Poniekąd przyłapałam i zaczęłam drążyć, to się przyznał..
Współczesny świat i ta konkretna nitka rzeczywistości, w której żyjemy, sprawiają, że kwestie materialne postrzegamy wyjątkowo ambiwalentnie, a przy okazji jako coś osobnego, dziejącego się obok życia, a nie będącego jego integralnym elementem. Z jednej strony otrzymywane ze wszystkich stron sygnały posyłają w eter intencję by mieć bardziej niż być. Kup sobie, spraw sobie, polub to, zakochaj się od pierwszego wejrzenia, marz o tym. Z drugiej strony tendencje te się przeobrażają, ciągną nas w stronę korzeni. W mokrych snach jesteśmy idealni. Ubrania kupujemy tylko wysokiej jakości, z etycznej produkcji i takie, że wszystko jest piękne i do siebie pasuje, żeby nie mieć nadmiaru. Odżywiamy się zdrowo, ciało szanujemy, a dzieło stworzenia miłujemy. Jakość stawiamy ponad ilość i tak sobie egzystujemy bez presji, w swoim idealnym śnie.
Tyle tylko, że mokre sny mają to do siebie, że nadal są snami. I oczywiście nie ma nic złego w projektowaniu rzeczywistości, ale jednocześnie nie ma nic gorszego niż obładowywanie się energetycznym balastem swoich pobożnych życzeń i pragnień. Często, prawda? Myślisz o tym, że chcesz być odważna, bogata, nie wygadywać głupot, mieć więcej przyjaciół albo piękny dom, w którym będziesz patrzyła przez okno na zachody słońca. A teraz powiedz jak często zastanawiasz się nad tym kim jesteś? Odpowiedz realnie. Jak często nie tylko pytasz się siebie „dlaczego tak jest” lub „dlaczego taka jestem”, ale także analizujesz to co faktycznie zachodzi wokół Ciebie? Niektórzy nie robią tego nigdy.
Te ciągłe marzenia na jawie i oczekiwania wobec siebie sprawiają, że nie jesteś szczęśliwa. I nigdy nie będziesz. Jest to oczywista oczywistość, a jednak nie myślisz o niej na co dzień. Wierzyć, że osiągnie się wielkie rzeczy i pokładać w tym swoje zaufanie jest naprawdę spoko. Tyle że zupełnie inną rzeczą jest wierzyć sobie, a oczekiwać od siebie tych wielkich rzeczy, jako jedynego słusznego sposobu na przeżycie życia i czucie się spełnionym.
To czym się otaczasz i jak żyjesz definiuje Twoją energię. To co do Ciebie przynależy jest wibracją, tak jak Ty sama. Powiem więcej: Ty sprawiasz, że ta wibracja jest wysoka albo niska. Minimalizm i maksymalizm to z gruntu ta sama rzecz, tylko objawiająca się materialnie w zupełnie różnych kontekstach. I może ona być wspaniała albo zupełnie szkodliwa i obciążająca. Możesz być minimalistką, która docenia każdy zakup i z wdzięcznością wydaje pieniądze. Być może duże, bo stawia na jakość i wierzy, że można być i mieć na równym poziomie, wcale nie mając dużo. Możesz być minimalistką, bo lubisz w swojej przestrzeni ład, albo dlatego, że jesteś praktyczna. Możesz też być minimalistką, bo nie pojmujesz dlaczego miałabyś wspierać swoim portfelem machinę konsumpcjonizmu, bez walki z nim, ale ze świadomością jego istnienia. I to jest dobry minimalizm. Możesz być też otoczona rzeczami. Rzeczy mogą mieć dla Ciebie duchową moc, przywoływać wspomnienia albo podnosić Twoje wibracje, ponieważ są piękne lub użyteczne. Możesz mieć przedmioty w ogromnej ilości. Bibeloty, wszystkie możliwe kuchenne gadżety, 25 torebek i o kilka sukienek za dużo ale wciąż traktować je z dużą swobodą, ot, elementy artystycznego chaosu. I to też jest ok.
Możesz też być minimalistką ascetką i samobiczować się swoim „być bardziej niż mieć”. Możesz kupować tylko najbardziej niezbędne rzeczy i zadręczać się każdym zakupem, wzdychając nad wydaną złotówką. Tak samo jak możesz otaczać się rzeczami ze strachu, że kiedyś ich zabraknie albo dlatego, że brakowało Ci ich kiedyś. Możesz mieć dużo rzeczy i tworzyć z nich twierdzę, w której ukrywasz się przed światem. Możesz mieć mnóstwo rzeczy żeby wszyscy widzieli, że masz. Wówczas, zamiast patrzeć na zewnątrz, wejrzyj w głąb siebie.
Lubimy się doszukiwać czegoś więcej w tym co robimy. Ludzka cecha. Rzecz w tym, że tak naprawdę minimalizm i maksymalizm są tym samym i mogą być tak samo korzystne lub niekorzystne dla rozwoju. Minimalistką lub maksymalistką jesteś nie tylko jeśli chodzi o kwestie materialne, ale w ogóle, w życiu. Minimalizm i maksymalizm to Twoje decyzje. To sposób w jaki mówisz i w jaki reagujesz. To Twoja powściągliwość w kontaktach z innymi albo absolutna, ekstatyczna wylewność. Kim jesteś? To Ty podejmujesz tę decyzję.
Na zawsze Twój Horry Porttier
Powiązane artykuły
Komentarze
Dzięki Horry, tego mi trzeba czytać w nieskończoność.
Horry a gdzie Twoja piękna uroda:(
Oj tam, oj tam <3