😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Ale ślad z dzieciństwa został, a ja z tych nadwrażliwych osobników. Co więcej nie pochodzę z religijnej rodziny. Raczej takiej niestabilnej emocjonalnie.
Co zrobić, gdy całe życie jestem straszona piekłem i brakiem zbawienia?
Siostra na religii w podstawówce straszyła, potem te całe przygotowania religijne do komunii i księża w kościele, w tamtym czasie narodziła się u mnie nerwica, która liczy już ponad 20 lat i tylko dochodzą kolejne problemy zdrowotne.
Na to oczywiście moja matka, która również systematycznie mnie piekłem straszy w ten lub inny sposób.
Nawet jako dorosłą osobę (czemu się dziwić skoro w dzieciństwie zmuszano ją do uczestnictwa we mszy przemocą wręcz, a teraz do kościoła zaczęła chodzić, bo zdrowie jej szwankuje).
A ja? Mam tak silną nerwicę natręctw, że sprzątam jak głupia, dotykam przedmiotów po setki razy i nie mogę się wyciszyć, gdyż nawet próba medytacji przywodzi mi na myśl rozgniewanie Góry i to, że wszystko musi być jak chcieliby rodzice.
Możesz się tylko domyślać jak bardzo choruje moje ciało i przez to, że jest to problem duchowy/psychiczny to żaden lekarz, nawet ten od medycyny naturalnej, a leczę się w ten sposób już 2 rok, nic nie pomaga.
Czuje się jak taki zużyty worek na śmieci.
Wszyscy we mnie kiedyś napchali swoich głupich poglądów i ja już nie umiem się odkopać, mimo że jestem dorosła i powinnam potrafić.
Nie chciałabym się użalać choć tak to wygląda, lecz ja naprawdę nie potrafię sama sobie z tym poradzić?
Proszę tutaj o poradę może nawet kogoś z czytelników.
Takie porządne, żelazne kroki, byleby pójść do przodu i nie tkwić na tym padole łez.
Nikt nie zna całości obrazu.
Nikt nie wie, co się wydarzy w przyszłości.
Nie wiesz więc, jakie doświadczanie okaże się tym budującym.
Mówi się, że wraz z wiekiem przychodzi, mądrość.
Tymczasem bardzo często z wiekiem, nadchodzi tylko wiek.
Boisz się Mikołaja? Ma brodę, i gruby brzuch, powinnaś się bać.
Ale Ty nie wierzysz już w Mikołaja. Pytam więc dlaczego wierzysz w baśń o piekle?
Dlaczego kontynuujesz wierzenie w dorosłym życiu w piekło, nie w Mikołaja?
U ludzi religijnych koncepcja piekła jako miejsca wiecznych mąk dla niegodziwych jest wszechobecna. Jednak bardzo niewiele badań do tej pory dotyczy implikacji tego przekonania dla zdrowia psychicznego. Ale w pewnym badaniu (Hell Anxiety Scale (HXS)) przetestowano związek wiary w piekło z innymi dobrze ugruntowanymi miarami funkcjonowania psychologicznego.
Co zaskakujące, niepokój związany z piekłem nie był związany z dogmatyzmem, fundamentalizmem religijnym ani ogólną religijnością (co potwierdzasz w komencie: „nie pochodzę z religijnej rodziny„…), ale przede wszystkim zależał od samooceny prawdopodobieństwa pójścia do piekła.
Ty po prostu naprawdę boisz się piekła, którego nie ma, bo nie może go być.
Na szczęście nie boisz się Mikołaja:) Boisz się kary za grzechy.
Wszystko wynika z ego, które urodziło się z lęku przed śmiercią.
To nie jest patologiczny strach, to nie nerwica, po prostu boisz się tego konkretu, gdyż Twoja podświadomość wierzy w piekło.
Dopóki nie przeprogramujesz swojej podświadomości, nie wprowadzisz nowych przekonań, będziesz w strachu przed wyimaginowaną karą.
Jak przez 10 dni oczyścić ciało surową dietą roślinną?
Doskonały e-book detoks hormonalny z tygodniowymi przepisami na każdą (polską!) porę roku i z listami zakupów może być również dla Ciebie wstępem do nowego stylu życia!
HXS wykazał bardzo niską korelację z podskalami strachu i lęku dla neurotyzmu, sugerując, że lęk piekielny może nie być spowodowany tendencją do strachu lub lęku, ale być może jest racjonalną odpowiedzią na osobiste przesłanki teologiczne.
Próbuję Ci powiedzieć, że Twoja nerwica lękowa i jej odmiana nerwica natręctw prawdopodobnie nie została spowodowana przez straszenie Cię piekłem.
Albo odwrotnie, Twoje lęki i natręctwa nie są bezpośrednią przyczyną lęku piekielnego. Ty po prostu uwierzyłaś.
Podobnie, jak człowiek, którego w dzieciństwie straszono kominiarzem, dorastając nie ma już kominiarskiej fobii, co nie znaczy, że nie jest dorosłym neurotykiem.
Raczej będzie to nadal trwające u Ciebie nieradzenie sobie z religią i lękiem podstawowym, który dotyczy praktycznie wszystkich ludzi, czyli lękiem ego przed śmiercią.
Moja koncepcja rzeczywistości jest inna, uważam, że rzeczywistość jest wirtualna, a świadomość nieśmiertelna.
Piekła oczywiście nie ma, gdyż byłoby alogiczne, amiłosierne, aboskie, i aludzkie.
Jeśli słabo ewoluowałaś w tym wcieleniu, albo wcale, dostajesz w następnym wcieleniu łatwiejsze zadanie, o ile chcesz ewoluować. Hitler i Stalin też.
Byłaś jako dziecko wpędzana (każde dziecko jest czymś straszone) w lęk przed karą piekielną.
A że masz osobowość neurotyczną od dziecka, zrodziło się silne poczucie winy, naprzemiennie z lękiem przed karą.
Silne poczucie winy często przeradza się w nerwicę natręctw.
Generalnie jesteś w wieku, gdy wszelkie lęki, niepokoje, rozedrgania, kumulują się jakby i objawiają w postaci niezłej jazdy lękowej.
W wieku 25 lat mniej więcej ujawniają się też choroby psychiczne, ale Ciebie to nie dotyczy.
Ty masz swój klasyczny zestaw lęków i natręctw, co również zalicza się do nerwicy lękowej.
Biegam bo muszę z autografem:)
Nigdy nie jest za późno żeby pobiec po szczęście!:)
Musisz skończyć z szukaniem winnego swojego problemu. Owszem popełniono błędy wychowawcze, nie straszy się piekłem znerwicowanego dziecka.
Nie straszy się nikogo, bo to nieeleganckie, i w złym guście. Ale wszyscy nagminnie to robią, na tym polega matriks.
Jednak w Twoim domu raczej to wszystko zrobiono nieświadomie (siostra dla jaj, bo widziała, że to na Ciebie działa, takie są dzieci), zaś Twoja matka zdaje się sama żyje z poczuciem winy i potwornie boi się braku zbawienia.
W ten sposób system religijny, wahadło religijne oddziałuje na swoich popleczników.
Dlatego religie tak bardzo trzymają się dogmatu jednej próby.
Jedno logowanie i kara, lub nagroda, bez względu na to, jak bardzo w życiu śpisz.
Grożenie karą za grzechy i piekłem wzbudza silne emocje strachu, które karmią to wahadło.
Dzisiaj matka bojąc się bardziej w chorobie, jeszcze silniej wiąże się z przekonaniem, że coś takiego jak brak zbawienia istnieje.
Mściwość to wymysł wahadła destrukcji, do trzymania swoich popleczników na krótkich lejcach.
Wyższy system świadomości to nie są media głównego nurtu, ani alternatywne, to nie dogmaty religijne.
Kocha, zamiast straszyć.
Ewolucja jest procesem, i nie ogranicza się do jednej próby, jednego logowania, to nie miałoby sensu.
Piekła nie ma. Nie ma żadnego uzasadnienia dla istnienia piekła. Jest wyższy system świadomości (można go porównać do ichniejszego Boga), którego jesteśmy częścią.
Dzięki ewolucji jednostki, wszyscy ewoluujemy, w tym wyższy system świadomości. I na tym to polega.
Jeśli popełniasz jakiś nieszlachetny uczynek, lub coś Cię uwiera, trzeba to zaakceptować i rozpocząć zmianę.
Nie matki, ojca, domowników, rozpocząć zmianę siebie.
Dopóki będziesz szukała przyczyn swojego niezrównoważenia poza sobą nigdy się nie wyleczysz.
Jeśli będziesz obwiniała kogokolwiek, w tym siebie, nigdy się nie wyleczysz.
Jeśli zgodzisz się na swój stan, może nawet doszukasz się w nim jakiejś mikro inspiracji, mikro plusa.
Będzie to początkiem Twojego zdrowienia.
Nerwica lękowa i natręctw, to przede wszystkim obawa przed przyszłością (której jeszcze nie ma).
Depresja wynika najczęściej w grzebaniu w przeszłości, i załamywanie się niemożliwym (przeszłości nie można zmienić).
Jesteś w serwerowni i grasz swoim ciałem (awatarem). To Ty jesteś sprawcą swojej rzeczywistości.
Dzisiaj Twoje intencje są byle jakie, nieprzemyślane, niezrozumiałe. Wysyłasz w świat poczucie braku spokoju, lęk przed ogniem piekielnym i właśnie takie rzeczy widzisz w lustrze rzeczywistości.
Nie zobaczysz niczego innego dopóki sama nie zmienisz swojego myślenia.
Owszem nerwica lękowa męczy, ale najbardziej totalnie nieprzebudzonych. Mogłabyś ją przecież zacząć obserwować z boku. Nie wsiąkać w nią. Nie iść w ten dym.
Dzisiaj robisz swoje jutro. Wczoraj zrobiłaś sobie takie dzisiaj. Sama widzisz, że koniecznie musisz zmienić myślenie.
Bo nie jest logiczne, nie jest miłosierne, nie jest ewolucyjne. Nie ma dla czegoś takiego miejsca.
Zmień myślenie. Nie obwiniaj nikogo. Siebie kochaj.
I jeszcze jedno, może najważniejsze:
Pomoc, a właściwie wielka pomoc:
To jest Twoje piekło, więc Ty tym zarządzasz. Zrób coś z tym.
owocek
Powiązane artykuły
Komentarze
Hej Pepsi, mam nietypowy problem. Mieszkam z tatą, mama zmarła z 10 lat temu, mam 15 lat i mój tata jest strasznie chłodny, egoistyczny i być może socjopatyczny. Nie pozwala mi włączać ogrzewania ani ciepłej wody, mówi, że rachunki same się nie zapłacą (on zarabia 15 tysięcy zł miesięcznie przynajmniej). W moim pokoju jest około 17 stopni, jest mi bardzo zimno w okresie jesienno-zimowym, mam też problemy z krążeniem. Gdy jest mi tak zimno, pomimo kilku swetrów na sobie to nie mam ochoty na cokolwiek, tylko bym leżała pod kołdrą i kocem. Gdy go nie ma, czyli potajemnie włączę sobie ogrzewanie to jestem produktywna na maksa. Gdy idę sobie do kuchni coś przyrządzić to zazwyczaj na mnie krzyczy jak używam kuchenki gazowej, według niego powinnam jeść same kanapki (on nie gotuje, jada na mieście). Cały czas ma do mnie pretensje, poniża mnie i jest po prostu dla mnie złym człowiekiem zazwyczaj. W niczym mi nigdy nie pomógł w życiu, w ogóle nie poczuwa się do roli ojca, od kiedy straciłam mamę we wszystkim muszę być samodzielna i zaradna, nie mam żadnego oparcia. Innej rodziny, oprócz taty nie mam, nie mam gdzie iść, a nie chce skończyć w domu dziecka. Jak żyć tak dalej? Bardzo jestem zmęczona psychicznie tym człowiekiem.
Hej Kasiu, bardzo Ci współczuję. Czy nikt nie wie o tej sytuacji? Idzie zima, to zagraża Twojemu zdrowiu. Może psycholog szkolny ma jakąś podpowiedź dla Ciebie? Myślę, że na pewno będzie mógł pomóc. Ktoś mógłby z ojcem porozmawiać, zajmuje się Tobą od wielu lat, może chodzi tylko o chorobliwe skąpstwo? A gdy byłaś mała, jaki był? Serdecznie Cię ściskam
Kasiu, jesteś bardzo dzielna i pozbierana.
Koniecznie porozmawiaj tak, jak Pepsi sugeruje – ze szkolnym psychologiem.
Bardzo to wszystko przykre…
Jestem z Tobą, niech Ci się wszystko odmieni…
Ściskam Cię mocno.
Miałam podobnie, wypisz wymaluj. Bałam się powiedzieć komukolwiek. Powinnaś iść do psychologa, jako dziecko!! powinnaś mieć zapewnione podstawowe warunki do funkcjonowania i nauki. Twój tata również powinien odwiedzić psychologa, to nie jest naturalne zachowanie i z czasem będzie się zaogniać, nie wiadomo co nim kieruje, ale pamietaj jedno- to nie jest Twoja wina. Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki
Cześć Kasiu. Z tego co się orientuję możesz się ubiegać o alimenty na siebie od ojca, nawet jak z nim mieszkasz. Napisz to co tu na grupie „Porady prawne” na Facebooku (tej co ma ponad 200tys członków, doradzają tam prawdziwi prawnicy i nie ma miejsca na hejt). Porozmawiaj też oczywiście z psychologiem szkolnym. Moim zdaniem możesz też spróbować poszukać pomocy w opiece społecznej. Skoro nie masz w domu podstawowych warunków i czujesz się źle z tym człowiekiem, to może taka terapia szokowa dla niego, jak zagrożenie domem dziecka/rodzina zastępcza, coś da. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa pomyśl czy nawet nie było by lepiej iść gdziekolwiek indziej mieszkać i mieć w miarę normalną opiekę niż ryzykować swoim zdrowiem psychicznym i fizycznym. Ściskam ciepło. :*
Nie bałam się piekła, całe dzieciństwo panicznie bałam się objawienia, serio. Teraz mam z tego niezły ubaw, ale koszmary i strach z dzieciństwa pamiętam. Było nie fajne, ale kto ma fajne 😉
O rany, miałam to samo. Nie zamykałam drzwi od toalety, ponieważ byłam pewna, ze ktoś mi się ukaże
typóweczka 🙂 <3
List św. Jakuba 1:19-20
A tak, bracia moi ukochani – niech każdy człowiek będzie skory do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Bo gniew człowieka nie sprawuje sprawiedliwości Boga.
Gniew to zła wibracja. W terminologii biblijnej jest to tchnienie (duch), którym wywieramy wpływ na otoczenie. Kiedy gniew znajduje ujście w słowach, to nabiera większej mocy i wyrządza więcej zła. Przez słuch dostaje się do mózgu drugiej osoby a tam czyni straszną destrukcję. Powstają zakłócenia pracy mózgu, uruchamiają się reakcje chemiczne i impulsy elektryczne, które działają niszcząco na ciało człowieka.
Bóg dał nam dwoje uszu i tylko jedne usta, co jak sugerują niektórzy może znaczyć, że dwa razy więcej powinniśmy słuchać niż mówić. Powyższy werset właśnie nas do tego zachęca, byśmy skłaniali się bardziej do słuchania niż mówienia. Jest to tym cenniejsza rada, gdy jesteśmy rozdrażnieni i moglibyśmy swoimi słowami zniszczyć zdrowie innego człowieka.
Przysłów 17:22
Radość serca wychodzi na zdrowie, duch przygnębiony wysusza kości.
Jeśli nie mamy nic budującego do powiedzenia to lepiej nie mówmy.
Postanowiłam podzielić się ta analizą Słowa Bożego (Biblii czyli), bo jako wierząca w Chrystusa o prawidłowym imieniu Jeszu znajduję tam odpowiedzi na wszystkie pytania.
Biblię nie czyta się ot tak – Biblię należy studiować – analizować zawarte fakty w oparciu o historię świata ale przede wszystkim w oparciu o przekład Interlinearny oraz słowik Stronga.
Bo biblia/ biblie (jest ich kilka) są źle tłumaczone.
Stąd jakieś zamieszanie z jakimś niby piekłem, o którym Bóg nic nie wspomina.
Objawienie owszem będzie, ale jak sama nazwa wskazuje będzie to objawienie prawdy – nie powinni sie go bać ludzie spełniający dwa Boże przykazania: kochający Chrystusa i kochający innych ludzi – czyli dobrzy, życzliwi, radosni, spokojni, uśmiechnięci, nieskorzy do gniewu i szukający prawdy.
Bóg przewidział zakłamanie tego świata i zniewolenie ludzi kłamstwami stąd zachęta do poznania – szukania prawdy – duchowej, historycznej, zdrowotnej, ekonomicznej.
Jest to ciągły rozwój – polecam:)
Dobrego dnia dla wszystkich – zaszcz….nych i niezaszcz…….nych.
Dziękuje za ten tekst
<3
Hej Pepsi,
genialny dzisiejszy bieg i świetny tekst.
Mnie w domu na szczęście nie straszono piekłem… ale Mikołajem już tak. I choć dawał mi zawsze wymarzone prezenty, naprawdę w sam raz, to sama postać kojarzyła mi się źle. Dlatego dziecięce pogłoski, że nie istnieje, od razu dały mi ogromną ulgę, ale też pozostawiły pewną próżnię, bo długo nie udawało mi się znaleźć formuły dla „Mikołaja” w sobie, tzn. był (i chyba wciąż jeszcze jest) jakiś problem u mnie z dzieleniem się (nie twierdzę, że to z powodu tego straszenia Mikołajem, to mógł być jednak mój osobisty defekt). Z czasem każdy prezent zaczął wywoływać we mnie poczucie winy, bo było też poczucie, że nie umiem odwdzięczyć się (nie chodzi oczywiście o równowartość prezentu w drugą stronę, ale o to poczucie entuzjazmu i znalezienie go w sobie, by znaleźć dla kogoś równie celny prezent) tak, jak należy, czyli, z uśmiechem, czułością, z wewnętrznej potrzeby. Zawsze to było takie wymuszone i przykre, to było chyba jedyne, co z czasem na dobre psuło mi aurę świąt – zarówno przyjmowanie jak i dawanie prezentów, choć przecież wyżerka przednia, ten aspekt świąt był zawsze przecudowny dla mnie 😉
Więc nie, to nie pojedyncza przyczyna w postaci tej historyjki o Mikołaju stojącym za drzwiami i mogącym przynieść rózgę, bo była u mnie jednak samoświadomość że jestem kapryśnym i dość upierdliwym, niesfornym dzieckiem (mówię to obiektywnie, moje wczesne dzieciństwo to turbulencje, brak koordynacji, duży dyskomfort, dopiero w połowie przedszkola jakieś w miarę wyjście na prostą – coś a la spektrum aspergera, ale kij z definicjami). Ten problem z dzieleniem się to jakiś defekt… nad którym trzeba pracować.
Może to offtopic, ale może napiszę jeszcze o nim parę słów, skoro zbliża się okres przedświąteczny, 6 grudnia też tuż tuż (ojjj jedna z najbardziej nielubianych przeze mnie dat w kalendarzu, co prawda Mikołaj dla głównego prezentu czekał dopiero na swoje przewcielenie się w Gwiazdora w Wigilię, ale tego 6 grudnia też skubany nie zapominał o moim istnieniu i zostawiał pyszne przed-prezenty z mandarynkami, kolorowymi drobiazgami… no i te bachory-równieśnicy emocjonujące się tą datą…) – napiszę o tym, żeby dać obraz możliwej ścieżki/ewolucji poglądów nie na przykładzie piekła, ale właśnie tego Mikołaja.
