mocniej-życie ideą, a nie życiem, to przykra pomyłka. Pomyleni wydają mi się ludzie, którzy za najważniejsze uważają to, ile, czego, kiedy, jakiego i jak bardzo bio zjedli. Zaściankowość się robi z tego i zamknięta głowa. Ideą można sobie naszkodzić, i bywają tego przykłady. Które tak w idei siedzą, że nie widzą, że średnio im ona z życiem gra. Można być 100, nawet 200% raw, tylko po co? Jak komuś służy, to służy, ale na co robić z tego hecę, i się kreować na dietetyczne guru? Też razi mnie momentami nadmierne przedelikacenie delikwentów żywieniowców. „A bo jestem frutarianinem, powąchałem ziemniaka, mało nie zmarłem”, „Zjadłem nie-bio truskawkę, i mnie tydzień czyściło”, „Zjadłem bulkę i miałem zaparcie”. Człowiek to wsztstkożer, co oznacza, że powinien móc, bez doraźnej szkody móc zjeść prawie-wszystko, tak mi się zdaje. Bo przedelikacenie i bycie pieskiem francuskim, co delicje mu zaszkodzą kojarzy mi się z jakimś upośledzeniem. Silnym i odpornym trzeba być.

    1. avatar pepsi 6 lipca 2013 o 17:45

      Hello Kitty , czy Hell kitty, bardzo ciekawy wpis, marznięcie mija po około półtorej roku, bliżej dwóch lat. Najlepszym, rozwiązaniem jest skakanka. 60 podskoków i krążenie rusza na całego. Albo przeczekać. Działa też kubek gorącej pokrzywy, uwielbiam, wolę od zielonej herbaty, ale ona też działa. ścisk

    2. avatar summer breeze 6 lipca 2013 o 18:42

      By strawić po obróbce termicznej, organizm musi wytworzyć enzymy stąd senność. Musi się napracować. W przypadku tłuszczu jest lepiej może dlatego, że nie podwyższa tak poziomu cukru.

  8. avatar Pol 31 maja 2014 o 13:08

    Nie jesteśmy tym co jemy ale TYM co Przyswajamy lub też TYM czego NIE możemy przyswoić. Dlatego ciagle poszukujemy, gdzie jest linia naszego komfortu

    Zasadniczo uważam, każda wypowiedź o diecie należy do jednej z trzech kategorii:
    1. Niektóre rzeczy są dobre dla wszystkich, i bez wsparcia naukowego.
    2.Niektóre rzeczy są wręcz szkodliwe dla wszystkich, i bez wsparcia naukowego.
    3. Niektóre rzeczy są bardziej skomplikowane i zależy od indywidualnej sytuacji.

    Ale ważne jest, aby nie wpaść w cynizm i zacząć wierzyć, że nikt nie jest w PORZĄDKU, a wszystkie porady dotyczące diety są złe. Oczywiście, nikt nie jest ABSOLUTNIE DO KOŃCA w porządku, ale to ma się rozumieć, że pewne osoby MOGĄ być bliższe prawdy niż inni… zapewne są bliżej prawdy swojej ale czy MOjej

    Jeśli masz głębokie zrozumienie ludzkiego ciała i jak ono naprawdę działa a w szczególności WŁASNEGO, to napewno pomoże zoorganizować informację by ostatecznie BYĆ WŁASNYM GURU …

    Niektóre przykłady ekspertów w dziedzinie zdrowia ( dziwne,że umierają tak młodo)
    Michel Montignac, bardzo znany francuski promujący zdrową dietę opartą na koncepcji indeksu glikemicznego, zmarł w wieku 66 lat na raka. Był inspiracją do „Dieta South Beach”.

    Dr Atkins prawdopodobnie najbardziej znanych diet guru świecie (które miały masę 258 kg ), po spędzeniu dziewięciu dni w śpiączce, w wieku 72 lat zmarł z powodu poślizgu w na lodzie. Koroner powiedział, że zauważył w dokumentacji medycznej; ze wcześniej doznał ataku serca, zastoinowej niewydolności serca i nadciśnienia tętniczego. Ponieważ nie przeprowadzono autopsji, nie możemy potwierdzić, czy któryś z powyższych czynnik wpłynął na zdolność do odzyskania zdrowia a moze to efekt poślizgu na lodzie a reszta to POWOD i pewnie można zaliczyć to jako odniesione rany.

    Paavo Airola, autor książki „Jak Get Well”, który prowadził Sok postu i naturalny ruch dla zdrowia w latach 70. i 80., zmarł na udar mózgu w wieku 64 lat.

    Roy Waldorf, który był ekspertem z dziedziny DługoWIECZNOŚĆ i napisał książkę „Dieta 120 lat” w 2004 r., zmarł w wieku 79. Trochę za mało jak na ustanowioną przez samego siebie poprzeczkę.

    Nathan Pritikin, jeden z najbardziej płodnych autorów w diecie tłuszczu, popełnił samobójstwo, gdy jego ciało zostało „najechane” przez białaczkę w wieku 69 lat.

    Ross Horne, jego uczeń, powiedział, że pan Pritikin żyłby dłużej, gdyby zabrał sie do diety owocowej , którą promował Ross. Zmarł na raka, gdy przekroczył 80 lat.

    TC Fry, szef ruchu Naturalna Higiena i frutarianinowi, zmarł na zator tętnicy płucnej w wieku 70 lat.

    Ostatnio Robert E. Kwalski, który napisał słynną książkę „The Cure cholesterolu 8 tygodni,” zmarł w wieku 65 lat z tętniaka płuc.

    George Oshawa, dosłownie wynalazł Dieta makrobiotyczna (co w rzeczywistości oznacza „sposób na długie życie”) zmarł na raka płuc w wieku 73 lat.

    Adele Davis, który był pionierem koncepcji zdrowego odżywiania, które niestety zaangażowane pijał dużo mleka, zmarł w wieku 70 lat na raka.

    Oczywiście błędem byłoby powiedzieć, że wszystkie diety guru umierają młodo. To nie prawda, ale wiele z nich, jeśli nie.

    Paul Bragg zmarł w wieku 81. Mimo, że jej rodzina twierdzi powszechnie, że zginął w wypadku surfingu, podobno przyczyną śmierci był atak serca, to fakt, kóry został usunięty ze strony Wikipedia.

    Norman Walker, guru żywności i surowych soków, zmarł w wieku lat 99 (a nie 118 lat, jak mówiono wcześniej).
    Aaaaaaaa i z przymrużeniem oka..
    I wspomnę tutaj o DR. Doug Graham , czyżby zapożyczył sobie tytul DR… do sprzedawania ksiażek??? No, właśne to wydaje się czasami troche dziwe a szczególnie gdy zaprzecza sie istnieniu takich chorób jak Kwashiorkor .. Ostatecznie wolę być sama dla Siebie Gurrrruuuu!!!

    1. avatar pepsieliot 31 maja 2014 o 14:27

      Sliczny wpis Pol, THX :)))

  9. avatar agu 11 października 2017 o 13:51

    Pepsi… zaklinam Cię!!! naucz się w końcu poprawnie pisać „NAPRAWDĘ”

    1. avatar Jarmush 11 października 2017 o 13:58

      to było w 2013 roku, już od dawna piszę po prawdzie naprawdę po prostu razem :), a co Cię aż tak zirytowało Agu, masz jakieś problemy osobiste? Może potrzebujesz pomocy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum