😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Zobaczyłam właśnie „Białego Kruka” film biograficzny o rosyjskim tancerzu Rudolfie Nuriejew’ie, który późno zaczął, więc miał braki, być może w kwestii idealnych arabesques nie do nadrobienia, jednak ta wschodnia siła rozwaliła system. Francuzom opadły szczeny, będąc zarozumiałymi ojcami i matkami baletu zdjęli czapki w głów, nie mieli innego wyjścia. I ten gościu karmił się sztuką wizualną, niby francuskim ciastem, głównie renesansowym malarstwem, chłonął piękno, przyłaził pod Ermitaż, czy pod Luwr na pół godziny przed otwarciem z pasji, gotowości, i szedł ku wybranemu obrazu i gapił się, chłonął, trawił jak człowiek, który potrzebuje pierwszego kontaktu. Geniuszami rodzimy się wszyscy, a następnie zaczynamy dopasowywać się do programów, aż w końcu bierzemy je za swoje i po fenomenie. Wiesz, że Ford, Edison, a nawet Einstein nie mieli tak zwanego odpowiedniego wykształcenia, w tym niektórzy z nich żadnego? Einstein pracował w urzędzie patentowym. I, że mali zazdrośnicy współcześni często robili do tego przytyki? Jak bardzo oburzała się Mariola Bojarska-Ferenc, polska gimnastyczka artystyczna, potem dziennikarka na kompetencje, według Marioli żadne, Chodakowskiej? Gdy ta zaczęła robić karierę stulecia, że ją Lewandowska z horrendalną podwaliną finansową, wizerunkową, oraz również zawodową, ledwo dogania, czy też dogoniła?
Eh, a ja jestem w zawieszeniu… Nie umiem ustalić celu dla siebie jeśli chodzi o moje życie zawodowe. Jestem dość wszechstronna, lubię też pracę fizyczną, Ale… myśl z tyłu głowy: „Dziewczyno, przecież ty masz studia, a jesteś cała rozdrobniona. Masz studia, a wykonujesz prace poniżej kompetencji.” Nie mogę się uwolnić od swojego wykształcenia – tak bym to ujęła. Jeszcze się boję, że ktoś mnie odrzuci z powodu tego, że mam ścieżkę zawodową niezgodną z wykształceniem … Że pomyśli, że jest coś nie tak z polonistką, która pracowała jako ekspedientka, redaktorka, animatorka, kucharka, telefonistka, kelnerka, menagerka i ktoś tam jeszcze… Jeszcze się boję, że mi powiedzą, że jestem dziwna, nieakuratna i niepasująca. Nawet niedostatku finansowego nie boję się tak bardzo jak tego. Zostawiłam za sobą religię, konwenanse rodzinne, byłego męża, toksyczne relacje, schematy na temat macierzyństwa, i różne inne programy. Ale wykształcenie i żarcie słodyczy jeszcze się trzymają. Dusza mi mówi: pracuj z ludźmi, rozmawiaj z nimi, pisz do nich, wspieraj ich, doradzaj, mów, inspiruj, zachęcaj do zmiany, pytaj, słuchaj, odpowiadaj. To potrafię. W takiej pracy chciałabym pracować. Na razie robię to za darmo, bo pojawiły się okazje. I będę dalej to robić, bo chcę. Ale rozum mówi: Dziewczyno, znów nie jesteś nigdzie zatrudniona. Co z tego, że chcesz pracować w doradztwie i handlu, jak ze względu na dzieci nie jesteś dyspozycyjna popołudniami. Idź do byle jakiej roboty i nie wymyślaj, bo zaraz nie będziesz miała na chleb. Jak nie weźmiesz pracy, której nie chcesz, to zginiesz. Bardzo bym chciała mieć to wszystko gdzieś. Próbuję mieć to gdzieś, ale jeszcze nie mam. Zamiast mieć to w dupie, to mam to jeszcze w głowie. Jakby nie patrzeć – kawałek drogi.
Taaak to jest problem, gdy nawet my sami postrzegamy siebie przez pryzmat programów, które nałożono nam już w dzieciństwie. Zapominasz o najważniejszym, że rozwój intelektualny, który miał miejsce z powodu długich studiów, przeczytania ogromnej ilości książek, przewartościowania wielu przekonań, buntu, ulepszania i cofania się, że to wszystko Cię wspiera, a nie powinno ograniczać. U Ciebie jest odwrotnie niż u Forda, Edisona, czy Chodakowskiej, kompetencje masz wyższe niż stanowisko. Twoje niepewne ego nie pozwala Ci akceptować tego co akurat jest. Polonistyka jest niejako wydziałem artystycznym, podobnie jak malarstwo, aktorstwo, czy szkoła muzyczna, i wielu absolwentów podejmie wcześniej, czy później z powodów ekonomicznych, taśmową pracę na przetrwanie. Fatalnie by się złożyło, gdyby ten etap w swoim życiu traktować, jak mniej ważny, gdyby nie podglądać w tym czasie ludzi, nie być uważnym, otwartym, nie uczyć się, nie robić przepływów, nie ewoluować, nie czytać, nie pisać, nie grać, nie zarabiać ogromnej kasy. Gdy poznałam Jerzego Pilcha pracował na św. Jana w Krakowie w dość ciemnym kantorku zwanym galerią autorską Andrzeja Mleczki sprzedając jego rysunki i kubki. Odwiedzali go kumple w kształcie Bronisława Maja, Żółtego Psiska (kryptonim pewnego profesora, Pilch wspomina go w Dziennikach), wysokiej jak na tamte czasy anglistki Miry (kwiaciarki na Rynku zawsze zwracały się do niej z lekka po angielsku, gdyż wzrost Miry nie mieścił się w polskich kanonach wprawdzie właśnie upadającej, ale jednak komuny), wpadającego Andermana, być może nawet Wiśki i Cześka zaglądających.
Gdy ufasz sobie całościowo, wierzysz w każdą siebie, masz absolutną pewność, że to co robisz jest Ci niezbędne do integracji siebie w całość. Nie możesz opuścić jakiejkolwiek części i powiedzieć owszem kocham, ale nie tę sprzedawczynię. Był sobie Pilch. Chodzimy po świecie rozczłonkowani, niezintegrowani, nieakceptujący swoich ja z wczoraj, albo z dzisiaj, już martwiący się jutrem, nie wykorzystując tej niebywałej zmiany jaka nastąpiła w naszej grze. Już nie musisz walczyć o ogień, nie musisz drżeć o przetrwanie, nikłe prawdopodobieństwo wielu tragicznych zdarzeń powiązanych z maczugą, które w poprzednich logowaniach doprowadziły do narodzin ego z powodu ogromnego strachu o przetrwanie. Gra toczy się w zupełnie innym miejscu, nie ma powodu wciąż żyć pod dyktando mózgu limbicznego i gadziego. Śmiało możesz przyspieszyć ewolucję programowaniem własnej podświadomości, oraz coraz częściej stawiać na radosną, czy zwyczajną uważność. Czy rysunki Mleczki sprzedawał inny Pilch? Nie ten przypadkiem, który wkrótce wyda „Spis cudzołożnic”? Czy on w mysiej norze przeżywał katusze niedowartościowania, będąc magistrem polonistyki, wydając resztę z dziesiątaka za brzydki porcelit, nawet nie fajans? Nie radzę porównywać się z nikim, ale zintegruj się dziewczyno, polub laskę z wczoraj z supersamu, tak samo, jak tę sprzed wczoraj na korytarza uniwersytetu nawijającą z wypiekami o Francu, Marcelu, czy Umberto, a raczej o ich kreacjach.
Dokładnie określ swój cel główny, zapisz go wyraźnie i powtarzaj głośno rano i wieczorem. Niech będzie najbardziej śmiały ze wszystkiego co możesz napisać z wiarą w jego spełnienie. Bowiem nasza natura w tej grze jest taka, że nigdy nie uwierzysz w coś czego faktycznie nie możesz spełnić. I odwrotnie, jeśli podasz potężny cel i uda Ci się przekonać podświadomość, że go spełnisz, jak najbardziej jest w Twoim zasięgu. Jeśli nie określisz precyzyjnie swojego celu, Twoje życie zacznie przypominać życie większości ludzi na planecie Ziemia, będzie dryfowaniem. Prawo dryfowania a’la łupina orzecha jest powszechne, ponieważ ludzie żyją bez precyzyjnie określonych celów. Nawet, gdy mają jasność, że dryfują, i tak nie chce im się niczego zmieniać. Oczekują zmiany od innych.
Tutaj pojawia się największa zmyłka, Hyłka. Przestrzegam Ciebie i wszystkich, którzy wpadli na pomysł, że bardzo precyzyjnie określony cel sam w sobie wystarczy do odniesienia sukcesu. Taki cel niczym nie będzie się różnił od biernie określonych marzeń, mrzonek, fatamorgany, fantasmagorii, banialuk, bzdetek, zabawy w niebieskie migdały, dopóki nie zostanie w niego tchnięte życie i dopóki nie zostanie przełożony na działanie za sprawą Twoich sił duchowych. Cel musi zostać wyrwany ze sfery bierności i ma zostać okraszony duchową siłą działania. Tylko to, za to zawsze, doprowadzi Cię do sukcesu. Jak przełożysz precyzyjnie wyznaczone cele na ich fizyczny odpowiednik kiedy indziej. Wspomnę tylko, że spisując cel w czasie teraźniejszym dokonanym należy zawsze określić czas realizacji, niech to wbije się do łepetyny podświadomości, że masz to napewno w tym wcieleniu i jakoś tak ten tego za 3 lata, czy coś w tym guście.