A więc aż do okresu studiów każda okazja Mikołajkowa czy imieninowa/urodzinowa to niemy opór, męka, rosnące poczucie winy po każdym fatalnym i nietrafionym prezencie wypoconym przeze mnie dla kogoś. Nawet te mikołajki szkolno-klasowe stresowały mnie, choć anonimowość po losowaniu osoby, której zgotuje się prezent trochę mnie jednak uspokajała i mam wrażenie że te prezenty nie były aż tak straszne, choć było porównywanie się, kto się tam na co dla kogo wysupłał… no cóż, nietrafionych, zupełnie słabych (ani dowcipnych, ani nawet złosliwych, tylko po prostu nijakich prezentów) trochę bywało po rozpakowaniu… więc moje z reguły lądowały gdzieś w połowie tego przykrego rankingu z mojej głowy… Tak czy inaczej wibracje niskie, ale to nie zostawało w pamięci, potem tylko ta ulga, że uff, kolejny 6 grudnia za mną…
Pewien przełom przyniosły studia i zainteresowanie socjalizmem (nie definiowanym tak, jak definiuje go Pepsi tylko normalnym, prawdziwym, cudownym socjalizmem 😛 ) i słuszny moim zdaniem wniosek/postulat, że charytatywność to czysto folwarczny a potem kapitalistyczny zabieg pudrowania rzeczywistości a nawet dodawania sobie władzy na cudzym życiem. Do końca utwierdziła mnie w tym brawurowa scena z „Prawieku” Olgi Tokarczuk i postać Kłoski, dziewczyny, która hardo patrzyła w oczy oferującej jej charytatywną pomoc dworskiej dziedziczce, która z kolei zirytowana tym, coraz bardziej zaczęła Kłoskę poniżać i zdradzić swoje prawdziwe zamiary, choć pierwsza propozycja dziedziczki może nie brzmiała tak źle…
Stąd mój wniosek, że potrzebujemy po prostu sprawnego systemu pomocowego w Państwie, a nie wielkodusznych gestów z grubego portfela a potem marmurowych tablic dziękczynnych. Utwierdziło mnie w tym jeszcze obserowowanie funkcjonowania tych instytucji w Niemczech, gdzie zupełnie w Polsce niesamodzielne osoby (ciężkie porażenia mózgowe, zespół Downa) tam mają szansę na samodzielne i godne życie po śmierci swoich rodziców w specjalnych domach-wspólnotach, gdzie pracują zmianowo i pod kontrolą profesjonalistów specjalni opiekunkowie dzienni/nocnie, zrekrutowani zazwyczaj wśród odpowiednio przeszkolonych studentów lub nawet wiecznych studentów, których ratuje to z kolei przed bezrobociem i poczuciem nieużyteczności społecznej… (moim sąsiadem w akademiku był taki wieczny student – między innymi po… teologii i AWF-ie… uśmiechnięty, z błyskiem w oczach, pomocny także dla sąsiadów… najlepsza osoba jaką dane mi było spotkać w Niemczech).
No właśnie, ale na tym wniosku nie można było poprzestać, bo to nie wystarcza… ani w kontekście w dzielenia się, ani w kontekście sprawiedliwości społecznej. Bo co z tego, że w Niemczech jest tak cudownie, w Polsce mamy to, co mamy, i sorry, ale tu, w każdym razie jak już, to nieprędko, nie zbudujemy państwa, które zabezpiecza ludzi z zespołem Downa do godnego życia i daje szanse ludziom niedostosowanym żeby uczestniczyć w tak szlachetnej pracy jak praca dla tych ludzi. Bo tu jest Polska, no bo cóż, tu jest inaczej, tu by potrzeba ogromnego przewrotu, rewolucji, żeby wszystko przeszło na inne tory, ale to bez sensu gryźć się z tym w taki sposób, jak we mnie kłębiły się myśli, bo to może przedzierzgnąć się nagle w wymówki dla siebie, a nie w prawdziwą rewolucję ku górze czy choćby… powolną ewolucję…
Co z tego, że wykładania teoretyczna uwolniła mnie od pewnego ogólniejszego aspektu poczucia winy związanego z dawaniem, na poziomie codzienności wciąż jednak te mikrodyskomforty na tym tle u mnie zostały… ale może całe szczęście, że uogólniona teoria tego niepokoju we mnie do końca nie szczyściła… No właśnie…
Powolną ewolucję…
No właśnie, dlatego nie wierzgam wcale nogami, gdy Pepsi mówi o swoich poglądach na pieniądz i kwestie społeczne, bo każdy, kto działa ku dobrym wibracjom, wykonuje swój ewolucyjny krok ku dobru, który w jakiś sposób przekłada się na ogólny postęp w tym kierunku. Nie ma więc powodu, by patrzeć na wszystkie gesty charytatywne wilkiem i nie ma powodu, by chować je w ukryciu. I w końcu udało mi się okazać parę gestów solidnego podzielenia się… na miarę, jaką lęk z tym związany w tej chwili mi na to pozwala, i co jakiś czas robię charytatywne donacje i staram się też pomagać bardziej bezpośrednio, przy czym wciąż towarzyszy temu duża niepewność, strach, niechęć do siebie (nie do osób, którym pomagam, tylko jednak do siebie) i nie zawsze są to donacje proporcjonalne do moich możliwości, być moze jednak za niskie, ale precz z osądzaniem-porównywaniem, parę razy udało mi się już soldniej, więc może w końcu wyjdę na prostą 🙂
Tyle przykładem ilustracji pewnej alternatywnej dla piekła fiksacji z jakimś podłożem ze strachu, ale bardziej jednak zatrzymaniem pewnej koniecznej ewolucji w sobie.
