Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Można zrezygnować z obchodzenia wszelakich uroczystości, urodziny sobie odpuścić albo spędzić grudniowe święta na plaży. W przypadku Tłustego Czwartku nie ma mowy o takim bezeceństwie, wszak pączki łączą ludzi bardziej niż muzyka disco-polo na polskich weselach. Kolejki w cukierniach w tym dniu osiągają rekordowe długości zakręcając na rogach ulic. W wegańskich grupach na facebooku od dwóch tygodni wszyscy pytają skąd wytrzasnąć w pełni roślinne wersje smażonego przysmaku. Członkowie grup raw rokrocznie kminią jak skleić pączka z orzechów, jabłek i daktyli. Kraj ogarnia szaleństwo.
Poza zjedzeniem w Tłusty Czwartek pączków w ilości co najmniej równoważnej masie własnego ciała pomnożonej przez 0,020 należy zrobić tylko jedną, niezwykle ważną rzecz. Powiedzieć ile pączków się zjadło. Jak się tego nie zrobi, to się w opór nie liczy i trzeba zjeść pączki jeszcze raz, bo inaczej nie będzie szczęścia i dobrobytu.
I ja się muszę na fali tych wyznań ociekających tłuszczem wyspowiadać i do czegoś przyznać: nie kumam trochę tej pączkowej spartakiady.
Kiedyś myślałam, że to objaw jakiegoś beznadziejnego buntu wewnętrznego, że o, wszyscy pączki jedzą, no błagam, co to za rozrywka, dajcie mi lepiej moją marchewkę i włosiennicę. Później w przypływie świadomości zdawało mi się, że to naturalna chęć troski o siebie i nie ładowania w siebie śmieciowego żarcia. Przecież nawet jeden pączek to wyzwanie dla wątroby, żołądka i trzustki. To okropnie przypalony tłuszcz (tradycyjnie smalec), tona cukru, drożdże i ogólna rafinada. Po po pączkowej rozpuście i cukrowej euforii przychodzi pora na umieranie z bólem brzucha i sennością, a to nic przyjemnego.
Teraz, nareszcie, dojrzałam do myśli, że dla każdego coś miłego i dla mnie po prostu taki pączek nie jest wcale najmilszy na świecie. I jak dla kogoś jest miły, to niech mu będzie, że czemu nie. Wszystkim wedle własnej intuicji, potrzeb i zachcianek.
Być może jest ktoś, kto tak jak ja od pączka woli inne rzeczy, ale – również jak ja – nie ma pewności jaki ekwiwalent tego pokarmu sobie zafundować żeby z należytą czcią spędzić dzisiejsze święto.
Pączek już mnie nie parzy, nie ziębi również ani trochę. Z bułeczkami cynamonowymi status związku mam raczej „to skomplikowane”. Czasem nawet bym zjadła, ale żeby mi się śniły po nocach, to już niekoniecznie. Zupełnie inaczej jest z tym obłędnym koktajlem, na myśl o którym moje ślinianki pracują trzy razy bardziej intensywnie. Nie wiem o co z nim chodzi, ale to odżywczy geniusz i totalna pyszność.
Jak go przygotować?
Zblenduj:
Możesz zmiksować napój z lodem albo delikatnie go podgrzać (do ok. 40 stopni).
Kąpiel z solą Epsom to sposób na regenerację mięśni i wyzerowanie umysłu. Poznaj sekretny przepis, dzięki któremu z każdej kąpieli wyjdziesz jakby dotknięta czarodziejską różdżką. To kąpiel, która oczyszcza i odpręża, a do tego pięknie nawilża i wygładza skórę. Skuteczne jak diabli. I jakże przyjemna!
Jak przygotować słoik pudru Epsom?
Zmieszaj w szklanym słoju:
W szklanym słoju wymieszaj (łyżką bez metalu) glinkę i sól Epsom. Zmieszaj ze sobą olejki w osobnym naczyniu i dodaj je do słoika. Wymieszaj i szczelnie zamknij. Jednorazowo dodawaj do kąpieli 1/3 szklanki i relaksuj się przez co najmniej 15 minut. Po kąpieli opłucz ciało.
Miło jest zrobić coś miłego i takiego ogólnie spoko. Dla siebie albo dla świata. Można powiedzieć komuś szczery komplement albo się uśmiechnąć. Kupić komuś pączka albo zrobić właśnie koktajl o smaku cynamonowej bułeczki czy inkszą zupę. Kupić bananki do własnej materiałowej torebki zamiast do tej foliowej. Dużo rzeczy można zrobić.
Można posprzątać na kwadracie, bo sprzątanie potrafi być miłe i bardzo zerujące. Zaległych gratów później wystarczy pozbyć się w lokalnej grupie wymianowej na facebooku, oddać na rzecz jakiejś inicjatywy, na przykład do jadłodzielni albo lokalnej grupy Jedzenie Zamiast Bomb. Można też się położyć i zrelaksować. Książkę w tym czasie na przykład poczytać. O! Albo odwołać wszystko i zabrać się w jakieś miłe miejsce na randkę sam na sam ze sobą.
Można sobie zjeść wcale nie pączka tylko coś innego. Zrobić coś czego się na co dzień nie robi. Albo w ogóle nic nie robić, bo czemu nie. Taki to Tłusty Czwartek.
Uściskuję!
Powiązane artykuły
Komentarze
Amen. Pączki odpuściłam sobie totalnie, niestety pochłonęłam cztery żelki. Cztery żelki a jaki kac! No nic, kąpiel z epsom wieczorem mnie uzdrowi 🙂 dzięki za fajny tekst!
oj tam oj tam 😀
Serio nie zjedliście ani pączka?? ani pół?? mi się podoba święto pączkowe, ale w ramach uzdrawiania ograniczyłam się do jednego, jest mi potem senno ale warto.
No serio nie zjadłem ani jednego w tym roku. Mimo, że miałem propozycje, a zbyt silną wolą nie dysponuję. Mi też się podobają takie święta. Choć szczerze mówiąc coraz mniej. Gdyby to było jakieś jedyne, wyjątkowe na cały rok, a później nic, to jeszcze może bym zgrzeszył. Ale tych świąt oraz okazji do słodkościami się zapychania jest mnóstwo. Nieraz po kilka w miesiącu, a jeszcze u cioci lub babci co niedziela obowiązkowo. A dobrobyt się zrobił obecnie tak wielki, że okazje bez okazji to są cały czas. Nieraz widzę jak dzieci po kilka razy dziennie sięgają bądź dostają sztucznie wytworzone słodkości. I zazwyczaj dorośli nie widzą nic w tym złego albo oponują bez przekonania. Tak dla zasady chyba co najwyżej.
Ja zawsze lubiłem iść pod prąd więc stoję od jakiegoś czasu na przekór tym świętom i nie żałuję.
Ale super jest ten artykuł. Emanuela brawo 🙂 Lubię te wszystkie gry słów!
Ja oświadczyłem dzisiaj wszystkim, że pączki zrywam z drzewa. Po czym przyniosłem i na ich oczach pożerałem pyszniutkie gruszeczki!
😀
Zjadlam 2, normalnie wole pyzy 🙂 ale wczoraj … tylko paczaki byly w glowie