Każdy cel wymagać będzie od Ciebie determinacji. I to trzeba sobie powiedzieć jasno, „Tak, to trzeba powiedzieć jasno, Borys rzuca jedzeniem” – takie oświadczenie złożył pewien rodzic w temacie swojego trzylatka odważnie i otwarcie. Cel ma swoją cenę, określ ją i zdecyduj się ją zapłacić. To jest właśnie determinacja. Ludzie, którzy osiągnęli wielki sukces zawsze dawali z siebie więcej, niż ich wypłata. Niewtajemniczone żony potencjalnych ludzi sukcesu, nienawidzą szefów swoich mężów, obwiniając szefów za późniejsze powroty swoich mężów z pracy, tymczasem to jest niewidzialne łącze. Mężowie, którzy osiągną sukces nie pakują się pierwsi do wyjścia, wręcz przeciwnie. Wyjątek stanowi własna firma dziecko, którą już rozkręcają po pracy, ale nawet wtedy dają więcej, gdyż. Im więcej dasz, tym więcej dostaniesz, jakby co, zła też. Ale krzątanina, mistyfikacja pracy, latanie po korytarzach z pustą kartką A4, manipulacja, z pewnością nie zalicza się do większego dawania, to odmiana dryfowania. Ludzie sukcesu przyciągają sukces, bo to przecież zwykłe prawo przyciągania. Działaj więc Kochana, umiesz pisać? pisz, chcesz pomagać ludziom? pomagaj, i nie zapomnij precyzyjnie określić celu. Kasa popłynie wartkim strumieniem i nawet się nie zająkniesz w temacie schowanej do szuflady magisterki. Jeśli myślisz o pieniądzach jak o celu, nie przejmuj się Zelandem, nie ma człowieka, który sam zarobił swoje pieniądze, aby jarał się nimi dla nich samych i żeby nie wiedział w jaką zamienić je pożyteczność dla siebie, rodziny i całego Wszechświata. Na margi, sprzedaż jest najważniejszą umiejętnością wśród ludzi sukcesu, możesz się więc doskonalić i za ladą z ekologicznymi słomkami. Zawsze bądź białym krukiem.
LoveJu<3
Źródło: „Droga do osobistej potęgi” Napoleon Hilii (najważniejsza pozycja multimilionerów)
Powiązane artykuły
Komentarze
Pepsi, mozg limbiczny, to wlasnie gadzi. Pozniej jest ssaczy, czyli emocjonalny, a na koncu ludzki, czli racjonalny.
Nie, nad mózgiem gadzim znajduje się układ limbiczny, znany także jako mózg limbiczny albo ssaczy.
Gdziekolwiek ów mózg się nie znajduje, to z całą pewnością nie jest to wiara w spełnienie. Tak się powszechnie nazywa to wiarą, bo nie znaleziono odpowiedniego słowa, a to jest pewność. Widzenie. Poczucie, że to już się dzieje,a jeszcze tego nie widać, jak ten moment wywoływania fotografii, tuż zanim pojawią się pierwsze zarysy obiektu. Wiara natomiast odnosi się do bliżej nieokreślonej przyszłości (ludzie mówią: tak, wierzę, że to się stanie, że tak będzie, będzie pięknie) i bliżej jej do marzenia, niż działania. Działanie ma być dopracowane w „widzeniu” w najdrobniejszych szczegółach, bez zawahania, domknięte, bez pozostawiania furtki, że może się nie udać.
Droga Pepsi, czy celów może być kilka ? tzn cięzko jest mi napisac jeden, moje life teraz to takie nie wiem jak to nazwać, ale hm… nie wiem co robić, gdzie podążać, co jest dla mnie, chciałabym spróbować też innej drogi i tak czekam na to aż bede miała taką możliwość ( ktoś mnie zatrudni) i to też, odrobinkę powstrzymuje mnie przed oddaniem siebie i troszkę wiecej innej, bo może warto zrobić małe doszkolenie do tej drugiej…. tak nie wiem i jednocześnie mnie to męczy… krwawię od środka
może być kilka jak najbardziej, główne, pośrenie, ale nie więcej niż 10 bo podświadomość tego nie kupi
Serdeczne dzięki za odpowiedź, Pepsi 🙂
No i cóż napiszę… Tak, tak – trzeba przestać gonić za białymi królikami i w końcu pokochać obie mnie.
A może by tak ukryć swoje wykształcenie i pójść do roboty takiej jaka mi się żywnie podoba, jaka mi sprzyja na ten moment – a siebie wykształconą pokochać, i powiedzieć jej: super, dziewczyno, dzięki że jesteś, rób swoje na boku, ja tymczasem „podjadę” na tym, co jest akurat dostępne do podjechania? czemu by tak nie zagrać?
Nikt oprócz mojego ego nie może mnie przed tym powstrzymać. Nikt też oprócz mojego ego nie może mnie do tego przekonać.
Hm… Wybrać opcję, znaleźć argumenty, przestać rozkminiać, zacząć działać.
Dobrze kombinuję?