I to prawda, że typy nerwicowe mają poczucie humoru. Jest genialna scena z filmu „Uwierz w ducha” gdzie Whoopi Goldberg, grająca drobną oszustkę-naciągaczkę, musi czek na ogromną sumę, wykradziony prawdziwym zbirom, oddać do puszki jakiejś kwestującej zakonnicy, by się kłopotliwego, acz mającego realne pokrycie i możliwego do realizacji czeku, jakoś anonimowo pozbyć… wrzucając czek pluje za siebie i wykonuje tak niesamowitą mimikę, że zakonnica jest osłupiała, ale mimo wszystko jakoś sympatyczna i otwarta na donację 🙂 I to mnie zawsze zrzucało z krzesła i jakoś rozluźniało… mogliby puszczać ten film przed 6 grudnia… myślę że działałby lepiej niż świąteczne dekoracje w galeriach handlowych… one mnie nigdy nie rozluźniały, raczej przypominały, że to ten czas prezentów się zbliża… i nie, nie ich kiczowatość wzbudza mój protest, ale ta mechaniczność, one może i rozwiązują portfele osobom, które nie mają problemu z tym, ale dla nerwicowców trzeba bardziej niekonwencjonalnych metod, typu Whoopi… tylko to my sami musimy sobie to znaleźć, nie możemy oczekiwać, że ktoś znajdzie. Przed dziedziczkami i kapitalistami nie musimy klękać, ale żeby wygrać w tej grze na swoich zasadach, starajmy się po-prostu pracować nad sobą 🙂
Z ciekawością przeczytałam Twój komentarz. Dość znany jest problem, że nie potrafimy brać, boimy się dostawać. Ego boi się zaciągać długu wdzięczności, co w sumie blokuje na dobrostan materialny i nie tylko, trywializując. Jednak to co opisałaś, to jeszcze co innego, nie mówiąc o tym, że czułaś się tak niepewnie obdarowując. To zresztą może być ta sama przyczyna, że skoro nie cieszyły Cię prezenty, to eufemizm, bo wręcz bałaś się prezentów, obawiałaś się, że innych też nie da się zadowolić.
Jestem ciekawa co studiowałaś?
Tak neurotycy lękliwcy widzą więcej śmiesznych niuansów 🙂
Dzięki za odpowiedź 🙂
I podłączam się do apelu, żeby wierzyć w świętego mikołaja, choć ludzie i tak chętniej przedłużają sobie wiarę w piekło… no ale co poradzić, to działa mocniej, komu udaje się temu nie ulec…
Pamiętam pierwszy raz na mszy w kościele, kiedy w dzieciństwie jakby odetkały mi się uszy na to, co jest mówione (wcześniej były tylko zachwyt oczu światłami, uszu muzyką, tłumem itd.) i uszy zaczęły słyszeć „grzech, grzech, grzechy” w co drugim zdaniu, i wstąpiło dziwne zdumienie… co to w ogóle jest? Potem padło to pytanie wobec dorosłych juz w domu i ich miny… poważniały, smutniały, rozciągały się… przykre było to ich tłumaczenie, mówili, że to cos bardzo bardzo złego, ale… jeszcze w tamtym dniu i tak to do mnie nie docierało, choć msze w kościele nie były już takie przyjemne.
No dobra, grzech to nie jest równowazne pojęcie z piekłem, moze być czymś użytecznym… no ale nie wiem, wywołuje w ludziach taki paraliż, jacy są grzeszni i słabi…
Odpowiem na pytanie w osobnej, prywatnej odpowiedzi 🙂
Komć prywatny 🙂
…
Stawiałam na psychologię, lub socjologię 🙂
piętno kościoła
ściskam Cię i dzięki za odpowiedź
Świetny wpis Pepsi ❤️
<3